niedziela, 3 marca 2013

Krystyna Zbijewska - Z Muzami pod rękę


Wstałam z łoża boleści, by na świeżo opisać swe wrażenia po lekturze wspomnień Krystyny Zbijewskiej na temat kilkunastu znanych osób, z którymi w wyniku działań dziennikarskich dane jej było poznać, zaprzyjaźnić się, bywać w ich domach, a nawet zostać matką chrzestną wnuczki, jak to się stało w przypadku ukochanej wnuczki Sztaudyngera, Dorotki.
Łoże boleści przykuwa mnie od kilku dni do tego stopnia, że nawet czytać nie mogłam, ale reportażo-wspomnienia Zbijewskiej są tak fascynującą lekturą, że przemogły wszystko i oto udało się tę niezbyt obszerną książeczkę ukończyć. Co dla mnie - kochającej spacery po Krakowie śladami znanych ludzi - istotne, pełno tu szczegółów typu adresy mieszkań bohaterów, przyjdzie mi jeszcze nieraz z tego skorzystać :)

Króciutki życiorys Krystyny Zbijewskiej zamieszcza Wikipedia. Po lekturze Z Muzami pod rękę wiem już nieco więcej. Polonistykę zaczęła Zbijewska studiować jeszcze przed wojną (razem z Wojtyłą zdawali egzamin z gramatyki opisowej i oboje uzyskali ocenę dobrą), a po wojnie ciągle jako studentka trafiła do redakcji Dziennika Polskiego, na czele której stał Stanisław Witold Balicki. Tam zajmowała się Zbijewska jednym z dodatków - Dziennikiem Literackim, nawiązując i utrwalając kontakty z autorami, wybitnymi twórcami polskiej kultury. Szczególnie interesowała się teatrem. Wspomina, jak to z grupą gimnazjalistek ubranych jednakowo w granatowe spódniczki i białe bluzki maszerowała systematycznie do Teatru im. Słowackiego na kolejne przedstawienia Teatru Szkolnego Osterwy; a potem pogłębiała znajomość sztuki Melpomeny już w loży na I piętrze, jako że jej starsza siostra podjąwszy pracę w Izbie Skarbowej mogła korzystać wraz z rodziną z abonamentu tej firmy. Tak zaczynała się fascynacja teatrem, która w późniejszych latach przerodziła się w znajomość, a nawet przyjaźń z wieloma jego twórcami. Jednocześnie Zbijewska działała społecznie i trudno doprawdy się dziwić, że nigdy nie założyła rodziny, skoro tyle na siebie brała obowiązków.

Skąd Muzy w tytule?




Teatr, literatura i malarstwo - główne to dziedziny sztuki tutaj reprezentowane. Przyznam się, że ja na aktorstwo teatralne jestem jakoś mocno nieczuła. Nie potrafię zrozumieć tych zachwytów nad Solskim, Osterwą, Jaroszewską... może dlatego, że nigdy ich w akcji nie widziałam... toteż odwieczny zachwyt nad słynną rolą Wiarusa Solskiego pozostawia mnie dosyć sceptyczną...
Minutowa niema obecność na scenie, w czasie której stworzył i przez lat dziesiątki - jeszcze po drugiej wojnie - stwarzał na nowo wstrząsający obraz o olbrzymim ładunku treści emocjonalnych, społecznych, politycznych, patriotycznych...
Hm. Podziwiam tych, którzy tak głęboko potrafili odebrać ten epizod :)

Znalazłam tu anegdotę dotyczącą Lucjana Rydla, o której nigdy nie słyszałam. Opowiadała Zbijewskiej żona Stopki, że jej rodzice byli na premierze "Wesela" i ze swojej loży widzieli siedzącego na sali Rydla. Założył on nogę na nogę i tak trwał przez całe przedstawienie. Gdy przedstawienie się skończyło i po chwili ciszy rozbrzmiały oklaski i cała widownia podniosła się z krzeseł, Rydel zerwał się z impetem i - pękła kość założonej nogi. Ze złamaną kończyną wracał do domu autentyczny Pan Młody z teatralnego "Wesela"...
Taką opowieść przytoczyła Wicula Stopkowa, doskonale mi znana... z nie pamiętam jakiej książki :( Ktoś pomoże? Z tejże samej książki pamiętam anegdotę o tym, jak Stopka wybierał się na wysokie progi do ministerstwa. Małżonka upominała go po wielekroć, żeby pohamował swój krewki język, a w żadnym już razie nie używał popularnego słowa na k...
- To co mam mówić, żaba czy co?
- Mów żaba, byle nie k...

