niedziela, 11 sierpnia 2024

Walt Disney's Dumbo + PRAGA niedziela

No co Dumbo - miał wielkie uszy, ale dzięki temu stał się wielką cyrkową atrakcją czyli Fruwającym Słoniem 🙂

Wyd. EGMONT AMERICAN LTD., Warszawa

Tłumaczył: Antoni Marianowicz

Przeczytałam 11 sierpnia 2024 roku

 

 

Praga, dzień trzeci

Taki dzień jak dziś to ja rozumiem. Jeszcze gdyby nie ten gorąc... ale nie wymagajmy ZBYT wiele 😉

Pojechałyśmy pociungiem do... nie wiem, jak to odmienić, nazywa się Kolovraty. Ja z Dworca Głównego, a Věra wsiadała kilka stacji dalej. Napisałam jej esemesa, że jestem w ostatnim wagonie - a tu nie wsiada. Konduktorka mi powiedziała na następnej stacji, że jednak jest, tylko z przodu 😁 Okazało się, że czekała na złym peronie i leciała w ostatniej chwili, machając, żeby poczekali 😂 Taka to była przygoda na początek wycieczki, a na koniec, gdyśmy wracały, była ta sama konduktorka i gdy mnie zobaczyła samą, pytała, czy znowu się zgubiłyśmy (a ja tylko szukałam kibelka) 🤣

Na peryferiach jest cudownie, zwłaszcza w niedzielny poranek. Wszyscy spotkani ludzie mówili nam dzień dobry, uśmiechali się, chętnie udzielali informacji (nie mogłyśmy znaleźć dzwonniczki). Jak na wsi. No bo to wieś, kiedyś tam przyłączona do Wielkiej Pragi. Věra twierdzi, że pewnie mówią do wszystkich strejdo i teto jak to drzewiej bywało 😁



 Ktoś koniecznie chciał mieć zamek, to sobie wybudował 😁

Naszym głównym celem był barokowy kościół, ongiś gotycki. Mszę tam mają w niedzielę o 11.30, więc założyłyśmy, że godzinę wcześniej otwierają. No niekoniecznie 😁 Ale jak już się zeszli: ministranci, osoby mające odczytywać Ewangelie czy co tam się czyta i ksiądz przybyły z parafii (bo to malutki kościół filialny) i zaczęli przygotowywać wszystko, co do mszy potrzebne, rozkładać książki do nabożeństwa w ławkach, to myśmy mogły sobie pooglądać i wyfocić, co tam chciałyśmy. A tu jest próbka: konfesjonał 😁

Kameralnie, ale nie bezosobowo 😁 drzwi kanciapki można zamknąć i oddawać się wyliczaniu grzechów.

Koło dzwonniczki (jest takie słowo? bo mi podkreśla na czerwono) tablica na nekrologi i kontakt do pani, która zadzwoni, gdy odejdzie ktoś bliski. Bo to jest dzwonek umíráček.


Věra chciała mnie jeszcze zabrać autobusem na oglądanie fragmentu Muru Berlińskiego, ale nie ze mną te numery w taki francowaty upał, żebym jeździła pojazdem być może bez klimatyzacji 😂 Ona ma dobrze, bo się nie poci - świeżutka jak skowronek, gdy ja z czerwonym ryjem od gorąca 😁 Tak więc rozjechałyśmy się do siebie, wczoraj przezornie kupiłam sobie jakieś bramboráky do odgrzania, więc zjadłam w domu i głęboko oddychałam przez dwie godziny, ale potem jednak ruszyłam dalej.

Tym razem metrem do Veleslavína. Tam już nie jest tak wioskowo, choć kto wie, gdyby się dalej zapędzić... ale słońce tak prażyło, że nawet nie próbowałam. Z Veleslavína odjeżdża od niedawna trolejbus na lotnisko, ale ja nigdy jeszcze na praskim lotnisku nie byłam i póki co się nie wybieram. W metrze faktycznie była masa ludzi z walizami, którzy tam walili, bo to się zrobiła stacja przesiadkowa.


W Veleslavínie chciałam zobaczyć zamek i park. Zamek ogląda się tylko z zewnątrz, bo jakoś nie mogą się zdecydować, co z nim zrobić po tym, gdy mieściła się w nim prywatna klinika.

