sobota, 31 sierpnia 2024

Spacerownik po Krowodrzy

Pisałam w lipcu o drugiej części tego Spacerownika, że chętnie bym miała i pierwszą - obie wydane przez Radę Dzielnicy V Krowodrza - i że może uderzę do nich, czy nie mają gdzieś na dnie szafy.

Mieli 😍 

Jak to jednak warto spróbować...

Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia czytania, więc teraz to bym sobie życzyła, żeby wydali kolejną część 😁 Nie zapytałam przy odbiorze, czy istnieje taki plan, szkoda.

Ta pierwsza część skupia się wokół ulicy Królewskiej i przyległych. Prawie się ucieszyłam, gdy zobaczyłam na planie dom przy ul. Lea, bo myślałam, że to ten odkryty przez mnie w pandemicznym czasie, gdy jeździłam do pracy rowerem - bardzo bym chciała się czegoś o nim dowiedzieć - ale okazało się, że chodzi o inny, bardziej znany, występujący w leksykonach architektury krakowskiej.

Nawiasem mówiąc, znalazłam teraz informację sprzed 2 lat o przetargach na trzy mieszkania w tej interesującej mnie wielorodzinnej zabytkowej willi zbudowanej w 1926 roku: do mieszkania na II piętrze o powierzchni 23 metrów przynależy schowek na strychu o powierzchni 68 metrów, natomiast mieszkanie na parterze o powierzchni 103 metrów składa się z czterech pokoi, garderoby, dwóch łazienek, WC i kuchni, ale o żadnym przynależnym schowku nie ma mowy. Wszystkie trzy mieszkania można było oglądać w styczniu 2022 - no że też człowiek się nie interesuje przetargami miejskimi!!!


 Biprostal to strategiczny przystanek - nie dość, że biblioteka, to jeszcze moja ulubiona budka na Galla 😁 Wdzięczna tam jest publika, gdy przybywam wieczorem z książkami, na okolicznych ławkach siedzi kilka osób i zaraz podchodzą zobaczyć, co się nowego pojawiło. A protesty o zachowanie mozaiki na biurowcu pamiętam.


 

Ten schron w Parku Krakowskim też pamiętam, było tam zwiedzanie bodajże z okazji Nocy Muzeów.


Wyd. Rada Dzielnicy V Krowodrza

Z własnej półki

Przeczytałam 31 sierpnia 2024 roku


NAJNOWSZE NABYTKI 

Nieoceniona Matylda czyli Babcia bez mohera wypatrzyła gdzieś wśród książek do wzięcia taki oto cymes i zabrała go dla mnie:


To była fantastyczna niespodzianka 😍😍😍 Dziękuję z całego serca! Mam nadzieję, że dam radę to przeczytać, bo obiło mi się o uszy, że to dość hermetyczna lektura (autor poeta) 😉


Inna niespodzianka czekała mnie w środę wieczór, gdy wracałam do domu i przy sąsiednim bloku zobaczyłam wyrzucony regalik. No nadałby się przecież na osiedlową knihobudkę, prawda? Bezkosztowo w dodatku!

Prawie bezkosztowo, bo najwięcej wysiłku kosztowało mnie namówienie córki, żeby wskoczyła w kamasze i pomogła mi ten mebel przytaszczyć 😁 Regalik był podwójny, ale złączony, więc tym bardziej ciężki do niesienia. Oczywiście jak potrzeba, to żadnych lumpów w pobliżu nie było, żeby przenieśli za piwo czy dwa 🤣 Dałyśmy więc radę same (ale namordowałyśmy się), ustawiłyśmy go pod zadaszeniem, zaraz zaniosłam parę książek i od tej pory modliłam się, żeby nikt go nie zabrał stamtąd. Napisałam oczywiście maila do spółdzielni z informacją i że jestem do dyspozycji, jeśli będą chcieli przedyskutować miejsce.
Przez cały czwartek i piątek sprawdzałam pocztę co 5 minut - zero reakcji do tej pory. Albo spółdzielniane młyny mielą powoli albo... nie ma osoby decyzyjnej w tak poważnej sprawie 🤣



Jednak widzę, że zainteresowanie jest, książki znikają, a dziś wielka radość - ktoś przyniósł kilka swoich. Czyli można powiedzieć, że się przyjęło 😁 Latam tam co chwilę - moje dziecko przecież - a rano nie doszłam do sklepu, bo po drodze znalazłam parę książek wystawionych przez klatkę, więc szybciutko też zaniosłam (już ich nie ma). Słyszałam nawet grupkę nastolatków, którzy zatrzymali się pooglądać, jak mówili, że fajna inicjatywa 😊

Jednak dopóki spółdzielnia się nie odezwie, nie mogę tego w żaden sposób rozreklamować, czy to na osiedlowym forum czy przez Szyszkodara, żeby dołączyć ten nowy punkt do mapki krakowskich knihobudek. 


