poniedziałek, 25 listopada 2013

Natalia Dawydowa - Nikt nigdy

Poszukiwania autorki w internecie niewiele dały. Jest jakaś lekkoatletka ukraińska o tym samym nazwisku i to jej dotyczą strony, które wyskakują po wpisaniu w google. Jedyne, na co trafiłam, to strona lib.ru, gdzie można przeczytać kilka jej powieści czy opowiadań, oczywiście w oryginale. Zresztą pamiętam, że gdy trafiłam na tę książkę na allegro, sporo się nazastanawiałam, czy to Rosjanka czy Bułgarka, zanim ją kupiłam :)

Proszę państwa, sytuacja na dzisiejszym zebraniu jest taka, że... niewiele mam do powiedzenia, albowiem książkę przeczytałam dwa tygodnie temu i już - zapomniałam :) Wynika z tego, że średnia na jeża była... a jednak tak nie mogę napisać, podobała mi się, tylko pamięć mam taką krótką. Były tam radzieckie klimaty, te mieszkania-komunałki, te wszechobecne książki, ci pełni szlachetnych odruchów ludzie, ten kult wykształcenia (bohaterka walczy o miejsce na aspiranturze, choć bardziej po to, by zadowolić mamę niż z własnych aspiracji):
Tak, bo ja wiem, że wielu Polaków pogardza Rosjanami, że to przecież taki spodlony naród, a ja cóż - jestem nimi zafascynowana i trochę w nich zakochana, tak na odległość zarówno w przestrzeni jak i w czasie, bo bardziej mi chodzi o tych Rosjan z okresu CCCP niż obecnych.
Trudno, o książce dziś nic, ale za to zostało miejsce na Rydlówkę :)

Początek:
i koniec:

Wyd.CZYTELNIK Warszawa 1974, wyd.I, 167 stron
Seria z kotem
Tytuł oryginalny: Nikto nikogda
Tłumaczyła: Irena Piotrowska
Z własnej półki (kupione na allegro 23 października 2012 roku za 3 zł)
Przeczytałam 11 listopada 2013

Fotorelacja z uroczystości Osadzania chochoła w Rydlówce 23 listopada 2013
Musiałam szybko z obiadem się uwinąć, żeby przyrządzić, podać, zjeść, pozmywać i jeszcze zdążyć do Rydlówki na 15.00 :)
W drodze Zielonym Mostem, tym wąwozem, w którym niegdyś stał dom Trąbków, rodzinny dom Marii Rydlowej, który opisuje w książce Moje Bronowice mój Kraków.
Stoi jeszcze jakaś stara stodoła...
ale po drugiej stronie już apartamentowiec o nazwie Melancholia.
Budynek dawnej szkoły, obecnie przychodni.
Kierunek wycieczki wyraźny :)
Naprzeciwko szkoły/przychodni cały szereg nowych domów.
A oto i kapliczka, o której tyle wspomina Maria Rydlowa:

Jedyna chyba jeszcze zamieszkała stara chałupa, pilnują jej boćki :)
A tu też stary dom, ale już opuszczony:
Na uroczystość zaprasza plakat:
oraz tablica informacyjna Muzeum Młodej Polski:
Na dróżce prowadzącej do Rydlówki widać już pierwszych gości:


A oto i sama bohaterka uroczystości czyli róża (przed otuleniem):
Dzieci w krakowskich strojach będą potem recytować i śpiewać:
Gości powoli przybywa, a ja biję się z myślami: podejść do ogrodzenia klombu, by móc potem zrobić zdjęcia czy stać na uboczu?
Nieśmiałość i niechęć do pchania się w pierwszy szereg zwyciężyły i potem już tłum zasłaniał mi widok:
Uroczystość rozpoczął prof. Jan Rydel, syn pani Marii Rydlowej. Wspomniał o chorobie matki i pozdrowił ją od nas, dodając, że prawdopodobnie nas słyszy z góry, ale jako świeża rekonwalescentka zbyt zmęczyłaby się uczestnictwem.
Po występach dzieci z recytacjami fragmentów dramatu Wesele - oto clou programu czyli osadzanie chochoła. Widać przybyłe tłumy.
Dzieci odtańczyły wokół chochoła krakowiaka, kapela zagrała i goście udali się do wnętrza Rydlówki na odczyt i tradycyjny poczęstunek kołaczem. Ja tymczasem mogłam się wreszcie zbliżyć do chochoła:



