wtorek, 26 marca 2013
Georges Simenon - Maigret chez le ministre
Tytuł oznacza: Maigret u ministra i jak się można spodziewać po politycznym temacie, książka jest... nudnawa. Kulisy działań polityków są chyba jednakowe i dzisiaj i szczerze mówiąc niezbyt mnie ciekawią.
Historia jest taka: późnym wieczorem Maigret wraca w domowe pielesze, żonka jak zawsze otwiera mu drzwi, gdy on stawia nogę na wycieraczce (najwyraźniej spędza czas warując u drzwi, poza tym przepędzonym wśród garów na pilnowaniu rondla z mięsem, które obowiązkowo musi mijoter czyli dusić się powolutku), po czym zawiadamia go, że dzwonił kilkakrotnie nie znany mu osobiście minister prac publicznych, chcąc z nim PRYWATNIE porozmawiać. No to już wąchamy aferę. Polega ona na tym, że zawaliło się budowane przed laty z wielką pompą sanatorium dla dzieci, oczywiście o celach propagandowych, a śmierć poniosło w tej katastrofie 128 małych pacjentów. Naturalnie prowadzone jest śledztwo.
I oto do ministra zgłasza się pewien pracownik Politechniki, przynosząc raport Calame'a, zmarłego już renomowanego profesora tejże Politechniki, który przed budową sanatorium był proszony o ekspertyzę techniczną. Odniósł się do projektu nader krytycznie, co - bien sûr - nie przeszkodziło w budowie, zaś raport zatuszowano. Ten odnaleziony po latach raport w obecnej sytuacji to prawdziwa bomba. Minister zabrał raport do domu, po czym... raport zniknął. Teraz nieszczęsna ofiara manipulacji jest w kropce - nikt mu nie uwierzy w nagłe zniknięcie dokumentu, prasa i zacni koledzy rzucą się na niego jako kozła ofiarnego (nauczyłam się przy okazji, jak jest kozioł ofiarny po francusku) i jego kariera skończona. Jedyna nadzieja w Maigrecie i jego zdolnościach śledczych - czy odnajdzie tajemniczego złodzieja na czas?
Katastrofa sanatorium nie była jedyną. Czytam sobie, czytam, dochodzę do strony 62, gdzie Maigret rozmawia przez telefon ze swym przyjacielem z dawnych lat... i nagle jakieś bzdury plotą w tej rozmowie. Patrzę na numer kolejnej strony - 69! Katastrofa! Ukradli mi siedemnaście stron (jak siedemnaście mgnień wiosny)! Na szczęście z kolejnych udało się wydedukować, że w międzyczasie zaginął jedynie ten pracownik Politechniki, który dostarczył raport, i chyba niewiele więcej się zdarzyło :)
Wyd. Presses de la Cité Paris 1955, 220 stron
Z własnej półki (kupiona 8 kwietnia 1988 roku za 460 zł w antykwariacie)
Przeczytałam 26 marca 2013
Angliki zrobiły film. Francuzy też zrobiły, nawet dwa, ale nie dały na YT :)
NAJNOWSZE NABYTKI Przyszła przesyłka z allegro. Weszłam tam, żeby poszukać książeczki Coś niecoś o pewnej rodzince, o której czytałam u Lirael, a resztę dokupiłam oczywiście dla towarzystwa. I patrzcie państwo, co za pech. Oglądam tę węgierską Litość, zastanawiam się, dlaczego na grzbiecie są dwie gwiazdki, otwieram na stronie tytułowej... a tam jak byk TOM II. Nosz! Ciekawe, gdzie ja teraz pojedynczy tom I znajdę? Mało tego, ta książeczka Iljina Czarno na białym wydana przez Naszą Księgarnię to nie żadne przygody sympatycznego Wani, tylko... książka o książce... Pocieszyłam się popołudniu w bibliotece na Królewskiej, gdzie jakiś dobry człowiek wyłożył na stoliczku-nakryj-się kilka starych numerów miesięcznika KRAKÓW:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch... weź na ten przykład tych, co znają angielski (czyli siebie!) - mało to mają kryminałów do czytania?
UsuńAle motywacja do niemieckiego też dobra. Ja nie tracę nadziei, że kiedyś, któregoś dnia... zabiorę się na serio za niemieckie podręczniki :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa myślę, że powinnaś po prostu ZACZĄĆ, a nie myśleć, jak by to było, gdyby było!
UsuńNam na lektoracie z francuskiego pani zadała na pierwszych zajęciach przeczytać dwa rozdziały z Le fou de Bergerac (pamiętam, jak by to dziś było) i nie było zmiłuj się. I jakoś poszło i trzyma do dziś :)
Chętnie usiadłabym przy stoliczku-nakryj-się. Numery "Krakowa" aż proszą się o przejrzenie!
OdpowiedzUsuńToteż je przejrzałam w trybie pilnym :) I to i owo znalazłam. W tym comiesięczną rubrykę książkową z nowinkami. Nowinki to co prawda sprzed lat, ale mnie to nigdy nie przeszkadzało.
UsuńPrzeszkadza mi natomiast, że blogspot coś wymodził z wstawianiem linków do YT. Wstawiłam i NIE DA SIĘ sformatować tekstu poniżej - wszystko leci ciurkiem. Ech, żizń...