Stąd wiem, że ten akurat nie był jeszcze czytany, bo nowiuśkie koszuli - no, teraz już nie, bo lektura się na nim odcisnęła troszeczkę.
To są te cztery czarne i trzy następne. No ale czytam tego Maigreta i zabójcę i gdy doszłam do końca prawie, gdy rzeczony zabójca przychodzi do mieszkania komisarza pod jego nieobecność - nagle sobie uświadamiam, że przecież to znam, to pamiętam. Na blogu nie ma śladu, pewnikiem czytałam pożyczone z Instytutu Francuskiego (a to były lata 90-te, gdy intensywnie korzystałam z ichniego księgozbioru).
Młody człowiek z bogatej rodziny, z pasją do nagrywania przypadkowych rozmów czy to na ulicy czy w kawiarniach i barach, zostaje pewnego dżdżystego wieczoru zasztyletowany na ciemnej ulicy. Magnetofon nie został zabrany przez zabójcę, mimo to zaczyna się przypuszczać, że nagrał coś, co mogło zaszkodzić pewnej bandzie planującej włamanie rabunkowe. Maigret jednak ma cały czas wątpliwości...
Początek:
Koniec:
Wyd. Presses de la Cité, Paris, może 2000?, 190 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 30 grudnia 2023 roku
Kurde, jest dopiero szesnasta, a już zaczynają strzelać 😢 Właśnie wstałam i umyłam się - rano globus, ale doszłam do wniosku, że nieładnie tak kończyć rok, więc się nawet ubrałam 😉 W domu śpią po obiedzie, a ja, żeby światłem nie przeszkadzać Ojczastemu, zawiesiłam na drążku między regałem a pawlaczem koc - taaa, mamy tu jak w slumsach normalnie.
W dodatku, moi państwo, jestem już pełnoprawnym Ambasadorem Szyszkodara - czyli dowiózł mi stosy, w które mam zaopatrywać swoje biblioteczki plenerowe. Tak że tego - porządeczek w chałupie jak cholera.
Ale pochwalę się, że nic z tego sobie nie zabrałam.
Na razie 😁
Być może dlatego, że w pośpiechu wyładowałyśmy z córką te stosy z ikeowskich toreb w przedpokoju i w gruncie rzeczy nie przyglądałam się za bardzo, co w nich jest.
W piątek zawiozłam pierwsze egzemplarze do biblioteczki przy magistracie, bo to do niej się zgłosiłam, ale Szyszkodar zaproponował objęcie jeszcze dwóch: w Ogrodzie Literackim przy Galla i w parku przy kościele misjonarzy, one są blisko siebie, więc może być. Nawet dziś się tam wybierałam, no ale oczywiście gdzie ja co mogę zaplanować... globus podejmuje za mnie decyzje...
Ostatni dzień roku. Gdybym go chciała podsumować, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie sytuacja z Ojczastym. To już siedem miesięcy, jak z nami mieszka i można mówić o pewnym nabraniu rutyny - ale jest ciężko. Przy tym niby nie mogę narzekać, bo jest w miarę samodzielny: chodzi do toalety, siada przy stole na posiłki, sam się ubiera.
Ale to jest tylko niby. Bo po każdej wizycie w toalecie trzeba iść i posprzątać, powycierać, to samo w łazience: ślady mycia są wszędzie, na umywalce, na blacie, na podłodze, na lustrze. Stół - to samo. Nie ma siły, żeby się przysunął tak, coby mu jedzenie nie spadało poza obręb stołu. No, a potem, przy wstawaniu, rozdeptanie tego na dywanie jest już kwestią sekund. Wiecie, chłop już mało co widzi 😢 Trudno mieć do niego o to wszystko pretensje, prawda? Ale to jest tak, że albo godzisz się na syf w domu, albo zapierniczasz nieustannie ze szmatą. Nie ma drogi pośredniej, a żadna z tych dwóch mi nie leży. Gdy pomyślę, że na początku latałam dwa razy dziennie z odkurzaczem do niego... no tego już nie będzie, już mi się znudziło... jednak reszta mieszkania, do diabła, przecież człowiek chce, żeby jednak było czysto, nie?
Cotygodniowe kąpanie idzie nam już szybko, do tego się wdrożyliśmy, ale ciągle w sobotnie poranki aż mi się nie chce wstawać, gdy o tym pomyślę.
