poniedziałek, 24 czerwca 2013

Joanne K.Rowling - Harry Potter i kamień filozoficzny


W ramach kolosalnego przypływu złego humoru i ogólnego nic-nie-chciejstwa trudno nawet coś czytać - a myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie. Już w piątek odłożyłam na bok przeczytaną w połowie powieść Zuzanny Gieorgijewskiej - mam nadzieję, że jeno na chwilę - i zaczęłam nudzić pod hasłem CO-BY-TU. W końcu postanowiłam przyspieszyć realizację projektu LETKIE CZYTANIE W CZASIE REMONTU i ogłaszam teraz LETKIE CZYTANIE W CZASIE DEPRESJI. Coś mi się widzi, że nawet nie sporządzę tradycyjnego planu na następny miesiąc, wolę nie podejmować żadnych zobowiązań, skoro i tak nie potrafię się do niczego zmusić (jeszcze tylko wstaję do roboty) :(

Sięgnęłam po pierwszy tom z cyklu o Harrym Potterze, licząc, że wciągnie mnie na tyle, by chciało mi się przeczytać pozostałych sześć tomów. Jest to zarazem jedyny Harry Potter, którego wcześniej czytałam - wtedy, gdy dostała go pod choinkę córka, której jeszcze towarzyszyłam w lekturach. Następne tomy pochłaniała już sama, podobnie jak filmy.


Powieść mnie faktycznie wciągnęła. Na pewno dużą rolę odegrał fakt, że sierota Harry, czarodziej z pochodzenia, ale przez dziesięć lat wychowujący się wśród mugoli (czyli zwykłych ludzi), trafia do Hogwartu czyli szkoły z internatem. Mniejsza o to, że to szkoła właśnie dla czarodziejów, istotne jest, że z internatem. To tak bliskie angielskiej tradycji i tylu książkom z dzieciństwa, gdzie akcja rozgrywała się na pensji czyli czymś pokrewnym. Mało tego, zaraz przypominają mi się czasy młodości, kiedy to jeździło się na kolonie, a w zimowe ferie na zimowiska. Ponieważ mieszkało się wówczas w szkole, była to trochę taka namiastka internatu, odskocznia od domowego życia, tym milsza, że krótka i niezobowiązująca - co innego byłoby doświadczyć prawdziwego życia w internacie przez okrągły rok :) Którego nawiasem mówiąc doświadczyłam w akademiku podczas studiów, kiedy to największym marzeniem było wrócić po zajęciach do pokoju i żeby żadnej ze współlokatorek nie było. Nie dlatego, żeby były takie wredne, wręcz przeciwnie, dobrze trafiałam, ale człowiek tęsknił za odrobiną prywatności...

Harry Potter będzie się więc uczył na czarodzieja przez siedem długich lat (mniemam, że dlatego jest siedem tomów powieści) i pokonywał swego wielkiego wroga Voldemorta, mistrza czarnej magii. W tych wysiłkach towarzyszyć mu będą przyjaciele: rudy Ron Weasley z wielodzietnej, ale czarodziejskiej rodziny i kujonka Hermiona Granger z rodziny mugoli. Zyska też oczywiście wroga wśród uczniów w postaci super arystokratycznego Draco Malfoya i, jak się przez długi czas wydaje, profesora Snape'a.
Tak więc przede mną dłuuuuuuuga przygoda w świecie czarodziejów. Czy wspominałam, że nie cierpię fantasy?
:)


Początek:

i koniec:



Wyd. MEDIA RODZINA, Poznań 2000, 324 strony
Tytuł oryginalny: Harry Potter and the Philosopher's Stone
Tłumaczył: Andrzej Polkowski
Z własnej półki
Przeczytałam 22 czerwca 2013

Film, szczerze mówiąc, gdy już przypomniałam sobie treść książki, nieco mnie nużył :) ale ciekawe będzie przyglądać się, jak dorastają młodzi aktorzy :)

12 komentarzy:

