Zapóźniona jestem w rozwoju, książkę przeczytałam tydzień temu, a piszę dopiero dziś, wszystko przez tego Antona z jego opowiadaniami :)
A może nie ma co zwalać na Czechowa, trzeba raczej szczerze się przyznać - kryzys mamy, kryzysik taki maleńki. Dwa lata temu byłam w pełnej depresji stojąc przed perspektywą remontu łazienki... dziś mam to samo przed operacją tego durnego woreczka. Boję się samej myśli o niej i przesypiam ten strach. Codziennie rano, gdy trzeba wstać do pracy, walczę z budzikiem, jeszcze 15 minut, jeszcze 10, jeszcze chwila. Gdy nadchodzi weekend, walka staje się zbędna, śpię bez ograniczeń. Wtedy przynajmniej nie muszę się bać (na szczęście nie śni mi się - jeszcze - szpital). Zaczynam bić się z myślami, czy wszystkiego nie odwołać - no ale wtedy będę z kolei żyć w ciągłym strachu przed NAGŁĄ operacją, jeśli się coś podzieje... Tak źle i tak niedobrze.
Z tych myśli niepotrzebnych i bzdurnych rodzi się jakaś depresyjna beznadzieja i nawet czytać mi się nie chce. I nawet filmów oglądać!
Awanturę w Niekłaju zdjęłam z półki, żeby się czymkolwiek zająć. Żeby uspokoić myśli. Żeby przerzucić je na inny tor. Na chwilę pomogło. Niziurski jest przecież dobry na wszystko :) Przeniosłam się z pokoju na osiedlu, gdzie akuratnie w tych dniach syn oblewał matkę jakimś łatwopalnym środkiem i podpalał, a potem wykańczał siekierą, do miejsca, czasów i ludzi, gdy nikomu nie śniło się o podobnych okrucieństwach.
Miasteczko Niekłaj ze swymi Zakładami Metalowymi, z podziałem na dawnych mieszkańców i nowe przyfabryczne osiedle, a wśród tego olbrzymi zapuszczony Ogród, pozostałość po przedwojennej posiadłości. Taki ogród siłą rzeczy spełnia wszystkie marzenia chłopców (i nie tylko, dziewczynki również się do niego garną) co do tajemniczych wydarzeń, dzikich przygód, walk pomiędzy różnymi frakcjami. Zwłaszcza gdy zaczęły się wakacje, a wyjazd na kolonie jeszcze odległy.
Doktor Otrębus, społecznik, próbuje co prawda zneutralizować waleczność Piratów i Kolonistów, organizując inscenizację bitwy pod Grunwaldem, ale o co innego będzie tu toczyć się walka. Oto krążąca od dawna pogłoska o skarbach Szwajsa (dawnego, niemieckiego właściciela zakładów niekłajskich) wywołuje wśród chłopców coraz większy entuzjazm, zwłaszcza gdy stary Bosman, dokonujący żywota u wdowy-siostry, obiecał im zdradzić tajemnicę ich ukrycia. Z drugiej strony należałoby wyjaśnić sprawę tajemniczego zniknięcia sztabki stopu z magazynu wzorcowni fabrycznej.
Do dzieła, chłopcy! Gwarantowane niebezpieczne przygody, a może też... miłość?
Początek:
i koniec:
Wydawnictwo "Śląsk" Katowice 1975, wyd. VII, 273 strony
Z własnej półki (kupione w antykwariacie za 3 zł)
Przeczytałam 9 maja 2015 roku
W tamtych czasach nie wolno było pisać o takich zbrodniach, można było za to pisać o udaremnionych zamachach niegodziwców będących na służbie imperialistów czyhających tylko na osiągnięcia techniczne obozu socjalistycznego.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, czy takich zbrodni nie było czy tylko ich nie upubliczniano?
UsuńNo proszę Cię! :-) Myślisz, że całe zło pojawiło się nagle po 1989?
UsuńZaczytywałam się w książkach Niziurskiego w dzieciństwie, moją ulubioną była ,,Sposób na Alcybiadesa" :)
OdpowiedzUsuńJa chyba najbardziej lubię Klub włóczykijów :)
UsuńWiesz, mam to samo. Jak coś mnie niepokoi/stresuje/boję się od razu mam ochotę tylko spać, spać i spać. I jedynie własne łóżko wydaje się najbardziej kuszącą perspektywą spędzania dnia.
OdpowiedzUsuńA ja wczoraj kupiłam sobie (w Warszawie;) książkę Kraków. Historie, anegdoty i plotki pana Zbigniewa Leśnickiego (Wydawnictwo WAM). Część z tekstów była drukowana w miesięczniku Kraków, więc pewnie znasz...:) zobaczymy:)
No coś podobnego?! Nowość jakaś? Nawet do Akademickiej ostatnio nie zaglądam.
UsuńNowość! Ale jak byłam w poprzedni piątek w księgarni WAM w Krakowie, to też jeszcze nie było...no a proszę bardzo my, w Warszawie, mamy;)
Usuń