środa, 10 grudnia 2014

Fiodor Dostojewski - Młodzik

Ups... teraz dopiero widzę, że jeden z tomów postawiłam do góry nogami :)
Międliłam tego Dostojewskiego długo, za długo. W przerwach zapominałam, co było wcześniej :) Jak widać, lektura nie wywarła na mnie wstrząsającego wrażenia.

Na półce z Dostojewskim stoi jeszcze kilka do przeczytania, mam nadzieję, że będę bardziej usatysfakcjonowana:
Nawiasem mówiąc, cóż to za biała plama na Biesach, muszę spróbować to sczyścić.
A gdy już książkę z półki zdejmiemy, cóż to się ukaże naszym pięknym oczom? Drugi rząd, oczywiście :)

Regał z emeryckim tiwisetem:

Zdjęciami odwlekam moment przystąpienia do rzeczy... bo też mi się wcale przystąpić nie chce. Czuję się jak Natanna, która często narzeka, że brak jej weny do napisania notki. Tyle, że jak się już za nią weźmie, to porządnie, nakreśli, opisze, oceni... a ja cóż? Wrzucam jedynie (na ruszt) zarys tematu i znikam. Czasem się spotykam z zarzutem, że co to ma być. Chyba powinnam gdzieś na samej górze napisać TO NIE JEST BLOG Z RECENZJAMI, żeby było wiadomo, czego się spodziewać - a raczej, czego się nie spodziewać czyli porządnej, jak Bóg przykazał recenzji, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem :)

Tymczasem u mnie dowolność zupełna: albo napiszę coś, cokolwiek o książce - albo nie! Dziś właśnie mam chęć olać temat... więc tylko w dwóch zdaniach, O CZYM TO JEST.
W Młodziku pojawia się temat zagadki człowieka, nie nowy w twórczości Dostojewskiego. Główny bohater to młody człowiek, który ledwie ukończywszy szkoły postanawia wcielić w życie swą "ideę", wypracowaną przez kilka lat samotnego życia - w wyniku skomplikowanej sytuacji życiowej: nazywa się Dołgoruki po chłopie dworskim, ale tak naprawdę jest synem żony tego chłopa i pana - dziedzica - szlachcica. Wkrótce po urodzeniu zostaje oddany na wychowanie, potem do pensjonatu w Moskwie, gdzie jest sekowany jako nieprawy syn (zresztą z upodobaniem się tak przedstawia). Nie ma zamiaru iść na uniwersytet, ale przed rozpoczęciem wcielania w życie "idei" chce wyjaśnić wreszcie swe stosunki rodzinne i w tym celu jedzie do Petersburga, gdzie mieszka jego matka (którą wcześniej widział ledwie raz w życiu) i gdzie przebywa również ten prawdziwy ojciec. Powieść jest rodzajem spowiedzi młodzika z tych miesięcy pobytu w Petersburgu, nabrzmiałych wydarzeniami, a nacechowanych głównie usiłowaniami zrozumienia psychiki ojca. To jednocześnie próba naszkicowania charakterystyki rosyjskiej szlacheckiej duszy. Zaś sama "idea" to idea rotszyldowska - podporządkować sobie świat za pomocą pieniądza.

Chłopak jest egzaltowany, pozbawiony życiowego doświadczenia, za to z upodobaniem wszędzie wtryniający swój nos. Cała intryga kręci się wokół pewnego dokumentu - jest to list, w którym jedna z bohaterek powieści usiłuje ustalić warunki ubezwłasnowolnienia bogatego ojca - przechowywanego pewnym zrządzeniem losu właśnie przez młodzika, który chce za jego pomocą pokierować losami innych. Knowania wokół tego dokumentu wypełniają większość powieści, a młody bohater bezustannie informuje czytelnika, że oto za chwilę nastąpi opis katastrofy lub wielkiej tragedii. Istotnie wydarzenia mnożą się jak króliki, a cały świat zdaje się kręcić wokół tej sprawy. Szczęśliwi ludzie, którzy nie muszą myśleć o zarabianiu na kawałek chleba i mogą całą swą egzystencję poświęcić na intrygi, można powiedzieć. Ale problem w tym, że to ludzie jednak nieszczęśliwi! I tymi ich nieszczęściami wymęczyli mnie do imentu.
Chyba już do Młodzika nigdy nie zajrzę (choć - nigdy nie mów nigdy)...



