Już od dawna przymierzałam się do Sherlocka Holmesa, mam dwa zbiory opowiadań i właściwie powinnam zacząć od tego drugiego, bo tam są chyba najbardziej znane opowiadania, ale zagradzają mi do niego drogę pudła sąsiadki. Padło więc na wydanie adresowane chyba do młodzieży. Od razu zaznaczę, że to nie jest tak, że pierwszy raz mam z Holmesem do czynienia, czytałam w szkolnych czasach (czegóż się nie czytało w szkolnych czasach?), ale miałam chęć na powtórkę.
I co?
I trochę zawiedzionam.
Powiedziałabym wręcz, że czas Sherlocka minął... gdyby nie pewien staroświecki urok tych opowiadań. Oczywiście doktora Watsona miałoby się ochotę stuknąć po głowie (może fajką?), żeby przestał piać te nieustanne peany na temat wszechstronnych zdolności jego przyjaciela-detektywa, a samego Sherlocka ochrzanić, dlaczego nie dał krwi do analizy, żeby ustalić, czy ona należała do ofiary czy do mordercy :) No, komórka też by się niejednokrotnie przydała :)
Muszę się pochwalić, że raz (AŻ RAZ) wykombinowałam, dlaczego pewnego lichwiarza zatrudniono jako ryżego do przepisywania Encyclopedii Britannica, więc nie było całkiem źle, nie pokonał mnie całkowicie Holmes, choć tak łatwo dedukuje, z której części Londynu przybył jego gość, na podstawie okruchów ziemi na obuwiu czy wyciąga wnioski na temat uprawianej przez niego profesji, a nawet jazdy na rowerze.
Całość osnuta jest londyńską mgiełką i już sama nie wiem, czy to wilgotne opary znad ziemi czy też dym z Sherlockowej fajki :)
Spis treści:
Początek:
Koniec:
Wyd. ISKRY Warszawa 1955, 465 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 13 kwietnia 1987 roku za 200 zł)
Przeczytałam 12 sierpnia 2015 roku
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ serial rosyjski USADBA z 2004 roku, kolejny w dorobku Stanisława Liubszina
Niestety straciłam już nadzieję, że mój ulubiony aktor zagra jeszcze w czymś porządnym :(
2/ japoński film KURA NA WIETRZE (Kaze no naka no mendori), reż. Yasujirô Ozu, 1948
Na YT z angielskimi napisami:
Yasujirô Ozu porusza w swym dramacie bardzo aktualny i ważny w ówczesnych czasach problem społeczny. "Kura na wietrze" jest opowieścią o powrocie. Po II wojnie światowej zaczęli do swych rodzin wracać żołnierze. Były to trudne chwile zarówno dla cywilów, jak ich ojców, mężów, dzieci. Żołnierze, powróciwszy do swych, nie zawsze pełnych rodzin, stawali przed trudnym wyzwaniem. Niektórzy dowiadywali się, że ich żony wyszły ponownie za mąż, innych czekał jeszcze gorszy los...
7/10
Ależ mnie Sherlock zawsze irytował. Niedawno odświeżyłam sobie kilka opowiadań, ale odczucia miałam takie same jak wtedy, gdy miałam 10 lat;)
OdpowiedzUsuńAle co takiego jest w tych dawnych wydaniach, że patrząc na książkę człowiek od razu miał ochotę rzucić wszystko i czytać. Twoje wydanie Sherlocka-fantastyczna okładka. Od razu ogarnia mnie nostalgia. I chęć nabycia. Choć po co? I tak nie przeczytam;)
Wkurzający to on jest :) I lektura zabrała mi kilka dni, bo musiałam sobie te opowiadania dawkować. Ale okładka rzeczywiście fantastyczna i bardzo zachęcająca :) pewnie dlatego kusiła mnie od dawna.
UsuńA teraz sobie odpoczywam po wizycie/wizytacji rodziny i oglądam kolejny odcinek "Szpitala na peryferiach po 20 latach". Też ma jakiś staroświecki urok, chociaż są już komórki. Podziwiam, że udało się zebrać znakomitą większość aktorów sprzed 20 lat - zebrać i namówić na sequel. Brakuje chyba tylko dr Fastovej, a przecież poprzednia część kończyła się jej przybyciem do ordynatora Sovy - na dalsze wspólne życie. Nie wiadomo, czy się rozstali czy zmarła - mam na myśli w serialu, bo w prawdziwym życiu rzeczywiście odeszła, jeszcze w latach 80-tych...
Szpital na peryferiach uwielbiam (tak jak i Kobietę za ladą). Kontynuacja już mi się niezbyt podobała, ale pamiętam, że byłam pod wrażeniem, że stary Sova nic się nie zmienił;) ale i tak najbardziej kochałam Strosmaiera (nie wiem, czy poprawnie napisałam to nazwisko).
UsuńJa też się rozpieszczam, a mianowicie czytam, po raz kolejny zresztą, znakomity wywiad-rzeka z Wiesławem Gołasem. Ech, gdzie tamte czasy odeszły...
Dr Štrosmajer to był ulubieniec wszystkich widzów, on i jego gołębica :) W życiu prywatnym zmagał się z depresją, stąd jest mi podwójnie bliski...