Wtorek: 6.933 kroki - 3,9 km

Środa: 11.447 kroków - 5,8 km

Czwartek: 13.923 kroki - 7,1 km

Piątek: 7.021 kroków - 3,6 km

Sobota: 13.589 kroków - 7,2 km

wtorek, 27 sierpnia 2024

Barbara Nawrocka - Zatrzymaj zegar o jedenastej

Zdobycz z ostatnich czasów. Tak sobie leżałam jeszcze w łóżku wczoraj rano, myślałam o tym, że spodobała mi się Nawrocka i o kolekcji kryminałów, którą miała moja ciocia w PRL-owskich czasach: wisiało kilka półek nad łóżkiem, przedmiot zazdrości. Ciocia nie pożyczała i pewnie słusznie czyniła 😉

I zachciało mi się też taką kolekcję mieć. Żeby na osobnym miejscu. Aż wstałam i zaczęłam się rozglądać po mieszkaniu.

No nie, nie ma opcji. Ani pół miejsca na osobny regalik. Chyba, żebym filmy wyrzuciła, co oczywiście nie wchodzi w grę 😂

Teraz sobie myślę, że te kryminały ówcześnie to był łakomy towar i pewnie zaprzyjaźniona pani w księgarni dla cioci wszystkie odkładała. Ciocia jeszcze przy zdrowych zmysłach, może zadzwonię i dopytam?

Tymczasem pani Nawrocka to zagadka, bo hasło na Wikipedii ma (jako Barbara Nawrocka-Dońska), ale opisana tam jest jako prozaiczka, eseistka i dziennikarka, nic o twórczości kryminalnej - aczkolwiek wśród powieści ten tytuł jest wymieniony. Błąkało mi się po głowinie, że coś już mam tej autorki, ale katalog says no.

A dociekam, bo mi się PODOBAŁO, więc chętnie bym coś jeszcze przeczytała. Jest to kryminał milicyjny jak najbardziej, śledztwo prowadzi kapitan Korda z pomagierem Gablerem. W drewnianym baraku gdzieś na Bródnie zostaje zastrzelony miejscowy zegarmistrz, człowiek samotny, o którym nikt nic nie wie. Jedynym tropem znalezionym przez milicję jest przedwojenne wydanie Romansu Teresy Hennert z pieczątką biblioteczną i... kolekcja zabytkowych zegarów na ścianach, wszystkich zatrzymanych na godzinie 11.00. Tak, zegar i ta godzina odegrały główną rolę w tragedii z czasów wojny, ale o tym dowiemy się dopiero na końcu 😁

Poza nieco nadmierną ilością psychologizowania czytało się dobrze, polecam.

 Początek:

Koniec :


Wyd. Iskry, Warszawa 1973, 195 stron

Seria: Klub Srebrnego Klucza

Z własnej półki

Przeczytałam 26 sierpnia 2024 roku


Szyszkodar przywiózł mi kolejną porcję knig do parcelowania 😂 Wybrałam się nawet wczoraj z wózkiem, żeby oblecieć od razu kilka budek, ale to głupi pomysł, bo nie można tego połączyć potem z przebieżką, więc żeby mi to było po raz ostatni! Będę zabierać w siatce po kilka książek do jednej budki. I potem hulu babulu.


 

I wiecie co? Tylko cztery sobie odłożyłam, sukces 😎 Ten Karasimeonow to Bułgar, tytuł mnie pociąga 😉 Ponoć była ta Miłość sfilmowana i nawet przemknęła przez nasze kina (oczywiście dawno temu, a teraz gdzie znaleźć bułgarskie filmy...). A Niejaki Piórko to wiecie co? Wspomnienie z pierwszego czy drugiego roku studiów. Pozapisywałam się wtedy do różnych bibliotek, pamiętam jedną na rogu Dolnych Młynów - nie ma jej od wieków - i pożyczałam wszystko, byle się nie uczyć 😁


 

Byłam wczoraj na Fabryce uzgodnić to i owo przed feralnym wrześniem. Przez pierwsze dwa tygodnie będę uczęszczać trzy razy w tygodniu, potem się to pewnie zintensyfikuje. Oczywiście jednocześnie ciągle ogarnianie zdalne, wiadomo. 