W domu przejrzałam moje WYSPIANSKIANA, że takiego tu słowa użyję (może istnieje?).
Oczywiście otwierają je dzieła samego poety, muszę przyznać, że mizernie się prezentujące, ale najważniejsze jest :)

Potem dwie najprzystępniejsze pozycje, jeśli chodzi o życiorys Wyspiańskiego - Krakowskim szlakiem Stanisława Wyspiańskiego i Orzeł w kurniku, obie autorstwa specjalistki od Mistrza, Krystyny Zbijewskiej:

Następnie dwie cegły - Ogień strzeżony Lwa Kaltenbergha i Z rodu Tytanów Władysława Bodnickiego, stareńkie, nabyte na allegro, ale ciągle jeszcze nie czytane:

Mała książeczka z serii abc:

Dwie kolejne popularne pozycje związane z malarstwem:

Kolejna jest bardziej fachowa, to Sztuka sakralna Krakowa w wieku XIX Wojciecha Bałusa :)

Wreszcie przygotowany przez Marię Rydlową album Kraków miastem snów i widziadeł. Wyspiański łączący jego twórczość plastyczną z literacką:

Na koniec wspomnienia o Wyspiańskim w tomie Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim Adama Grzymały-Siedleckiego:

i album Bazylika ojców franciszkanów:
Na wyklejkach fragmenty polichromii

Uff, no tom się nadodawała zdjęć, aż komputer paruje:)

Na osadzaniu chochoła w Rydlówce była również Beata i zamieściła swoją relację.

27 komentarzy:

  1. Jaki piękny post. Przeniosłam się na chwilę do Rydlówki.
    Bardzo lubię książki z wyklejkami, choć teraz to już coraz rzadsze. Te z fragmentami polichromii - piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz byłam na tej ceremonii, choć tak mam blisko :)

      Usuń
  2. Polichromie/wyklejki - super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skromne polne kwiaty - zgodnie z wytycznymi św. Franciszka :)

      Usuń
  3. Też sobie niedawno kupiłem Kaltenbergha i chciałem zapytać o wrażenia, ale skoro jeszcze nie czytany, to sam będę się musiał przekonać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak samemu... przeczytać, oczywiście :)

      Usuń
    2. Pewnie, ale przynajmniej bym wiedział, czy warto zaczynać :D

      Usuń
    3. Żeby Cię zadowolnić, już bym zaczynała lekturę... ale moje poświęcenie ma granice :))) Chwilowo na Lwa nie mam ochoty :)

      Usuń
  4. Ten domek opuszczony za serce mnie chwyta. Zawsze wyobrażam sobie uczucia i emocje mieszkańców, No i zdarzenia jakie miały tam miejsce. Chciałam ci polecić tych "Niepospolitych ludzi", ale widzę, że bym się jeno wygłupiła.
    Dobrze, że ta "Rydlówka" się trzyma. Wiesz, jechałam do niej tramwajem normalnym (4 ?) i myślałam, że ktoś pomyśli o turystach takich jak ja odpowiednio nazywając przystanki. Ale gdzie tam! Jeszcze pułapki zastawiają. Oczywiście przeczytałam, że ostatni przystanek to Bronowice Małe, ale uznałam, że stacja Wesele sugeruje "Wesele", jako i rzeczoną"Rydlówkę".Wysiadłam tam (oczywiście źle zrobiłam), zmarnowałam czas i kasę na taksówkę.Taksówkarz zresztą nie był przekonany czy wiezie mnie tam gdzie ja chcę.Byłam pełna obaw, bo dzień wcześniej pytałam o "Kossakówkę" i nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ciekawe miasto ten Kraków:) Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos poszukiwań kossakówki to taki właśnie jest Krakówek - ludzie (a raczej przyjezdni) się szczycą, że tu mieszkają, a nic nie wiedzą (no może gdzie galerie handlowe i najbliższe cinema city).

