Kim jest Krzysztof Meyer poszukałam w internecie dopiero po przeczytaniu książki (kompozytorem i pianistą, co ja tam wiem o muzyce współczesnej), ale już ze wspomnień wiedziałam o tym komponowaniu. Są to bowiem, zgodnie z tytułem, wspomnienia ze szkolnych czasów. Ze szkoły bardzo specyficznej, bo muzycznej, a więc wymagającej od uczniów podwójnego wysiłku. Zawsze zresztą podziwiałam takie młode osoby, zwłaszcza gdy widziałam je wychodzące ze szkoły na Basztowej dźwigające instrumenty.
Jednak większość wspomnień w tej książce dotyczy nauczycieli uczących akurat "zwykłych" przedmiotów, nie muzycznych - czyżby tacy właśnie byli bardziej ekstrawaganccy? 😉 Bo gdy się czyta uwiecznione przez Meyera historie i "odzywki" pedagogów, można mieć wrażenie, że to niemożliwe, wymyślone. Więc wygłoszony do ucznia tekst w rodzaju:
- Ty nie powinieneś mieć nawet dostatecznie! Powinieneś być żerdzią przebity, ty leniu śmierdzący!
jest tylko drobnym epizodzikiem 😁
Dziwactwa i ekstrawagancje nauczycieli Meyer często usprawiedliwia ciężkimi czasami i przeżyciami wojennymi. Czyż zresztą wymagają one usprawiedliwień? Gdyby nie one, niewiele byśmy pamiętali ze szkolnych czasów...
Czytelnik cały czas podczas lektury zadaje sobie pytanie, jakim cudem autor zapamiętał te wszystkie, nieraz długie, perory nauczycielskie. I otóż na koniec tajemnica zostaje wyjawiona - były to dokładne, słowo w słowo, notatki robione na gorąco i potem, w domu, przepisywane z karteczek do dziennika. Tak że po wielu dziesięcioleciach mógł wrócić do złotych myśli w rodzaju obój ma dziób i trzyma się go w zębach.
Wyd. Państwowa Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna II Stopnia w Krakowie, 2021, 144 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 7 kwietnia 2025 roku
Napisałam ostatnio maile do moich dwóch praskich przyjaciółek, obu starszych pań (no tak się składa; owszem poznałam jedną młodszą od siebie osobę i byłam u niej dwa razy chyba, ale najczęściej się nie składało spotkanie w tym czasie, gdy byłam w Pradze). Poskarżyłam się na przypadłości zdrowotne i wspomniałam o obawie, że w maju nie przyjadę.
Eva zazwyczaj odpisuje po 5 minutach. Tymczasem nic. A na drugi dzień przyszła wiadomość od syna - że zmarła 26 lutego.
Serce mi stanęło.
Rozmawiałyśmy i pisałyśmy w grudniu, obiecywałam wówczas, że po Nowym Roku szerzej napiszę, ale sami wiecie, jak to jest, czas mija, odkłada się na później, jeszcze zaczęły się te halucynacje Ojczastego, na nic nie miałam głowy. Eva wspominała o swoich problemach zdrowotnych, ale dość dyskretnie.
Wiecie, która to Eva? Ta autorka książek o swojej dzielnicy Cibulce, która mi dwa lata temu podarowała własnoręcznie wykonany albumik ze zdjęciami, fragmentami naszych maili. I która w ostatniej swej książce dziękowała również mnie za wsparcie, gdy ją pisała w czasie pandemii.
Jest mi tak strasznie strasznie przykro, że już nigdy nie siądziemy w jej przytulnej kuchni i nie pogadamy i nie pośmiejemy się z naszych przygód (zwłaszcza z chłopami), jak to miałyśmy w zwyczaju.
Zajrzałam do jej książek, żeby sprawdzić datę urodzenia, nigdy przecież nie pytałyśmy się bezpośrednio, ile nam jest lat. No tak, rocznik 1945, osiemdziesiątka na karku. Co oczywiście nie znaczy, że już się miała zabierać z tego świata 😢
Popatrzcie jednak, jak to dobrze, gdy rodzina ma dostęp czy to do naszego telefonu czy do maila i może zawiadomić dalszych znajomych. Pewnie kiedyś, gdyby się nie odzywała, zaszłabym do niej i dowiedziała się dopiero od sąsiadki...