Tomy pierwszy i drugi
Początek:
i koniec:

Tom trzeci
Początek:
i koniec:


Wyd. PIW Warszawa 1956, wyd.I, cz.1+2 - 379 stron, cz.3 - 239 stron
Tytuł oryginalny: Podrostok /Подросток
Przełożyli: Maria Bogdaniowa i Kazimierz Błeszyński
Z własnej półki
Przeczytałam 9 grudnia 2014 roku

Powieść została zekranizowana w 1983 roku jako 6-odcinkowy serial w reż. Jewgienija Taszkowa:

Matko Boska, kiedyż ja to obejrzę!?


WSPOMNIEŃ CZAR
Znów zajrzałam do starych kalendarzy, pod datę 10 grudnia.
W zeszłym roku był fatalny dla mnie dzień, okropna migrena, przez którą nawet nie poszłam do pracy, za to miałam wszystkie przynależne temu stanowi sensacje. Zapisałam, że wzięłam NA PRÓŻNO dwie Sumigry. To był chyba początek ich stosowania przeze mnie, neurolog zapisał mi pięćdziesiątki i one na mnie nie działały, dopiero kolejne setki dokonywały cudu. Dziś już mi się nie zdarza nie pójść do pracy z tego powodu, za to zauważyłam u siebie taką reakcję: Sumigra przesuwa mi atak migreny na następny dzień, więc idzie kolejna tabletka. A tabletki są na wagę złota, bo Pan Dochtór przepisuje mi ich jedynie 12 sztuk do kolejnej wizyty za 3-4 miesiące. Muszę się wspomagać wizytami "w rejonie" w celu wyżebrania recepty.

Dwa lata temu też była środa, jak dziś, do pracy na popołudnie, pojechałam więc rano do skarbówki płacić podatek, gdzie dowiedziałam się, że już nie trzeba w grudniu płacić podwójnie, jak było przez lata całe - wiecznie się robiło koszty w listopadzie, żeby tego podatku jak najmniej wyszło :)
W 2011 roku była sobota i odznaczyła się jedynie tym, że obejrzałam na fali nostalgii "Absolwenta" z Dustinem Hoffmanem.

Za to w 2010 dzień był pełen przygód. Po pracy byłam umówiona u przyjaciółki wynajmującej mieszkanie - po raz pierwszy w tym miejscu. Zaczęło się od tego, że rano obtarł mnie but, więc z pracy szłam już w różowych zamszowych kamaszkach (przechowywanych w służbowym biurku) zamiast w kozakach - a był śnieg i pośniegowe błotko. Gdy czekałam na zielone światło na przejściu przez Aleje Trzech Wieszczów, obok mnie stał facet palący papierosa. Co zrobił z tym petem, dowiedziałam się dopiero u koleżanki - otóż niosłam ciastka z cukierni owiązane sznureczkiem - po rozpakowaniu okazało się, że jest w nich popiół i sam pet - jakimś cudem ten papieros wślizgnął się między papier! Ale samo dotarcie na miejsce nie było łatwe. Okazało się, że nie zapisałam sobie numeru mieszkania - do domofonu - ale z jakiejś tam opowieści wiedziałam, który to balkon - na pierwszym piętrze. Rzucałam śniegiem, ale nic to nie dawało. Na dole był salon kosmetyczny - poszłam pożyczyć szczotkę na długim kiju - musiałam oczywiście opowiedzieć cała historię ku rozrywce obecnych pań - i wreszcie tą szczotką dostukałam się :)

Roku 2009 lepiej nie wspominać! O 15.45 (musiałam wyjść wcześniej z pracy) moja córka miała wizytę w Instytucie Psychoterapii gdzieś na obrzeżach miasta, w Nowej Hucie. Nienawidziłam tych jazd, które powtarzały się regularnie co tydzień i które nic nikomu nie dawały, ale nazywało się, że córka jest "pod opieką". Miałam z nią wtedy problemy - opuszczała szkołę nagminnie, a mnie groziło, że będę bulić jakieś kary wręcz! Boże, jak to dobrze, że WSZYSTKO mija!