Dziewczyna, która ma mnie zastąpić, nawet nie zgłosiła się jeszcze z papierami. Powtarzam sobie co mnie to obchodzi, ale obawiam się, że zanim te nieistniejące jeszcze papiery obrobią i ją przyjmą, będę się czuła moralnie (tylko i wyłącznie) zobowiązana do ciągnięcia działki... Fuj. I zaraz będzie jesień.


Sobota: 7.819 kroków - 4,5 km

Niedziela: 9477 kroków - 4,9 km

Poniedziałek: 6806 kroków - 3,7 km


sobota, 24 sierpnia 2024

Kamil Bałuk - Dawno temu w telewizji


Od razu powiem, że nie cierpię tej czcionki 😁

Następnie, że telewizja od wielu lat dla mnie nie istnieje i właściwie to oglądałam w dzieciństwie i czasach szkolnych czyli gdy mieszkałam z rodzicami. Nie wiem, od kiedy dokładnie mieliśmy ją w domu, najpierw chodziliśmy z bratem do sąsiadów na Jacka i Agatkę. Sąsiad był z zawodu dyrektorem, więc oni pierwsi mieli telewizor. Potem, gdy już i my go posiadaliśmy, co się oglądało? Pamiętam Zwierzyniec w poniedziałki, jakieś Teleranki w niedziele, ale głównie seriale emitowane w czasie ferii (choć na pewno nie tylko): Pippi oczywiście,  Podróż za jeden uśmiech, Przygody Tolka Banana, Wakacje z duchami, Gruby, Szaleństwo Majki Skowron czy te dla dorosłych: Stawka większa niż życie, Czterej pancerni... O, w niedzielę było też W starym kinie. Na ile ważną częścią życia była wówczas telewizja? Wszyscy te filmy oglądaliśmy. Czy dzisiaj nastolatkowie mają jakieś kultowe seriale POLSKIE, przez wszystkich oglądane?

Autor tej książki - zbioru rozmów z twórcami telewizyjnymi - to inne pokolenie i pewnie dlatego osoby, z którymi rozmawia i programy przez nie realizowane nic mi nie mówią. Nie oglądałam Szczygła w Na każdy temat, takich nazwisk jak Chylewska (Rower Błażeja) czy Rykowski (Piraci) w życiu nie słyszałam, jak i ich audycji. Wiem, że Łepkowska to scenarzystka seriali, a Khamidov to gość od Kiepskich. I to by było na tyle.

Generalnie to rozmowy o tym, jak siermiężna była telewizja po 1989 roku i jak wszyscy uczyli się wszystkiego. Z wywiadu z Khamidovem zapamiętałam pewną historię. Jeszcze u siebie w Kazachstanie miał realizować film o Jagnobczykach, tylko nic z tego nie wyszło. Kim byli /są Jagnobczycy? Otóż jest taka grupa wiosek położonych 3 tys. metrów nad poziomem morza, mieszkali tam ludzie, którzy uciekli w góry przed najazdem Arabów. Kiedy? W szóstym wieku. I ponad tysiąc lat żyli odcięci od cywilizacji, nie wiedzieli co to prąd, nie słyszeli o wojnach światowych. O nich też nikt nie wiedział, dopiero w latach 30-tych zauważono ich w ZSRR z powietrza. Dziś zostało ich już tam niewielu, bo w latach 1970-1971 zostali w większości wysiedleni, przewiezieni helikopterami (pod pozorem niebezpieczeństwa, jakim groziły trzęsienia ziemi w górach) - a tak naprawdę na północy potrzebne były ręce do pracy na polach bawełny. Język jagnobijski został uznany przez Unesco jako najbardziej zagrożony wymarciem na świecie.

Tak że jeśli chcecie się przysłużyć światowej lingwistyce to zabierajcie się za naukę jagnobijskiego 😉


 Początek:


 
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, 299 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 23 sierpnia 2024 roku
 


Donoszę, iż Pan Stolarz oczywiście nie dał znaku życia od wtorku - a trzeba wiedzieć, że gdy do niego wtedy dzwoniłam i chcąc mu się przypomnieć zaczęłam tłumaczyć, kto i co, przerwał mi mówiąc, że nie ma sklerozy - więc wczoraj zadzwoniłam ponownie:

- Mówił pan, że nie ma sklerozy...