Zapytałam syna, gdzie jest pochowana, bo wiadomo, chciałabym pójść na grób, zostawić tam jakąś pamiątkę. Ale to przecież Czesi! Nigdzie nie jest pochowana. Nie lubiła cmentarzy i życzyła sobie, żeby rozsypać jej prochy w pobliskim cibuleckim lesie. Z tym, że jeszcze dotąd tego nie zrobiono, o ile dobrze zrozumiałam. Syn w każdym razie napisał, że jak wybiorę się na spacer w te miejsca, to nie potrzebuję żadnych kwiatków...
Oh rzeczywiście przykro, pamiętam ten albumik i posty o niej. Co do książki to ciekawa metoda z tymi złotymi myślami. Mieszkałam blisko szkoły muzycznej, z mojej podstawówki chodziło tam kilka osób nie mając czasu na zabawy na podwórku. Trudno cokolwiek doradzić jeśli chodzi o zdrowotne problemy, ale miejmy nadzieję że jednak pojedziesz do Pragi.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, chyba istniały dwa rodzaje szkół muzycznych, bo ta, którą wspomina Krzysztof Meyer, obejmowała program zarówno szkolny zwykły jak i muzyczny. A Ty piszesz o dzieciach z podstawówki, które dodatkowo chodziły na zajęcia w szkole muzycznej - czyli jakby po południu.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUsunęłam komentarz, bo był za bardzo osobisty (także nic złego nie miałam na myśli). Końcówkę Twojego wpisu odebrałam bardzo osobiście. To jedna ze składowych tego co się ostatnio działo w moim życiu.
UsuńMoniko, rozumiem oczywiście. Ściskam 😍
UsuńI ja również 😍 i dobrego świątecznego czasu życzę (mimo wszystko)🌼
UsuńMatko, co za wiadomość!
OdpowiedzUsuńGdy wspominam swoich nauczycieli z liceum, to tez było kilku nieszablonowych, dzisiaj musieliby się gęsto tłumaczyć ze swoich odzywek.
Właśnie, dziś pewne zachowania wydają się niemożliwe, zwłaszcza, gdy uczniowie sobie mogą wszystko nagrać...
UsuńOjej, pamiętam, jak o niej pisałaś i ten wzruszający albumik, przykre bardzo!
OdpowiedzUsuńTakie rozsypanko zawsze mi się podobało, akurat czytam Margaret Atwood i tam ciągle prochy rozsypują, przeważnie w morzu (czy tam wielkim jeziorze, bo to Kanada).
Agata
Poza poezją, niestety nie czytałem żadnej książki Margaret Atwood. Niedawno polecono mi "MaddAddam trilogy". A jakie książki tej autorki Ty polecałabyś?
UsuńZbójecka narzeczona/The Robber Bride - po tej książce u mnie "kliknęło". Dopiero sięcwgryzam w Atwood, np. nie czytałam jeszcze słynnej Opowieści Podręcznej, a spotkałam się z opiniami, że dobra na początek
UsuńAgata
Dziękuję! Też powinienem przynajmniej rzucić okiem na "Opowieść Podręcznej", nawet zrobiono serial. A przy okazji, zawsze rozśmiesza mnie tłumaczenie tego tytułu (The Handmaid's Tale) na język polski!
Usuń=> Agata
UsuńTeż jestem za. Po co jakieś materialne ślady CIAŁA osoby, której już nie ma.
=> Jack
UsuńTeż nic nie czytałam Margaret Atwood. Choć mam - "Panią Wyrocznię".
Co kraj to obyczaj... Ja wolałabym zostać rozsypana nad Atlantykiem.