Pozostał rok 2008: znowu środa, znowu wizyta w Skarbówce i na przystanku tramwajowym zauważona nowość w Krakowie - elektroniczna tablica wyświetlająca, ile czasu pozostało do przyjazdu tramwaju. Dziś to już standard, ale wtedy zapisałam - "całkiem jak w Wiedniu", gdzie zdaje się rok wcześniej byłam zachwycona takim wynalazkiem. Tego dnia byłam też na pierwszych zabiegach rehabilitacyjnych w życiu: polu magnetycznym i laserze. Tak się zaczęła starość :) oczywiście chodziło o kręgosłup, tyle że na zabiegi doczekałam się, gdy już mi przeszły dolegliwości na skutek jakichś cudownych medykamentów. Chodziłam, bo chodziłam, ale śmieszyły mnie panie, dopytujące się, "czy pomaga".



NAJNOWSZE NABYTKI
Przypadkiem zupełnym gdzieś w internetach trafiłam na informację, że wyszła nowa biografia księżnej Izabeli Czartoryskiej, szybciutko się za nią rozejrzałam, mam nadzieję, że będzie się dobrze czytać:

W Księgarni Akademickiej musiałam domówić, bo chwilowo wyszło:
Już czytam!
A to wzięłam przy okazji, materiały z sesji naukowej PAU:

Pod wpływem jednego z czytelników, wielce zafascynowanego Czechowem, sprężyłam się i wyszukałam na allegro brakujący mi czwarty tom Dzieł. Był bez obwoluty, ale ta się u mnie zachowała:
Teraz pytanie, czy uda mi się go upchnąć we właściwe miejsce...



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ następny film radziecki ze Stanisławem Lubszinem - TIEMA (Тема), reż. Gleb Panfiłow, 1979
To już 23-ci z jego udziałem, jaki oglądam. Co z tego, gdy zostało jeszcze czterdzieści! Prawie rok oglądania!
O dziwo, nie znalazłam na YT nic, co by się wiązało z tym filmem, więc daję wywiad z reżyserem:


Popularny dramaturg Kim Jesienin przyjeżdża do Suzdala z kochanką i przyjacielem, w poszukiwaniu tematu na kolejną sztukę. Przeżywa kryzys duchowy.

2/ kolejny film polski - SKARB, reż. Leonard Buczkowski, 1948
Na YT jest w całości, polecam seans:


Akcja filmu rozgrywa się w Warszawie, na tle odbudowującego się po wojnie miasta. Witek i Krysia są młodym małżeństwem. Nie mają gdzie mieszkać, więc wynajmują pokój u pani Malikowej. Mieszka tu już aktor radiowy Fredek Ziółko, kelnerka Basia i radca Sass-Gromowicz. Witek rysuje plan wymarzonego mieszkania, które ma z żoną otrzymać, i wpisuje słowo "skarb" w miejscu, gdzie będzie spać jego ukochana Krysia. Plan znajduje Fredek Ziółko. Sądzi, że w mieszkaniu Malikowej są ukryte skarby i rozpoczyna poszukiwania.

3/ film czeski JARA CIMRMAN ŚPI (Jára Cimrman ležící, spící), reż. Ladislav Smoljak, 1983
Na YT całość w oryginale:


Największym na świecie pisarzem, wynalazcą, malarzem, fizykiem, narciarzem i filozofem był czeski
geniusz Jára Cimrman. Możemy się o to spierać, możemy się z tym nie zgadzać, ale nic więcej
przeciw owym faktom zdziałać się nie da.

4/ film japoński JAK OJCIEC I SYN (Soshite chichi ni naru), reż. Hirokazu Koreeda, 2013
Na YT trailer:


Ryota dowiaduje się, że jego sześcioletni syn został zamieniony w szpitalu tuż po narodzinach. Mężczyzna musi wybrać między biologicznym dzieckiem a tym, które dotąd wychowywał. Nagroda Jury w Cannes za najlepszy film w zeszłym roku.