Pierwsze trzy miesiące były koszmarne z tego powodu, że ja budzę się na każdy szelest - no a potem nie mogę zasnąć. Ojczasty wiadomo, prostata, sikanie co chwilę. Byłam już bliska myśli, że z pracy trzeba będzie całkiem zrezygnować, bo przecież chodzę nieprzytomna. Tu zaradził mój brat - w prosty sposób. Wszedł do apteki i kupił zatyczki do uszu 😂 Nie cierpię tego uczucia, gdy mam zatkane uszy, ale przynajmniej śpię. W sierpniu pan-jak-mu-tam-było zamontował karnisz między moim pokojem a łóżkiem Ojczastego, powiesiłam na nim zasłony i przynajmniej światło mi nie przeszkadza. Bo świeci po nocach. A tu nie ma drzwi, a moja głowa w łóżku jest naprzeciwko. Właśnie, jeszcze ta kwestia, że teraz śpię na kanapie rozkładanej na noc, przeniesionej z pokoju, gdzie stanęło jego łóżko. I ta kanapa z braku laku znajduje się pośrodku mojego pokoju. Który stał się naszym pokojem, bo i córki. To jest może największym utrapieniem - że żadna z nas nie ma swojego miejsca teraz.
Kuzynka z Hamburga, która zna mieszkanie, dziwi się, że jak to. Przecież są przyzwoite ośrodki dla starszych osób, a my moglibyśmy go często odwiedzać, że jak można się skazać na takie warunki. Ale wytłumacz Niemce istniejące jednak ciągle spore różnice w poziomie życia między nami a nimi...
Z drugiej strony - sama chciałam. Brat proponował przecież, że kupi większe mieszkanie.
Drugie w kolejności utrapienie to kwestia jedzenia. Nie wchodzą tu w grę kanapki na śniadanie czy kolację - trzy razy dziennie gotowany posiłek. Powiem Wam, że to absurd jakiś, no ale co zrobić. Chleba nie jada, tylko bułki, ale na zasadzie towarzyszącej, ułamywania kawałka i maczania w herbacie (błe). O, tu jest moja kartka, z której czerpię pomysły, bo słuchajcie, to nie przelewki - w tygodniu to CZTERNAŚCIE posiłków poza obiadami, oczywiście. To są te sprawdzone rzeczy.
Kiedyś, gdy czytałam, że są takie panie domu, które w niedzielny poranek smażą racuchy z jabłkami na śniadanie dla rodziny, to mnie pusty śmiech ogarniał, a teraz co? Smażę. Ale gdy pomyślę, że to może trwać lata całe i moje życie będzie podporządkowane temu, to... nie nie nie.
W jednej z kuchennych szafek wisi lista z datami przydatności do spożycia, bo tyle tego jest. Bo zapomniałam dodać, że jeszcze domaga się przy posiłku jakiegoś serka albo jogurtu. Ostatecznie jabłko ugotowane. Ilości plastiku, jakie wychodzą aktualnie z tego domu, są przerażające. Lodówka wiecznie załadowana, więc żeby się coś nie przeterminowało, zapisuję tu wszystko. I zaglądam sto razy dziennie.
I powiedzcie, że fajnie jest...
Najgorsza jest świadomość, że byłam winna taką opiekę raczej swojej mamie. A ona odeszła po cichutku, żeby więcej nie sprawiać kłopotu. Ona, która o wszystkim myślała i o wszystkich dbała.
Dobrze, wyżaliłam się i wkraczamy w nowy rok dziarskim krokiem, tak?
Och Małgosiu. Rozumiem i tulam.
OdpowiedzUsuńJa śpię w stoperach od lat, odkąd w moim pierwszym własnym mieszkanku na pierwszym piętrze okazało się, że budzi mnie trzaskanie bramą wejściową. Teraz już sobie nie wyobrażam zasnąć bez. Co ciekawe, budzilam się jak dzieci byly niemowlakami i budzik w telefonie też słyszę.
Z książek Szyszkodara pewnie bym coś podebrała. Swoją drogą zawsze mnie dziwią ludzie, którzy dają stare podręczniki, ciekawe czy ktoś to bierze.
Dobrego roku!
