sobota, 29 października 2016
Marjorie Boulton - List zza grobu
Czegoś na odtrutkę szukałam. Bo mnie coś ostatnio szefostwo w robocie prześladuje. Pomyślałam, że dobrze w takim wypadku kogoś zamordować... a przynajmniej poczytać, jak zamordowano :)
Wybrałam kryminał, który kiedyś przywlokłam, razem z innymi, z półki w Jordanówce... a teraz sobie myślę, że nie ma po co trzymać takich pierdułek - trzeba przeczytać (ewentualnie) i odnieść z powrotem.
Pierdułka okazała się całkiem sympatyczna, taki kryminałek w starym angielskim stylu. Kathleen, absolwentka Wyższej Szkoły Leczenia Zaburzeń Mowy (no czyż nie brzmi to, jak Wyższa Szkoła Gotowania Na Gazie?) udaje się z wizytą do przyjaciółki mieszkającej w innej miejscowości, zastaje ją bardzo chorą, dzwoni po karetkę, a w szpitalu jest świadkiem jej śmierci. Lekarz tłumaczy, że chodzi o ostry przypadek skazy krwotocznej. Jednakże Kathleen po paru dniach dostaje list, wysłany przez przyjaciółkę przed śmiercią i zaczyna podejrzewać, że ktoś jej w tym nagłym zejściu pomógł.
To, co najbardziej mi się spodobało, to że pielęgniarka w szpitalu przynosi Kathleen filiżankę herbaty, by uspokoiła się po śmierci przyjaciółki. Gdybyż to można liczyć na takie cymesy w polskich szpitalach!
Poza tym zabawne były przebieranki, takie naiwne, ale kiedyś skuteczne :)
Info o autorce ze skrzydełek:
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo "ŚLĄSK" Katowice 1959, 256 stron
Tytuł oryginalny: The Dead Letter
Przełożyła: Zofia Krajewska
Z własnej półki
Przeczytałam 22 października 2016 roku
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film czeski KELNER, PŁACIĆ (Vrchní, prchni), 1980
Reż. Ladislav Smoljak
Film w całości można obejrzeć - w oryginale - na YT:
Świetna komedia o tym, jak księgarz Vrana (to chyba najlepsza rola Josefa Abrháma), od zawsze mający wielki pociąg do kobiet i będący w czwartym związku małżeńskim, nie może podołać finansowo płaceniu alimentów, a przypadek podpowiada mu, jak dodatkowo zarobić: jako fałszywy kelner Vrana nawiedza wieczorami lokale gastronomiczne i inkasuje należności od niczego nieświadomych klientów.
8/10
Film przypomniałam sobie po latach, w związku z wyczytaną w internecie informacją, że 24 grudnia kończy działalność kultowa księgarnia w Pradze, gdzie kręcono sceny z tego filmu. Ponieważ przechodziłam koło tej księgarni w niedzielne popołudnie, nie miałam okazji wejść do środka, mało tego, nie wiedziałam, że ona taka kultowa... no i teraz pożałowałam, że nie wróciłam na drugi dzień i już nie będę miała okazji jej zobaczyć. Co prawda, w piątek 11 listopada jest wolne, a w czwartek nie pracuję za sobotę - więc teoretycznie mogłabym do tej Pragi na dwa dni pojechać... i biłam się z myślami jeszcze wczoraj... ale noc przyniosła dobrą radę, żeby się tak nie męczyć (podróżą w dwie strony dzień po dniu)... No to już księgarni Fišera nie zobaczę :(
2/ tudzież film również czeski MĘŻCZYŹNI W NADZIEI (Muži v naději), 2011
Reż. Jiří Vejdělek
Z inspiracji Grzegorza :)
Trailer:
Ondřej to takie ciepłe kluchy, wierny mąż, choć może już nieco znudzony życiem małżeńskim. Teść, wieczny donżuan, namawia go do skoku w bok - może to tylko inspirująco podziałać na rutynę małżeńską.
7/10
Tu sobie znalazłam kolejne zadanie - za następnym pobytem w Pradze odnaleźć to miejsce z filmu:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ja tam lubię takie"pierdułki",bo mają taki swój nieodparty urok,otwiera człowiek na pierwszej stronie i ani się nie obejrzy jak"wyląduje"na ostatniej,nie zamęcza mnie autor jakimiś problemami natury egzystencjalnej,przyjemna,miła lektura-anna
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, dla mnie słowo "pierdułka" ma sympatyczny wydźwięk :) no ale zakładam, że drugi raz już nie będę czytać, więc po co to trzymać. Staram się, hm, ograniczać papierzyska ostatnio. Przy czym, jak już zdecyduję, że coś tam mogę wydać, to czuję się, jak bym dokonała Bóg wie jakiego wyczynu :)
UsuńO matko i córko! Słownik języka polskiego mówi, że się pisze pierdółka! Alem dała ciała!
Usuńbolesłava polivkę widziałam w filmie"zapomniane światło"z 1997 roku,podobał mi się-anna
OdpowiedzUsuńTego nie znam. Moje ulubione filmy z Polivką to "Pod jednym dachem" i "Pupendo".
Usuńo matko!przepraszam za ten błąd,ale zasugerowałam się panią,jeszcze raz przepraszam-anna
OdpowiedzUsuńJa takie pierdółki uwielbiam i poluję na nie w bibliotekach na tych półkach, z których można sobie brać.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy jakaś Czeszka jest tak zafascynowana Polską, jak Ty jej ojczyzną?
He he, nie wątpię, że się takie znajdą. To działa w obie strony :) Na przykład są warszawianki zafascynowane Krakowem :)
UsuńAlbo taki Nohavica. Mówi i śpiewa również po polsku. Musiało się to wziąć z jakiejś fascynacji.
