czwartek, 19 lutego 2015

Johannes Weidenheim - Ludzie, co za czasy albo Wesz za niemieckim kołnierzem

Mein Gott, wreszcie się uporałam! Dziesięć dni mi na tym zeszło, niewiarygodne. Cały czas woziłam książkę ze sobą, ale wyciągnęłam z torby w tramwaju może raz. Stanowczo wolę obecnie wyglądać za okno. Jeżdżę na tej samej trasie od tylu lat codziennie i - wyobraźcie sobie - że jeszcze zdarza mi się odkryć coś nowego. A tak w ogóle to jestem kompletnie pozbawiona zmysłu obserwacji i gdyby tak ktoś kazał mi narysować (czy opisać) ciąg budynków z którejś z mijanych ulic, to ni hu hu. A przecież patrzę na nie every day, krucafiks! Mam tylko dwa domy ulubione, oba przy ul. Bronowickiej: jeden to tzw. Tajemniczy Dom, bo nigdy nie widziałam, żeby się w oknie świeciło światło i w sumie mogłabym przypuszczać, że nikt tam nie mieszka - ale na wiosnę ktoś jednak sadzi kwiatki w ogródku... a drugi to Dom Moich Marzeń, tam bym chciała mieszkać (pomijając lokalizację koło pętli tramwajowej), ma oszkloną werandę, piękne półkoliste okno w salonie, facjatkę z balkonem... i jest strasznie zaniedbany :(

No dobra, zagaduję. Zagaduję, bo - hm - żadnych wniosków po lekturze nie wysnułam... wymęczyła mnie - czym? przecież to zwykła powieść - jednak trzymanie się uparcie jednej książki przez tyle czasu jest niezdrowe :) Wieczorem nad nią zasypiałam i tak to.
A to z serii KIK. Gdzie zazwyczaj przecież trafiały interesujące książki.
Na co dzień przed szeregiem KIK-u upchany jest jeszcze jeden rząd tomisk, no ale do zdjęcia zdjęłam :).

Informacja na okładce bardzo zachęcająca.
Autor już nie żyje, zmarł w 2002 roku. Był płodnym twórcą ponad 30 powieści i wielu sztuk teatralnych, wierszy, opowiadań, a także przekładów. Urodzony w 1918 roku w Serbii, wcielony do armii niemieckiej, utracił swą mitteleuropejską ojczyznę, wracał do niej z ogromną tęsknotą w swej twórczości, a jednym z głównych tematów uczynił utopię pokojowego współistnienia narodów.

Alter ego pisarza, folksdojcz Szymon Łazarz Messer opowiada o latach bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej, gdy były niemiecki żołnierz szuka swego miejsca na ziemi, w świecie po "końcu świata", w którym wszystko trzeba zbudować na nowo. Podejmuje pracę jako wiejski nauczyciel, zdając sobie sprawę, że starsze pokolenie jest już stracone i należy przede wszystkim wychować inaczej młodą generację. Ale nic się nie zmienia, wszyscy myślą tylko o jednym: odbudowie drobnomieszczańskiego świata. Messer zmaga się z otoczeniem, z własnymi pragnieniami, wątpliwościami, by w końcu stwierdzić, że dalej tkwi pośrodku chaosu, a gdzie jest chaos, jest i nadzieja.

Za mało wiem o Niemczech, ich historii, by móc docenić walory powieści, trochę się gubiłam w różnych niuansach i meandrach, trochę nie rozumiałam nawiązań i aluzji, padały nazwiska, które nic mi nie mówiły. Za głupiam. Nie zaangażowałam się emocjonalnie. Znudziło mnie. A przecież na początku usiłowałam się identyfikować z tym młodym człowiekiem, uciekającym najpierw przed śmiercią fizyczną, a potem duchową. Daleka jestem od myślenia, że samiście sobie winni, szkopy i dobrze wam tak. Rozumiem, że są socjotechniki pozwalające na manipulowanie nawet całymi narodami i że to nie tak trudno się dać ogłupić, za to trudno zachować kręgosłup moralny w obliczu groźby unicestwienia... Może powinnam kiedyś porozmawiać o tym z moją kuzynką z Hamburga, urodzoną w tych latach - ale dzieli nas, niestety bariera językowa.
Więc jeszcze tylko garść cytatów.

