No proszę.
Wydawnictwo Literackie potrafi wydać taki chłam, jak Grzegorzewską (sama nie wiem, czemu się tak nad nią pastwię, książka jak wiele innych), a również tak urocze wspomnienia o rodzinie Iwaszkiewiczów, jak książka Ludwiki Włodek. Na czymś pewnie trzeba zarabiać... choć myślę, że i na Iwaszkiewiczu nie straciło.
Przeczytałam z prawdziwym zadowoleniem, podobnie jak Ojczasty, też oznajmił, że jest ukontentowany, zwłaszcza, że kiedyś narzekał, iż w przeczytanej wcześniej biografii pisarza o córkach dowiedział się jedynie, iż głupie są. Tu miał okazję dowiedzieć się, skąd takie zdanie ojca wynikło.
Bez zadęcia, bez tromtadracji, bez pruderii. Bardzo sympatyczna lektura prowokująca czytelnika również do snucia własnych refleksji, choćby o swojej rodzinie.
Trochę mi szkoda, że książka z biblioteki, że nie mam na własność, żeby móc jeszcze kiedyś zajrzeć. No ale nie - to nie. Nie kupuję. Nie ma miejsca. Jedyne, co jestem jeszcze w stanie upchnąć gdzieś na półkach, to czeskie, bo tych w bibliotece nie ma :)
Strasznie mnie natomiast chętka naszła zobaczyć na własne oczy to słynne Stawisko, jakoś nigdy żadna szkolna wycieczka o nie nie zahaczyła, szkoda. Teoretycznie byłoby to możliwe, gdybym się wybrała z kilkudniową wizytą do ciotki w Warszawie i wówczas wyskoczyła na wycieczkę... ale to tylko teoria. Całe moje wolne idzie na Pragę, a na emeryturze... cóż, mój ostatni plan jest taki, że gdy za 3 lata nabędę do niej prawa, w ogóle o tym w pracy nie powiem i dalej będę do niej zasuwać, pobierając jednocześnie te swoje 300 zł świadczenia :)
Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 2012, 381 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 15 lutego 2019 roku
Mam "Pra" z autografem autorki (na marginesie, ogromnie podoba mi się imię Ludwika, ale tylko w takiej formie, a już Boże broń Ludka). Autograf mam z błędną datą dzienną, ale za to zdobyty na Stawisku. Fajne wspomnienie:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńCzy to daleko od Warszawy jest?
To nie jest daleko od Warszawy. Jakieś 30 minut kolejką, ale...i to mnie zniechęciło do powtórnych odwiedzin. Stamtąd jest dość skomplikowany powrót (przynajmniej 3 lata temu tak było, może się coś zmieniło). A mianowicie przy stacji jest rozjazd i pociąg powrotny zatrzymuje się po jednej, albo po drugiej stronie torów(!). I trzeba biec;) Być może jest to według jakiegoś klucza, ale wtedy, wraz ze znajomymi, nie odkryliśmy na jakiej zasadzie ten klucz działa. I, oczywiście, musieliśmy biec do pociągu.
UsuńNo toś mnie zachęciła :)
Usuń:)))
OdpowiedzUsuńSpokojnie, to nie jest długi dystans :)))
Ale wiesz, że jeden z najgorszych koszmarów sennych to ten, gdy dobiegam do pociągu?
UsuńNo jak dobiegasz, czyli zdanżasz ;) to chyba dobrze? ;)
UsuńNie wiadomo, czy zdanżam, bo pociąg już zaczyna się toczyć... i wtedy się budzę, zlana potem :)
Usuń