O tym wiedziałam, ale jakoś nie byłam świadoma, że zachwalany park zamkowy otwarty w letnich miesiącach od 8.00 do 20.00 składa się z dwóch ławek i nieczynnej fontanny 😂 Prawdziwy park ogrodzony i zakluczony. Oszukiści! Wymieniłyśmy uwagi na ten temat z jakąś starszą panią, która przyszła obadać sprawę, bo chciała tu przyprowadzić swoich gości. No cóż.

Pozostało mi jeszcze odnaleźć renesansowy (jak bonia dydy!) vodovodní domek, com uczyniła z przyjemnością, bo jest w małym parku z prawdziwymi drzewami 😉


Odkreśliwszy kolejne punkty na liście udałam się na miejscową stacyjkę, gdzie po raz kolejny miałam okazję podziwiać zmysł praktyczny Czechów: po co budować wielkie perony, jak można zrobić takie metrowej szerokości 😁 Działa to w ten sposób, że są komunikaty, iż nie wolno tam wychodzić, dopóki pociąg nie przyjedzie i się nie zatrzyma.

Pociągiem pojechałam do stacji Dejvice, gdzie wiem, że są półki z książkami: nie przedstawiały się dziś zbyt imponująco, ale i tak jedna powędrowała do mojej torebki, coś mi się wydaje, że będzie sympatyczna, wspomnienia autorki o matce, życiu rodzinnym i towarzyskim.


 Opodal jest pewien przybytek, jak myślicie, z jakim przeznaczeniem ten powabny domeczek?

 

Jak już tak się puściłam do realizacji planów, pojechałam na Vinohrady, bo miałam cynk o ulicy, która przechodzi przez dom. Tu gdzie stoję, jest właśnie ta ulica (Votická), a tam gdzie skręca na prawo, to już jest inna ulica. Łuk Karwowskiego widzicie? No, to tam jest kontynuacja ulicy Votická, tyle że jedynie dla pieszych.


Tak, zeszłam po tych schodach, a potem weszłam z powrotem. Toteż dzisiaj 19.940 kroków i 12,9 km, aplikacja pokazuje mi też 20 pięter 😂

 

Ale warto było zejść, żeby znaleźć taką oto tabliczkę:



Myślicie, że wróciłam do domu? Nieeee. Poszłam jeszcze na wystawę, bo była ostatni dzień. Wystawa jak wystawa, wiecie, sztuka współczesna... Ale wnętrza piękne i łapy umyłam spocone i brudne (jakiś żwirek muchomorek wbił mi się w klapka od spodu i trochę z tym miałam zachodu) w ichniej toalecie 🤣

A gdyby ktoś pytał, co to za stalaktyt zwisa po prawej stronie - odpowiadam: to właśnie sztuka współczesna.

Tyle się dziś napatrzyłam nóg w metrze przed sobą (no bo co można robić jadąc długo ruchomymi schodami), że wymyśliłam nowy cykl NOGI NOGI NOGI 😉

Jeszcze tylko małe zakupy w Lidlu i wreszcie do domu. Myślałam, że zostałam sama, taka cisza i spokój (i chłodek), ale w lodówce zajęta półka nr 5.


 O matko, wreszcie dotarłam do końca tej epopei niedzielnej! Jutro planuję wybrać się znów na peryferie, ale wcześnie rano, jak jeszcze nie będzie upału. Zwłaszcza że chciałabym też iść na 16.00 do kina.


Zapomniałam! Rano wyprowadzała się rodzinka z naprzeciwka, więc skorzystałam z okazji pustego otwartego pokoju i wyjrzałam za okno.


Kiedyś się tamtędy przechodziło, tymi krużgankami, ale gdy zrobili windę, wejście jest już od innej strony. Wspominam z sentymentem.

Tę rodzinkę wyjeżdżającą już znam z poprzednich pobytów i zawsze podziwiałam, jak tatínek wszystko robi, przygotowuje dzieciom jedzenie, dzielnie zmywa etc. A tych dziecków jest czwórka chyba czy piątka. Dziewczyna z recepcji mi potem powiedziała, że to zawodowi rodzice zastępczy, wychowują dzieciaki, a potem, gdy już wyfruną w świat, biorą następne. Podziwiam takich ludzi!


18 komentarzy:

  1. Tez jestem pelna podziwu dla takich rodzin. Moja dunska znajoma zaczela to robic kilka lat temu. Ten domek to pewnie sklep papierosowy, u nas coraz wiecej takich do palenia vipe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sklep papierosowy, owszem, ale obok...?
      Jakie to musi być trudne: najpierw poświęcić się tym dzieciakom, pokochać je, a potem je stracić.