Dzielni są ci Niemcy z Rzeszy: naród karłów zbierających skarby. Messer daremnie usiłował wykrzesać z ostatnich dni inne wspomnienie niż widok szabrujących obywateli.

W owych czasach w Niemczech dobrze było móc wykazać się, że się pochodzi skądinąd, można się było wyprzeć uczestnictwa w wielu sprawach, a nawet o nich nie wiedzieć.

Właśnie normalizacja nie powinna nastąpić i to jeszcze długo: Niemcy powinny pozostać improwizacją.

Dziwna rzecz, odnosi się wrażenie, jakby dwie wojny światowe były jedną, a Niemcy przez pół wieku nie robili nic innego, tylko umierali za ojczyznę - w obcych krajach.

Czujemy, że istnieją źródła szczęścia, od których odciął nas rytm życia, bogactwa, których nie umieliśmy wykorzystać. Stwierdzamy, iż żyliśmy zgodnie z naszymi warunkami, a oto teraz ogarnia nas rodzaj szaleństwa, rozkosz rozrzutności i pragnienie nadrobienia tego, co straciliśmy przez oszczędność. Zupełnie dobra sentencja do sztambucha mego narodu.

Każdy przecież potrzebuje kompana, szczególnie teraz, tym bardziej, gdy człowiek odczuwa lęk przed tymi, co dokładnie wiedzą, czego chcą.

Tacy ludzie jak ja nie powinni robić nic innego, jak tylko stanąć gdzieś i stać, zagradzając ludziom drogę. Dopóki nie usunie się ich siłą.

Pani mąż odczuwa dziś jeszcze potrzebę wypłukiwania z jamy ustnej posmaku wielkich, obrzydliwych słów z czasów, gdy pani go jeszcze nie znała.


Początek:
i koniec:

Inne tytuły serii z 1972 roku:
Czytałam Antonowa, Muriel Spark i Marcello Venturiego. No i kiedyś tam Vonneguta, za którym przepadał mój Ślubny, więc nie można się było wykręcić :)


Wyd. PIW Warszawa 1972, wydanie I, 487 stron
Seria: KIK
Tytuł oryginalny: Mensch, was für eine Zeit oder Eine Laus im deutschen Pelz
Przełożyła: Irena Naganowska
Z własnej półki (kupione na allegro 5 stycznia 2013 roku za 2,50)
Przeczytałam 18 lutego 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
a właściwie...
W ZESZŁYM TYGODNIU OBEJRZAŁAM, bo to zaległości :)
1/ film radziecki SZKURA (Шкура), 1991
Chyba trzydziesty czwarty z filmografii Stanisław Liubszina, tu w całości:

To satyra na alkoholizm w radzieckim społeczeństwie. W moskiewskim ogrodzie zoologicznym zdycha goryl, podarowany przez Amerykankę, a będący ponoć ostatnim przedstawicielem swego gatunku. Pech chce, że Amerykanka właśnie przylatuje do Moskwy chcąc odwiedzić swojego Ritchie. Dyrekcja zoo decyduje więc przebrać za małpę jednego ze sprzątaczy... tyle że ten w klatce popija razem z kumplem, czyta gazetę, pali. Telewizja to odkrywa, a samozwańczy profesor (inny alkoholik zatrudniony w zoo, ten właśnie kumpel od kieliszka) ogłasza w eterze, że małpa stała się prawie człowiekiem w wyniku naukowego eksperymentu pojenia wódką. Zewsząd zaczynają napływać dary społeczeństwa w postaci skrzynek alkoholu...

2/ film polski...
Niestety nie udało się znaleźć filmu PIERWSZE DNI Jana Rybkowskiego ani GROMADY Jerzego Kawalerowicza, idę więc naprzód. Rok 1951 zaliczony, w 1952 nic nie powstało, zaczynam 1953. Tu już bogato, powstało dziewięć filmów i wszystkie mam. Właśnie sporządziłam plan na najbliższe dwa miesiące, porządkując filmy w kolejności premier:
1/ TRZY OPOWIEŚCI
2/ ŻOŁNIERZ ZWYCIĘSTWA
3/ SPRAWA DO ZAŁATWIENIA
4/ DOMEK Z KART
5/ PRZYGODA NA MARIENSZTACIE
6/ PIĄTKA Z ULICY BARSKIEJ
7/ TRUDNA MIŁOŚĆ
8/ CELULOZA
9/ POŚCIG


A więc na początek TRZY OPOWIEŚCI - to film nowelowy.