No nie ma, ale dopiero dziś będzie na osiedlu, więc na pewno przyjedzie. 

Czekałam do 18.00 😂 ale rzeczywiście przyjechał i naprawił. Inna sprawa, że mam teraz strach z tyłu głowy przy otwieraniu szafek...

Tymczasem pojechałam do Auchana, bo w radiu mówili, że tanie pomidory 🤣 Oprócz pomidorów nabyłam na wyprzedaży dwie ceramiczne osłonki na doniczki, bo mnie te ważki zachwyciły. Na pierwszym zdjęciu widzicie śrubokręty, które mi życie uratowały, gdy drzwiczki zwisały ukośnie trzymając się na dolnym zawiasie - ja ich już chyba nie schowam na miejsce, na wszelki wypadek 🤣

 

Odwiedziłam również ponownie Media Markt, ciągle w poszukiwaniu telefonu - i tym razem udało się! Był jeden jedyny egzemplarz! Wreszcie mogłam wykreślić z listy punkt, który tam figurował od dwóch lat! Oczywiście najtańszy model, ale działa (i w dodatku nie ma takiej cegły-akumulatora, jak poprzedni), więc i ten problem z głowy 😍 Nie wiedziałam, co zrobić ze starym... położyłam przed osiedlowym pojemnikiem na baterie i takie tam...


 

W domu są masakryczne ilości bilonu. Bierze się to stąd, że po pierwsze płacę w sklepach wyłącznie gotówką, odkąd jest Ojczasty (któremu emeryturę przynosi listonosz; z mojego konta idą teraz jedynie opłaty), a po drugie chodząc do sklepu z wózkiem nie zabieram już torebki, tylko do kieszonki wózka wsuwam banknot 😂. Więc za każdziutkim razem dostaję resztę, w przedpokoju ją wrzucam na tackę,  no i tak to się toczy. Wczoraj odliczyłam 5,99 zł drobiazgu i z filiżanką w ręce poszłam do piekarni. Nie żeby była szczęśliwa ekspedientka, ale też nie protestowała. Nie wie jeszcze, że następnym razem też ją czeka liczenie - kolejna filiżanka już naszykowana 😁


 

Środa: 10.795 kroków - 5,8 km

Czwartek: 11.185 kroków - 6,2 km

Piątek: 8.639 kroków - 4,7 km

środa, 21 sierpnia 2024

Zofia Kaczorowska - Gość z Singapuru


Przywleczone oczywiście skądyś i z racji małych rozmiarów zabrane do torebki na podróż 😁

Miałam podejrzenie, że jest to kryminał, aczkolwiek nie była to pewność, dziwnie tak wydane. 

Czytanie w podróży było takie: połowę rzeczywiście obleciałam, a potem, już w Pradze wieczorami po dwie stroniczki, bo padałam na pysk 😁 tak że skończyłam dopiero po powrocie. 

I jest to rzeczywiście kryminał, ba! Zofia Kaczorowska napisała ich jedenaście! Nie wiem, jak inne, bo nie miałam z nimi do czynienia, ale ten tak mi troszeczkę nasuwał na myśl Chmielewską, nie żeby był aż tak humorystyczny, ale bohaterką /narratorką też jest kobieta (po przejściach) i też na własną rękę prowadzi śledztwo w sprawie dziwnej, bo bardzo przedwczesnej śmierci przyjaciółki i też dzieje się to za PRL-u, dokładniej u jego schyłku. I też podejrzewa niewłaściwe osoby oraz ma konszachty z milicją, a także chętnie romansuje. Coś jest na rzeczy, nieprawdaż?

Ale generalnie miło się czytało, wspominało na PRL-owskie klimaty, na koniec autorka zaskoczyła osobą mordercy 😉 i chętnie sięgnę po inne jej powieści - jak je znajdę na Śmieciarce czy w innej knihobudce, bo w bibliotece tylko jedna jeszcze jest... W każdym razie będę miała to nazwisko na uwadze. Szkoda tylko, że nie udało mi się znaleźć nic na temat autorki, żadnego biogramu.