Agata
Może po latach też się przyzwyczaję 😉
UsuńMoja Psiapsióła z Daleka, gdy przyjeżdżała, wyłączała zegar w kuchni, bo nawet przez stopery go słyszała. Też była przyzwyczajona do nich, bo przez długie lata dzieliła pokój z bratem. W sumie muszę ją zapytać, czy teraz, gdy mieszka sama, też je zakłada.
Właśnie, stare podręczniki... Albo stare encyklopedie. Szyszkodar ma nawet projekt pewnej instalacji ze starych encyklopedii, bo ma pełną piwnicę 😂
Wszystkiego najlepszego, Agato!
Za życia świętą zostaniesz!
OdpowiedzUsuńA te książki to skąd i dlaczego je rozwozisz, ciężkie przecież!
Racuchy na śniadanie tez bym zjadła, ale nie chce mi się smażyć, na obiad to już prędzej!
Oby migrena łaskawie żyć Ci dawała, a najlepiej niech o Tobie zapomni!
I słowo stało się ciałem - zaraz będę smażyć bananowe placuszki, bo już banan dochodzi 😂
UsuńWięc ja też na obiad to tak, rozumiałam - przynajmniej prostym sposobem obiad z głowy. Ale żeby tak do rana sterczeć przy kuchni? 🤣 Fakt, że to znowu nie taki wielki wysiłek, ale dawniej szkoda by mi było CZASU.
Szyszkodar tak po wolontariacku zwozi książki zewsząd, gdzie się ich pozbywają. A potem je redystrybuuje. No i ostatnio zapraszał do współpracy chętnych do opiekowania się którąś z plenerowych biblioteczek, oferując im dumne miano Ambasadorów 😁
Na dziś znów zaplanowałam jazdę do dwóch budek dla mnie nowych, wstałam żwawo, wyglądam przez okno - pada. Ale może przestanie?
Słyszę, żeś się paskudnie rozchorowała, to życzę szybkiego powrotu do zdrowia 😍
Tak się zastanawiam, czy czytałem coś Simenona... Wydaje mi się, ze kiedyś jakiegoś jednego... Ale nie jestem pewny. W każdym razie raczej już tego nie nadrobię, bo jak sprawdziłem w mojej bibliotece jest tylko jeden tom - po angielsku (Maigret at The Crossroads).
OdpowiedzUsuńAha... Ojczysty... Ostatnio w temacie było tak cicho, że aż się zacząłem zastanawiać, czy już go gdzieś nie oddałaś :D
Niesamowite, żeby Maigreta w bibliotece nie było (po polsku). Cóż, pewnie nie ma nowych wydań, a starych się pozbyto.
UsuńOd razu oddałaś 🤣 Cicho w temacie, bo wiedziałam, że jak go ruszę, będę się żalić i narzekać...
Niestety to jest podstawowa wada bibliotek - pozbywają się starych tytułów żeby mieć miejsce na nowe. I to niekoniecznie są dobre wymiany jeśli chodzi o literacką jakość.
Usuń"Czytelnicy chcą nowości", to jest stały argument.
UsuńSimenon był OK! Przeczytałem wszystko po polsku, ale próbka ponownej lektury już była męcząca.
OdpowiedzUsuńPo polsku wolę-nie-chcę, bo też mogłabym się rozczarować, a tak lektura w oryginale zawsze ma pewien urok 😉
UsuńOjej, Małgosiu. Nie przechodziłyśmy na Ty, ale tak bardzo rozumiem to, co piszesz. Życzę na ten Nowy Rok Tobie i Twojej córce choć chwili oddechu i spokoju. Pomyślcie czasem o sobie, dziewczyny. Ściskam i wysyłam dobre myśli🍀
OdpowiedzUsuńNie wiem, kto pisze, ale ogólnie wszyscy jesteśmy na Ty w tym wirtualnym świecie, nie? 😁
UsuńMoje chwile oddechu są właśnie związane z takimi działaniami, a to wycieczka z książkami, a to do kogoś ze Śmieciarki po jakiś drobiazg... Zawsze to jakieś oderwanie się od męczącej psychicznie codzienności.