A są krakowianki zafascynowane Warszawą? ;)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że nie ma?
Usuń:)
Są na pewno!
Ktoś z osiedla Podwawelskiego marzy o spacerach po Muranowie :)
He;)
UsuńNa szczęście mamy świetne teatry. Bez urazy, moim zdaniem lepsze niż w Krakowie.
Także u Ciebie "Kabaret", a u mnie "Kotka na gorącym blaszanym dachu" w Teatrze Narodowym. Uwielbiam!
Trochę zazdraszczam, ale tylko trochę. Bo ja nie lubię nowoczesnego teatru i tych jego udziwnień. Nie odbieram tego. Więc w teatrze bywam BARDZO rzadko. A Ty masz prawdziwego hopla :) ale niewątpliwie Warszawa ma co zaproponować pod tym względem.
UsuńWoow i już dodaję do must have tą pozycję. Lubię takie kryminałki do poduszki. Wchłaniają w całości. Zamykam oczy, niby zasypiam, ale jestem w świecie książki. Ciekaw jestem czy macie coś takiego. Kończę książkę i nie potrafię jej odłożyć na półkę. Musi jeszcze u mnie odleżeć kilka dni. Zdarza mi się jeszcze do niej wrócić i zajrzeć w co ciekawsze fragmenty.
OdpowiedzUsuńLecę rozpalić w kominku. Zamierzam dziś posiedzieć jak angielski lord przy ogniu z lampką grzanego wina :) Pzdr Grzegorz.
Działam szybko. Obie książki Marjorie Boulton - "List zza grobu" oraz "Szantaż" właśnie zakupiłem na allegro. Swoją drogą nie przewiozłem jeszcze 60 książek z pracy. Leżą w piramidkach obok biurka. Ludzie trochę się na mnie zaczynają dziwnie patrzeć. Pół roku temu powiedziałem im, że uzupełniam brakujące pozycje w domowej biblioteczce. ;) Miałem tylko dwa komentarze: "obyś tylko nie musiał się przeprowadzać, bo jak ty to wszystko przewieziesz" oraz drugi "a ja czytam tylko e-booki i wszystko mieści mi się w tym oto urządzeniu...". NO WAY... jak już przestaną wydawać na papierze to zacznę drukować za swoje pieniądze i biegać do introligatora. Zresztą wystarczy mi myzianie myszki i lampy z LCD w pracy przez 8-10h.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam spokojnych dni.
PS> Pali się moja panno, tym razem w kominku Miloš ;)
Grzegorz
Ty za szybki jesteś dla mnie... miałam Ci zaproponować wysyłkę, ale byłam w pracy, gdzie jakoś się nie mogę zalogować i dołożyłam to na później. Tymczasem NIEKTÓRZY są zbyt przedsiębiorczy :)
UsuńO książkach w pracy mi nie mów. Mam zapchaną całą szafkę... tylko współpracownicy myślą, że to służbowe :) Nawet nie pamiętam, co tam jest, bo w trzech rzędach poupychane.
U mnie w planie na wieczór "Kabaret". Kominka brak. Wino by się znalazło.
Hah :D Szybki Lopez ze mnie mówisz ;) Działam czasem nieszablonowo i pod wpływem emocji.
OdpowiedzUsuńAle dziękuję za propozycję. Na pewno skorzystam kiedyś z niej, a tymczasem, borem, lasem przekopuję się przez moje pokłady kulturalnego statku międzygwiezdnego i znajduję tylko "New York, New York" Martina S. oraz "Cały ten zgiełk" Boba Fosse'a. Wybieram pozycję 001. Swoją drogą "Kabaret" gdzieś tam miałem. Ale tak wiem nie musisz mnie uświadamiać - miałem nie oznacza mam :)
Ciao - wracam pracować. Dziś papryczki faszerowane na jesienną nutę zapodam sobie po pracy...
Grzegorz
Wyszły oba w serii MUSICALE (książka + film)... Pozycja 002 jeszcze czeka. Kiedyś, lata świetlne temu, byłam na tym w kinie... w kinie Rotunda oczywiście, jak to w studenckich czasach. Chodziło się i do innych, na przykład do Młodej Gwardii, ale Rotunda była najbliżej i ze świetnym repertuarem DKF. gdzie te czasy...
UsuńMultipleksy, pęd do doskonałości wizualnej, podnoszenie corocznie poprzeczki efektów specjalnych, rewolucja z nośnikami danych i generowanie niesamowitych ilości pieniędzy na masowych widowiskach filmowych po części zabiły małe kina, lokalne kina studyjne czy DKFy. Wielka szkoda. Ja do dziś pamiętam wakacje u mojej babci na zamojszczyźnie i kino w Gminnym Ośrodku Kultury , małe kina w kamienicach w Lublinie albo spotkania filmowe studentów filmoznawstwa jak studiowałem rok na UJ w Krakowie.
OdpowiedzUsuńOstatnio będąc dwa razy w Warszawie byłem w Iluzjonie. Klimat jest. Jeden seans oryginalna taśma z 1977 Gwiezdne Wojny. Nie dane mi było tego obejrzeć na żywo ;)
Drugi film na małej czarnej sali - Syn Szawła.
Pzdr Grzegorz
Projekcje dla filmoznawstwa były w kinie "Związkowiec" na Grzegórzkach... też już go nie ma.
UsuńNiestety dziś, jak się jeszcze takie DKF-y uchowały, to wyświetlają filmy z DVD... tak to sobie mogę obejrzeć w domu... brak charakterystycznego terkotu projektora to duży minus.