Początek:


 
Koniec:

 

Wyd. Zakład Wydawnictw i Usług Prawniczych "Jurysta" Spółka z o.o., Warszawa 1989, 127 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 19 sierpnia 2024 roku


Takie odkrycie. Przejście /wjazd przez kamienicę na podwórko (które jest osobnym tematem, bo OLBRZYMIE, tyle że zawalone garażami i innymi budami - a mógłby być tam piękny vnitroblok). I tam, po prawej stronie, wiszą stelaże na książki, czasopisma, puzzle.


 

Wygląda to tak i moim zdaniem jest lepsze od klasycznej knihobudki, bo nie trzeba grzebać, tylko od razu widać, co jest, sięgasz wtedy, gdy cię tytuł interesuje.


 Ponieważ zamierzam na jesieni nękać swoją spółdzielnię w sprawie zorganizowania na osiedlu biblioteczki plenerowej (siedem tysięcy mieszkańców, a tu nic) uznałam, że to byłoby to!

Teraz tylko pytanie, czy takie ustrojstwo można gotowe kupić? I jak się nazywa? Bo nie wiem, czego szukać... Mam już wytypowane miejsce na montaż tego, też mamy takie przejście w długim bloku. Co prawda z jednej strony jest w dni powszednie handel warzywami (przyjeżdżają rano żukiem i rozkładają się na skrzynkach), ale z drugiej byłoby idealnie... gdyby nie parkowali tam motocykliści (no bo osłonięte od deszczu)... ale jeszcze tam podejdę dokładnie obejrzeć.

 

Mam jeszcze do opowiedzenia następującą wesołą historyjkę: wczoraj przed południem wymieniałam słoik po miodzie na nowy w szafce wiszącej, umyłam półkę w tym miejscu, bo zawsze się tam napaćka, poczekałam, aż wyschnie, postawiłam ten słoik i zamknęłam drzwiczki. Znaczy prawie. Przyjęły pozycję krzywo zwisającą. Tak, urwały się na górze!!!

Zawias kompletnie puścił, wyszedł z siebie. Nie pozostawało mi nic innego, jak stać podtrzymując je prawą ręką, tą chorą, jak by się kto pytał. A wiecie, ile takie drzwiczki ważą???!! 

I nic, znikąd ratunku. Telefon dwa metry dalej, zresztą co by mi dał telefon, skoro nie mogłabym odejść, żeby otworzyć drzwi? 

Zaznaczę, że najpierw próbowałam zbudować dla podparcia piramidę z krzeseł stojących przy stole, które przysuwałam sobie nogą, ale nic z tego nie wyszło. 

Minęły wieki, gdy tak bezradnie stałam...

I teraz DOWÓD NA TO, ŻE Z PORZĄDKAMI NIE NALEŻY SIĘ SPIESZYĆ! 

Na tym stołeczku z radiem leżały cztery śrubokręty. Bo widziałam jeszcze przed wyjazdem do Pragi, że ten górny zawias się obluzował i próbowałam dokręcić, ale bez rezultatu, tym bardziej, że nie bardzo tam mogłam sięgnąć wysoko. Ale nie sprzątnęłam ich! I dzięki temu jakoś wybrnęłam z patowej sytuacji: wykonałam szpagat, żeby po nie sięgnąć i jednym z nich udało mi się odkręcić (lewą ręką) dwie śrubki w dolnym zawiasie i zdjąć całkiem drzwiczki. Przy okazji walnęłam się nimi w łeb, ale to już detal.

Byłam normalnie w szoku! Szybko zadzwoniłam do Pana Stolarza od Kuchni z reklamacją. Coś tam usiłował mi wmawiać, że coś musiałam zrobić (ha ha), ale tu nie ma dyskusji. 

- Będę dzisiaj w Krakowie, to przyjadę.

Prawdopodobnie teraz jedyne wyjście to zamocować zawias w innym miejscu, tam się musiało wyrobić.

Calusieńki dzień czekałam w domu, dopiero wieczorem wyszłam na przebieżkę. I co? I nic, oczywizda!  Przypomniały mi się czasy remontu kuchni i umawianie się z nim... 

Drzwiczki stoją oparte o słupek, uniemożliwiając dostęp do szuflady z salaterkami (podawałam wczoraj obiad w dość niecodzienny sposób; raz że są ciężkie, dwa, że boję się uszkodzić lakier przy przenoszeniu i opieraniu) i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mogą tak stać długo, jak znamy pana Wojtka.

