piątek, 24 kwietnia 2015

Andrzej Nowak - Listy podgórskie

Ludziska kochane, jak mi się nic nie chce! Od niedzieli czytam kolejną kniżkę pa ruski i pewnie dopiero w kolejną niedzielę ją skończę. Tylko bym spała. Ewentualnie jakiś film obejrzała. Choć gdy wczoraj przyszła kolej na rosyjski film historyczny o carewiczu Aleksieju, to słyszałam jakieś szepty, szumy, zlepy, ciągi, że niby może jutro albo kiedy indziej, że to straszne nudy będą, że lepiej się zdrzemnąć... za oknami (na polu, jak mówią w Krakowie) wiosna w pełnym rozkwicie, rano na lustrze w łazience znalazłam pierwszą muchę, a ja tu w sen zimowy zapadam... oznaka depresji, której jakoś specjalnie poza tym nie odczuwam...
Tak że do projekcji zmusiłam się właściwie (no, albo przemogłam) i nie pożałowałam, bo film świetny i jakiś tam kawałek historii Rosji poznałam (a niewiele o niej wiem), same DODATNIE plusy :) no ale rano znów walka z budzikiem, on dzwoni, ja go przesuwam o 15 minut, on dzwoni, ja go przesuwam... i tak się bawimy, aż jest wpół do ósmej i zgroza i najwyższy czas! W rezultacie nawet do pracy zdążam lub jak mawiają powszechnie - zdanżam :) Tu otrzeźwiam się kawą jako prawdziwa biurwa, ale to krótko działa i jeśli nie spadnie na mnie nagle huk roboty (a ostatnio nie spada), to znów przysypiam, łażę po internetach jak ta głupia, żeby żywcem głowy nie położyć na biurku i nie chrapnąć.
Wiecie, jaki mam feler? Nie umiem czytać w robocie. Wszystko mogę robić, kiedyś nawet film obejrzałam, ale skupić się na książce "niepracowniczej" nie potrafię. Ile się nieraz czasu marnuje! A tak go lubię (w pracy) optymalizować :)
Jeszcze parę lat temu miałam inny przydział obowiązków i z tychże nadmiaru nie mogłam sobie palcem trafić. Potem przejęłam dział koleżanki, która odeszła i na własnej skórze przekonałam się, jak to prawda była, to jej wieczne narzekanie na huk roboty, ha ha ha. Jeśli za rok z hakiem poszczęści mi się i przejmę jeszcze inny dział po koleżance, która odchodzi na emeryturę, to pewnie się znowu nie pozbieram, bo kolejne dyrekcje narzekają, że jest źle prowadzony i trzeba go będzie wyprowadzić na prostą. Ale póki co - leżę i kwiczę... z nudów, prawie bym napisała, gdyby nie to, że nigdy się nie nudzę :)
No, tośmy sobie pobałtali, jak mówią Rosjanie, a teraz do ad remu, jak mówili starożytni Rzymianie.
Oto półeczka z dziełem dzisiejszym. Od Sasa do lasa, no ale tam się udało upchać.
Regał, jak widać, szczelnie wypełniony i kurka wodna mam już trzy kupki w różnych miejscach, czas pomyśleć, co dalej.

Listy podgórskie są kontynuacją Tego podgórskiego ludwinowskiego tanga:
Czyli wspomnienia z dzieciństwa w latach 50-tych i 60-tych, spędzonego w Podgórzu. Andrzej Nowak napisał je w formie listów adresowanych do przyjaciół, z którymi niejako wspólnie przywraca pamięci dawno zapomniane historie, miejsca, ludzi, wydarzenia, smaki.
Tym razem wydawnictwo poświęciło autorowi notkę biograficzną:
i dzięki temu dowiedziałam się, że Andrzej Nowak to współtwórca serii prozy iberoamerykańskiej, brawo więc dla tego pana za kultowe książki w czasach mej młodości! Może kiedyś jeszcze przeczytam Grę w klasy...

