czwartek, 2 stycznia 2014
Adam Bujak - The Royal Cracow
Nie chciało się ruszyć na noworoczny spacer, więc odbyłam spacer wirtualny, poprzez piękne fotografie Adama Bujaka zamieszczone w albumie The Royal Cracow. Album wyszedł w kilku wersjach językowych, oczywiście przede wszystkim po polsku jako Królewski Kraków, ale ja mam akurat (przez przypadek) wersję angielską.
Przedmowę napisał prof. Jan Ostrowski z Wawelu, pewnie interesującą, ale po angielsku nie chciało mi się biedzić... zakładam, że wszystko wiem. Tak jak wiem, że na zdjęciu czwartym poniżej nie jest wcale Pałac Pusłowskich, jak podpisano, tylko szkoła muzyczna z Basztowej :) No, ale to jedyny błąd jaki znalazłam :)
Wertowanie albumu było nawet pożyteczniejsze od zwykłego spaceru, bowiem spora część zdjęć przedstawia widoki niedostępne dla nieuzbrojonego oka, a zdjęte z miejsc, w które zwykły śmiertelnik się nie dostanie, jak wieże kościelne czy zamkowe lub zakamarki kaplic wawelskich.
Adam Bujak jest bardzo znanym fotografem, autorem ponad stu albumów i innych publikacji. Co ciekawe, jest też członkiem Arcybractwa Męki pańskiej przy kościele Franciszkanów :)
Zdjęcia z albumu The Royal Cracow ilustrują różne miejsca w Krakowie, bo zarówno te znane każdemu turyście, ze Starego Miasta, Wawelu czy Kazimierza (choć często pokazane z zaskakującej perspektywy, jak choćby to wybrane na okładkę, pokazujące wieże katedry wawelskiej z dachu Seminarium) jak i te, które położone są poza turystycznymi szlakami. Album wydano niezwykle starannie, na kredowym papierze (drukowano w Czechach, czy u nas nie potrafią czy też jest po prostu taniej?) i z piękną obwolutą.
Wyd. BIAŁY KRUK Kraków 2005, VII wydanie, 319 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 1 stycznia 2014
W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Noworoczne postanowienie - jedyne! - dotyczy filmów. Otóż wymyśliłam, że będę je oglądać PLANOWO, po 4 na tydzień (a jeśli uda się coś ponad plan, to tym lepiej), bowiem przybywa mi ich w ilościach hurtowych, a nośniki do mojej emerytury mogą nie doczekać, tak mnie przynajmniej straszą nie od dziś. Planowo, bowiem nieraz już się zdarzyło, że mam wolne dwie godzinki i coś bym tam mogła obejrzeć, ale gdy się zacznę zastanawiać, co wziąć, to dwie godzinki mijają :) Sporządziłam więc plan na pierwsze cztery miesiące roku, z założeniem, że oglądam w każdym tygodniu jeden film rosyjski, jeden włoski, jeden czeski (chcę sobie powtórzyć czeskie kino, a filmów wystarczy mi akurat na rok, potem zmienię kategorię na jakąś inną) i jeden z jakiejkolwiek innej kinematografii. O swoich planach będę tu informować w każdym tygodniu, z pominięciem filmu rosyjskiego, o tym bowiem będę pisać szerzej już po obejrzeniu.
Zatem zaczynam! W tym tygodniu oglądam:
1/ film włoski AMORE 14 w reż. Federico Moccia, z 2009 roku
2/ film czeski CZARNY PIOTRUŚ w reż. Miloša Formana, z 1963 roku
Znalazłam tylko fragment:
3/ film amerykański KAMERDYNER w reż. Lee Danielsa, z 2013 roku (dramat biograficzny)
Jedynie trailer:
FILM ROSYJSKI I RADZIECKI
W noworoczny poranek obejrzałam tradycyjnie radziecki film - kultowy - który Rosjanie obowiązkowo oglądają w Sylwestra od 40 lat, to coś jak dla nas święty Kevin na Polsacie :)
IRONIA LOSU /Ирония судьбы или С легким паром
reż. Eldar Riazanow, 1974
obsada: Andriej Miagkow, Barbara Brylska, Jurij Jakowlew, Georgij Burkow, Lia Achedżakowa
Jak donosi ciocia Wiki, film uczynił z Barbary Brylskiej pierwszą blondynkę Związku Radzieckiego i najpopularniejszą polską aktorkę w krajach rosyjskojęzycznych po dziś dzień.
Jest sylwestrowa noc w Moskwie. Chirurg Żenia Łukaszyn właśnie oświadczył się Gali, mają wspólnie spędzić Sylwestra,
ale wcześniej Żenia udaje się do bani, bo mają z przyjaciółmi taką właśnie sylwestrową tradycję.