Dziękuję 😊 i zabieram się za smażenie, bo już ciasto "odpoczęło" 😁
na półce z Maigret'ami wypatrzyłam identyczne jak moje wydanie żółtego psa (to moja ulubiona powieść Simenona), mam sentyment do tego egzemplarza jednak te nowsze wydania łatwiej się czyta. Też mam sporą kolekcję serii z komisarzem Maigret, ale chyba nigdy nie zdołam nabyć przeczytać wszystkich bo to chyba z 80 pozycji. Nie mówiąc o tym ,że inne powieści Simenona też się fajnie czyta. Podobnie jak Ty , czytam je w oryginale, po polsku próbowałam, nie ta bajka. No i są jeszcze filmy na podstawie tych książek. Serial z lat 70 tych i nowszy z lat 90 tych z Bruno Cremer'em, a jeszcze niedawno Anglicy popełnili 4 odcinki (z Jasiem Fasolą w roli komisarza ). Z Nowym Rokiem życzę Ci wytwałości, i nowych rozwiązań w codziennym funkcjonowaniu, pozdrawiam, Dorota
OdpowiedzUsuńNo właśnie, te same książki przeczytane po polsku tracą cały urok 😂 Le chien jaune, zajrzałam tu na blogu do wyszukiwarki i czytałam nawet dwukrotnie, jak to człowiek NIC nie pamięta.
UsuńCzytając Twój komentarz pomyślałam - niby dlaczego właściwie nie miałabym tej swojej simenonowskiej kolekcji nie uzupełniać? Przecież to, że kiedyś tam założyłam, że nie będę więcej kupować książek, nie jest obowiązujące na zasadzie NIGDY, NIGDY, ZAPRAWDĘ NIGDY... Choć oczywiście lepiej unikać pokus 😂
Przyglądałam się wczoraj swojej półce na telewizor (co to miał na niej stać, a wyciągać go na wierzch miałam tylko do oglądania). Otóż tv stoi cały czas na wierzchu, a ta półka zapełniła się filmami zdobytymi na Śmieciarce. I rozważam ustawienie ich obok innych filmów - czyli wycofanie z innej półki książek, które tam stoją. Ciekawe, czy zdołam te tomy upchnąć jeszcze gdzieś z tyłu 🤣
Obejrzałam dzisiaj stary polski film "Skarb", a to w związku z tomiszczem, które aktualnie czytam, bo dostałam pod choinkę. Bardzo mi się ta rzecz podoba - "Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u". I jeszcze w związku z "Futerałem" zapisałam sobie do obejrzenia serial "Dom". Tymczasem przedwczoraj zaczęłam "Jana Serce". Kiedy się z tym wszystkim wyrobić? Dobrze, że jest zima 😁
Dzięki, Doroto, za życzenia. Najlepszego i dla Ciebie 💚💚💚
Małgosiu, Ambasadorko wędrujących książek, moja dawna przewodniczko a nawet - a co mi tam! - mentorko. Nie wiem, od czego by tu zacząć, więc jak gdyby nigdy nic zacznę od Simenona. Próbowałam czytać Maigreta po polsku, ale nie ma ani grama tej atmosfery, jakie to dziwne. Lubię go, choć często mnie drażni jakaś duszna atmosfera tych książek a najbardziej to, że wymiar sprawiedliwości niszczy życie zwykłym ludziom, którzy, lepiej czy gorzej uwolnili się kiedyś z opresji, rozprawili z agresorem, zaczęli nowe, spokojne życie. I wtedy wkracza Maigret i przywraca sprawiedliwość zgodną z literą prawa. I zostają tylko zgliszcza. A on rozmyśla o tym przez chwilę, wypija dwudziesty kieliszek, wraca do ciepłego domu. Ale ogólnie bardzo lubię rodzaj narracji, to, jak od razu czytając tworzysz sobie w głowie czarno-białe kadry z dawnego filmu.