Pierwsza część zatytułowana jest CEMENT, w reż. Czesława Petelskiego.
Sabotażysta uszkadza przewody wodociągowe, co powoduje zalanie zapasów cementu. Okazuje się, że sprawcą jest Franek, członek brygady młodych betoniarzy budujących Nową Hutę. Odkrycie tej prawdy brygadzista Władek przypłaca własnym życiem.
Druga to JACEK, reż, Konrad Nałęcki.
Jacek pracuje w brygadzie budującej zaporę wodną. Jest krnąbrny i niezdyscyplinowany. Kolektyw stara się wpłynąć na jego postępowanie, ale odnosi to wręcz odwrotny skutek. Dopiero awantura na wiejskiej zabawie spowoduje zmianę postawy Jacka.
Trzecia to SPRAWA KONIA, reż. Ewa Poleska (później Petelska).
Adaś po odbyciu turnusu "Służby Polsce" wraca na wieś. Za zarobione pieniądze kupuje swemu chrzestnemu, Wierzbickiemu, konia. Postępek ten zostaje negatywnie oceniony przez Kazika, zaangażowanego zetesempowca, ponieważ Wierzbicki odmówił przystąpienia do spółdzielni produkcyjnej. W końcu jednak przejrzał on kułackie intrygi i powozem zaprzężonym w otrzymanego konia zajeżdża na inauguracyjne zebranie spółdzielni. Córka Wierzbickiego, Marysia, i Adaś wybierają się na studia.
Wśród wykonawców Ignacy Gogolewski, Roman Kłosowski, Wiktor Sadecki, Roman Polański, Jan Machulski. Fajnie tak patrzeć na rozpoczynających dopiero karierę dzisiejszych oldboyów :)

W nowonabytym trzecim tomie Historii filmu polskiego (o czym niżej) znalazłam takie informacje:
Są nawet cenne dopiski na marginesach :)

3/ film czeski... tu wkradł się nieporządek - wszak oglądam je chronologicznie, tak jak filmy polskie - no i w trakcie oglądania coś tam mi przybyło, więc wracam z lat 90-tych do 60-tych: MORDERSTWO PO CZESKU (Vražda po česku), reż. Jiří Weiss, 1966
Komedia kryminalna.
Niewiarygodne, ale nic na YT nie znalazłam: ani filmu ani sceny z filmu ani zajawki, no kompletnie nic!
Opisu po polsku też nie ma, ale bardzo mi się podoba tłumaczenie z czeskiego google'a :)
W prowincji Frantisek żyje. Frantisek życie toczy się stopniowo i po cichu. Jest sam. Frantisek nieśmiała, cicha, nieśmiałą osobą. Najszczęśliwsze godziny jego życia - kiedy Frantisek sama z jakichkolwiek książek. Ten czas należy tylko do niego, jego wyobraźnia nie zna granic ...
I nic by się nie stało do spokojnej Frantisek jeśli przypadkowo w domu wakacyjnym nie spotkał piękną Alice korespondenta i dyrektor Karel z Pragi.


4/ film japoński HANA YORI MO NAHO - kolejny w reżyserii Hirokazu Koreeda, 2006
Na YT trailer:


Rok 1702. Młody samuraj Aoki Sozaemon (Okada Junichi), opuszcza dom rodzinny i przenosi się do Edo (obecnie Tokio) w poszukiwaniu Kanazawa Jubei (Asano Tadanobu), mężczyzny, który zabił jego ojca.

5/ historia kina czyli GEORGES MELIES - FIRST WIZARD OF CINEMA
Dotarłam wreszcie do końca tej Meliesowskiej epopei - filmów z lat 1908-1913. Oto jeden z nich:


Oczywiście pilnie czytając Toeplitza:
Oto fragment na dziś :)

6/ filmy oscarowe - GRAND BUDAPEST HOTEL, reż Wes Anderson, USA/Wielka Brytania 2014


Niezwykłe przygody ekscentrycznego portiera ze słynnego europejskiego hotelu w burzliwym okresie międzywojennym, który uwikłany zostaje w aferę wokół kradzieży bezcennego renesansowego obrazu i walkę o przejęcie ogromnej fortuny rodzinnej.