      Usuń
    2. To w sumie ciekawe, że my mamy wychod(ek), a Czesi mają 'záchod'...

      Usuń
  2. Niezły spacer. Okolice też wyglądają na przyjemne.

    Korytarz klimatyczny. Przy upałach chyba jest w nim przyjemnie chłodno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia mnie, dlaczego są tak szerokie drzwi do pokoi /cel. Żeby łóżek nie trzeba było stawiać na sztorc przy wnoszeniu? 😂
      Na kanapie w korytarzu czasem wysiadywałam wieczorem pisząc posta, bo jest więcej dziennego światła niż w pokoju. Generalnie chłodek jest, bo to przecież grubaśne mury. Wnęka okienna ma prawie metr głębokości!

      Usuń
  3. Obok sklepiku z papierosami to z pewnością wejście do szaletu / wc / czy jak to zwał ;-)
    A propos schodów. Nic nie zapowiada takiego niesamowitego widoku z drugiej strony. Jaka zupełnie inna okolica.
    Podoba mi się cykl NOGI NOGI NOGI - już się nie mogę doczekać następnych zdjęć ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się 😁 Jestem przekonana, że ten przybytek ma jakąś historię i że ja ją niegdyś czytałam - ale co to było?
      Tak, wejście pod łukiem jest kompletnie nijakie, można myśleć, że prowadzi na podwórko - a tu nagle TAKIE COŚ! Wille z ogrodami etc.

      Usuń
  4. Rany Julek, chyba przestanę Cię czytać, bo popadnę w kompleksy na tle kroków. Dałaś dziewczyno czadu! Tyle fajnych miejsc i nawet przedmieścia. Twoje lokum bardzo klimatyczne i super, że prawie nikogo tam nie ma (nie straszą po nocach jakieś dusze potępione grzesznych braciszków/sióstr?).

    Dzwonek umíráček - no czyż to nie przeuroczy język? Spowiedź jest mi obca, ale chyba bym jednak wolała konfesjonał, no bo tak oko w oko?

    Nogi jak to się kiedyś mówiło, na beczce prostowane, czekam na inne egzemplarze😜

    Rodziców zastępczych też podziwiam, oczywiście takich z prawdziwego zdarzenia jak ten tatinek.

    I ja też od razu odstawiałam szalecik.

    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po nocy nic nie straszy - chyba że ja (ale o tym wieczorem) 😂
      Jak wrócę do domu, to nadrobię te kroki - w sensie, że padnę i będę leżeć 🤣

      Spowiedź oko w oko, bo przecież i tak wszyscy się znamy we wiosce, nie?

      Usuń
  5. Az tyle w ciagu jednego dnia!!!!!! od samego czytania rozbolaly mnie nogi, krzyze i kolana. Nie mam pojecia jak to robisz ale chyba milosc do Pragi dodaje Ci skrzydel.
    Bardzo ciekawe zdjecia i miejsca.
    W Pradze bylam tylko raz w zyciu bedac mloda dziewczyna, wiele nie zwiedziilam ale pamietam ze bardzo mi sie podobala - uwielbiam stare domy, koscioly, zaluje ze teraz sie takich nie buduje a Praga ma ich wiele i bardzo dobrze ze ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślałam, że nie skończę tego opisywania wczoraj 😁 Wracam do domu i myślę, że teraz prysznic, kolacja, szybko post i do łóżka, chwilę poczytać przed snem. Tymczasem na żadne czytanie nie zostaje już czasu. Praga 😍

      Usuń
    2. Nie ma czytania
      Trzeba pisać sprawozdania!

      Agata (poetka)

      Usuń
    3. Na co mi to przyszło...
      /prozatorka/

      Usuń
  6. BBM: To był owocny, dobry dzień. Dobrze było pooglądać i poczytać!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju, taki tatinek to jak z kosmosu, podziwiam takich ludzi, naprawdę szacunek. Obrazek na początku prześliczny, sielski płotek z dekoracjami, uwielbiam płoty :) A dzwonek umiracek (nie wiem jak napisać prawidłowo) rozbawił do łez, co zupełnie nie jest zgodne z jego przeznaczeniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na płotku odkryłam też identyczny kubek z IKEI jak ten, którego ostatnio używam do herbaty - no to już całkiem jak w domu 😁

      Usuń