/na zdjęciu jest pięć, ale te dwa ostatnie to osobna seria o różnych praskich krynminaliach sprzed I i II wojny; nieprzeczytana, ale tu mi nie grozi trzeci tom, bom kupując dopytała małżonki szanownego autora, czy jest w planie ciąg dalszy i było mi wyjaśnione, że nie, bo okresu powojennego pan Hrubý nemá rád/
/widać po grzbietach, które przeczytane 😁/
Trochę czasu to zabrało, bo nie w kij dmuchał - ponad 500 stron tekstu, na szczęście gęsto przetykanego starymi fotografiami.
I jak zwykle robię stary błąd - zamiast od razu sobie wynotowywać miejsca, które mnie zainteresują (żeby potem wiedzieć, gdzie iść), to nie! Niby że sobie potem/kiedyś przejrzę, no ha ha ha. Ale dobrze, na razie przeczytałam, wróciłam do historii już znanych, odkryłam nowe, przywitałam stare kąty (bo zawsze się chwalę, że znam Marketę, która mieszka na Nowym Świecie na Hradczanech i która oczywiście mi opowiadała o pani Mayerowej, od której wynajmują mieszkanie, pani Mayerowej, co to mieszka na zamku - matko jedyna, jak to na zamku - więc tym razem autor opowiada właśnie historię Mayerów), no ogólnie fajna to lektura i z gatunku tych, do których się wraca. Nieznośna lekkość bytu Czechów...
Początek:
Wyd. Nakladatelství Pražské příběhy, Praha 2018, 506 stron
Z własnej półki (kupione 22 maja 2019 roku za 300 koron, pamiętam jeszcze ten moment, gdy stałam przed kamienicą w jednej z dejvickich ulic i czekałam, aż zejdzie na dół z książką właśnie szanowna małżonka autora, robiłam zdjęcie nazwiska na domofonie i złośliwie zaczął padać deszcz; no taka vzpomínka)
Przeczytałam 6 listopada 2023 roku
W sobotę odwiedziła nas Grażynka, która przychodziła do Ojczastego, gdy był jeszcze w Dżendżejowie. Jest to bardzo miła osoba i szkoda, że tutaj nie mieszka, bo chętnie bym się z nią przyjaźniła. Nawet moja córka, która nie lubi obcych, od razu poczuła feeling - jakby ją znała od zawsze.
Ojczasty zadowolony z wizyty, przy takich okazjach widzę, jak brakuje mu kontaktu z ludźmi.
* odzyskanej albo i nie, zabrałam się jeszcze za izraelski kryminał biblioteczny
500 stron to już książka powinna mieć twardą oprawę. Grzbiet by wtedy taki połamany nie był.
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale dziękować Bogu, że twardej oprawy te tomy nie mają: po pierwsze CENA! po drugie wożenie ich z Pragi 😂
UsuńTrzeba stawiać na JAKOŚĆ, a nie na ILOŚĆ :P
UsuńTerefere 🤣
UsuńBBM: Przepraszam, że zapytam: robiłaś jakiś kurs szybkiego czytania?
OdpowiedzUsuńDla mnie to jakaś abstrakcja, że w takim tempie da się czytać książki i jeszcze cokolwiek z każdej z nich pamiętać…
Po prostu zwyczajnie zazdroszczę!🫢
No coś Ty! Dziewięć dni przecież czytałam! Wychodzi po 55 stron dziennie 😁 A tak naprawdę podgoniłam mocno w niedzielę spędzoną w łóżku z powodu, oczywiście, globusa - który jednak nie był na tyle silny, żeby nie pozwolić czytać...
UsuńBardzo ladnie ze strony p. Grazynki, duza przyjemnosc i urozmajcenie dla Taty.
OdpowiedzUsuńJa mam tak ze "polykam" ksiazki no ale bedac na emeryturze mam wiecej czasu niz Ty. Moja przecietna to chyba dwie tygodniowo a najbardziej kocham takie powyzej 400 stron i pisane maczkiem. Cienkich nawet nie wypozyczam myslac ze skoro cienkie to w nich niewiele ........
Kiedyś też wolałam grubsze, dziś patrzę na nie z większą niechęcią, bo wiem, że zejdzie mi na ich czytaniu więcej czasu... Brzmi to głupio, jak bym czytała na akord 😁
UsuńCzęsto więc najlepszym rozwiązaniem jest dom opieki, dla towarzystwa właśnie.