OdpowiedzUsuńPo drugie, zaglądam zawsze do Ciebie i jest to mój stały punkt, coś bardzo istotnego. Podziwiam Twoją konsekwencję w pisaniu. Chciałabym, żeby darzyło Ci się jak najlepiej, żeby odpuścił wreszcie ten cholerny globus i poszedł precz. Chciałabym, żebyś mogła już tylko poświęcać czas Twoim pasjom, książkom, Pradze (dziennik praski to jest majstersztyk!), żebyś mogła czytać, pisać, podróżować ile dusza zapragnie. Nie wiem, czy to stosowne życzenia, bo okoliczności... Nie chcę tutaj pisać o tym, ale... byłam w tym, przeszłam przez to, było trochę inaczej, no, bardzo źle było przez ostatnie lata. Nie piszę, żeby się skarżyć czy użalać albo porównywać, tylko żebyś wiedziała, że rozumiem. Przytulam i życzę, żeby znalazły się rozwiązania, które odciążą Cię i pozwolą żyć i być szczęśliwą, że tak zakończę górnolotnie, jak to ja ;) Serdeczności noworoczne! Ada (tak, duch Świąt, dowód na istnienie ;)
Ado, nawet nie wiesz, jak mnie wzruszyłaś swoim wpisem! Wyświetlają mi się Twoje posty na FB, czytam i cieszę się, że wróciłaś do wirtualnego świata. Nie komentuję, bo w pewnym momencie odcięłam się na FB od prywatnych kontaktów i jeśli coś gdzieś napiszę, to są to jedynie różne grupy.
UsuńMasz rację z Maigretem. Przy czytaniu tego tomu myślałam też sporo o pani Maigret, o jej życiu - mało powiedziane, że w cieniu męża, bo to akurat nic dziwnego, ale to jest takie życie na wycieraczce, ona mu służy jedynie do podawania posiłków, w nagrodę czasem zabierze ją do kina, ale raczej na film, który sam wybierze. Pani Maigret z uchem przy drzwiach mieszkania, czy pan mąż już wraca. Zastanawia mnie też, co się dzieje z tymi wszystkimi obiadami, na które komisarz nie dotarł do domu, bo wybrał swoją ukochaną Brasserie Dauphine. Na kolację małżonka serwuje już inne danie, więc co zrobiła z mężowską porcją obiadową? A jeszcze kupili samochód, to go wozi na wieś...
Niedawno czytałam gdzieś na blogu trafionym przypadkiem post dziewczyny, która zajmowała się babcią bodajże, z Alzheimerem, osobą w każdym razie kompletnie wyłączoną, nie dającą sobie zmienić pampersa, wrzeszczącą i kopiącą. I to był post pełen ulgi - że umarła. Zresztą wie coś o tym Ania, która tu zagląda, ma teściową z tą chorobą w domu. Ja narzekam, ale przecież NIC TAKIEGO SIĘ NIE DZIEJE (jeszcze...), narzekam głównie dlatego, że straciłam swoje wygodne życie, a nie, że nie mogę temu podołać.
Cóż, byłoby łatwiej w takich wypadkach, gdybyśmy wiedzieli, ile mamy czasu, prawda? Ale nie wiemy. Więc myślę sobie, że możemy dociągnąć i do emerytury honorowej... a ten czas, który zostaje mnie, kurczy się coraz bardziej. Martwię się też oczywiście - na zapas, jak zwykle - co będzie, jeśli ja się rozchoruję na przykład?
Ado, ściskam Cię mocno mocno 💛💛💛
Bardzo Ci dziękuję... Wspieram z daleka i myślę ciepło. To jest trudna droga i każdy ją musi przejść sam, chociaż w mieście łatwiej jest o pomoc a ja odczułam dojmująco, że te kilkadziesiąt kilometrów to są naprawdę lata świetlne. I w takich trudnych sytuacjach weryfikuje się wszystko - kto jest przyjacielem, do czego przydatna jest rodzina (ano - do niczego a jest tylko źródłem stresu i konfliktów) etc. etc. było więcej, ale się ocenzurowałam ;) wystarczająco masz już swoich doświadczeń. I nie, nie narzekasz, masz prawo czuć się z tym wszystkim źle... Jestem pewna, że podołasz wszystkiemu i doskonale sobie radzisz, porządek i metoda jak u Herkulesa Poirot :) A jednak - niech zostanie jak najwięcej z Twoich przestrzeni wolności.
UsuńCo do madame Maigret, to współczuję jej z całego serca (ale zakładam, że jest tylko kreacją i pobożnym życzeniem autora ;) a może tylko pocieszam się w ten sposób, bo przecież i teraz wiele kobiet znajduje się w podobnej lub gorszej sytuacji, oprócz tego wszystkiego muszą jeszcze pracować i zajmować się domem i niańczyć dzieci oraz pana i władcę. A co dopiero w tamtej epoce. Więc cóż, przynajmniej nie miała finansowych problemów i mogła spędzać całe godziny w spokoju. To znaczy czas, który jej pozostał po ugotowaniu i sprzątnięciu wszystkiego, odebraniu telefonów, ułożeniu do snu pijanego lecz genialnego małżonka... dobrze, bo znów się zdenerwuję ;)
Serdeczności i uściski!