Ale - z drugiej strony - pomyślmy: mogło się to stać na przykład gdyby nikogo obok nie było, po pewnym czasie dolny zawias by też puścił i RYPŁO by się, jak ta lala, być może rozwalając przy okazji kuchenkę, bo to nad nią. Albo jeszcze inaczej: spadło by na córkę, gdy była sama. 

Tak że TYLE SZCZĘŚCIA W NIESZCZĘŚCIU, żem tam stała i podtrzymała 😎 

Choć ręce to na pewno nie pomogło...




Poniedziałek: 8338 kroków - 4,2 km 

Wtorek: 6156 kroków - 3,1 km 

Robię dziś eksperyment - noszę telefon na szyi cały dzień, zobaczymy, jak się to przekłada na domowe dreptanie 😁 

 

niedziela, 18 sierpnia 2024

J. i W. Grimm - O czterech muzykantach z Bremy + PRAGA niedziela

Nie pamiętam z dzieciństwa, czy tak się rzeczywiście kończy ta bajka? Że te cztery zwierzaki w ogóle nie docierają do Bremy, tylko wystraszywszy zbójców, zamieszkują w ich domku i na tym koniec? Bo skoro to "opowiedziała Aleksandra Michałowska", to równie dobrze mogła przeinaczyć 😉 Jeśli ktoś jest na bieżąco z braćmi Grimm, niech daje znać!

/czy ja w ogóle mam Grimmów?/


Wyd. Siedmioróg, Wrocław 2008

Seria: 101 bajek

Przeczytałam 18 sierpnia 2024 roku

 

Praga, dzień dziesiąty

Taki baaardzo naciągany jest zawsze ten dziesiąty dzień, bo przecież nie latam po mieście, żeby dopiero wieczorem wyjechać, nie na mój to wiek i kondycję 😂

Zapraszam jednak na ostatni spacerek. 

Budynek Dworca Głównego odzyskuje swój dawny blask.



 

Tyle kilometrów w nogach i nic, ani pół kilo obywatela mniej nie przywiezione do ojczyzny 😒




 




 

Nocny widok z okna. Bo oczywiście nie mogłam zasnąć.

 

No, to widzimy się za dziewięć miesięcy! I bardzo proszę skończyć wreszcie ten remont! Czy widzicie tę godzinę??? Ale stwierdzam, że nie jest źle wcześnie wyjechać i mieć cały dzień przed sobą (a i tak bym nie spała 😉).


 

W pociągu modliłam się, żeby to miejsce obok pozostało wolne, bo co zrobię z walizką, absolutnie jej nie dam na półkę nad głową 🤣 Co trochę sprawdzałam, czy go ktoś nie wykupił gdzieś na dalszej stacji. Miałam dziś szczęście - ani nie padało ani nikt nie wsiadł, to samo w autobusie. Co powie jutro ręka, to zobaczymy, bo w Ostrawie były nieczynne ruchome schody akurat te do góry, których potrzebowałam... Poza tym jednym przypadkiem wyręczałam się mężczyznami 😁


Wydaje mi się, że to dotychczasowy rekord - te 32 sztuki - ale na 100% nie powiem, musiałabym grzebać i szukać danych 😁 Grunt, że jest zapasik na długą zimę, co to się już prawie zaczyna - słyszałam przechodząc obok domu handlowego MAJ, gdzie teraz od rana do wieczora rozbrzmiewa jazgot... znaczy muzyka... otóż puszczają tam Feliz Navidad 😂


Córka odebrała mnie na dworcu, a w domu podjęła pysznym omletem, obejrzałyśmy Chirurgów 😂 i jeszcze poszłam na przebieżkę, no bo taki niedosyt 🤣🤣🤣

W związku z tym 10.595 kroków; 5,7 km

Dwie dziurki w nosie i skończyło się.

sobota, 17 sierpnia 2024

Mogę zostać dociekliwym naukowcem + PRAGA sobota

Trzy historyjki o światowej sławy uczonych, którzy już jako dzieci podążali własną drogą: Curie - Skłodowska, Einstein i Rosalind Franklin. Dobra, światowej sławy, ale ja tej ostatniej nie znałam, ale teraz już wiem, że została wycyckana przez współpracowników, którzy za jej osiągnięcie dostali Nobla.