OdpowiedzUsuńBiednym Czechom trudno by było rozsypywać prochy w morzu 😉 Swoją drogą, ciekawe skad u nas takie radykalne przepisy, przecież zgoda na rozsypywanie prochów czy też trzymanie urny w domu (też nie wolno) nie wyklucza tradycyjnych pochówków. Ja bardzo nie lubię chodzić na cmentarz, mam ciągle wyrzuty sumienia, że robię to za rzadko, zupełnie też nie zaszczepiłam zwyczaju odwiedzania grobów w moich dzieciach (bo sama mam traumę po ciągłym ciąganiu na grób taty), więc taka łąka lub morze jawi mi się piękną opcją, lepszą niż zapomniany grób
UsuńAgata
=> Frau Be
UsuńTo chyba musiałabyś zmienić obywatelstwo...
=> Agata
UsuńSkąd przepisy 😉 Ano z tradycji i KK oraz potężnego lobby cmentarno-pogrzebowego. Co by to było, gdyby każdy lub co drugi nie chciał pogrzebu i grobu...
W Czechach to jest tak: na wielu cmentarzach są specjalne łąki, gdzie można rozsypać prochy. Oprócz tego można to zrobić gdziekolwiek, ale pod dwoma warunkami: żeby zachować szacunek oraz mieć zgodę właściciela terenu. Czyli możesz rozsypać prochy na łące znajomych, jeśli się zgodzą albo w lesie (gmina zazwyczaj się zgadza). Gorzej w miejskim parku, miasto zazwyczaj się nie zgadza, bo "potem każdy by tak chciał". Jeśli zmarły sobie życzył rozsypania do wody, powinno się uzyskać zgodę tych od wody. Z tym, że jeśli do morza (którego nie mają) to żadna zgoda nie jest potrzebna.
Jeśli zmarły życzył sobie rozsypania tam, gdzie nie można uzyskać zgody, wystarczy zrobić to symbolicznie czyli rozsypać troszeczkę popiołu, tak by miejsca nie zanieczyścić. To jest jak ze strzepnięciem popiołu z papierosa - każdy może. A życzeniu zmarłego stanie się symbolicznie zadość.
Pływając na kanu na jednej z najpiękniejszych rzek (w parku) w Ontario, natknąłem się na małe kamienne znaczniki ("markers") z wyrytym imieniem, nazwiskiem, datami urodzenia/śmierci i kilkoma słowami. Prawdopodobnie były to miejsca rozsypania prochów tych osób, które za życia odwiedzały te przeurocze tereny. Raz też widziałem podobny "pomniczek" poświęcony pieskowi, który pływał na kanu. Czytałem na ten temat artykuł, takie rzeczy są nielegalne i nawet postulowano usuwanie ich.
UsuńAby rozsypać prochy na prywatnych terenach, też trzeba mieć zgodę-chociaż sądzę, że mało kto się tym przejmuje, bo jeżeli nie będzie żadnego oznaczenia, to i tak nikt tego nie zauważy.
I jeszcze ciekawostka: przynajmniej w USA jest legalny pochówek w oceanie (burial at sea)! Niektórzy byli marynarze/żołnierze marynarki takiego sobie zażyczyali.
Mnie się to kojarzy z licznymi u nas miejscami przy drodze/szosie/jezdni, gdzie wskutek jakiegoś wypadku ktoś zginął i rodzina ustawia mały krzyż, często z tabliczką, i pali znicze. To też jest nielegalne, ale rzadko usuwane - może dlatego, że jednak może wywołać w przechodniach refleksję o tym, że należy uważać za kółkiem?
UsuńW książce "Kapitański stół" do bohatera przychodzi młoda para, żeby im dał ślub na morzu. Ten głupieje, ale potem studiuje przepisy i oznajmia im, że to zabronione, że to tylko legenda. Wiadomo, że dawniej chowano w morzu tych, co zmarli w trakcie rejsu, ale to pewnie było spowodowane brakiem chłodni do przechowania zwłok?
Gdy jechaliśmy samochodem przez stan Montana (strasznie płaski, dookoła jedynie pola i czasami gdzieś się pojawią budynki farm, jazda była okropnie nudna), przy drodze widzieliśmy bardzo dużo krzyży, wszystkie takie same, tak więc pewnie ustawione przez stanowe władze. Każdy krzyż to ofiara wypadku - i było ich naprawdę dużo, w jednym miejscu 10. Podobno te wypadki zdarzają się głównie w nocy: limit szybkości w Montanie jest bardzo wysoki, a do tego z powodu odległości farmerzy często wracają do domów po alkoholu.
