niedziela, 24 marca 2013

Jack Kerouac - W drodze


Powieść owiana w czasach mej młodości legendą i naturalnie niedostępna - w Polsce opublikowana dopiero w 2005 roku. Któż za moich czasów czytał Kerouaca w oryginale, poza anglistami? Skąd by go miał zresztą wziąć? To nie były czasy internetu, Allegro i innych Amazonów, w realu mieliśmy tylko księgarnie radzieckie.
No ale o Kerouacu slyszał, kto miał słyszeć. Ja sama z wypiekami na twarzy czytałam Historię literatury Stanów Zjednoczonychn w zarysie, wydaną w 1982 roku (nawiasem mówiąc pełną błędów, zajrzałam tam teraz, żeby sobie zrobić podkład, zahaczyłam o Wielkiego Gatsby'ego i zobaczyłam popodkreślane te pomyłki, na przykład, że pierwotnnie Gatsby nazywał się Stan Getz - zamiast James Gatz). Może też coś w Literaturze na Świecie było, poszukałabym, ale te półki są zastawione rowerem i tak to corpus sanus wygrywa z mens sana :)

W każdym razie Jack Kerouac był przedstawicielem Beat Generation czyli ruchu buntowników z lat 50-tych, odrzucających konsumpcyjny styl życia i dążących do "objawienia" poprzez alkohol i narkotyki.

/źródło: Wikipedia/
Zajawka z okładki:


Powieść czytałam z palcem na mapie, bo to zapis ciągłych wędrówek Sala Paradise, alter ego pisarza, po Stanach ze Wschodu czyli Nowego Jorku, w kórym Sal mieszkał z ciotką (bardzo sympatyczna postać, wiecznie wspomagająca siostrzeńca i nadsyłająca czeki w najcięższych chwilach) na Zachód czyli do San Francisco (Frisco) i Los Angeles i z powrotem na Wschód oraz ostatniej podróży do Meksyku.



Wędrówki te Sal podejmował regularnie na wiosnę:
Kiedy w Nowym Jorku zjawia się wiosna, nigdy nie mogę się oprzeć podszeptom ziemi przywiewanym znad rzeki od strony New Jersey i muszę jechać.
Jedne inicjował samotnie, by odwiedzić na Wschodzie swego wielkiego przyjaciela Deana Moriarty, inne razem z nim. Dean Moriarty to zwariowana postać, żyjąca we frenetycznym rozedrganiu, pragnąca uchwycić życie i wiedzieć, co to czas. Trzykrotnie żonaty, dwukrotnie rozwiedziony, z czwórką dzieci w różnych miastach Stanów, wiecznie napalony na dziewczyny i ciągle pożądający czegoś nowego - ten człowiek mnie na początku wkurzał, w środku książki uczynił obojętną, a w ostatniej ćwierci zafascynował i stało się... na końcu się rozpłakałam.
Biedny mały sukinsyn.
I rozgrzeszyłam powieść ze wszelkich jej dłużyzn, z tego niekończącego się opisu mijanych w drodze miasteczek i miast, zabieranych na stopa trampów, ekscytacji czy to jakimś widokiem czy oczami małego Murzyniątka, halucynacyjnych stanów po trawce. W którejś chwili dociera to do samego bohatera:
Uświadomiłem sobie, że zaczynam jeździć tam i z powrotem po miastach amerykańskich jak objazdowy sprzedawca - męczące podróże, kiepski towar, zgniła fasola na dnie mojego magicznego worka; nikt nic nie kupuje.
Ale rozumiem, jakim to mogło być objawieniem dla tysięcy młodych ludzi w ówczesnych Stanach, jeszcze przed hippisami. To nie tylko bunt przeciw zastanemu społeczeństwu, to także romantyka podróży w nieznane, przygody - do dziś obecna w naszej świadomości, póki jesteśmy młodzi, choćby w postaci fascynacji koleją transsyberyjską.

Sal pokonuje kilka tysięcy kilometrów stopem, autobusem, pociągiem towarowym, czasem zabierając się z biura podróży jako pasażer dorzucający się do benzyny (gdy jest przy forsie), czasem z takiegoż biura podróży odprowadzając czyjś samochód do domu. Czasem w środku podróży zapominał, kim jest i dokąd jedzie, jeśli w ogóle kiedykolwiek to wiedział:
Nie miałem pojęcia, kim jestem. Nie czułem strachu; po prostu byłem kimś innym, jakimś nieznajomym, a całe moje życie przypominało pasmo udręki, życie upiora.
Ci beatnicy idą przez życie tak, jak ono ich prowadzi. Nie zastanawiają się zbyt długo nad tym, jak jest ich droga.
Droga świętego chłopca, droga szaleńca, droga tęczy, droga błazna, każda droga. Jest to zresztą jakakolwiek droga dokądkolwiek dla kogokolwiek. Jaka dokąd kogo?
Deanowi wszystko jedno, gdzie mieszka - zawsze spod łóżka wystaje jego kufer, zawsze jest gotów ruszyć w drogę. Sal przynajmniej ma tę ciotkę-ostoję, ma swój Nowy Jork, do którego wraca na zimę, gdzie pisze swoją powieść, gdzie nadchodzą czeki rządowe (był w czasie wojny w marynarce, przypuszczam, że to jakieś renty dla weteranów?) - ale też gotów jest podążyć dalej za swoją gwiazdą.
Wszystko po to, by uniknąć wstawania rano, aby kroczyć dumnie chodnikami życia, odbijania zegarów, nie wpisać się w drobnomieszczańskie życie.