Tam z okazji rychłego ślubu wypijają po parę kieliszków, po czym udają się na lotnisko, bo jeden z nich, Pawlik, miał lecieć do swojej żony do Leningradu. Pijani panowie wepchnęli do samolotu zamiast Pawlika Żenię, ten wylądował w mieście nad Newą, wsiadł do taksówki, podał swój domowy adres - Trzecia ulica Budowlańców 25, m.12 - a jako że w każdym radzieckim dużym mieście taka ulica się znajdzie, kierowca zawiózł go pod wskazany adres. Blok taki sam, klucz do zamka w drzwiach pasował oczywiście i tutaj, bo wszystko było standardowe w Związku Radzieckim, meble też takie same (polskie regały za 850 rubli, masakryczna cena, jeśli weźmie się pod uwagę, że potem Żenia pożycza 15 rubli na samolot do Moskwy), tapczan stoi w tym samym kącie pokoju, więc umęczony chłopak kładzie się spać. Niestety do domu wraca właścicielka, Nadia Szewiełowa
i zdumiona, skąd wziął się obcy mężczyzna w jej łóżku, usiłuje się go pozbyć, zwłaszcza że zaraz pojawi się jej narzeczony Hipolit, wielce zazdrosny.Oczywiście wyrzucić Żenię za drzwi nie będzie łatwo, podobnie jak wytłumaczyć Hipolitowi jego obecność... zresztą Gala telefonicznie też nie da się przekonać, że to wszystko przypadek i nieporozumienie. Na naszych oczach rozpadają się dwa związki... ale w tym samym czasie Żenia i Nadia zakochują się w sobie. Pytanie tylko, czy taka nagła miłość potrafi przetrwać?
Film można obejrzeć w całości na YT z angielskimi napisami.
Część pierwsza:
Część druga:
IRONIA LOSU. KONTYNUACJA /Ирония судьбы. Продолжение
W 2007 roku Timur Bekmambetow porwał się na świętość i zrealizował ciąg dalszy. Minęło 30 lat, dzieci Żeni i Nadii (każde z innego związku) są już dorosłe. Przyjaciele Żeni dalej spotykają się w bani i tym razem knują spisek - dla Żeni najlepszym prezentem na Nowy Rok byłoby ponowne spotkanie z Nadią. Wysyłają więc syna Żeni Kostię do Sankt Petersburga pod znany nam adres Trzecia ulica Budowlańców 25, mieszkanie 12. I znów ta sama historia, bo mieszka tam teraz córka Nadii i Hipolita, też Nadia.
Jak każdy ciąg dalszy, współczesna produkcja nie umywa się do starego filmu, ale lubię na nią z rzadka popatrzeć, bo córkę gra Liza Bojarska, a Kostię Konstantin Chabienskij. Plus oczywiście dawni bohaterowie: Miagkow i Brylska.
Trailer:
A na koniec pochwalę się życzeniami, jakie dostałam trzy lata temu z okazji nowego roku od naszego ochroniarza (przeglądałam wczoraj parę starych kalendarzy i znalazłam):
No wszystko tu jest, czego mi trzeba :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeśli chodzi o fotografie Krakowa to jednak Hermanowicz jest nie do pobicia.
OdpowiedzUsuńRankingu nie prowadzę :) a Hermanowicza mam jedynie malutki kieszonkowy albumik, to i zdjęcia tam słabo widoczne... za to czarno-białe.
UsuńBo też i fotografie Hermanowicza są generalnie monochromatyczne, chyba że akurat robił takie fuchy "dla chleba" jak ta Bujaka. Polecam jego album "Po stokroć Hermanowicz" - super sprawa ale uprzedzam zdjęcia są czarno-białe :-)
UsuńZauważ, że napisałam ZA TO BIAŁO-CZARNE - to przecież plus, a nie minus :)
UsuńAlbumy bardzo lubię, Bujaka parę mam też.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi postanowienie noworoczne związane z oglądaniem filmów :)))) tu się uśmiałam, bo ja oglądam filmy właśnie od święta :))
życzenia pikne:)
powodzenia w Nowym:)
A ja od przypadku do przypadku, trzeba to było usystematyzować. Jakoś tak się porobiło, że filmów mam już więcej niż książek :)
UsuńTo jakiś mały katalog może?
UsuńKatalog filmów prowadzę systematycznie od początku, inaczej dawno bym się pogubiła :) To on mi właśnie pokazuje, że filmów jest więcej niż książek :)
Usuń"Praca ma cieszyć..." jakie mądre życzenia. A ja z nowym rokiem znów w rozterce dotyczącej pracy właśnie.
OdpowiedzUsuńZrezygnować, kontynuować?
Oto jest pytanie!
Mam album ze zdjęciami Bujaka, ale inny. Zatytułowany po prostu "Kraków", na okładce zachód słońca nad Wawelem. Przepiękne, pełne klimatu zdjęcia.
Ten zachód słońca coś mi mówi, chyba też mam :)
UsuńA co do pracy - szkoda rezygnować, gdy coś już zaczęte... choć gdy brak serca...
Oczywiście szkoda, ale jak coś nie pasuje, albo się tego nie czuje, albo przytłacza, albo dusi to nie warto. Po roku zrezygnowałam z pisania mgr na temat malarstwa Z. Beksińskiego, na poczatku wszystko ok - zachwyt - jak zaczęłam wchodzić w temat głębiej, nie mogłam - odrzucało mnie. Potem pozbyłam się nawet albumów jakie miałam.
UsuńNie chce zapeszać ale wydaje mi si e jak zwykle film amerykański wypadnie w międzynarodowym zestawieniu najgorzej. Kamerdynera widziałam w zeszłym tygodniu i obawiam się że nie jest to film który potrafi zachwycić. Życzenia ochroniarza świetne, oby Ci się spełniły w tym roku :)
OdpowiedzUsuńZawsze któryś musi wypaść najgorzej, dziwisz się, że to będzie amerykański? :)
UsuńNawiasem mówiąc, obejrzałam tylko 40 minut, bowiem film nie chodzi mi na żadnym czytniku, a w komputerze wykonał trzykrotnie następujący numer: szedł, szedł, po czym powodował samoistne wyłączenie się kompa. Chyba nie dany mi będzie ten "Kamerdyner"... choć jeszcze w pracy spróbuję w wolnej chwili.