czyli spowiedź prostudusznego
Ostatnio mam wstręt do grubej beletrystyki (czego nie można powiedzieć o cracovianach, vide Zechenter) i gdy się rozglądam po półkach, szukam czegoś drobnego, na jeden łyk :) Tak wpadł mi w ręce ten Szefner, a na okładce przeczytałam:
Słowom jest również autorem baśniowej fantastyki nie poświęciłam zbyt wiele uwagi i zabrałam się za lekturę. Tymczasem okazało się, że to rzeczywiście pozycja z gatunku fantastyki - a przecież powiedzieć, że nie przepadam za tym gatunkiem, to nic nie powiedzieć! No nie bierze mnie to, wybaczcie. Moja przyjaciółka we Francji potrafi tonami to czytać, ja nie. Nie umiem wykrzesać z siebie zainteresowania dla jakichś tam kosmitów i tym podobnych spraw pozaziemskich, taka już jestem przyziemna :)
Zaczęło się jednak i wszystko zapowiadało "normalnie", zaraz dowiedziałam się, że bohater Stefan (czyli Wieniec, rodzice praktycznie przewidzieli, że kiedy umrze, nie trzeba będzie ponosić nadmiernym wydatków na pogrzeb, bo sam sobie jest Wieńcem) był czarną owcą w rodzinie, gdzie na piedestale stał starszy brat Wiktor (czyli Zwycięzca), przewidziany do zrobienia kariery naukowej i pretendujący do niej już w młodym wieku, gdy namiętnie studiował książki naukowe i zapamiętywał z nich mądre słowa. Miało to swoje praktyczne zastosowanie przy okazji np. próśb matki o narąbanie drewna:
No właśnie, o co chodzi z tymi pięcioma "nie"? Ojciec chłopców obdarzony był bogatą wyobraźnią i opowiadał niestworzone historie, które mu się rzekomo przytrafiły. Wiktor oczywiście potakiwał, ale mały Stefan był pełen nieufności co do wiarygodności ojcowych opowieści, toteż:
Gdy starszy brat ruszy w szeroki świat, by piąć się po szczeblach naukowej kariery i zacznie przysyłać rodzicom listy z takimi nieodmiennie zakończeniami:
w domu podejmują decyzję pozbycia się dodatkowej gęby do jedzenia czyli tytułowego bohatera - i oddają go do pracy z utrzymaniem u byłej guwernantki, a obecnie stróża pańskiego dworu, w którym planowano uruchomienie skansenu czyli cioci Lampy, jak ją powszechnie zwano (naprawdę na imię miała Olimpiada). U cioci Lampy dobrze się Stefanowi działo, ale wskutek pewnego zbiegu okoliczności chłopak znalazł się następnie na Krymie, w domu dziecka. I tu zaczynają się jego fantastyczne przygody - od znajomości z Wasią z Marsa, który był prymusem w matematyce, fizyce i chemii, tylko z geografii był kiepski :) cóż się dziwić, skoro pochodził z innej planety. Pomógł mu w podciągnięciu się Kola, który długo był bezprizornym i znał geografię z praktyki, ponieważ na dachach wagonów zjeździł cały kraj wzdłuż i w poprzek.
I teraz uwaga uwaga! słuchajcie!
Znacie jakąś książkę o bezprizornych?
Bo ja kojarzę z dzieciństwa, że czytałam coś takiego... i bardzo bym chciała wrócić, ale nie wiem, czego szukać, co to było?
