piątek, 14 grudnia 2012

Jerzy Szczygieł - Nigdy cię nie opuszczę

Trzecia część cyklu Jerzego Szczygła, po Tarninie i Ziemi bez słońca.
Ziemia bez słońca zakończyła się tragedią w życiu Tadka i Jędrka Różańskich - zmarła ich, słabująca od dłuższego czasu, matka. Gdy chłopcy, zostawiwszy ją na wiejskim cmentarzyku, wrócili wreszcie do Puław, okazało się w dodatku, że ich dom już nie istnieje - została z niego jedna ściana z oczodołami wybitych okien. Na szczęście postanowił się nimi zaopiekować samotny sąsiad - ten doktor, za którym Tadek wcześniej nie przepadał.

Tak więc Nigdy cię nie opuszczę zaczyna się obrazem nowego życia, w wygodnej, przestronnej i słonecznej willi doktora, z zapewnionym wiktem i opieką. Wszystko wydaje się zmierzać ku lepszemu, gdy nadchodzi następny cios: doktor zostaje zabity w lesie podczas jakiegoś tajemniczego napadu (autor nie zagłębia się w temat), w willi pojawiają się jego dalecy krewni chcący przejąć majątek i chłopcy znów zostaliby bez dachu nad głową, gdyby nie jeden z milicjantów, który sprowadza ich na komendę, przydzielając pokoik, obiady i racje żywnościowe. Obaj jednak źle się tam czują i znów zaczyna się seria ucieczek, przeprowadzek, w końcu zamieszkują w piwnicy swego zburzonego domu. Pojawia się tam jakiś kuzyn matki, którego wcześniej nie znali, też bez mieszkania i proponuje budowę nowego domu na ich działce. Ma się tam znaleźć miejsce i dla nich. Tadek jednak odrzuca propozycję, nie chce być na niczyjej łasce.
Bracia wegetują w zatęchłej piwnicy ze szczurami do spółki, Tadek znów trudni się handlem. Zbliża się pierwszy dzień szkoły, Jędrek zostaje zapisany do pierwszej klasy, nauczycielka namawia także Tadka na kontynuację przerwanej za okupacji nauki, ale on ma inne plany: musi zapewnić utrzymanie sobie i bratu, poza tym siedzenie pół dnia w czterech ścianach klasy go nie pociąga. Myśli o wyjeździe na Zachód, słyszał, że tam przyjmują do milicji nawet takich jak on, czternastolatków.

Coraz częściej jednak powraca temat domu dziecka - Jędrek ma tam kolegów i często u nich bywa, chwaląc ich dostatnie życie. Sytuacja chłopców jest nieuregulowana i prędzej czy później władze zainteresują się nimi i umieszczą w sierocińcu na siłę. Tadek wzbrania się przed samą myślą o tym, ale postępujące kłopoty wychowawcze z Jędrkiem powoli skłaniają go do oddania brata. Malec jest zafascynowany łatwo dostępną w powojennym czasie bronią, amunicją i środkami wybuchowymi. W końcu rzeczywiście ląduje w domu dziecka, a Tadek zostaje sam. Jedynym pocieszeniem są dla niego rozmowy i spacery z Haliną, dziewczyną z Warszawy, która wraz z rodzicami schroniła się po powstaniu u ciotki w Puławach. Jednak i Halina któregoś dnia wyjeżdża, rodzice za wszelką cenę chcieli wrócić do stolicy, choć zrujnowanej.
Tadek ponownie jest kompletnie samotny. Nie ma tu już tego dojmującego fizycznego głodu, jak w dwóch pierwszych częściach cyklu, za to jest głód uczuć! Tadek ogromnie tęskni za Jędrkiem przebywającym z domem dziecka na kolonii nad morzem i gdy ponownie zjawia się kuzyn, tym razem akceptuje pomysł budowy domu, w którym on również zamieszka.
I wtedy zdarza się tragedia...