UsuńOstatnio ze smutkiem czytałam, że zmarł Ladislav Chudik (dr Sova starszy), choć i tak dożył pięknego wieku (91 lat).
O Gołasie to czytałam w internecie, że wyszła książka o nim autorstwa córki, natomiast nie wiedziałam, że był też wywiad-rzeka.
Ten wywiad-rzeka to właśnie ta książka, o której piszesz. Teraz ukazało się drugie wydanie. Wydawnictwo Marginesy wznowiło ten tytuł w tak fantastycznej szacie graficznej, że aż je zakupiłam, mimo że mam poprzednie.
OdpowiedzUsuńNiedawno chyba też zmarła odtwórczyni głównej roli w Kobiecie za ladą? No właśnie, odchodzi tamten świat i tylko tak trudno jest mi to zaakceptować...
Mnie "Žena za pultem" umknęła, bo zdaje się była wyświetlana w naszej TV już w czasach, gdy byłam poza domem. Dopiero w ostatnich latach sobie ją obejrzałam :) A o aktorce grającej tytułową rolę (zmarła 4 lata temu) niestety dowiedziałam się, że była komuchem jak się patrzy i miała na sumieniu brzydkie rzeczy. Cóż, może z przekonania?
UsuńZazdroszczę takich możliwości jak kupowanie kolejnego egzemplarza... widać masz gdzie postawić :)
No wypraszam sobie takie insynuacje;))) Pierwszy Gołas stoi w drugim rzędzie:)
UsuńAaa, to przepraszam za niesłuszne posądzenie :)
UsuńNiżej piszesz o Wyspiańskim w oczach współczesnych. Czy tego są dwa tomy?
UsuńNie jestem pewna, ale tak mi się wydaje, że faktycznie dwa. W ofercie allegro nic na ten temat nie wspomnieli, ale nawet jeśli to tylko jeden z dwóch tomów, to lepiej jeden niż wcale :)
UsuńNo ba:)
UsuńCzytałam w podstawówce, wtedy uwielbiałam Sherlocka. Jakiś czas temu kupiłam sobie po angielsku i leży na półce jak wyrzut sumienia, nie mogę czytać, tak mnie Sherlock wkurza.
OdpowiedzUsuńTo już możemy klub założyć, Klub Wkurzonych :) Nawiasem mówiąc, czytanie w oryginale Sherlocka jest chyba dość karkołomnym przedsięwzięciem.
UsuńNa wszystkich kursach angielskiego mówią, by czytać Sherlocka w oryginale. Ma być łatwy i przyjemny. Uległam opinii autorytetów, tych wszystkich nauczycielek angielskiego... ;)))
UsuńA Klub Wkurzonych Sherlockiem - proszę bardzo, mozemy zakładać.
Tak jestem na niego wkurzona, że nawet nie mogę oglądać serialu, w którym Sherlocka gra młody, całkiem do rzeczy, mężczyzna.
Mne się wydaje trudny. Weź pierwszą stronę i spróbuj to na angielski przełożyć... ale to może moje niedostatki w tym języku :)
UsuńKiedyś czytywałam...było to jednak dawno, dawno.....
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że wszyscyśmy w młodości czytywali :)
UsuńI ja też czytałam w podstawówce; pamiętam te sfatygowane egzemplarze z biblioteki - uwielbiałam :)
OdpowiedzUsuńjakiś czas temu zażyczyłam sobie grubaśne tomiszcze wszystkich dokonań Sherlocka, zabrałam się... no i tak czeka lepszych czasów, nie porwało już mnie jak kiedyś :(
Czytałam teraz o lwowskiej szkole matematycznej. Książka nieco męcząca w odbiorze, trochę mi brakowało w niej ducha matematyki, no ale przecież to nie skrypt uczelniany ;-) Pokłosiem jest zarezerwowana już w bibliotece pozycja o projekcie Manhattan, w którym właśnie brał udział jeden z naszych matematyków...
No a przy okazji capnę kolejnego Trifonowa!
saxony
Widziałam w Taniej Jatce jakieś takie właśnie duże tomiszcze S.H., ale mnie nie znęciło :) Dzisiaj za to dałam się podejść na allegro i kupiłam "Wyspiańskiego w oczach współczesnych" za całe 3 złote!
UsuńLwowska szkoła matematyczna? Projekt Manhattan? Kobieto! Weź mi nawet nie wspominaj o matematyce, tej królowej nauk :) Że ja maturę zdałam to cud...
Hihi, ja zaś wielką miłością i atencja darzylam królową. Ale nie ukrywam, że lwowskie problematy nie są już niestety na moje możliwości yntelektualne ;-)
UsuńPodziwiam mimo to. Mieć łeb do przedmiotów ścisłych to zawsze plus :)
UsuńSą rożne gusta ale dla mnie Conan Doyle pozostanie mistrzem tym bardziej kiedy usłyszymy wspaniałe audycje - słuchowiska. jakie polskie radio już w latach pięćdziesiątych realizowało wykorzystując twórczość także Doyla..
OdpowiedzUsuńCzy one są gdzieś w sieci do usłyszenia?
Usuń