piątek, 15 marca 2013
Alexander McCall Smith - 44 Scotland Street
Jakoś tak chwyciłam, gdy zobaczyłam na półce z nowościami (choć to żadna już nowość), bo znałam autora z Kobiecej Agencji Detektywistycznej n.1, która też jest czytadłem, ale dość satysfakcjonującym. Tymczasem toto...
Ale najpierw, co przeczytałam na okładce:
"The Times" tak się wyraził:
Czy ja wiem... ciepłe gacie na zimę wolę w realnej postaci, to mnie nie grzeje.
Wreszcie o samej powieści:
Czyli wszystko już wiecie.
Oprócz takiego małego niuansu: McCall Smith pisał tę rzecz dla gazety Scotsman, próbując wskrzesić dawną tradycję powieści w odcinkach. I bardzo dobrze, czemu nie? Ale po co to potem wydawać w wersji książkowej, to nie Dickens wszakże.
Książka jest po prostu NUDNA. Co prawda rozdziały, zgodnie z logiką powieści w odcinkach, są krótkie i teoretycznie każdy zawiera jakąś niespodziankę, ale cóż z tego, skoro ani główna bohaterka Pat ani jej współlokator Bruce ani inna mieszkanka kamienicy Domenica nie wzbudzają żadnych emocji. Najzabawniejszy miał być wątek cudownego dziecka Bertiego, ale też mnie jakoś nie rajcował :(
Doprawdy nie byłam ciekawa, czy Pat oprze się urokowi Bruce'a ani jak skończy się zawieszenie małego Bertiego w prawach przedszkolaka. Myślę, że właściwymi odbiorcami powieści są tylko i wyłącznie MIESZKAŃCY EDYNBURGA - bo mogą śledzić miejscowe tropy, śmiać się, gdy pojawiają się autentyczne edynburskie postaci, snuć przypuszczenia, kto może się kryć pod którą sylwetką. Ale my tutaj w Polsce? Sądzę, że wątpię.
Przejdźmy jendakże do clou programu czyli występów pani tłumaczki.
To trochę problem, jak się zabieramy za tłumaczenie powieści - nawet jeśli to takie sobie czytadło, a nie żadne arcydzieło - problem jednak, powtarzam, gdy brak nam jakiegoś ogólnego rozeznania w kulturze, bo nie ma siły, zawsze wyjdzie to na jaw. Wybrałam trzy fragmenty:
Umówmy się, że jednak Descartes to po polsku Kartezjusz, tak?
Następny kwiatek:
Taaa... wszyscy wiemy... Piknik pod Wiszącą Skałą, a nie pod Hanging Rock. Pani tłumaczka najwyraźniej nie zna filmu.
I trzeci:
Miło, że w przypisie poinformowała czytelników, że chodzi o ZNANĄ powieść, szkoda, że jej nie znaną, bo wpisałaby polski tytuł czyli Pełnia życia panny Brodie...
I całe trzy części tego szczęścia...
Zabrałam się za drugą żywcem z rozpędu no i dlatego, że pożyczyłam z biblioteki, głupio tak oddać nieprzeczytane...
Wyd.Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2010, wyd.I, 310 stron
Tytuł oryginalny: 44 Scotland Street
Tłumaczyła: Elżbieta McIver
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 11 marca 2013.
NAJNOWSZE NABYTKI
Jeszcze w poprzednią środę wstąpiłam do Taniej Jatki, co poskutkowało dwoma zakupami, ale jakoś mi to umknęło rejestracji. Pierwszy to album:
A druga książka to czwarta część przygód Kacpra Ryxa:
We wtorek wstąpiłam do antykwariatu na Szpitalce i wyszłam z Cegiełkami wawelskimi:
To krótkie omówienie - zarys dziejów cegiełek plus wyliczenie wszystkich. raczej nie sposób przeczytać tej nomen omen cegły od deski do deski, ale podczytywać sobie można, ja zajrzałam w tramwaju w drodze do domu i już wypatrzyłam na przykład, że miała swoją cegiełkę Zofia Rogoszówna, pamiętacie to nazwisko? Tak że 8,50 zł można było wydatkować :)
No a w tę środę zajrzałam do redakcji ALMA MATER po nowy numer. Numeru jeszcze nie było, ale na półkach leżały różne gratisy, tom się zaopatrzyła:
Najstarsze przywileje uniwersytetu krakowskiego - opis, łacińskie teksty i tłumaczenie na polski i angielski plus reprodukcje
600 lat medycyny uniwersyteckiej w Krakowie - bardzo fajnie opisane i ilustrowane
Album o UJ Stanisława Dziedzica, wydany po angielsku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jednym słowem by tłumaczyć trzeba posiadać szeroką wiedzę ogólną. Poza tym to wydawnictwo tez chyba powinno czuwać nad tym co książka zawiera. 68 rok - jak dzisiaj pamiętam - jeździłam do Krakowa na uczelnię.)
