No to było tak: w cotygodniowym telewizyjnym programie o Pradze Z metropole była mowa o nieistniejącej już porodówce w ul. Londyńskiej. Wypowiadała się na jej temat również pani Blanka Kovaříková, przy okazji wspomniano o jej nowej książce. Szybko sprawdziłam, że jest dostępna na portalu, gdzie już w zeszłym roku kupowałam czeskie książki (i nie musiałam ich dźwigać z Pragi), przy okazji wzięłam jeszcze dwie inne.
O książce wspomnieniowej Bliźnięta z Kampy też zresztą mówili w Z metropole, bo skąd bym się niby dowiedziała. Defektem tego portalu jest, że nie ma podziału czeskich książek na pragensie czy coś, niestety, tak że raczej należy wiedzieć, czego się szuka.W każdym razie książki już przyszły i na pierwszy ogień zabrałam się właśnie za Wizyty w domach sławnych ludzi: 50 nowych historii. Właściwie to chciałam najpierw przeczytać poprzednią z serii, ale okazało się, że już je miałam wszystkie obczajone 😂 Skleroza nie boli.
Bo to jest czwarta część. Ciekawa jestem, czy autorka zdoła kiedyś jeszcze przygotować część piątą. W związku z tym, że należało zebrać wszystkie w jednym miejscu, musiałam trochę książek poprzekładać. I tym się zajmuję od wczoraj (o czym niżej). Tylko nie rozumiem, dlaczego czwarta część nie została wydana tak jak poprzednie - z obwolutą 😢
Poza tym wydane bardzo starannie, jak zawsze zresztą, masa ilustracji, masa ciekawych informacji, masa filmów do obejrzenia, bo najczęściej mowa o aktorach czy reżyserach.
Wyklejka też mi się bardzo podoba i gdy dotarłam do rozdziału, gdzie pojawiło się zdjęcie tej pięknej klatki schodowej, postanowiłam udać się pod wskazany adres i czatować na możliwość wejścia do środka 😂 Zobaczymy, czy mi się powiedzie!
Wyd. Brána, Praha 2024, 280 stron Z własnej półki (kupione 13 marca 2025 roku za 47,19 zł na megaksiazki.pl)
Przeczytałam 17 marca 2025 roku
Wczoraj do południa, w oczekiwaniu na brata, wyciągnęłam do odkurzenia dwa rzędy z jednej z półek, ale ledwo zaczęłam spisywanie, brat się objawił. Wszystko leżało na moim łóżku do wieczora, bowiem:
- o 15:07 stałam się na powrót (po 22 miesiącach) wolnym człowiekiem, ale nie żebym tak całkiem odsiedziała wyrok, tylko na przepustce 2-tygodniowej jestem
- z tej okazji ruszyłam oddać zaległości do bibliotek (o stanie mego umysłu w ostatnich dniach świadczy to, że pojechałam je oddać już we wtorek, tyle że... nie zabrałam ich ze sobą - tak, słowo daję!)
- po oddaniu zapragnęłam odwiedzić bibliotekę w Borku Fałęckim, gdzie jest regał z gratisami. To taka 40-minutowa wyprawa w jedną stronę, nie w kij dmuchał, ale myślę sobie w końcu to moje pierwsze wolne popołudnie
- w tramwaju po drodze mignęła mi myśl a co, jeśli jest akurat zamknięta? no ale niby dlaczego? więc nawet nie wyciągnęłam z kieszeni telefonu, żeby sprawdzić
- przyjeżdżam na miejsce i widzę kartkę na drzwiach... tak, kontrola księgozbioru od wczoraj do jutra
- nie, no nie dam się tak wykołować, pojadę wobec tego do domu kultury też gdzieś na końcu świata, gdzie również stoi taki regalik
- aplikacja mówi, żeby podjechać do przystanku Łagiewniki SKA i tam przesiąść się na tramwaj 11, tak też czynię, tylko że nie umiem znaleźć przystanku tramwaju 11... schodzę do podziemnego przejścia i idę gdzieś i idę kilometry - wychodzę na powierzchnię i jestem... nie na przystanku 11, tylko obok muru klasztoru w Łagiewnikach
- co prawda głośno klnę na projektanta tego wszystkiego, ale zmieniam koncepcję: zapytam pierwszą spotkaną zakonnicę o tę moją psiapsiółę sprzed lat, która tam zgłosiła się do nowicjatu. Może jej już tam nie ma, ale może jest? Nazwiska swoje chyba siostry znają?
- na całym terenie nie spotykam ani jednej siostry, tak że plan się udał
- tymczasem dzwonią z Fabryki z pewnym problemem i to mi trochę humor poprawia, bo widzę, że inni mają gorzej 😂
- w trakcie rozmowy schodzę na dół drugą drogą i trafiam z powrotem na ten sam przystanek, gdzie wysiadłam, więc jadę do przodu i w końcu inną drogą dojeżdżam do tego domu kultury
- gdzie nie sposób się dostać do regaliku, bo obok stoi fotel, na którym siedzi dziewczyna i ani myśli wstać i mi umożliwić obejrzenie zasobów, mimo że złośliwie wiszę jej nad głową oglądając przynajmniej górne półki
- kończy się na tym, że zabieram jedną książkę, tak bardziej z rozpaczy niż z przekonania, no bo przecież nie mogę wrócić bez niczego 🤣 To Dorosnąć Zofii Chądzyńskiej.
- i już o 19.00 jestem w domu, totalnie wykończona (słaba jeszcze jestem po tym leżeniu 6-dniowym) i z poczuciem klęski, no bo średnio wykorzystałam pierwszy dzień wolności
Jak to tak będzie dalej wyglądać, to ja pierdykam!
Dziś oczywiście obudziłam się z pieruńskim globusem, ale jakoś mi przeszło po zwykłym Ibupromie. Niemniej chyba wychodzić nie będę... przejrzałam zasoby z tej wczorajszej półki (wieczorem tylko przerzuciłam wszystko na łóżko Ojczastego) i wydałam część na FB, znaczy wydam, jutro ma ktoś przyjechać po to. Jednocześnie dumałam nad starymi mapami i uwierzycie, że większość z nich ZOSTAWIŁAM??? Niereformowalna 🤨
Istnieje koncepcja, żebym może spała przez ten czas na łóżku Ojczastego, tym takim rehabilitacyjnym 😁 Tylko na razie nie mam siły go prześcieliwać.Zgodnie z przewidywaniami chyba nic wielkiego nie zdziałam przez cały ten czas, ale chromolić to, najważniejsze odpocząć. Również psychicznie, mentalnie.
Bo ostatnio takie rzeczy odwalam, że głowa mała. Na przykład: robiłam PIT-y i wyliczyłam "teściowej", że ma do zwrotu 15 tysięcy. Nawet zadzwoniłam od razu, żeby się cieszyli. A na drugi dzień rano siadłam wszystko powpisywać do formularzy i wtedy okazało się, że nie 15 tysięcy, tylko 600 złotych 🤣🤣🤣 Wyobraźcie sobie teraz ten zawód...
No nic. Jutro bym bardzo chciała pojechać do tego ZOL-u i o wszystko się wywiedzieć. Mam nadzieję, że dam radę, bo momentami mam wrażenie, że mi się w głowie kręci. I to by było na tyle, panie i panowie.