OdpowiedzUsuńTeściowa koleżanki odżyła w takim miejscu, bo rozmów z rówieśnikami jej brakowało.
Nie każdy jednak ma taka możliwość, bo to kosztowna przyjemność.
jotka
Też słyszałam o takiej historii, że małżeństwo, którym się córka samotnie opiekowała z wielkim nakładem sił, w dodatku pracując zawodowo, naprawdę dobrze poczuło się dopiero w domu opieki. Że sobie bardzo chwalą. A córka chyba sobie pluje w brodę, że nie zgodziła się na takie rozwiązanie wcześniej i mało się nie wykończyła.
UsuńWeź, nie mów że jesteś na tyle naiwna, by wierzyć w takie opowieści :D Nie zapłacisz bardzo dobrze, to nie będziesz miała porządnej opieki*. A skoro córkę było stać na zapłacenie za pobyt pary rodziców, to czemu była taka głupia, że sama opiekowała się nim w domu dużym nakładem sił? Ukrainki do pomocy nie mogła wynająć, czy co? :D
Usuń___
* ale nie powiem, sam znałem staruszkę, dawną sąsiadkę, która była bardzo zadowolona z tego, że trafiła do domu opieki prowadzonego przez diakonisy i odżyła tam na ostatnie lata. Ale wcześniej pasierb wziął ją do siebie i opiekował się nią z "oddaniem" razem z żoną dopóki nie wycyckali kobiety z wszystkich oszczędności
Ale właśnie mogło chodzić o to towarzystwo w zbliżonym wieku... Jest wreszcie komu opowiadać stare historie, które córka zna na pamięć. A przy tym ona jeszcze pracowała, ganiała po zakupy, gotowała, zmywała, sprzątała, wynosiła pampersy wspinając się w te i we wte po schodach na strych w kamienicy bez windy. I jeszcze musiała w domu ćwiczyć. Gdzie tu czas na siedzenie ze staruszkami? Nie chciała nikogo wziąć do pomocy, bo chyba obawiała się wpuszczenia obcej osoby do domu. A cały czas uważała za swój moralny obowiązek zajmować się rodzicami.
UsuńZnajomy mi właśnie mówił, że samotny teść był w głębokiej depresji, chciał umierać. Zaangażowali Ukrainkę do opieki, zamieszkała z nim, gość odżył, jak nie wiem. Płacą 3 tysiące, ale że robią to przez firmę (która zapewnia ciągłość opieki, gdy ta kobieta musi po 3 miesiącach wrócić do Ukrainy), zdają sobie sprawę z wykorzystywania jej (znaczy kobiety), ponoć nie jest nawet ubezpieczona...
Znasz tę córkę osobiście, czy tylko powtarzasz zasłyszane opowieści? :D
UsuńTwój ojciec na pewno był zadowolony z wizyty tej znajomej, ale czy chciałby obcych, przypadkowych ludzi do towarzystwa na okrągło i codziennie? Potrzebował takiego stałego kontaktu z innymi, gdy był młodszy i sprawniejszy? Babce w ostatnich latach wystarczyło, że jest u siebie i że nie jest sama. Niedawno się dowiedziałem od mamy, że to moje wożenie jej na święta na wieś, to nie była dla babki żadna atrakcja, tylko poświęcenie, na które godziła się tylko ze względu na mnie.
Jeśli ktoś uważa opiekę nad rodzicami za moralny obowiązek to już bym widział w tym problem. Jest łatwiej, jeśli się to robi ze zwykłej chęci, bo jest się związanym z kimś, kim się trzeba opiekować, bo on już sobie nieradzi.
UsuńJa ją znam jedynie z widzenia, ale jest to przyjaciółka mojej ex-koleżanki z pracy i często o niej słyszałam.
UsuńNatomiast co do Ojczastego, to zupełnie inna historia, bo jak tu mówić o kontaktach towarzyskich, gdy się jest głuchym i na wpół ślepym? Owszem, cieszy się, gdy go ktoś odwiedzi, ale to jest uciecha na parę minut. Raczej mu chodzi o to, żeby o nim nie zapominać, niż żeby poznawać nowe osoby.
Izraelski kryminał biblioteczny?! To coś takiego jak "Kobieta z biblioteki" Sulari Gentill?
OdpowiedzUsuńBiblioteczny tylko w znaczeniu, że pożyczony z biblioteki 😁
Usuń