OdpowiedzUsuńNo a ten młody człowiek - że tak go określę - wtedy się dopiero urodził :)
UsuńCo do czuwania wydawnictw - weź mnie nie rozśmieszaj :)
Sądziłam, że mają jakiegoś korektora, czy jakoś tak, ale prawdę mówiąc jeden byłby taki sam jak ta tłumaczka z za małą wiedzą. Czyli jednak to na tłumaczu się wszystko opiera. Kiedyś byli znakomici, taki np. Zieliński, który tłumaczył Hemingwaya, tłumaczka, która Undset przekładała i sporo innych. To jednak byli ludzie z szeroką wiedzą inaczej kształceni niż dzisiaj.)
UsuńDziś za to mamy studia wyższe pod tytułem EDYTORSTWO - właśnie się wczoraj dowiedziałam. Byle tylko tych absolwentów ktoś zatrudnił potem :)
UsuńKto zechce wydawać pieniądze, jak nie musi.)
UsuńEdytorstwo to chyba raczej jako studia podyplomowe albo specjalizacja - nie spotkałam się z licencjatem/magisterką o takim kierunku. Ale problem polega właśnie na tym, że wydawnictwa tych edytorów nie zatrudniają - tną koszty i redakcja jest robiona byle jak (dobrze jeśli w ogóle).
UsuńA co do tłumacza - szalonej wiedzy mieć nie musi, zwłaszcza jeśli tłumaczy literaturę mniej ambitną, ale internet chyba posiada? W dobie internetu sprawdzenie takich prostych informacji to naprawdę nie jest żadna sztuka, tylko trzeba chcieć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńByć może chodzi o podyplomowe, szczegółów nie znam. Ale fakt: trzeba chcieć ich potem zatrudnić, a po co wydawać pieniądze, skoro i bez tego książka się sprzeda?
UsuńCo do sprawdzania choćby w internecie, to jak z uczniami, którzy robią błędy ortograficzne: gdyby czuli, że coś jest nie tak, sprawdziliby sobie w słowniku. Cóż, kiedy oni nie mają wątpliwości :)
Zgodzę się połowicznie :) O ile można rzeczywiście przejechać się na idiomach i innych zawiłościach językowych (bo się człowiekowi wydaje, że wyraz z na i rozumie, to nie sprawdza, a potem się okazuje, że on ma jeszcze sześć znaczeń akurat w tym kontekście), to akurat nazwy własne (a w tym wypadku wymienione wpadki ich dotyczą) sprawdza się zawsze. Moje doświadczenie translatorskie jest dość skromne, bo się tym param z doskoku, ale chyba nawet nazwisko Szekspira bym sprawdziła na wszelki wypadek. Bo a nuż to jakiś inny Szekspir, o którym nie wiem :)
UsuńJa tam często oddaję nieprzeczytane - bo zacznę i mi się nie spodoba, bo jak zwykle przeliczyłam się z siłami, bo przeszedł mi nastrój na daną książkę...
OdpowiedzUsuńA o tej opinie są raczej pozytywne, nawet się ostatnio zastanawiałam, ale po głębokiej analizie postanowiłam sobie podarować. I chyba dobrze :)
A ja nie czytałam żadnych opinii jeszcze, tak wzięłam, bo niby znałam autora. I najgorsze jest to, że poszukałam następnych dwóch części. Tę drugą "czytam" już trzeci dzień i usypiam przy niej :)
UsuńDziekuje za ta recenzje. Na fali zachwytow juz prawie kupilam ta serie, a teraz mocno sie zastanowie nad tym.
OdpowiedzUsuńO! Kacper Ryx! Mam ochote na cala serie.
Ja przegapiłam trzeci tom, ale nic to, kiedyś się uzupełni.
OdpowiedzUsuńPewnie, ze tak. Ja z klei polowalam na tom pierwszy dosyc dlugo, a jak juz zdobylam, to pzoniej wznowili cala serie...
UsuńCzesto tak mam. Z drugiej stronynie chce zwlekac z zakupem niewiadomo jak dlugo, bo czesto gesto wznowienie nie pojawia sie wcale.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa wysłać, a oni odpowiedzieć "redakcja nie płaci za niezamówione materiały" :)
UsuńCzytałam "Opowieści przy kawie" i mi starczyło, choć nawet mi się podobało. Nie sięgnęłam jednak po inne części, więc nie mogę się do reszty ustosunkować.
OdpowiedzUsuńOpowieści przy kawie też mam za sobą i też z co najmniej mieszanymi uczuciami. Chyba się już nieprzychylnie nastawiłam do całego cyklu :)
UsuńWitam bardzo serdecznie,
OdpowiedzUsuńChciałbym tą drogą skierować wielką prośbę: bardzo pragnąłbym nabyć książkę "Cegiełki Wawelskie". Z przyczyn rodzinnych to bardzo ważna pozycja, której nie mogę nigdzie znaleźć.
Pozdrawiam
Ech, swojej nie oddam, ale mogę polować :) Proszę o kontakt e-mail na adres: malgorzataka[at]gazeta.pl
UsuńAktualnie widzę jeden egzemplarz na allegro (aukcja do 26 października czyli jeszcze miesiąc!):
Usuńhttp://allegro.pl/cegielki-wawelskie-f-fuchs-o-laszczynska-i3581030110.html