Palec mi się omsknął i po wstawieniu do notki szkieletu w postaci zdjęć, kliknęłam OPUBLIKUJ zamiast ZAPISZ. Ech, te nerwy. Szybko szybko usuwać. A teraz szybko szybko pisać na nowo :)
Natalia Ginzburg to u mnie akurat nic nowego, to chyba moja ulubiona włoska pisarka, aż mi żal, że mam na własność tylko dwie jej powieści i kto wie, czy w końcu nie upomnę się u włoskiej psiapsióły o resztę, przynajmniej nie będzie musiała się zastanawiać, co mi przywieźć :) choć czy ja wiem... była u mnie w zeszłym tygodniu pewna starsza pani, przyjaciółka mojej mamy z lat młodości i złapała się za głowę, gdy zobaczyła mieszkanie. Co z tymi wszystkimi książkami będzie po Twojej śmierci, zapytała. Nooooo... nie stawiam sobie tego problemu, wszak mam spadkobierczynię, niech ona się martwi albo na allegro handluje (po złotówce). Ale bo starsza pani ma ten właśnie kłopot, zmarła jej kuzynka, zostawiając mieszkanie jej dzieciom (starszej pani znaczy), a w mieszkaniu też sporo książek i nie ma co z tym zrobić, pytali znajomego księdza, to chętnie by wziął, ale nie ma miejsca. Ludzie, jak już na plebanii nie ma miejsca dla książek, to ja nie wiem!
Wracając do naszych baranów, a raczej owieczki Ginzburg. Ach, jakież ona piękne powieści pisze o rodzinie. Mój ulubiony temat. Powieści pozbawione wszelkich opisów czy to wnętrz czy powierzchowności czy wewnętrznych przeżyć. Wszystko tu jest w dialogach. Niby tak sucho, beznamiętnie, a od emocji jednak aż kipi.
Tym razem mamy do czynienia z historią nieudanej miłości, na tle małej wioski czy miasteczka (te kłopoty z odpowiednim zaszeregowaniem włoskiego paese) i jej mieszkańców, na tle historii rodziny niedoszłego małżonka i czasu teraźniejszego w rodzinie narzeczonej. Obecność starych i dorastanie młodych, innych niż się tego po nich spodziewa rodzina, nawiązywanie przyjaźni, miłości, sympatii i antypatii. Małomówna Elsa, która pisze w pierwszej osobie, pozwala nam uczestniczyć w swoim cierpieniu, w swych nadziejach i rozczarowaniach, w tak prosty sposób, bez jednego komentarza czy osądu. Tylko obiektywna relacja, naga niczym zapiski w kronice, która jednak rodzi w czytelniku olbrzymie napięcie. Połykałam stronę za stroną niczym jakieś "Przeminęło z wiatrem" :)
Początek:
i koniec:
Wyd. Einaudi Torino 1961, 129 stron
Z biblioteki Włoskiego Instytutu Kultury w Krakowie
Przeczytałam 15 grudnia 2013
NAJNOWSZE NABYTKI
Piątkowym popołudniem tradycyjnie zajrzałam do Księgarni Akademickiej (ciągle wypatruję kolejnych monografii z serii o budynkach uniwersyteckich), a tu nowości. Wzięłam tę tańszą:
Kolejna pozycja - rezultat szperania po archiwach i bibliotekach, rocznikach starych gazet i wspomnieniach z dawnych czasów, przez Jana Rogóża.
Oczywiście przeczytałam od razu, więc wkrótce będzie nieco dokładniej.
Były też wspomnienia Leszka Długosza o Piwnicy pod Baranami, wydane tak bardziej albumowo no i stosownie droższe, a że prezent pod choinkę już sobie przecież kupiłam ("Krakowskie tramwaje"), to Długosza trzeba było odpuścić... czy na długo, to się okaże :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie dość, że popularne, to jeszcze przyciągające sprawy martyrologiczne... Natalia owdowiała (z trójką dzieci) po tym, jak jej mąż Leone Ginzburg zmarł w wyniku tortur stosowanych w więzieniu Regina Ceoli (był antyfaszystą).
UsuńWydaje mi się, że poziom językowy "Le voci della sera" to będzie akurat coś dla mnie za sprawą tego dialogowego, oszczędnego stylu. W każdym razie z fragmentami, które zamieściłaś, nie miałam większych kłopotów. Będę pamiętać o tej autorce, dzięki!
OdpowiedzUsuńTen Rogóż to mi pachnie odkryciem miesiąca, więc proszę, napisz o nim jak najszybciej.
Tak sobie właśnie myślałam o Tobie w kontekście językowym, przy czytaniu tej książki. Rzeczywiście dałabyś radę :)
UsuńTo bardzo mi miło!
UsuńCzy widziałaś już może to nowe czasopismo?
http://www.kiosk.colorfulmedia.pl/item/italia-mi-piace-1-2014.html
Dzisiaj premiera pierwszego numeru i bardzo jestem ciekawa, czy warto.
O, niesamowite, ktoś pomyślał o tysiącach uczących się języka włoskiego! Wreszcie!
UsuńMam pytania, a raczej prośbę. Czy mogłabyś polecić coś po włosku (oczywiście do czytania) dla osoby, która nie jest bardzo biegła w tym języku. Te przytoczone fragmenty w większości nie sprawiają mi problemu, ale mam nadzieję, że jako zagorzała czytelniczka będziesz potrafiła mi coś doradzić. Będę wdzięczna!
OdpowiedzUsuńPomyślę nad tym i w następnej notce może coś zaproponuję ;)
UsuńSprawę odkładam na nieco później, bo muszę się przyłożyć, poskanować to i owo :)
UsuńParę miesięcy temu wyszedł polski przekład powieści Natalii Ginzburg: Tutti i nostri ieri. Polski tytuł: Nasze dni wczorajsze, wyd Austeria
OdpowiedzUsuńO, dzięki za wiadomość! A więc pojawiła się pierwsza jaskółka :)
Usuń