Poza tym w tym tygodniu lata Sputnik nad Krakowem. Z tej okazji może uda mi się coś dodatkowo obejrzeć. Może będzie to JA NIE WRACAM /JA NIE WIERNUS (Я не вернусь) Ilmara Raaga:

Ania – piękna i ambitna wychowanka domu dziecka jest kobietą sukcesu. Pisze doktorat, prowadzi na uczelni wykłady na temat twórczości Byrona, ma romans z profesorem. Jednak pewnego dnia jej życie zmienia się diametralnie. Przez kontakty z dawnym znajomym z domu dziecka zaczyna mieć problemy z policją i, aby uniknąć fałszywych oskarżeń, ukrywa się, udając bezdomną nastolatkę. Kostium nastolatki i znajomość z tak samo zdesperowaną, ale naprawdę miłą Kristiną modyfikuje charakter ucieczki Ani: kobieta ponownie przeżywa lata młodzieńcze, tworząc od nowa historię swojego życia.

albo SYN (Сын) Arsenija Gonczukowa:

Andriej mieszka ze swoją chorą matką, która cierpi na schizofrenię. Ich bliscy są zmęczeni walką z chorobą: ojciec dawno odszedł, ma nową rodzinę, z kolei siostra wyjechała i od kilku lat nie ma od niej żadnych wiadomości. Tylko uparty Andriej się nie poddaje – codziennie opiekuje się matką, załatwia dokumenty i zbiera pieniądze na wyjazd na leczenie do Niemiec. Jednak los jest wobec głównego bohatera bezlitosny – dzień przed planowanym wyjazdem matka umiera. Świat Andrieja wywraca się do góry nogami… Mężczyzna wyrusza więc w podróż – chce się spotkać z siostrą, spojrzeć w oczy ojcu, zrozumieć samego siebie... Syn to opowieść o skomplikowanych relacjach syna ze swoimi rodzicami i – co najważniejsze – z sobą samym. O relacjach, które będą przyczyną tragicznego zakończenia.



14 komentarzy:

  1. Jakoś mi się zdaje, że w kilku przypadkach dzieł, które dziś wspominasz pojawia się motyw rodzice- dzieci. U Dostojewskiego rozwinięty w kierunku: syn szuka swego ojca, bo tylko wtedy zrozumie lepiej siebie. Vonnegut, w 'Śniadaniu mistrzów' wspomniał, jak uzyskał kiedyś cenną radę od redaktora: Ksiązka jest dobra, jeśli w każdej chwili czytelnik ma świadomość, że bohater szuka ojca. Vonnegut jednak uważa, że bohater powienien być zawsze 'w poszukiwaniu matki'. Niewielki wybór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, ta koncepcja redaktora :) ale coś jest na rzeczy, bo uwielbiam przecież rodzinne historie. A już czy ojca czy matki szukają, to ganz egal :)

      Usuń
  2. Też muszę zakupić Izabelę Czartoryską.Uwielbiam czytać Twój blog.Zainspirowałaś mnie kilkoma lekturami.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, że ta Czartoryska będzie równie ciekawa, jak dawno dawno temu przeze mnie czytana "Pani na Puławach" Pauszer Klonowskiej.

      Usuń
  3. Migrenowcy wszystkich krajów łączcie się! Skąd ja znam te "akcje", na mnie chyba żadne tabletki nie działają, czasami uda mi się ból jakoś zagłuszyć, ale i tak czuję, że jest. A jak już przejdzie, to nie moge uwierzyć, że to naprwdę było i to jeszcze takie straszne.