UsuńOczywiście, powód chowania w morzu to właśnie brak możliwości przechowania ciała. Obecnie statki wycieczkowe posiadają pomieszczenia (chłodnie) do przechowywania ciał. Biorąc pod uwagę, że na niektórych statkach mieści się do 6000 pasażerów i że bardzo dużo z nich jest w zaawansowanym wieku, pracownik takiego statku anonimowo powiedział, że niekiedy kilku pasażerów podczas rejsów ląduje nie w kajutach, ale w takich chłodniach. Samo życie!
Czyli to była akcja prewencyjna 😉
UsuńNie od dziś mam wrażenie, że te wielkie statki to rodzaj domu opieki dla bogatych 🤣
Cackanie się z uczniami to szkolna moda obecnych czasów. Z lat własnej edukacji pamiętam, że na którejś lekcji jeden z moich kolegów tak zdenerwował nauczyciela, że ten aż drewniany cyrkiel (pewno pamiętasz takie duże szkolne przyrządy matematyczne - linijki, ekierki - pomoce naukowe ) połamał, a koleżanka na lekcji polskiego od debilek została wyzwana i dostała trzy dwóje na raz :D
OdpowiedzUsuńMoja pani od przyrody w młodszych klasach podstawówki tak na nas krzyczała, że aż ją zatykało i robiła się purpurowa. Zawsze mi się wydawało, że zaraz pęknie lub dostanie apopleksji.O dziwo pół klasy poszło do liceum na profil biol-chem😁
UsuńAgata
=> Dariusz
UsuńO tak, kiedyś się nikt nie przejmował poszanowaniem praw ucznia 😉 Do tego stopnia, że nawet nie zapadły mi w pamięć takie wydarzenia, a przecież na pewno były.
=> Agata
UsuńW tej książce jedna z nauczycielek załamana poziomem wiedzy ucznia krzyczy, że "ona chyba nadaje się tylko na śmietnik". Ona czyli nauczycielka, skoro nic nie potrafi nauczyć 😁
W podstawówce sam właściwie nie doświadczyłem żadnych takich traumatycznych przeżyć, ale pamiętam z ogólniaka jak mnie raz nauczyciel od angielskiego szarpał w księgarni za rękaw swetra, bo miałem tarczę nie przyszytą, ale przymocowaną za pomocą podszytej od spodu agrafki :D
UsuńTy pewnie byłaś grzeczną, pilną uczennicą, dlatego nic nie zapamiętałaś ze swoich szkolnych lat :P
"...W tej książce jedna z nauczycielek załamana poziomem wiedzy ucznia krzyczy, że "ona chyba nadaje się tylko na śmietnik"..."
UsuńTo trochę, jak w tym dowcipie: "Przekazałem ci całą swoją wiedzę i nadal nic nie umiesz."
=> Dariusz
UsuńOd razu "grzeczną, pilną uczennicą" 🤣🤣🤣 no ale coś w tym jest widocznie...
=> Jack
UsuńDobre, nie znałam 😁
Odejścia są zawsze niezmiernie przykre, a szczególnie te nieoczekiwane, ludzi zdrowych i „nie-wiekowych.” Współczuję.
OdpowiedzUsuńW Kanadzie często prochy ludzie trzymają w domu lub je gdzieś rozsypują, nie ma nakazu pochowania urny. Jednakże gdy się chce pochować urnę do istniejącego już grobu, są spore opłaty i różne ograniczenia (o tak, pogrzeby i cmentarze to KOLO$ALNY biznes). Jeden z moich klientów opowiadał mi, jak to po kryjomu, nielegalnie rodzina zakopała na cmentarzu urnę w grobie—brało w tym „przestępstwie” z 10 osób! Nota bene, osobiście jestem przeciwnikiem kremacji.
