sobota, 30 maja 2015

Antoni Czechow - Tatuńcio

Ponownie tom pierwszy Dzieł Czechowa, z opowiadaniami z lat 1880-1883.

Tatuńcio. Jaki powinien być tatuńcio - wiadomo. Gruby, okrągły jak baryłka, łysy, dobroduszny, ustępliwy, z drobnymi słabostkami.

Taki właśnie jest nasz tytułowy bohater. Mamuńcia właśnie go przyłapała z pokojówką na kolanach, ale to mądra kobieta, więc nie zwraca na ten drobiazg uwagi. Pozornie. Bo gdy okazuje się, że inaczej nie załatwi sprawy, z którą przyszła do gabinetu, będzie umiała użyć odpowiednich argumentów.
Cóż to za sprawa? Ano, synalek znów przyniósł złą notę z matematyki. Oczywiście, według mamuńci to nie jego wina, on jest przecież bardzo zdolny i niepodobna, by nie umiał jakiejś tam, pfi, arytmetyki - to nauczyciel się zawziął. Trzeba iść go przekonać, bo inaczej synek będzie repetował trzecią klasę.
Tatuńcio co prawda jest zdania, że - niech repetuje, byle nie łobuzował. W ostateczności można dać mu w skórę. Mamuńcia kokietliwie krąży wokół małżonka, w końcu wskazuje tragicznym gestem na portierę, za którą ukryła się pokojówka i tym sposobem skłania wreszcie tatuńcia do poddania się. Cóż robić, pójdzie do nauczyciela i wytłumaczy mu, że synek doskonale umie matematykę, tylko jest słabego zdrowia i nie każdemu może dogodzić.

Zmiana scenerii - mieszkanie nauczyciela. Tatuńcio zastaje go w dość krępującej sytuacji: żona w negliżu przekomarza się z profesorem na temat pieniędzy, których ciągle mało. Po jej umknięciu zaczynają się rozmowy i pertraktacje. Profesor nie chce ustąpić, bo synalek nie uczy się i w dodatku jest zuchwały. Mało tego, z paru innych przedmiotów też ma złe oceny i jego pozostanie w trzeciej klasie jest już właściwie pewne. Wówczas - czym chata bogata tym rada, rzecze tatuńcio i wyciąga z pugilaresu 25 rubli. Któż dziś nie bierze?
No i... aaaaaaaa nie! Tym razem nie opowiem do końca :) Weźmie profesor łapówkę czy nie weźmie? Ustąpi i poprawi noty czy będzie do końca zasadniczy? Jak skończy się ta historia?

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1956, str. 206-214
Tytuł oryginalny: Papasza /Папаша
Przełożył: Jerzy Wyszomirski
Przeczytałam 28 maja 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Tak się rozzuchwaliłam czwartkowym intensywnie spędzonym popołudniem i wieczorem, na przekór ogarniającemu mnie marazmowi, że i w piątek po pracy nie wróciłam prosto do domu (o ile można tę drogę nazwać prostą - ze względu na trwający remont ulicy Podwale, mam teraz drogę do domu niczym bohater Bareji, najpierw jadę tramwajem pod Aleje, potem autobusem do placu Inwalidów i stamtąd dopiero tramwajem do domu) tylko
a/ wstąpiłam do hinduskiego sklepu, który jest takowym już tylko z nazwy i kupiłam sobie dwie koszuliny
b/ udałam się moim kulejącym kroczkiem do księgarni Akademickiej i nabyłam wspomnienia prof. Aleksandra Koja
c/ oddałam książki w bibliotece na Rajskiej i POWSTRZYMAŁAM SIĘ od wypożyczenia kolejnych
d/ a w domu, gdy robiło się pranie, dokonałam ostatecznej instalacji nowego sprzętu i zakładam, że nie spadnie mi on na łeb, gdy będę spoczywać w objęciach tego tam, Morfeusza
e/ po czym, rozwiesiwszy pranie, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku oddałam się lekturze Voglera, popłakawszy się tu i ówdzie, na co sobie mogłam pozwolić nie planując już wyjścia :)
f/ a wieczorkiem, gdy się ściemniło, obejrzałam sobie jakąś tam włoską komedię romantyczną (obyło się bez płaczu)

3 komentarze:

  1. A, przepraszam za wścibstwo, co z Twoją nogą w końcu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zażyłam 15 tabletek Aulinu przepisanego przez lekarkę z przychodni i na tym zakończyłam leczenie. Noga dalej dokucza, aczkolwiek mniej. Są zresztą lepsze dni i gorsze, jednak nie utykam aż tak widocznie, jak na początku. Nie chce mi się robić czegokolwiek dalej w tym kierunku. Kraków tradycją stoi, więc tradycyjnie czekam, aż samo przejdzie :)

      Usuń
    2. No i ten argument jest dla mnie kolejnym dowodem na to, że warto mieszkać w Krakowie:)

      Usuń