  1. Jak widać nie taki diabeł straszny jak go malują :-) Znajomość z Harrym mam już dawno za sobą ale była to miła znajomość i nie dziwię się, że zrobiła taką furorę wśród dzieci. Nie ma co ukrywać Pan Samochodzik nie ma z Harrym żadnych czas. Kolejne tomy irytują objętością spowodowaną nawiązaniami do wcześniejszych części i to w zasadzie chyba był mój jedyny zarzut, no i z czasem się przejadają choć to akurat może być spowodowane wiekiem czytelnika a jak wiadomo nie należę do grupy targetowej Joanne Rowling :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A muszę Ci powiedzieć, ze w trakcie czytania zerkałam w stronę Nienackiego i Niziurskiego... czy nie ciekawsze :) zresztą, jak tak dalej pójdzie z moją depresją, to i tych autorów zaliczę, nie mając głowy do dorosłych lektur!

      Usuń
    2. Zwłaszcza, gdy dziś przeczytałam u Ciebie o Siódmym wtajemniczeniu... przyszła chętka na przypomnienie!

      Usuń
    3. Ja byłem przyjemnie zaskoczony Niziurskim ale może to dlatego, że sam biegałem jako chłopak z kijem w ręku i w niemieckim hełmie na głowie :-). Już dawno tak dobrze się nie bawiłem, tak że już ułożyłem sobie listę jego książek do przypomnienia :-). Jeśli jesteś wyczulona na klimaty gender to nie wiem czy Ci się spodobają bo to literatura wyraźnie "chłopacka" :-).

      Usuń
    4. Ależ Niziurski to idol mojego dzieciństwa. Jeśli mnie wtedy chłopackie zabawy nie zniechęciły, to pewnie i teraz nie :)

      Usuń
  2. Bardzo lubię Harry'ego, ale przy pierwszym czytaniu spodobał mi się dopiero trzeci tom. Pierwsze dwa przeczytałam, żeby wiedziec, o czym ludzie rozmawiają. Od trzeciego wpadłam, teraz jestem fanką zawziętą ;) Tak zawziętą, że filmy też uwielbiam, chociaż obiektywnie przyznaję, że bywają nudnawe (zwłaszcza ten z numerem drugim - mnie usypia), tylko trzeci - znowu - uważam za naprawdę dobry, to zasługa reżysera. A Niziurskiego uwielbiam swoja drogą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jestem ciekawa tych kolejnych tomów. Trochę mnie zniechęca, że tak puchną :)

      Usuń
    2. Mnie nie, zawsze się cieszyłam, bo im wiecej Harry'ego, tym lepiej ;) A puchną dlatego, że fabuła "dorasta" razem z bohaterem, więcej komplikacji, więcej postaci. Z założenia te książki dorastają razem z czytelnikiem = 10-latek nie przebrnie przez gruby tom, ale 16-latek owszem. Chyba, bo piszę z perspektywy 30+ ;)

      Usuń
  3. Uwielbiam Harry'ego, chociaż teraz to już głównie sentyment - dorastałam razem z nim, pierwszy tom przeczytałam jak miałam 11 lat i potem jakoś zawsze miałam mniej więcej tyle co Harry w aktualnym tomie :D W każdym razie pierwsze trzy części czytałam po 4-5 razy i pewnie jeszcze wrócę, bo wiąże się z nimi mnóstwo wspomnień i emocji. A film moim zdaniem strasznie słaby...

    Siódme wtajemniczenie też super! :) I też mam ostatnio takie niechciejstwo, kilka książek z rzędu odłożyłam bez czytania... Teraz się w końcu zatrzymałam na "Najtrudniej spotkać Lilith".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to masz do HP taki stosunek, jak moje pokolenie do tych wszystkich Niziurskich, Nienackich, Siesickich, Bahdajów :) ważne jest właśnie dorastanie równolegle z książką...

      Usuń
  4. Nic nie szkodzi, że nie lubisz, jak widać, w czytaniu to nie przeszkadza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E nie, nie powiedziałam, że nie lubię... tylko nie mam wyraźnego stosunku emocjonalnego, nie moje pokolenie po prostu :)

      Usuń