Powiem Ci, że nie rozumiem do końca ludzi, którzy na starość wybierają prowincję. Że przenoszą się na emeryturze gdzieś tam w miłe okolice. Fajnie, ale właśnie warunki cywilizacyjne poza dużym miastem są ciągle jeszcze... no, są jakie są. Plus wykluczenie komunikacyjne 😢
UsuńCo do rodziny, właśnie ci znajomi państwo, którzy opiekują się teściową z Alzheimerem, na to najbardziej narzekają. Że w momencie, gdy wzięli na siebie ten obowiązek, reszta rodziny uznała, że ma kłopot z głowy i nawet na kilka dni nie chcą pomóc, zaopiekować się. A oni są u kresu wytrzymałości. I cóż, ciągną dalej ten wózek.
Powtorze za jotka - swieta zostaniesz chcesz czy nie !!! Nie wiem jak dajesz rady temu wszystkiemu i jeszcze nie brak Ci dobrego nastroju, pogodnej osobowosci.
OdpowiedzUsuńAch te daty waznosci. Z okazji gosci tez przegladnelam moje zapasy by ich przypadkiem czyms nie struc i bylam zdziwiona iloscia przedawnionych, do wyrzucenia.
Zdarzylo mi sie jednego razu przeczytac Quo Vadis w angielskim tlumaczeniu i wbrew logice podobal mi sie bardziej od polskiego orginalu. Podobnie, choc troche na odwrot, bylo z ksiazkami Coopera znanymi mi jeszcze w Polsce - czytajac tutaj w angielskiej, orginalnej wersji byly duzo lepsze.
Bardzo Cie podziwiam - za pracowitosc, troske, oddanie, szerokie zainteresowania, zaradnosc - wszystko z dobrym nastrojem.
Oby Nowy Rok przyniosl zmiany na lepsze a globus wreszcie przestal bolec raz na zawsze. Juz Ci chyba pisalam ze moj, tez majacy czasem migreny, jakby przestal bolec od czasu covidowych szczepien. Od ich czasu jesli mialam ze trzy migreny - bardzo lekkie i szybkie - to wszystko.
Straciłam jakąkolwiek nadzieję na rozstanie z globusem 😉 Biorę teraz jakieś tabletki przez 3 miesiące, takie wyciszające, może coś dadzą, powiedziała neurolog. Może nawet już dają, córka twierdzi, że owszem, bo po raz pierwszy (rzekomo) nie wydarłam się na nią przy ubieraniu choinki 🤣🤣🤣
UsuńJa, wydzierać się? Nie wiem, o czym ona do mnie mówi 😂
Hejka с Новым годом, a znasz Dom Spokojnej Książki? Są na FB. Fajny pomysł
OdpowiedzUsuńAgata
Poszukam :)
UsuńA, i dzięki za namiary na The Libriarianologist. Oglądam i podziwiam. Jestem zaskoczona pięknymi księgozbiorami z krajów arabskich
UsuńAle też na przykład z Rumunii. Czy z krajów bałkańskich. Ostatnio nastąpił wysyp z Polski 😁
UsuńBBM: Ojczasty trafił „szóstkę” w totka, że ma taką córkę. Niesamowite jest to, co dla niego robisz. Mam nadzieję, że to docenia i jest jedną wielką wdzięcznością! Szczerze podziwiam, podobnie jak Anię, o której tu wspomniałaś. Dla mnie jesteście na pograniczu świętości!😇😇
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, żeby to było coś niesamowitego - każda córka przecież zrobi to samo.
UsuńMam kontakt telefoniczny z synową pewnej pani - znowu z Alzheimerem - najpierw syn zrezygnował z pracy, żeby się nią opiekować, bo już nie można było zostawiać jej samej, a potem i ona. I oboje są wykończeni. Ale w przypadku takiej choroby to nic dziwnego.
Nie będę się tu rozpisywał. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń💚💚💚
Usuń