Notkę z poprzedniej książeczki zakończyłam słowami:
Ech, chciałoby się jeszcze!
No to dostałam :) Zarówno konkretne sprawozdanie z powrotu w rodzinne strony (autor wyemigrował bowiem z Podgórza na Olszę), jak i migawki - próby smakowania tego nieuchwytnego czegoś, co towarzyszyło chłopackim wyprawom na Krzemionki: smaku? zapachu? smużki wspomnienia? nagrzewanych z wolna przez słońce desek w tyle balkonu, dotkniętych tuż przed niedzielnym wyjściem na szkolną mszę...
Nostalgiczna opowieść o czasach dzieciństwa z Podgórzem w tle, snuta w odcinkach, tak jak zwodnicza ludzka pamięć wynosi je na powierzchnię i często znów szybko chowa, trzeba je chwytać i ocalać zapisując.
Szkolne końce i początki roku z nieodzowną recytacją durnych propagandowych wierszyków; bilety tramwajowe kupowane u konduktora i dziurkowane; Głupi Wacek ze Smolki, twierdzący, że jest milicjantem; pośpiech w maglu przed godziną nadawania Matysiaków; wędrówki z wielkim cynkowym wiadrem do studzienki przy placu Serkowskiego, gdy Wisła została skażona fenolem; wędrówki karkołomną ścieżką na urwisku Krzemionek; pajda "nałęczowskiego" z pasztetówką na drugie śniadanie w szkole; opowieść Irka o spotkanym na Sokolskiej chłopaku z paromiesięcznym lwem, którego dalszych losów nie udało się już nigdy wyjaśnić; etymologia słowa krachla czyli oranżada (od slangowowiedeńskiego das Kracherl /lemoniada); meksykańskie i brazylijskie filmy w kinie "Wrzos"; tabory cygańskie koczujące pod Borkowską Górą; strachy wyłażące zza szafy w wielu postaciach :)
No to teraz powiem - szkoda, że już więcej nie ma!

Początek:
i koniec:


Wyd. Oficyna Konfraterni Poetów i Towarzystwo Słowaków w Krakowie, Kraków 2007, 201 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie przy Stolarskiej 3 kwietnia 2014 roku za 10 zł)
Przeczytałam 19 kwietnia 2015 roku

Trafiłam (ciągle w ramach optymalizacji czasu pracy) na taki artykulik (do przeczytania tylko, jeśli jeszcze nie wykorzystaliście limitu Wybiórczej na ten miesiąc).

Ale o co chodzi. W komentarzach piszą, że po co książki wyrzucać na śmietnik, skoro je można oddać do biblioteki. Ha ha ha! Jak to widać, że ludzie w ogóle z tematem nie mają nic wspólnego, a chcą się pokazać jako kulturalni :) Do biblioteki! Stare rupiecie! Taaaa... biblioteki tylko na nie czekają. To ciekawe, skąd na allegro tyle książek po złotówce z pieczątkami bibliotecznymi...
Albo ten idiota (bo tu już trzeba użyć dosadnego słowa), który twierdzi, że po co papierowe książki, lepiej e-booki i że CAŁA BIBLIOTEKA PROF. MARKIEWICZA ZMIEŚCI SIĘ NA JEDNYM CZYTNIKU. Jak można się odzywać, skoro nie ma się zielonego pojęcia o niczym! Gość sobie wyobraża, że unikalne pozycje z byłego księgozbioru Profesora znajdzie na e-bookach :) To pewnie czytelnik "50 twarzy Greya"...

11 komentarzy:

  1. Czyli warto Nowaka zakupić...no ale na Allegro komplet za 50+wysyłka. Trochę za drogo dla mnie niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, ale nie za te pieniądze, absolutnie. To jest jakaś wygórowana cena, z którą się spotykam, gdy chodzi o to wydawnictwo. Pewnie malutkie nakłady. No ale jednak trafia się za parę złotych. Będę pamiętać, gdybym gdzieś się natknęłam ponownie.