No i w gabinecie ministerialnym wszystko poszło dobrze, zbierał się już Stopka do wyjścia, gdy potknął się o dywan. Zmitygował się w ostatniej chwili:
- O, ... żaba!
Na co dygnitarz schylił się i zdumiony wykrzyknął:
- O k...! Skąd tu żaba?
Wspominam akurat o Stopce, bowiem Z Muzami pod rękę okraszone jest jego świetnymi karykaturami, jako że artysta przez szereg lat współpracował z Dziennikiem Polskim.
Oto jeden z przykładów:

Dotyczy postaci Jana Wiktora, pisarza związanego z Krakowem, ale w oczach szerokiej publiczności (no, nie za naszych czasów, dzisiaj już nikt go nie zna) reprezentującego Szczawnicę, gdzie wreszcie udało się wyleczyć jego suchoty, nabyte w materialnie ciężkich czasach studiów we Lwowie. To na drzwiach pracowni Wiktora przy ul. Kanoniczej wisiało groźne hasło:
Kto mnie odwiedza, czyni mi wielki zaszczyt, kto mnie zapracowanego omija, sprawia mi dużą przyjemność.
Zbijewska nie pisze jedynie panegiryków, nie omija spraw trudnych, toteż i tu znalazła się wzmianka o tym, jak w ostatnich latach życia Wiktor zapadł wręcz na manię prześladowczą, chorobliwe rozżalenie, że się go nie docenia i nie publikuje. Pamiętam, że już gdzieś o tym czytałam, więc tylko się potwierdziło. Swego czasu kupiłam na allegro jedną jego powieść, ale chyba mogłam lepiej trafić - jest to Papież i buntownik, może lepiej byłoby zabrać się za Orkę na ugorze, najbardziej znaną z jego książek?


W pracy mam zachomikowany cały szereg książek, które kiedyś tam w jakichś okolicznościach stały się moją własnością, ale nie przyniosłam ich do domu (głównie z braku miejsca). I teraz sobie przypominam, że są wśród nich wspomnienia Marii Kasprowiczowej, muszę koniecznie do nich zajrzeć.


I jeszcze smutny epilog. Pamiętałam, że kiedyś tam na Cmentarzu Salwatorskim, tak często w tej książce wspominanym, podczas jednej z wypraw fotograficznych, znalazłam grób autorki. Poszperałam nieco w archiwum, oto i on:


Budynkowi Pałacu Prasy (siedzibie Dziennika Polskiego) i jego ludziom poświęcona jest książeczka Olgierda Jędrzejczyka Krążownik "Wielopole" - wkrótce o niej będzie.


Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza Kraków 1991, wyd.I, 195 stron
Z własnej półki (kupione 29 stycznia 2009 roku - w dwanaście dni po śmierci dziennikarki - za 3 zł w dziale antykwarycznym księgarni Zielonej Sowy przy pl. Wszystkich Świętych, dziś już nieistniejącej - jest tam cukiernia Michalskich)
Przeczytałam 3 marca 2013


Chciałabym się przyłączyć do marcowej Trójki e-pik, nawet już podmieniłam banerek, ale sama nie wiem, czy zdołam.
Bo propozycje na marzec są takie:
- powieść z wątkiem nieszczęśliwej miłości
- książka z listy BBC
- książka, której bohaterkami są kobiety (nie jedna, lecz kilka)
Niby nic trudnego, ale nic z mojej listy tu nie pasuje, a trochę się boję angażować w dodatkowe tytuły, żeby potem nie dotrzymać zobowiązania :) Mam na liście Kobietę i pawia Lawrence'a, ale pojęcia nie mam, o czym to jest i czy się nadaje. Zdjęłam z półki świeżo wypożyczoną Ptaszynę Kosztolanyi i zaczęłam czytać, idzie świetnie, ale też się nie podpina pod żaden temat :( Jedyny pewnik to Wielki Gatsby z listy BBC, przeglądając ją zdałam sobie sprawę, że chyba parę lat go nie czytałam, a to jeden z tych drobiazgów, do których uwielbiam wracać.

2 komentarze:

  1. O Wiculi Stopkowej pisała na pewno Marta Wyka w "Przypisach do życia".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja pamiętam coś starszego. No nic, kiedyś się wyjaśni, przez przypadek, jak zwykle :)

      Usuń