niedziela, 9 sierpnia 2020

Mariusz Szczygieł - Láska nebeská


Niedzielny poranek przywitał mnie
a/ globusem, który jednakże został zlikwidowany w zarodku przy pomocy nieocenionej Sumigry (aczkolwiek siedzę teraz w charakterze tzw. tępej dzidy i myślę, że dobrze byłoby iść się umyć - ale nie mam siły)
b/ wiadomością o tragicznym pożarze w Bohuminie.
No, to już mnie dotyka prawie osobiście, bo Bohumin to moja stacja przesiadkowa w drodze do i z Pragi. Oczywiście guzik o nim wiem, jestem tam pół godziny i w tym czasie nie wędruję z tobołami po mieście, więc nawet nie miałam pojęcia, że są tam 13-piętrowe bloki. Otóż na 12-tym piętrze wybuchł wczoraj pożar, w wyniku którego spłonęło 6 osób plus kolejne 5 zginęło wyskakując z balkonu. Ponoć brakowało dosłownie kilkudziesięciu sekund, żeby strażacy zdążyli rozpostrzeć ten materac ratowniczy na dole... Drugie ponoć, że najprawdopodobniej podpalenie (niesnaski sąsiedzkie - wyobrażacie to sobie???). A trzecie ponoć, już moje własne, że kto wie, czy nie Romowie, tym bardziej, że blok komunalny...
Pomyślałam przy tej okazji o tym, że człowiek zatrzymuje się wiele razy w jakiejś miejscowości, a ogranicza się do stacji kolejowej i dalej nie wie o niej nic. No ale! Co niby? Miałabym sobie tam zarezerwować nocleg i poświęcić jeden dzień zwiedzaniu? Trochę by mi to wyglądało tak, jak by na przykład Monika Julita w drodze do Krakowa postanowiła wysiąść w Sędziszowie i pozwiedzać.
Nie mówię nie, nie mówię, że należy zwiedzać tylko Kraków czy Pragę... i gdybym się poruszała samochodem, to ho ho, różne już bym hocki-klocki odstawiła. Ale nie pociągiem, z walizami. I nie w tak ograniczonym czasie, jaki mam zawsze do dyspozycji. A szkoda przecież.
A' propos Moniki Julity - HAPPY BIRTHDAY TO YOU!!!!

A dziś artykuł (klik) właśnie o podróżowaniu, a raczej o masowej turystyce, w którą się podróżowanie zamieniło... generalnie zgadzam się z większością tez. Tym, co koniecznie muszą na weekend do Lizbony, dawałabym... no może nie w łeb od razu, ale najpierw obowiązkowo do przeczytania kilka książek o dewastacji i dehumanizacji, jaką taka turystyka powoduje. Potem niech już decydują.


No dobrze, a teraz przejdźmy do Szczygła.
Ja w ogóle nie wiem, jak to się stało. Książkę mam od 2012 roku, a w spisie przeczytanych tu na blogu nie figuruje. Z drugiej strony WYDAJE MI SIĘ, że ją znam. Może podczytywałam w kawałkach? Trochę tak jak Nie ma, które też czeka na całościową lekturę, choć w ogólnych zarysach znam...
I takoje sowpadienie: przeczytałam to Kapryśne lato, dalej nie mogłam usnąć, więc sięgnęłam w środku nocy przypadkowo po Szczygła, bo stał blisko - a tam o Kapryśnym lecie właśnie! O tłumaczeniu. Bowiem to wydane przez Agorę jest drugie, wcześniej przełożył tę powieść Zdzisław Hierowski i tak trochę wychodzi na to, że lepiej. Ale ogólnie język Vančury jest ciężko przekładalny.
Szczygieł pisze o innych czeskich książkach, bo to felietony, które wychodziły równocześnie z tą serią Agory. Ale nie byłby Szczygłem, gdyby te powieści nie stawały się pretekstem do snucia innych historii. A ostatnia część poświęcona jest postaci Jary Cimrmana czyli największego Czecha.
Nawiasem mówiąc, szukając w googlu frazy Láska nebeská do skopiowania (te znaki diakrytyczne...) odkryłam, że taki jest również czeski tytuł filmu To właśnie miłość :)


Początek:
Koniec:

Na półce są same czeszczyzny, a po lewej stronie świetny, choć straszliwie mroczny i depresyjny, serial Pustina, który siłą woli wymogłam na przewodniczce podczas zwiedzania praskiej siedziby HBO :)

Wyd. Agora SA, Warszawa 2012, 165 stron
Z własnej półki (kupione 7 marca 2012 roku za 22,49 zł)
Przeczytałam 6 sierpnia 2020 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Po odczekaniu trzech dób mogę się wreszcie cieszyć nowymi nabytkami z Pragi.
Sztuk 28, w tym jedna dość okazała, mianowicie Encyklopedia czeskiej historii. Tania była, a uznałam, że wypadałoby móc coś sprawdzić od czasu do czasu niekoniecznie w internecie.
Zapłaciłam za całość 207,85 zł, następnie przyszło zrobić przelew za najbliższy semestr kursu czeskiego i teraz myślę, że może by przystopować? Tym bardziej, że przede mną zadanie rozmieszczenia GDZIEŚ tych 51,5 cm książek :)
Ale najpierw przyjemność przeglądania, trochę odczyszczenia niektórych okładek czy podklejenia obwolut.
Jeśli chodzi o pragensie, to są tu jedynie trzy rzeczy tematyczne, reszta to wolna amerykanka: trochę dziecięco-młodzieżowych, trochę kryminałów, dużo filmowych.


Taka mnie mała przygoda spotkała...
No, w dobie pandemii i siedzenia na czterech literach do miana przygody urasta przebicie dętki w rowerze (nie chwaliłam się? moje pierwsze! sześćdziesiąt pięć złotych, nawiasem mówiąc - kartę na tramwaj na cały miesiąc bym miała). Więc i to, co mnie spotkało z okazji paczki z Pragi też tak nazwę. Tyle że postanowiłam o tym napisać na praskim blogu, więc nie będę dublować. Kto ciekawy, niech wsadzi nos... do praskiego :)

To co, może by się jednak iść umyć? Czy tak całą niedzielę siedzieć w koszuli nocnej? A gdyby tak pożar i trzeba było uciekać?

4 komentarze:

  1. Wzruszonam :) Dziękuję za życzenia :) Co do Sędziszowa jeszcze nie mam zdania. Ale przemyślę sprawę; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gruncie rzeczy po drodze z Warszawy oprócz Sędziszowa jest jeszcze parę innych stacji, masz nad czym myśleć :)

      Usuń
  2. Poczułem się cokolwiek pomiędzy małym krtkiem, który z rozbrajającą ufnością woła "Joj!", a moim ulubionym Szwejkiem, czyli Rudolfem Hruszinskym, który uśmiecha się do całości i mówi: "Je to velmi krásné!" :) Zapewne dlatego, że większość czeskiej literatury postrzegam jako piękny pomnik niewzruszalnej pogody ducha i zauroczenia życiem w jego najpiękniejszej prostocie... I czasem bym tak chciał myśleć o polskiej literaturze... :)
    Kłaniam nisko, wielce WMPani obligowany za możliwość poznania tej uroczej paginy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym wręcz chciała częściej tak myśleć o życiu samym, Panie Wachmistrzu :)

      Usuń