Wyd. ? stopka jest tak małymi literkami, że nie daję rady odcyfrować
Przeczytałam 17 sierpnia 2024 roku


Praga, dzień dziewiąty

No wreszcie bez globusa! Cóż to za cudowne uczucie wstać i iść 😁 I ledwo wysiadłszy z autobusu zobaczyć to coś!

 

A po obejściu dookoła dowiedzieć się, że to pomnik kolonii działkowców!

 

A następnie zobaczyć łąkę dedykowaną autorce bestsellera Taková normální rodinka 😂


Z cyklu: co ludzie miewają na działkach...

 

Cel główny - Sedmidomky. To była taka kolonia robotnicza z lat międzywojennych. Budowało ją miasto jako proste socjalne mieszkania, nie było tam gazu ani kanalizacji. Co ciekawe, są dalej zamieszkane. Urząd przydziela te domki tym, którzy do tej pory mieszkali w lokalach socjalnych (lepszych), ale nie płacili.


Ogłoszenie widziałam o wynajmie - 2 pokoje z aneksem kuchennym, razem 40 metrów. Czyli jeden pokój na dole, drugi na górze. Za 20 tys. miesięcznie czyli około 3,400 zł. Ha ha ha.

Wróciłam pociągiem (rekordowy rok), przesiadłam się na metro i doszłam trzymając się cienia do placu, gdzie jest przejście podziemne ozdobione graffiti (miałam w zeszycie). Jest ich dużo, na każdą okazję, nafociłam 😁



Szłam potem przed siebie, szczęśliwa, że nigdzie się nie spieszę i wszędzie mogę skręcić. To jest genialne uczucie! Ten piękny neorenesansowy budynek spotkałam po drodze i się zachwyciłam, tym bardziej, że ma zegar słoneczny, a ja pochodząc z Dżendżejowa wchodzę w te klimaty 😂 A potem się okazało, że miałam go w kajeciku zapisanego 🤣 To było kiedyś prywatne sanatorium dla mobilnych kobiet (???).

 

Miałam też zapisany dom, który powstał w miejscu dawnej kaplicy - przeszłam ulicę w tę i z powrotem i nie znalazłam numeru 456. Musi co źle zapisałam? Dobrze zresztą, że nie szłam wcześniej - jak wiadomo spadają tu gzymsy... już było pozamiatane, ale jak widać w wiadrze niezłe kawały...

 

Przy tej ulicy mieści się słynna ze Szwejka gospoda U Kalicha, prowadzą ją bracia Töpfer (znam jednego, bo jest aktorem), a tu się okazuje, że ich rodzina tam właśnie mieszkała...



Szłam na sagę przez park kliniki psychiatrycznej i patrzcie państwo, wariatka się mnie czepiła. Nie żeby jakaś pacjentka miejscowa, nie przypuszczam. Po prostu zaburzona jakaś kobieta. Stała przed zamkniętym kościołem prawosławnym i zapytała mnie, czy wiem, kiedy będzie otwarte. Jeszcze nie przypuszczałam, z kim mam do czynienia, bo bym coś wydukała w stylu don't understand i dała nogę. A ja grzecznie, że zaraz sprawdzimy na tablicy ogłoszeń etc. Jak się przykleiła, to nie było na nią rady. Ona pójdzie ze mną 🤣 Jest Węgierką, ale rodzice ją tu przywieźli, jak miała dwa lata albo cztery. Życie niestety ma schrzanione, mąż niedobry, umarł, ale wrócił 😂 Mówię, ze słyszałam tylko o jednym takim przypadku, Jezusa Chrystusa, ale ona oczywiście upiera się, że tak było. Może dlatego, że mąż miał w rodzinie proboszcza. Mąż zły przychodzi i daje jej facku. Po długich rozhovorach - cały czas szła ze mną - umówiłyśmy się na 19 maja przyszłego roku w tym samym miejscu 🤣 - gdy zeszłam na dół w jej towarzystwie i zobaczyłam nadjeżdżający tramwaj krzyknęłam jej do widzenia i biegusiem 😂 Z zasady nie dobiegam do tramwaju (pasażer dobiegający jest pasażerem następnego tramwaju, jak wiadomo), ale nie było innej rady.

A w tym psychiatrycznym parku stało takie coś i za nic nie wiem, ki czort?