NAJNOWSZE NABYTKI
Jednak nie wytrzymałam presji allegro w kwestii uzupełnienia serii HISTORIA FILMU POLSKIEGO i nabyłam pierwszy i trzeci tom:

A chwilę później trafił mi się tom szósty:

Niejako przy okazji wzięłam też takie wiekowe wydawnictwo:

Odebrałam również kolejny tom Kozioła:
i inne cracovianum:

Psiapsióła przywiozła z Wenecji historie miłosne:
o mniej lub bardziej znanych ludziach:

Wyrwałam też dwa ostatnie numery Nowej Dekady Krakowskiej:
Zapowiada się bardzo fajna lektura.

I żeby zakończyć znów filmem, skusiła mnie niską ceną Kronika filmu - 35 zł:
Daję trochę większe zdjęcie, bo może ktoś zechce uczestniczyć w zabawie, jaką sobie z córką urządziłyśmy: każda z osobna miała wypisać nazwiska aktorów, reżyserów i tytuły filmów ze zdjęć z obu okładek:
Za każde nazwisko/tytuł - jeden punkt.
Mnie udało się zebrać 35, córce - 25.


17 komentarzy:

  1. I jak zwykle - jeden wpis, który można potraktować jako zbiór pomysłów na jakieś dziesięć blogowych notek! Nieustannie podziwiam wielostronność Twoich zainteresowań, a odniosę się tylko do kilku - otóż te nowe/stare cracoviana bardzo mi się podobają, a chyba najbardziej zakłady przemysłowe i rzemieślnicze. W jakiś sposób od pewnego czasu bardzo mnie to interesuje - rzemiosło, dzieło rąk. Ze wszystkich krakowskich szlaków jeden z moich ulubionych to szlak techniki. I te mosty! Nie mogę sobie teraz przypomnieć, gdzie (a było to poza Krakowem) zobaczyłam napis: J. Górecki i to było prawie jakbym spotkała starego znajomego :-)
    A także łączę się w bólu nad nudną książką - ostatnio męczyłam tak chyba Cmentarz w Pradze.
    Ubolewam nad tym, że z Twojej półki z (nomen omen) KIK znam tylko tę książkę Remarque'a, nie jest dobrze...
    Z drugiej zaś strony podbudowało mnie zdanie, że póki jest chaos, póty nadzieja - w jakiś sposób mnie to określa :-)
    PS jestem alter ego Frantiska :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, Frantiskowi było dobrze, ale zachciało mu się lepiej - miłość mu chodziła po głowie :) A' propos, wczoraj widziałam świetny film japoński o dmuchanej lalce, która spełnia rolę pogotowia seksualnego dla pewnego Japończyka w średnim wieku, ale pewnego dnia ożywa i zaczyna zwiedzać świat, usiłując pojąć co to jest życie i miłość... niesamowicie piękna opowieść o samotności...

      Rzecz o zakładach przemysłowych i rzemieślniczych to materiały do dziejów techniki w Krakowie przygotowane przez Muzeum Inżynierii Miejskiej. Cenne, bo zawierają oprócz ogólnego eseju i spisu zakładów również opis wielu z nich. Między innymi jest też i ten, traktujący o zakładzie ślusarskim Góreckiego przy Wawrzyńca 26 :) Projekt - Tadeusz Stryjeński!

      Usuń
  2. Świetne nabytki.
    Jakoś niemieckiej literatury mało się czyta.
    A ja sobie nabyłam z KIK-a "Dom nad Loarą" za jedyne 2 zł przy okazji kupowania za całe 7 zł. "Sagi o Jarlu Broniszu".
    Ciekawa jestem czy się go da czytać - to o ruchu oporu we Francji.....
    Kochana wrzucasz tyle na raz, że mi się w głowie kręci.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, mało Niemców znamy... jest jedna książka, którą chcę przeczytać już gdzieś tak od 30 lat :)
      A "Domu nad Loarą" nie znam. Za wikingami nie przepadam :) więc chyba bliższy by mi był ruch oporu we Francji,m choć na razie postrzegam go przez pryzmat serialu "Allo allo" :)

      Usuń
    2. Dobre jesteście w odgadywaniu : wprawdzie nie wszystko dojrzałam ;
      9 filmów, 15 tu aktorów....reżyser chyba tylko jeden Altman.

