czwartek, 30 sierpnia 2012

Elizabeth T.Meade - W świecie dziewcząt

Dwunastoletnia Hesia po śmierci matki trafia na pensję pani Willis. Rozpieszczona i przyzwyczajona do robienia tego, co jej się w danej chwili zamarzy - musi nauczyć się współżycia z koleżankami i dyscypliny.
Książki o życiu na pensji zawsze są urocze. Ta jest ... staroświecka. Nic dziwnego - pochodzi z 1886 roku i pewne zachowania dziewcząt wydają się być nie do pojęcia. Mnie najbardziej rozśmieszyło, gdy Hesia w bardzo dramatycznym momencie (porwano jej młodszą siostrzyczkę, by the way oczywiście porywaczką była Cyganka), gdy zawiadamiają ją, że właśnie dokonano aktu porwania i sprawczyni ucieka z małą Misią, Hesia więc co robi? Rzuca się w pogoń? Tak, ale... najpierw:
- Wody, trochę wody! - szepnęła Hesia.
Zwilżyła sobie twarz i czoło i jak szalona wybiegła na korytarz.

:)))
Muszę to sobie zapamiętać i zastosować w życiu, gdy i mnie przydarzy się trudna chwila. Będę wówczas zwilżać twarz i czoło.
(Kurczę, zapomniałam jednak, że dermatolog zabronił mi używać wody do twarzy. Co robić?)
Inny kwiatek: siostrzyczka uległa wypadkowi i miota się między życiem a śmiercią. Śpią w tym samym pokoju, ale dodatkowo czuwa jeszcze jedna z nauczycielek. Bredzenie w gorączce siostrzyczki obudziło Hesię. Wydaje ona z siebie następujący tekst:
- Proszę, niech mi pani poda szlafroczek, a ja ją już uspokoję - rzuciła Hesia.
Ech, gdzie te czasy...
Wydawnictwo podaje, że tekst przygotowano na podstawie edycji z 1928 roku - i rzeczywiście widać zarówno niedzisiejszy język, jak i wszelkie błędy i niezręczności tłumaczki. O dużej ilości literówek nawet nie wspomnę... Szkoda, ze wydawnictwa tak oszczędzają na korekcie w naszych czasach.
Przeczytałam 29 sierpnia 2012.

Właściwie to wyszłam po zapasy herbaty... a tak przy okazji wstąpiło mi się do antykwariatu, który odwiedzam może raz na pół roku (drogawo i nie po drodze). Tymczasem czekała tam na mnie super niespodzianka w postaci jednego z tomów Dziejów teatru w Krakowie, za którym od dawna się rozglądałam.
Alma Mater w podziemiu z kolei to świadectwa tych, którzy uczestniczyli w tajnym nauczaniu podczas okupacji, zarówno ówczesnych studentów jak i profesorów.

A o tym, co jest w drodze do mnie - przy następnych notkach, gdy już dojdzie. Będzie to cały kolejny stos na biurku... i dosyć, muszę się uspokoić :)

4 komentarze:

  1. Może zwilżać tonikiem? Albo wodą różaną, to by było jeszcze bardziej klimatyczne... Wszystkie książki wydane w tej serii przez Ethos są niewiarygodnie niechlujne. Pewnie wyszli z założenia, że przedruki są bardzo opłacalne, bo NIC przy nich nie trzeba zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę tylko pewną emulsją... mało romantyczne ;)

      Właśnie widzę na końcu książki spis innych powieści dla dziewcząt tego wydawnictwa, w tym na przykład "Małe kobietki", których NIGDY na oczy nie widziałam (tak, wiem, wstyd) i jakąś kolejną powieść o pensjonarkach. Czyli pomysły na następne lektury są... tylko można się właśnie spodziewać nerwów przy czytaniu!

      Usuń
    2. "Małe kobietki" mają kilka naprawdę ładnych wydań, więc Ethosu tu nie polecam. Poszukaj wydania Świata Książki z 1999 r. Za to chyba tylko Ets wydał "Kierdej", który też recenzowałam na klasyce mł. czyt. Dwudziestolecie międzywojenne w Polsce, więc musiało mi się podobać, ale od błędów, literówek, przestawionych zdań, stron zgrzytałam zębami aż echo szło.

      A jakbyś pobiegła nerwowo wetrzeć sobie emulsję w skronie? To już całkiem stylowo brzmi :)

      Usuń
    3. Żebym tylko miała tę emulsję przy sobie, kurdebele :)
      Za to przypomniałam sobie, że posiadam w domowej apteczce jakąś nalewkę na bursztynach, dostarczoną mi przez Mum jako "niezawodny środek" przeciwko migrenie. To może tą nalewką natrę?

      "Kierdej" właśnie wpisałam do kapownika, bo udaję się po szychcie do biblioteki, tylko nie działa katalog w sieci i nie wiem, czy mają. Trudno, idę na ślepo. Jak nie będzie tego, to "Małe kobietki" na pewno wyhaczę.

      Usuń