 

Wysiadłam w stronie Guermantes (oglądając się za siebie, bo nigdy nie wiadomo) i po raz ostatni zajrzałam do antykwariatu, żeby nieco odreagować tę nową znajomość. Nie nie, nic nie kupować 😂 Wyfociłam sobie tylko nowości praskie na zaś.


 

Po południu umówiłyśmy się z Věrą na kolejną peryferyjną wycieczkę. W planie kościół i zamek. Zamek zgodnie z informacją na Wikipedii niszczeje: dawny właściciel nie miał dzieci, za to sześcioro rodzeństwa i ich potomkowie się o restytucję zamku żarli, aż w końcu przyznano go jednej z nich, która ani o niego nie dba ani nie chce sprzedać. Zamek jest już w ruinie i najwyraźniej właścicielka czeka, aż się wszystko zawali i wtedy sobie piękną cenę za działkę zawinszuje. Ponoć nic jej nie można zrobić. Urzędy są bezradne, przez częściowo zawalony dach leje się woda, a gdyby ktoś pytał, to jest to barokowa budowla pod ochroną. Miałam mnóstwo skojarzeń z wczorajszym filmem, gdzie nowy właściciel zamku terroryzuje ogrodnika sąsiadującego z jego posiadłością, aby się go stamtąd pozbyć. 


Chwilę czekałyśmy na proboszcza, żeby przyszedł otworzyć przeuroczy gotycki kościółek. Oto co zauważyłam na tablicy ogłoszeń w środku (nie w kruchcie, w nawie), ale nie wiem, gdzie ten kibelek się znajduje 😁


Historii Otika na razie nie zrozumiecie 😉 ja ją znam, bo czytałam w Blesku i specjalnie szukałam tego grobu - cmentarz wokół kościoła zamknięto jeszcze przed wojną, ale zrobiono jeden wyjątek już w trzecim tysiącleciu. Smutna historia transformacji. Będę o tym pisać na praskim blogu.


Věra namawiała, żeby zrobić kółko, bo z dołu może zobaczymy więcej zamku, ale to chyba w zimie, jak nie ma liści. Jednakże mogłyśmy podziwiać dolne budynki dawnego browaru, gdzie nas czekała taka niespodzianka:

Schody na skrót, ale obudowane 😁 Gdybyśmy je zauważyły na górze, byłoby mniej kilometrów zrobionych 😁 Nacisnęłam oczywiście ten guzik po prawej stronie, Věra się przestraszyła, że do kogoś zadzwoniłam, ale to było światło - luksusowe schody skrótowe!

 

Jeszcze jedna niespodzianka czeka w miejscowej bibliotece. Jest to rzeźba słynnego Olbrama Zoubka (to on zrobił pośmiertną maskę Jana Palacha) umieszczona na balkonie. Żeby ją zobaczyć w pełnej krasie trzeba przyjść w godzinach otwarcia, a nie w sobotnie popołudnie...



A na zakończenie - takie rzeczy tylko w Pradze. Podjechałyśmy autobusem do stacji metra Haje, gdzie byłam w maju oglądać pomnik kosmonautów. I widzę z daleka, że ktoś tam stoi w hełmie obok pomnika i jest ekipa filmująca. Podeszłam nieco bliżej zrobić ot tak zdjęcie, gdy na nas zamachali. No to zbliżamy się, a ja rzucam żart:

- Kosmonauta koło kosmonautów?

Věra z tyłu mamrocze, że to Remek. Myślałam, że to jakiś prezenter telewizyjny albo co nagrywa program.

Tymczasem no tak... Pierwszy Czech w kosmosie, niejaki Vladimír Remek 😁 Tłumaczę się, że nie poznałam, bo ja nie z Czech jestem 😂 A skąd? A z Polski. O, przyjaźniliśmy się z Mirosławem, niestety zmarł dwa lata temu.

/hm, nawet nie wiedziałam, że Hermaszewski nie żyje/

A Kraków oczywiście jest piękny 😁


Takie spotkanie na koniec. 

Jestem mega zadowolona z tego jubileuszowego pobytu: mimo gorąca i mimo globusów zdołałam zobaczyć wiele z tego, co zaplanowałam, a i trochę nieplanowanych. Przekonałam się też, że należy mieć zawsze w pogotowiu pełen zeszyt pomysłów 😎

Teraz tylko modlić się, żebym nie urwała sobie ręki od (nad)bagażu. I żeby jednak rano nie lało, jak dla odmiany zapowiadają.

19.167 kroków; 12,2 km