Druga to moja przymiarka do Antonowa dwojga imion: raz występuje jako Sergiusz (patrz tutaj), a raz jako Siergiej. Zapewniam jednak, że chodzi o tę samą osobę.
Książkę nabyłam za tradycyjną złotóweczkę na allegro, a gdy nadeszła, przekonałam się ze smutkiem (takim małym smuteczkiem), że to zbiór opowiadań. Preferuję większe formy, bo lubię się zaprzyjaźniać z bohaterami czytanych książek na dłużej... ale ostatnio przekonuję się i do opowiadań :)
Skan tyłu okładki:
I o samej książce:
Strona tytułowa:
I jej tył:
Oraz spis treści:
Wybór 10 opowiadań z całej twórczości Antonowa. Zgodnie z opisem na okładce, cóż dodać jeszcze. Może to, co podobało mi się najbardziej. Przywiązałam się do bohaterów dwóch opowiadań: Dziadunio i tytułowych Kolorowych kamyczków. Pierwsze to opowieść o tym, jak starzec żyjący samotnie nie chce przyjąć do wiadomości konieczności przeprowadzki (miejscowość ma zostać zalana). Ciagle czeka na odpowiedź od synów, którzy od lat już nie pojawiają się w rodzinnej wsi. Prokofij zwleka z wyprowadzką, choć po wsi zaczynają już krążyć plotki o tym, że winko hoduje, a synków nie umiał wyhodować. Rzeczywiście synowie nie dają znaku życia i w końcu stary opuszcza wieś i zostaje kolejarzem: cała robota to opuszczanie szlabanu na przejeździe i opowiadanie nowym kolegom, dlaczego przycina się winorośl. Któregoś dnia przy szlabanie zatrzymuje się samochód z kimś z kierownictwa. Okazuje się, że to syn starego, Kolka, który nie miał pojęcia, że ojciec jest teraz jego podwładnym. Na listy nie odpisywał, bo do niego nie dotarły. Chce zabrać ojca do siebie, ale już prezentu dla wnuka - starej bałałajki, na której sam grał w dzieciństwie - nie.
- Zabiorę ją innym razem... Niezręcznie mi jakoś, wiesz... W samochodzie są ludzie... A tu ta wstążka...
Staremu zdawało się, że do budki wszedł przypadkowo jakiś obcy, dobrze wygolony mężczyzna, obraził jego, bałałajkę, małego Kolkę i pobiegł z powrotem do samochodu.
Chodzi mi po głowie, że jest jakaś radziecka powieść, też traktująca o zalaniu wsi i losach jej mieszkańców. Może to ta z Matiorą w tytule?
(tak, to Pożegnanie z Matiorą Rasputina, znalazłam)
W Kolorowych kamyczkach mamy Grigorija Afanasjewicza, który już drugi rok z rzędu przyjeżdża do domu wypoczynkowego na Krymie. Był tu w gorące dni wojny, sam mało nie zginął, ale uratował życie małej 5-letniej dziewczynce Ninie, która straciła wówczas rodziców. I oto spotkał tę Ninę, już dorosłą, pracującą jako kelnerka w jadalni domu wypoczynkowego. Żywi do niej ojcowskie uczucia, namawia, by się dalej kształciła, motywuje do podjęcia studiów. Tymczasem w ośrodku pojawia się Pasza, typ: bożyszcze kobiet, hobby: zbieranie kolorowych kamyków (zabiera na ich poszukiwania kolejne dziewczęta, wymyślając dla kamyków nieistniejące nazwy). Nina traci głowę, nie ona jedna zresztą. Grigorij przed odjazdem zdobywa się na szczerą rozmowę z Paszą, chcąc mu wyperswadować podrywanie Niny.
I jeszcze Waza, piękny opis nagle rozkwitłej pod wpływem miłości skromnej i nie wierzącej we własne możliwości dziewczyny. Równie szybko Waria przekwitła, gdy zorientowała się, że była dla niego przelotną zabawką.
Kącik cytatów czyli rozwijamy się
Oto już drugi rok Waria pracuje w artystycznym artelu. Już drugi rok ozdabia drewniane łyżki starym chochłomskim wzorem, tak jak uczoną ją w zawodowej szkole w Siemionowie - pod trawkę. Inne malarki wolą malować drewniane wazy i podstawki, wymyślając coraz to nowe, przemyślne wzory. Waria nie bierze jednak roboty wyżej trzeciego stopnia. Boi się.