A wracając do Stefana, to miał on potem wiele przygód związanych z fantastycznymi wynalazcami, których spotykał na swej drodze... tyle że społeczeństwo jeszcze nie dorosło do należytego wykorzystania ich wynalazków, jak na przykład wiecznej butelki - wystarczyło ją na 17 minut napełnić wodą, a ta przekształcała się w żądane wino - wynalazek wzorowany wiadomo na kim :) Podobnie ENRO czyli Eliksir Natychmiastowej Regeneracji Organizmu, który mógłby ratować życie wszystkim pracującym na dużych wysokościach, ale z powodu ubocznego efektu odmładzania wynalazca został zamęczony przez hordy kobiet :)
Podsumowując: co prawda przeczytałam tomik należący do gatunku literackiego fantastyki, ale dzięki lekkiemu pióru Szefnera zniosłam to łatwo i przyjemnie :)
Początek:
i koniec:
Wyd. ISKRY Warszawa 1975, wyd.I, 136 stron
Tytuł oryginalny: Czełowiek s piatiu "nie"/Человек с пятью «не», или Исповедь простодушного
Tłumaczyła: Zofia Dudzińska
Z własnej półki
Przeczytałam 14 stycznia 2014
Tego samego autora mam jeszcze następującą książeczkę:
Wyciągnęłam ją z półki do fotografii i przeczytałam, że są to urocze wspomnienia z dzieciństwa w Leningradzie, w związku z czym zaraz się za nią zabiorę :)
NAJNOWSZE NABYTKI
To dłuższa historia. Książkę tę znalazłam kiedyś na półce w jednej z bibliotek, pożyczyłam, po czym nie chciałam oddać, bo ona z gatunku tych, które należy mieć pod ręką - po kolei, ulicami, podaje daty powstania i przebudów kamienic/willi/ domów oraz nazwiska architektów, jeśli są znane. Prolongowałam, w końcu musiałam zwrócić. Wtedy mi pani powiedziała:
- Szkoda, żeśmy się wcześniej nie zgadały, bo to nie zakup był, tylko dar od czytelnika, mogłam nie wprowadzać, tylko pani dać.
Buuuu.
No i tak co jakiś czas pożyczałam, trzymałam i oddawałam, w międzyczasie szukałam, ale na allegro się nie pojawiała. W ubiegły piątek zabrałam ją do pracy, by potem znów oddać do biblioteki... i tak jakoś wczytałam się w stopkę. Patrzę, a tam numer telefonu krakowski. Więc dzwonię, wyłuszczam.
- A tak, mamy, 21 zł kosztuje.
No nie! Natychmiast umówiłam się na konkretną godzinę, kiedy mogłam wyjść z pracy i poleciałam jak na skrzydłach. Przedtem jeszcze zajrzała do mnie koleżanka-przewodniczka i też zażądała egzemplarza.
Miły pan (który po otwarciu drzwi okazał się... moim kolegą z podstawówki) dorzucił jeszcze parę numerów Tek Krakowskich:
Tak więc piątkowy wieczór był bardzo miły, głaskałam nowe nabytki i podczytywałam niektóre artykuły z tych Tek :)
A w poniedziałek zajrzałam tradycyjnie do Księgarni Akademickiej i równie tradycyjnie nie wyszłam z pustymi rękami. Ukazał się bowiem kolejny tom z cyklu monografii budynków uniwersyteckich (27 zł):
a także pewna staroć wyciągnięta z jakiegoś magazynu (4,50 zł) - szukałam jej bezskutecznie rok temu na Politechnice!
I to by było na tyle. Następne Collegium może za miesiąc, nieśmiało obiecuję sobie, że nie będę przed tym czasem na św. Anny zaglądać... już mnie tam znają na pamięć, w ogóle nie muszę podawać danych do faktury, bo pamiętają :)
To ja do nabytków dodam, że zakupiłam "Salony krakowskie" Anny Gabryś i wielce jestem zadowolona, bo już mam w domciu :)
OdpowiedzUsuńPo pierwszych słowach Twego listu lekko mnie zmroziło, że znowu coś trzeba będzie kupować, ale ufff na szczęście okazuje się, że to tylko stare Salony :)
UsuńSwoją drogą może by to przeczytać tak od a do zet, bo do tej pory jedynie w wyimkach?