      Usuń
    2. Taksówkarz mógł nie być przekonany o słuszności kierunku, bowiem w Krakowie istnieje też ulica Rydlówka i to ... całkiem gdzie indziej, za Wisłą. A że tam się mieszczą różne firmy, to pewnie częściej pasażerowie jeżdżą niż do prawdziwej Rydlówki :(
      A jeszcze teraz, gdy zawód ma zostać uwolniony, gdy ma nie być egzaminów, tylko GPS i w drogę...

      Usuń
    3. W lecie szukałam Kossakówki i jej nie znalazłam! Co ja się napytałam okolicznych mieszkańców. Nikt nic nie wiedział!

      Usuń
  5. Ależ Ty masz stare wydanie Wesela. Piękna obwoluta, ta roślina - pewnie ręką samego Wyspiańskiego skreślona... No i tytuł "Orzeł w kurniku" . Ło matko, niektórzy to mają dar celnego paradoksu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To 1953 rok, egzemplarz mojego Ojczastego, nie wyobrażam sobie lektury "Wesela" innej niż ta :)
      Zdaje się, że tak właśnie wyglądało oryginalne wydanie.

      Usuń
  6. Najbardziej zaciekawił mnie album "Kraków miastem snów i widziadeł. Wyspiański", to musi być prawdziwy rarytas.
    Fotorelacja taka, że czuję się tak, jakbym tam była osobiście. Czy udało Ci się spotkać z Beatą, czy byłyście tam incognito? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może przeczytam i szerzej przedstawię :)

      Za Beatą rozglądałam się na początku, jak było jeszcze mało ludzi, a potem w gęstym tłumie już nie było jak. Oczywiście tak na czuja, bo przecież nie wiem, jak Beata wygląda :) Ze zrobionych przez nią zdjęć wynika, że gdzieś niedaleko od siebie stałyśmy.

      Usuń
  7. Ciekawa fotorelacja. Miło brać udział w takiej imprezie.
    Mam to to z ABC o Wyspiańskim i jeszcze mam wydanie wierszy Konopnickiej ilustrowane kwiatowymi ornamentami Wyspiańskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze milej byłoby wejść do świetlicy na odczyt, ale wstęp był - jak się okazało - tylko za zaproszeniami. Gdybym wcześniej wiedziała (byłam pierwszy raz na osadzaniu chochoła) to bym się o takowe postarała :)

      Usuń
  8. Ach te imprezy, też bym chętnie wzięła udział w takiej. No, ale nie ma co płakać.
    Książek poszukam, kolejna autorka, o której nie miałam pojęcia.
    A ten serial znasz? Koleżanka mi doniosła i od razu o Tobie pomyślałam :-)
    W ogóle często myślę, tylko mi się tak czas rozjeżdża na różne nerwy i zawirowania związane z rodzinnymi problemami, ze nie mam czasu komentować, a i w sieci mało ostatnio.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, ale jaki serial? Weź no uchyl rąbka tajemnicy, bo mnie zżera ciekawość?

      A przejść rodzinncyh szczerze współczuję...

      Usuń
  9. http://zalukaj.tv/sezon-serialu/sta_y_ci,1375/ chyba nie przechodza linki

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeszło, ale trzy razy próbowałam. Stażyści dwa sezony, podobno śmieszny, czasem na granicy dobrego smaku, ale w sumie nie przekracza i da się lubić tych bohaterów, więc im to wybacza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam to "do wzięcia", ale przestraszyłam się, że niewiele zrozumiem z medycznego żargonu i nie brałam :) a teraz się zastanawiam :)

      Usuń
    2. Ha! Dałam się namówić, bo to sitcom, więc nawet jak czegoś nie zrozumiem, świat się nie zawali :)

      Usuń
  11. Świetna fotorelacja! Również nie umiem pchać się przed szereg i zdjęcia mam zazwyczaj mało ciekawe i wyraźne:) A spróbowałaś smakołyków regionalnych po osadzeniu chochoła? Imponujący masz zbiór książek poświęconych Wyspiańskiemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie próbowałam, bo tłum "na polu" to jeszcze zniosę, ale w środku to już nie :)

      Usuń