„...o gdy się czyta uwiecznione przez Meyera historie i "odzywki" pedagogów, można mieć wrażenie, że to niemożliwe, wymyślone…”
Do tej pory pamiętam obelgi naszej wychowawczyni z początków lat 70. XX wieku (1969-1973), w klasach 1-4 szkoły podstawowej, były one o wiele bardziej kolorystyczne od tych przez Mayera przytoczonych. Zresztą na ‘Naszej Klasie’ nieraz się o tym wspominało—niektórzy nauczyciele potrafili nawet dziewczyny od k...w publicznie wyzwać za makijaż.
Natomiast moja mama zawsze wspominała jedną z nauczycielek, która w szkole podstawowej (wczesne lata powojenne) podzieliła klasę na trzy rzędy ławkowe i często powtarzała, że „pierwszy rząd po ukończeniu szkoły powinien kontynuować naukę, drugi rząd-do łopaty, a trzeci to WYSTRZELAĆ!!!
==>> Dariusz: Piszesz, „a koleżanka na lekcji polskiego od debilek została wyzwana i dostała trzy dwóje naraz.”
Do dzisiaj świetnie pamiętam, gdy w pierwszej klasie ogólniaka nauczycielka mocno zgnoiła jednego ucznia, postawiła mu cztery (4) dwóje naraz i wprost mu powiedziała, że „ty właściwie już nie musisz przychodzić na lekcje, masz i tak zapewnioną ocenę niedostateczną na okres (semestr)”—chociaż do grudnia pozostało jeszcze kilka miesięcy.
Niestety, duża część nauczycieli, którzy mnie uczyli, kompletnie minęła się z powołaniem. Zresztą jedna z nauczycielek tego nawet nie kryła, nierzadko głośno narzekając na swoją pracę i powtarzając, „Przyszło mi cudze dzieci uczyć!”
Gdy więc w Kanadzie poszedłem wziąłem kilka przedmiotów klasy 13, byłem niezmiernie POZYTYWNIE zaskoczony traktowaniem uczniów przez nauczycieli oraz kompletnie odmiennymi metodami nauki i stawiania ocen.
A dlaczego jesteś przeciwnikiem kremacji? Ja od dziecka byłam przerażona wizją gnicia w trumnie, tych larw itp. (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że można ciało skremować, myslałam, ze tylko Hindusi tak robią)
UsuńAgata
Po prostu bardziej jestem przekonany do tradycyjnego pogrzebu. Ale są jeszcze gorsze sposoby od kremacji i normalnego pochówku-np. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wie%C5%BCa_milczenia. Kilkadziesiąt lat temu przeczytałem świetną książkę "Death to Dust: What Happens to Dead Bodies?" Dużo się z niej dowiedziałem bardzo ciekawych rzeczy na te tematy.
Usuń=> Jack
UsuńZ jednej strony rozumiem, że ktoś się minął z powołaniem - albo że je miał do momentu, gdy nastąpiło twarde zetknięcie z żywiołem uczniowskim 😂
Rozumiem też, że to niezwykle ciężki kawałek chleba.
Więc nic mnie nie zdziwi.
=> Agata
UsuńMoja mama zapytana o kremację aż się żachnęła - co ja komu zrobiłam, żeby mnie palić.
A mnie, tak jak Ciebie, bardziej przeraża wizja zjadających mnie robaków.
A' propos zwyczajów i zabobonów - przypomniało mi się, że Kuzynka poszła do sklepu kupić dla Ciotki jakąś ciemną bluzkę do trumny: nie chciała dać swojej, żeby jej Ciotka nie pociągnęła za sobą...
UsuńMnie też nikt nie gnoil, nie szarpal, ale pamiętam jak ww.pani od biologii wyśmiała mnie przed cala klasą:/ w liceum facet od PO (pamiętajcie przysposobienie obronne?😁) wymuszał na chłopakach obcięcie włosów. I robil ciągle szybkie kartkówki ze stopni wojskowych, miał jakiegoś hopla
UsuńAgata
Naszym nauczycielem od PO w ogólniaku był poczciwy facet, b. pułkownik, jakoby Kościuszkowiec "od Lenino do Berlina" (dyrektor zresztą też), szkoda, że nigdy żaden z nich nie opowiadał żadnych historii-może bali się, że za dużo powiedzą "nieodpowiednich" rzeczy, a z pewnością wiele widzieli...