      Usuń
  2. A ja się tam cieszę, kiedy ktoś wystawi książki pod śmietnikiem. Niczym autorowi artykułu, udało mi się już kilka razy wzbogacić swoją bibliotekę o śmietnikowe, fantastyczne łupy (ostatnio było to kilka książek z mojego dzieciństwa, w wydaniach, które ciężko dzisiaj zdobyć, a ktoś niefrasobliwie, bez pudła nawet, położył je przy śmietniku - jak zobaczyłam, to ze szczęścia zwariowałam, tym bardziej, że za chwilę, przechodzący mimo chłopak też się nimi zainteresował i gdybym nie była pierwsza, capnąłby mi łup sprzed nosa - oj, jak żałował :)).
    A debilom, którzy twierdzą, że czytnik to najlepszy z wynalazków ludzkości, posyłam swój litościwy uśmiech i idę dalej śladami prof. Markiewicza - oczywiście, na miarę swoich możliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moim osiedlu funkcjonuje półka w hallu przed biblioteką. Tu już nieraz się wzbogaciłam, jednak od jakiegoś czasu tam nie zaglądam, w strachu, że coś znajdę i przywlokę do domu, a miejsca brak. No ale zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy o tym miejscu wiedzą... więc może i w śmietniku coś się trafia... tyle że u mnie zsypy :)

      Usuń
  3. hej :) chciałam się zapytać, czy kojarzysz taką książkę z czasów młodości. Główna bohaterka z rodzicami jest na wakacjach, na wsi. Na jednej z domówek poznaje chłopaka w którym oczywiście się zakochuje (chyba Andrzeja), który jeździ na motorze. Po zakończeniu wakacji spotyka go w mieście. On jednak woli jej przyjaciółkę - Olę bardzo dobrą uczennicę, mieszkającą z babcią i swoimi kompleksami. Dowiaduje się o tym, gdy odwiedza go w szpitalu, ponieważ miał wypadek na motorze (próbował wtedy na ""wycieczkę" w trakcie której miał wypadek namówić nawet jej przyjaciółkę, ale ona się nie zgodziła). W międzyczasie główna bohaterka ma problemy w szkole i przychodzi do niej korepetytor, z którym ostatecznie się umawia. Z góry będę wdzięczna za pomoc, przewertowałam Twój blog, ale jej nie znalazłam. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi to dość znajomo... ale nie kojarzę z konkretnym tytułem. Może Siesicka? Swego czasu był taki wątek na gazetowym forum Książki, poświęcony literaturze dla dzieci i młodzieży, bardzo rozrośnięty... i tam z wszelkimi tego typu wątpliwościami się rozprawiano od ręki :)

      Usuń
  4. Jest jeszcze jedna książeczka Pana Andrzeja Nowaka "Podgórz raz jeszcze" - ostatnia niestety, bo autor zmarł w 2013 roku. Można ją nabyć w podgórskim domu kultury przy ulicy Sokolskiej. Pozdrawiam Magda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś podobnego!!! No to chodzi tam człowiek, kupuje podgórskie wydawnictwa, a nic mu nawet nie wspomną o tym! Chyba wyjdę dzisiaj wcześniej i tam podrałuję :)

      Usuń
    2. To chyba dopiero niedawno się pojawiło, pewnie dlatego nic nie mówiły, poza tym te panie tam są lekko zakręcone:) Ja też jak chcę tam pójść to muszę wcześniej wychodzić z pracy, a i tak jak przychodzę to raport kasowy już jest zrobiony i ponowne nabicie na kasę to jest mega problem. Ale jakoś się w końcu udaje. Próbuję od nich wyżebrać materiały z sesji "Podgórzanie" ale coś opornie mi idzie. A ja podgórska dziopa jestem to mi się należy:) Magda.

      Usuń
    3. No, dzięki za cynk, byłam i zanabyłam :) drogo, ale też dwa razy grubsze od tych poprzednich. I akurat mi się otworzyło na stronie, gdzie mowa o podgórskich dziopach, które były biedne w Śmigusa-Dungusa!
      A "Podgórzan" ja osobiście wyżebrałam w Radzie Dzielnicy, gdzie też nie ma łatwo co do godzin, ale udało się załatwić drogą telefoniczną i zostawiono mi na portierni pakuneczek, do odbioru popołudniu. No ale nie wiem, czy jeszcze tam mają.

      Usuń