    Tak czy siak, te wspominki to świetny pomysł, aż sama przejrzałam swoje notatki i ubawiłam się przy tym nieźle. Z perspektywy czasu wszystko wydaje się takie zabawne :)

    O Dostojewskim nawet nie zaczynam, internet nie pomieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta Sumigra to zbawienie! Nie dalej jak dziś rano obudziłam się z "globusem" (to rezultat wczorajszych emocji, kiedy to niespodziewanie kupiłyśmy z córką choinkę i co gorsza, taszczyłyśmy ją do domu), zażyłam seteczkę i jak nowa! Jak pomyślę, że tyle lat męczyłam się jak potępiona, to mi się słabo robi. Cały podręczny zestaw objawów miałam zawsze jak na zawołanie. W pracy obrzygana nawet ściana, gdy nie zdążyłam dolecieć do toalety.
      Ale masz rację - najlepsze jest samopoczucie na drugi dzień - czujesz się jak nowo narodzona, tryskasz wręcz energią, chce się żyć!

      Usuń
  4. O jak miło, że o mnie wspomniałaś....i to tak dobrze, aż za .....
    Mój blog też nie jest recenzyjny i już za chwilę zupełnie przestanie być......raczej tak quasi "opinijny".
    I nie narzekaj, bo piszesz ciekawie i obszernie, a Twoje zbiory zapierają dech w piersi...ten Dostojewski w jednym kolorze, w materiałowej oprawie....ech.
    A ten "Młodzik" to jak w brazylijskiej telenoweli...może na Dostojewskim się wzorowali....

    Dopiero teraz widzę, że to fajnie tak sobie notować.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię przeglądać te stare kalendarze i zawsze kupuję takie grubsze, gdzie na każdy dzień jest osobna strona. Kiedyś w większości kalendarzy sobota i niedziela miały po pół stroniczki, a jak wtedy żyłam intensywniej, właśnie w weekendy ciągle jakieś muzea, wystawy, wycieczki, spacery, kino - i brakowało mi miejsca na notowanie. Teraz już strona na każdy dzień to standard, tyle że ja rzadko wychodzę wtedy z domu :(

      Usuń
  5. Zatem z "Młodzikiem" sobie poczekam, zwłaszcza, że już Karamazowów międliłam wyjątkowo długo.
    Muszę sprawdzić , czy nad Toruń Sputnik nadleci w tym roku. Dwa lata temu wygrałam wejściówkę na seans inauguracyjny, ale w stolicy. Nie dalam rady dojechać ze względów czasowo-organizacyjnych.
    Wczora ma ospowata twarz po raz pierwszy miała kontakt z korundem i kwasem glikolowym -brzmi to jak z jakiegoś horroru! Obecnie żem nieco czerwona. Następne tortury za dwa tygodnie :)
    Saxony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, toś szczęśliwa :) ja mam Braci dopiero przed sobą :)

      Obejrzałam te dwa filmy, które sobie założyłam. "Syn" bardzo ciężki, a "Ja nie wracam" to klasyczny film drogi. Pamiętam jeszcze pierwszy film drogi, jak w życiu widziałam, w dzieciństwie w tiwiszu, uciekł mi teraz tytuł, ale bohater nazywał się Kovalsky i pędził przez Stany, a przeciwko niemu gromadziły się coraz większe siły policji... zrobił na mnie wtedy wielkie wrażenie i do dziś do tego typu filmów pozostał mi sentyment.

      "Nieco czerwona" ha ha. Już widzę to NIECO :) no nic, wpasujesz się w kolorystykę świąteczną :)

      Usuń
    2. Męczyło mnie, więc odnalazłam. "Znikający punkt"!

      Usuń
  6. jesteś idiotą (z małej litery)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dziękuję za ten wpis na temat "Młodzika" . Jestem wielbicielem Dostojewskiego od wielu lat. Często wracam do jego dzieł. Ostatnio dowiedziałem się o "Młodziku" i wziąłem się za czytanie. Mam dokładnie taki sam problem z tą książką i takie same odczucia. Chyba się poddam, bo nie mogę przez to przebrnąć i przede wszystkim wprowadza mnie w jakieś bardzo zły nastrój. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że nie ma co się męczyć 😉 a zwłaszcza dać się źle nastroić, do tego wystarczy to, co za oknem...
      Przez całe życie miałam takie poczucie, że jak coś zaczęte, to trzeba skończyć. Otóż wcale nie trzeba 😁
      Może kiedyś się wróci do lektury i wtedy pyknie?

      Usuń