UsuńW szkole podstawowej nauczycielka przekonywała, że każdy z nas to "tabula rasa", czysta tabliczka, i że wszystko możemy osiągnąć (przykładną) nauką. Zaoponowałem, dając jako przykład Szopena-że niezależnie ile z siebie dałbym (i nie tylko ja), Szopenem nie zostanę. Nie pamiętam całej dyskusji, ale w każdym razie kazała mi wyjść za drzwi i na tym się zakończył nasz dyskurs.
Z tą tabula rasa to chyba nie do końca - a geny? A wychowanie od najmłodszych lat? To wszystko przecież MUSI mieć znaczenie - a nie, że jak będziemy pilni, to osiągniemy, co tylko zechcemy. Zresztą nie akżdy ma pilność w genach 😁
UsuńTaki koniec dyskusji z nauczycielem to klasyka, Jack 😉
Siedzę i myślę, kim był nasz nauczyciel od P.O. i nie mogę sobie przypomnieć. A tym bardziej samych lekcji. Ja to chyba szkołę wyparłam!
Och, skoro mowa o cmentarzach itd., wpadłam w internecie na najmniejszy cmentarz w Pradze (34 na 19 metrów). Zaraz sobie wyszukam, gdzie to jest i zapiszę do zeszyciku 😁 W końcu zwiedzanie cmentarza nie jest bardzo męczące, a można i na ławeczce przysiąść. Zawsze jakiś odwiedzam, a o tym akurat nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńNiezmiernie przykra wiadomosc. Zawsze zal dobrej osoby, zawsze jej odejscie tworzy wieksza pustke w naszym zyciu.
OdpowiedzUsuńU mnie w USA sa bardzo luzne przepisy tyczace kremacji i przechowywania prochow, wlasciwie zadne, mozna robic z nimi co sie chce, jedynie wywoz za granice ma przepisy i to od obu krajow.
Ja nie chce byc "rozrzucona", chce miec swoja skrytke, miejsce ktore dzieci moga odwiedzac i w zwiazku z tym ktoregos dnia wybiore sie na poogladanie miejsc, wybiore ktore mi sie podoba.
Jeśli chodzi o rozsypanie prochów w USA to na pierwszym miejscu jest u mnie scena z "Big Lebowsky", gdy bohater otwiera puszkę (już nie pamiętam, po czym, ale wziętą zamiast urny, żeby było po taniości) z prochami kumpla, żeby je rozsypać stojąc na skale nad oceanem... ale pod wiatr i cały jest szary 🤣
UsuńMy się z Ojczastym i bratem i córką nawet zmieścimy w grobie, gdzie jest pochowana mama i babcia, bo tam zrobiono miejsce pod trzecią trumnę. Tyle, że po iluś latach grób pewnie zlikwidują, bo nie będzie już nikogo, kto by go opłacał - na nas rodzina się kończy.
U nas groby są "na zawsze". Nawet nieraz widzi się stare groby w polach, należące do rodzin pionierów, którzy tam przybyli 100-200+ lat temu. Są to legalnie cmentarze. Kiedyś taki widziałem koło drogi-zatrzymałem się i zrobiłem kilka zdjęć: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/51788353148/in/album-72177720295612258 .
UsuńMy kupiliśmy w Polsce grób dla naszych rodziców - na wieczne odpoczywanie.
Usuń=> Lech
UsuńCzy to znaczy, że istnieje możliwość wykupu grobu na zawsze?
=> Jack
UsuńMiło było przy okazji zobaczyć i Ciebie 😁
Dziękuję!