W trakcie czytania zastanawiałam się, jak bardzo zmieniły się czasy i może dziś taka piękna męska przyjaźń nie byłaby już możliwa - bo poczytana raczej za pedalstwo... i oto czytam, że Kerouac był biseksualny i łączyły go erotyczne więzi choćby z Ginsbergiem. Pewnie, że to jego sprawa, z kim spał, ale kolejne złudzenia rozwiane :(


Wyd. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2007, wyd.II, 406 stron
Tytuł oryginalny: On the Road
Tłumaczyła: Anna Kołyszko
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 23 marca 2013

Książka przeczytania w ramach wyzwania marcowej Trójki e-pik:

/książka z listy BBC/



NOWE KSIĄŻKI nr 3/2013
Prawie pod koniec miesiąca nabyłam Nowe Książki, ale lepiej późno niż wcale.

Poniżej daję fotoreportaż z jego (wybranej) zawartości:


















Naprawdę jest co czytać!

15 komentarzy:

  1. Będziesz mieć czytania, że ho, ho. !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyrabiam, no nie wyrabiam. Z marca zostało mi jeszcze PIĘĆ książek. A tu kolejne się pchają :)

      Usuń
  2. A u mnie "W drodze" ze współczesnej prozy światowej pokutuje na półce tak jak u Ciebie White :-) bo kiedyś usłyszałem opinię, że mimo że książka uchodzi za kultową to jakaś nuda :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo tak jest, to nudne przecież w kółko tak czytać: wyjechaliśmy z X., grzaliśmy przez 50 km do Y., Dean nawijał nieprzerwanie... Jak mówię, dopiero na ostatnich stu stronach jakoś mnie wciągnęło (albo było ciekawsze). Toteż czytałam chyba z pięć dni i z boku wisiało cały czas: W dordze Kerouaca (ziew) :)

      Usuń
  3. Brzmi nieźle. Trochę wolno :), ale nieźle.
    I Nowe książki zapowiadają się też super.

    Co jeszcze wzięłaś na tepetę w związku z trójką e-pik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki Gatsby jako opowieść o nieszczęśliwej miłości i Dziewczęta z Nowolipek o kilku kobietach.
      Właśnie patrzyłam u Sardegny na Twoje wybory :)))

      Usuń
  4. Klasyka widzę... Ciągnie wilka do lasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Dziewczęta były dla mnie kompletną nowością :)

      Usuń
  5. Dla mnie też by były, gdybym teraz po nie sięgnęła :) I pomyśleć, że jeszce niedawno nawet bym nie brała tego pod uwagę, a teraz... czemu nie?
    Coś się zmieniło w moim czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam :) zaczynam brać pod uwagę rzeczy, które kiedyś były mi najdoskonalej obojętne :)

      Usuń
  6. jak słyszę kino drogi, literatura drogi, to od razu mnie telepie. Nie mam złych doświadczeń, po prostu niezrozumiale nie lubię. Może się na nim przemogę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, a ja pamiętam z wczesnej młodości z TV taki film ZNIKAJĄCY PUNKT. Kult z tamtych czasów :)

      Usuń
  7. "Powieść owiana w czasach mej młodości legendą i naturalnie niedostępna - w Polsce opublikowana dopiero w 2005 roku."

    "W drodze" po raz pierwszy w Polsce wydał PIW w 1993 r., zresztą z o wiele ciekawszą okładką i z posłowiem nieodżałowanej p. Kołyszko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to cenna informacja. Ja oparłam się na info ze stopki W.A.B., gdzie napisano, że to drugie wydanie i podano 2005 rok. Czyli łżą jak psy!

      Swoją drogą Marlow wspomniał o posiadaniu egzemplarza wydanego w serii Współczesnej Prozy Światowej czyli to właśnie byłoby PIW-owskie wydanie.

      Co nie zmienia faktu, że w czasach mojej młodości powieść była niedostępna - to wcześniejsze lata :)

      Usuń