Cóż to te chochłomskie malunki?
Na stronie Mała Rosja wyjaśnienie: drewniane wyroby specjalną techniką zabarwione na złoto.
Było też jasne, że są całkiem różni. Nie rozumiał słowa "bolerko", a ona nie wiedziała, co to jest lejcuch.
Znaczy ona z miasta, a on ze wsi.
Niestety ja też nie wiem. A oryginału opowiadania "Waza", gdzie o lejcuchu mowa, znaleźć nie umiem. Z treści wynika, że pies na wsi zwija się na lejcuchu, ale przecież ŁAŃCUCH to za proste wytłumaczenie?
:)
Do kurenia Prokofija Nikiticza przyszła w dzień komisja. Kołchoźnicy już dawno gadali, że stanica zostanie objęta strefą zatopienia i trzeba będzie się przenieść na górę, ale Prokofij nie wierzył, że to rychło nastąpi. Zdawało mu się, że do tego czasu zemrze tam, gdzie się urodził.
A więc kureń. Wiejski drewniany dom. Czasem także jako kurna chata. Tutaj na rosyjskiej Wiki jako kozacki dom.
Przeczytałam 1 grudnia 2012 (kradnąc czas przeznaczony na pracę, ale nie mogłam przecież tak całej soboty zmarnować).
Stempel biblioteczny. Nie lubię mieć takich książek, bo ma się wrażenie, że ukradzione z biblioteki :) Z drugiej strony jest poczucie, że przeszły może przez wiele rąk, były czytane przez różne osoby...
Stempel niewyraźny, ale wyśledziłam w internecie, że chodzi o miejscowość Kaski. A oto piękny budynek biblioteki w Kaskach (zdjęcie z Wiki):
Tam to ongiś stała moja książka :)
Weszłam na stronę Księgarni Rosyjskiej internetowej, bo zorientowałam się, że nie posiadam Marininy przypadającej za 2 miesiące. A tu ZONK. Księgarnię likwidują :( Najpierw skasowali stacjonarną w Krakowie... a teraz to.
Za to jest wyprzedaż okolicznościowa, więc zanabyłam to i owo. A tej potrzebnej Marininy i tak nie było.
Za to każda kolejna powieść jest już 2-tomowa. Zauważyłam zresztą u niej tę tendencję do rozbudowywania wątków. Kryminał powoli stał się pretekstem do snucia opowieści psychologicznych.
A teraz wreszcie jestem WOLNYM CZŁOWIEKIEM, hura! Zrobiłam, co do mnie należało i w końcu mam dużo wolnego czasu dla siebie, jeszcze dzisiaj skończę kolejną ksiażkę. Jaka ulga.
Tylko teraz jeszcze obiad, ale to chwila moment :)
Chyba jednak lejcuch to łańcuch, po prostu. Proste rozwiązania są z reguły najlepsze.
OdpowiedzUsuńByć może rzeczywiście to jakaś nazwa gwarowa :)
UsuńKozacka Chata przypomniała mi "Cichy Don", na który nas kiedyś prowadzono do kina jak dzisiaj młodzież na Pokłosie.
OdpowiedzUsuńAle mnie się "Cichy Don" podobał, chociaż tylni część ciała bolała od 4 godzinnego siedzenia na twardych krzesłach.)
Toteż właśnie - mimo że film kupiłam już dawno temu - ciągle go jeszcze nie obejrzałam. A tyle osób się nim zachwyca!
UsuńMoże w styczniu...
To po prostu znakomita ekranizacja, chociaż podejrzewam dzisiaj już trochę anachroniczna. Nie czytałam natomiast całego Szołochowa - Cichy Don znam tylko z czytanych i to w dzieciństwie przedruków w maminej Przyjaciółce w latach wczesno 60 tych, a Przyjaciółki te czytałam zawsze jak byłam chora i leżałam w łóżku.)
UsuńPamiętam i "Przyjaciółkę" i "Kobietę i Życie" z tych kupowanych przez mamę. Tato miał osobny zestaw.. ech, wspomnienia...
Usuń