Dorwałam jedną na allegro :) Ależ tam przebogata bibliografia! Czeka już w kolejce do czytania :)
Usuń"Zabytki architektury..." kupiłam w Matrasie na Rynku, ale to było jakieś dwa lata temu. I za 50-60 zł! Ale pozycja, rzeczywiście, obowiązkowa.
OdpowiedzUsuńJa teraz czytam "Igraszki z czasem" - świetna! Podpatrzyłam u Ciebie :)
Ha! Okazuje się, że dobrze czasem poczekać :)
UsuńTak w sprawie bezprizornych:
OdpowiedzUsuńhttp://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=57422
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=15328
Może coś z tego się nada.
Ad 1/ Zaliczone :)
Usuńhttp://toprzeczytalam.blogspot.com/2012/11/sergiusz-antonow-nie-wierzcie-papudze.html
Ad 2/ Mam w planie, została już nabyta.
Dzięki :)
Pamiętam, jak czytałem "Chłopiec z Pięcioma Nie" w odcinkach publikowanych w "ŚWIAT MŁODYCH", naprawdę fajna książka, autor miał dużo fantazji i wyobraźni, kreując postać głównego bohatera.
OdpowiedzUsuńMówiąc o książkach z b. ZSRR-parę lat temu w antykwariacie za grosze kupiłem książkę "The Courtyard" autorstwa Arkady Lvov. Autor nie mógł jej wydać w ZSRR i przeszmuglował ją do USA (gdzie do tej pory chyba mieszka). Książka ma z 800 stron i obejmuje okres od początku lat trzydziestych XX w. do śmierci Stalina w 1953 r., przedstawiając rodziny mieszkające w mieszkaniach ze wspólnym podwórkiem w Odessie. Nie jest to książka dla każdego, ale ponieważ zawsze interesowałem się okresem stalinizmu w ZSRR, z przyjemnością ją przeczytałem, dowiadując się wielu ciekawych i nieznanych mi rzeczy o życiu normlanych ludzi w epoce Stalina. Nie wiem, czy książka była tłumaczona na język polski (czytałem ją po angielsku), ale sądzę, że warto się nią zainteresować.
Polski internet nic nie oddaje na temat tego autora. A szkoda, byłoby interesujące. Niedawno oglądałam film "Odessa" w reżyserii Walerija Todorowskiego, którego akcja też rozgrywa się w takim środowisku, tyle że w 1970 roku, kiedy w Odessie wybucha epidemia cholery i miasto zostaje zamknięte.
UsuńPrzypuszczam, że na język polski książki Arkadego Lvova nie były tłumaczone-nie było on specjalnie znanym pisarzem. Szybko zrobiłem poszukiwania na Internecie i zamieszczam poniżej ostatnią wiadomość (w tłumaczeniu Google):
OdpowiedzUsuńNekrolog Arkadego Lwowa
Arkady Lvov, lat 93, z Fort Lee, zmarł w poniedziałek 2 listopada 2020 r. Urodzony w Odessie w Rosji wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w 1976 r. Arkady był autorem dysydenckim, który napisał ponad 20 prac, takich jak: „Przedsiębiorca z Odessa ”,„ Chimera ”; Jego najbardziej wpływowym dziełem jest „Dziedziniec”, antologia z wieloma bohaterami, opowiadająca o czasach życia rodzin na dziedzińcu w Odessie. Książka ta i inne zostały przetłumaczone na język rosyjski, angielski i francuski. Dodatkowo Arkady był wybitnym mówcą i często występował w Radiu dla Europy.
Ukochany mąż zmarłej Diny Levin. Oddany ojciec Pawła Lwowa. Drogi brat Rebeki Taratoty. I ukochany członek Odessańskiej Gminy Żydowskiej.
Pogrzeb w piątek o 13:00 na Mt. Cmentarz Moriah (Fairview). Więcej informacji można uzyskać dzwoniąc pod numer (201) 947-EDEN.
Czyli teoretycznie po rosyjsku byłby może do dostania, ale nie wiem, czy bym to uniosła, 800 stron ;)
Usuń