      Usuń
    3. No to i tak masz 25 punktów :)

      Nie, właściwie 24, bo gdzie tu Altman?

      Usuń
    4. Oczywiście-----Altman nakręcił "Dzień weselny" a nie "Absolwenta" ......coraz gorzej z moją pamięcią
      Dzwonili, tylko nie wiem w którym kościele.....starość nie radość.....

      Usuń
    5. Mam tak już od dawna, niestety. Umykają mi nazwiska i tytuły...

      Usuń
    6. Kiedyś byłam wielką fanką kina i filmu więc coś tam jeszcze w mojej głowie się kołacze, ale już bardziej obraz tylko niż nazwiska....

      Usuń
    7. Ja na początku studiów wahałam się nad zmianą kierunku, właśnie na filmoznawstwo... ale doszłam do wniosku, że lepiej zachować sobie kino jako hobby niż się do niego zniechęcić poprzez mus :)

      Usuń
    8. Ja dzisiaj żałuję, że nie poszłam na polonistykę, ale nauczycielem nie chciałam być....

      Usuń
    9. Takie mamy niezrealizowane marzenia... kto wie, jak by się to potoczyło :) cóż, ja na pewno wtedy nie pracowałabym tu, gdzie pracuję, gdybym zmieniła kierunek, więc jestem zadowolona ze stanu rzeczy :)

      Usuń
  3. Książka mało ciekawa, ale końcowe zdanie mi się podoba: "(...) tam gdzie jest chaos, istnieje jeszcze nadzieja." :)
    P.S. Również nie posiadam zmysłu obserwacji w przeciwieństwie do mojego synka, który niedawno uświadomił mi, że zegar w przychodni, który widziałam multum razy, ma kształt ośmiokąta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to klasyka z tym zegarem w przychodni widywanym wiele razy, mam dokładnie tak samo! Mało tego, nie potrafiłabym powiedzieć, w co ubrana jest osoba, z którą rozmawiałam przez pół godziny... o kolorze oczy nie wspomnę...

      Usuń
  4. Mam tę książkę, była w zestawie pięciu książek z serii KIK, który zażyczyłam sobie kiedyś od brata pod choinkę. Zależało mi właściwie tylko na jednej, „Opowieściach starego Kairu” Mahfuza, ale że też lubię tę serię, a komplet był tani jak barszcz, poprosiłam o cały. (Swoją drogą niesamowite są te oferty na Allegro – ogromne zestawy książek z KIK w śmiesznych cenach, czasem wychodzi kilkadziesiąt groszy za sztukę!). Nie przeczytałam jeszcze ani jednej z tych pięciu, ale do Weidenheima nie będę się w takim razie rwać...

    Tajemniczy Dom – strasznie intrygujący! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem widuję te zestawy rozmaite, nawet kiedyś się wahałam nad jednym, mimo że część oferowanych książek już posiadałam, tak są tanie :) Czyli rozumiem, że "Opowieści starego Kairu" nie tknęłaś :) tak to jest, jak już mamy w domu tę wymarzoną książkę, to odkładamy jej przeczytanie na później :)

      Tajemniczy Dom wygląd ma całkiem skromny i normalny :) cała jego tajemniczość w tym wiecznym osamotnieniu, w tym braku mieszkańców... kiedyś zaczęłam przypuszczać, że może mieszka tam jakaś staruszeczka, która kładzie się spać z kurami, toteż nigdy nie pali światła... ale dlaczego nie otwiera nigdy okien, nawet w lecie?

      Usuń
    2. Nie tknęłam :) Jest tak, jak piszesz – jak już upoluję, to spokojnie odkładam na półkę, na lepsze czasy. Grunt, że nikt mi jej już nie zabierze :) A ten dom pobudza wyobraźnię – idealny materiał na powieść! :)

      Usuń