UsuńCo do wykupienia grobu na zawsze: na cmentarzu Wólka Węglowa (Północny) w Warszawie jest grób mojej babci i ciotki (oraz symboliczny dziadka, zamordowanego przez Sowietów w Katyniu). Ostatnio wysłałem e-mail z zapytaniem, czy muszę wnieść jakieś opłaty, aby grób nie został zlikwidowany:
"Rozumiem, że groby podlegają opłatom. Proszę mnie poinformować, kiedy powinna być wniesiona opłata za wyżej wymieniony grób i w jakiej kwocie? Na jak długi okres czasu ona wystarcza? Czy można też dokonać jednorazowej opłaty „na wieczność”? "
Otrzymałem taką odpowiedź:
"Szanowny Panie,
w odpowiedzi na e-mail z 15 lipca 2024 r. w sprawie grobu usytuowanego w kwaterze XXXXXX na terenie Cmentarza Komunalnego Północnego w Warszawie, w którym pochowane są: zm. SK i ZK informuję, że jest to grób tradycyjny murowany rodzinny dwukondygnacyjny, który nie podlega wnoszeniu opłat zgodnie z Ustawą z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych."
Tak więc wnoszę, iż jest on "na zawsze".
Tak, są na zawsze lub na ileś lat, chyba najmniej to 20.
UsuńAgata
Przypuszczam, że wszystko zależy od cmentarza i jego administracji.
UsuńNasz dżendżejowski "od zawsze" należał do parafii. Teraz, od kilku lat, parafia pozbyła się kłopotu cedując jego administrację na... jeden z zakładów pogrzebowych! Prawdopodobnie wygodniejsze dla zakonników były niższe wpływy (bo w końcu zakład pogrzebowy nie będzie tego robił za darmo) niż codzienne utrapienia i zawracania głowy.
Przypomniało mi się, że gdy zmarła mama - a było to osiem lat temu, jeszcze gdy cmentarne sprawy załatwiało się w kościele - brat opłacił grób na 20 lat. A potem znalazł w papierach mamy, że był kilka lat wcześniej przez nią opłacony. Poszedł więc znowu do kancelarii i zażądał zwrotu wpłaconej przez siebie kwoty. Zwrot dostał. Ale teraz powstaje pytanie - czy mieli aż taki bałagan czy też świadomie próbowali wyłudzić kasę, skoro ktoś nie pamięta, czy było płacone...
Polecam czeski film "Kobiety biegną" [Ženy v běhu] z 2019 roku
OdpowiedzUsuńWidziałam to, ale oczywiście nic nie pamiętam poza tym, że po śmierci męża wdowa ma wziąć udział w jakimś biegu (maratonie?). Chyba sobie przypomnę 😀
UsuńŚmierć Evy - bardzo smutne i szokujące wydarzenie - współczuję.
OdpowiedzUsuńKremacja - też uważam to za właściwą metodę i taką dyspozycję zapisaliśmy w testamencie.
Ale co z prochami?
Syn kiedyś powiedział - Tatusiu, jeśli chcesz żebyśmy Cię po śmierci odwiedzali to każ rozsypać swoje prochy na której z naszych wycieczkowych tras w górach. Żona wolała stałe miejsce na cmentarzu i tak ustaliliśmy.
W międzyczasie rodzina syna mocno zmieniła styl życia i nie spacerują po górach, a na cmentarz też raczej nie zajrzą.
Samotność po śmierci.
Zachowania nauczycieli - wszyscy moi nauczyciele byli przedwojenni.
Wydaje mi się, że dobrze dostosowali się do czasów komuny i raczej nie wykazywali żadnych ekstrawagancji.
Dziś jest tak, a jutro inaczej, to prawda. Wszystko się zmienia, a my najbardziej. I już po górach nie chodzą...
UsuńZresztą - uważam, że miejsce naszych zmarłych jest w naszej pamięci, a nie fizycznie gdzieś na cmentarzu. Odkąd Ojczasty jest tutaj, ani razu przecież nie byłam na grobie mamy. A potem? Potem też pewnie nie będę bywać, bo jednak podróż, gdy nie ma gdzie na miejscu się zatrzymać, odpocząć, chyba już dla mnie nie wchodzi w grę. Niby kuzynostwo zawsze zaprasza, ale nie byłabym zbyt chętna komuś zawracać głowę...
Smutna wiadomość. Bardzo współczuję.
OdpowiedzUsuńZapowiedziałam dzieciom, że chcę być skremowana i żadnego uporczywego podtrzymywania przy życiu.
Też to córce zapowiedziałam...
Usuń