Trzy razy pada tytułowe zdanie: raz deklarację tę składa Tadek młodszemu bratu (po śmierci matki), potem mały Jędrek mówi to bratu po jakiejś sprzeczce między nimi, a na końcu to Halina przyrzeka Tadkowi, już po tragicznym wydarzeniu.
Przeczytałam 13 grudnia 2012.

Szłam przez Rynek wczoraj po pracy i dostałam Trybunę Ludu :) Młodzi ludzie grzali się przy koksownikach, a na telebimie leciały obrazy ze stanu wojennego.
A przez Rynek szłam, bo do Empiku po gazety:
A przede wszystkim do Księgarni Akademickiej, która dała mi cynk, że czeka na mnie zamówiona książka:
Świetna rzecz, wydana w 2005 roku przez Archiwum UJ, 1100 stron (!) relacji uniwersyteckich pracowników - od profesorów po woźnych - o ich losach w czasie II wojny światowej.
I tak to jeszcze przedwczoraj pisałam, że kupiłam ostatnie już w tym roku cracovianum - nie chwal dnia przed zachodem słońca, mówi mądre przysłowie.

W domu czekała jeszcze przesyłka z allegro. Będę czytać Zawadę w styczniu, a w żadnej bibliotece nie było Szukam pana Kalandra, więc kupiłam...
I chyba dobrze zrobiłam, bo rzecz zapowiada się ciekawie, przygodówka, ale o pracy w redakcji, o drukarni. Jakby mi wcześniej przyszło do głowy poszukać słowa kalander, to bym już kupując wiedziała, o czym to :) ale ja, nieuk jeden, myślałam, że to zwykłe nazwisko.

4 komentarze:

  1. Książkę czytałam bardzo dawno temu, choć do końca nie jestem pewna czy to na pewno ta. Czy któryś z chłopców nie traci wzroku? Tak jakoś mi się to kojarzy, może się jednak mylę. Jeśli to ta, to pamiętam, że się nad nią bardzo spłakałam.
    I troszkę zazdroszczę Ci tej Trybuny Ludu. U nas na wsi takich cudów "niet".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ta. W tekście notki wolałam nie pisać konkretnie o tej utracie wzroku, żeby nie spojlerować, gdyby ktoś tu przypadkiem trafił szukając info o książce PRZED czytaniem :)

      A co do Trybuny Ludu - wiesz, są zalety dużego miasta, są i wady :) Na pewno dużo się dzieje, ale ja z wiekiem coraz mniej z tego korzystam, wyciszyłam się. Nieraz się zastanawiałam, jak by to było, gdybym wylądowała gdzieś na wsi czy w małym miasteczku. Człowiek jest przekorny, więc przypuszczam, że brakowałoby mi wtedy tych wszystkich możliwości, jakie daje miasto. Ważne jest, że MOŻESZ, a czy w danym momencie CHCESZ, to już drugorzędne :)

      Ale najbardziej brakowałoby mi wielu bibliotek! Wiem, jak wygląda sytuacja w 15-tys. miasteczku, z którego się wywodzę. Masakra.

      Usuń
    2. Wieś ma swoje niewątpliwe zalety. Mieszkałam wcześniej w 30-tysięcznym miasteczku i rzeczywiście miałam tam troszkę większy dostęp do kultury. Trzy biblioteki także zapewniały mi stały dostęp do książek.
      Teraz trochę mi tego brak, ale spokój i cisza panująca w mojej okolicy i letnie chwile spędzane w ogródku rekompensują tamte braki. Czasem tylko chciałabym mieć większy dostęp do ważnych wydarzeń kulturalnych.
      A książkę miło wspominam i nie wiedziałam, że to jedna część cyklu.

      Usuń
    3. O, własna przestrzeń koło domu to niewątpliwie duży atut. Chciałoby się wyjść do ogrodu z kawą...

      Usuń