wtorek, 30 kwietnia 2013
William Golding - Władca much
Tak, wiem, arcydzieło i w ogóle. Ale totalna depresja. Powieść tak przygnębiająca swoją wymową, że aż strach. A przecież tacy właśnie jesteśmy, anni na jotę inni!
Dwadzieścia pięć lat cierpliwie czekał Władca much na półce i... mógł czekać dalej, nie chciałam wcale tego potwierdzenia, że człowiek to bestia i w żaden sposób nie jest w stanie dojść z innymi do porozumienia, ja wolę słodkie złudzenia!
Golding jest laureatem nagrody Nobla, ale tego jeszcze nie było wiadomo, gdy Władca much wychodził po raz pierwszy w Polsce:
Noblistą został w 30 lat po debiucie powieściowym, którym była właśnie ta powieść. Pozwoliła mu ona na rezygnację z pracy nauczyciela w szkole podstawowej, z której utrzymywał rodzinę. Nawiasem mówiąc, autor wykorzystał doświadczenia z tej właśnie szkoły, gdzie dzielił uczniów na dwie grupy i poddawał im temat do dyskusji - zauważył przy tym, że jeśli nie było moderatora, dyskusja przeradzała się w bitkę. Pierwotny tytuł powieści brzmiał inaczej (Strangers from Within), dopiero wydawca zasugerował Władcę much, w nawiązaniu do Belzebuba - ale o tym wszystkim powiedział mi dopiero internet. Baal-Zevuv – pan much, określenie Szatana.
Cały zarys historii powyżej. Mogłabym tu wdać się w szczegółowy opis, kto, co i jak, rozłożyć na czynniki pierwsze główne postaci i konflikty, ale... ale ktoś to już za mnie zrobił na Wikipedii, a poza tym - naprawdę chcę chyba jak najszybciej o tym koszmarze zapomnieć. Co świadczy dobitnie o tym - jaka to dobra książka, jak świetnie napisana :) Z tego względu mogę ją polecić z czystym sumieniem - ale gdy ktoś szuka w literaturze odtrutki na nieciekawą codzienność, lepiej niech do niej nie zagląda. Rajskie miejsce na ziemi w konfrontacji z piekielną naturą człowieka, odbierającą wszelką nadzieję.
Zgodnie z nową świecką tradycją początek i koniec:
Inne pozycje, które ukazały się w serii NIKE w 1967 roku:
Ten Teatr Somerseta Maughama mnie nęci, lubię czytać sztuki teatralne, tylko mi rzadko w ręce wpadają.
Wyd. Czytelnik Warszawa 1967, wyd.I, 299 stron
Tytuł oryginalny: Lord of the Flies
Tłumaczył: Wacław Niepokólczycki
Z własnej półki (kupiona 22 marca 1987 za 300 zł na tzw. Giełdzie czyli placu z tandetą na Grzegórzkach, gdzie w ciężkich książkowych czasach funkcjonował czarny rynek)
Przeczytałam 29 kwietnia 2013
NAJNOWSZE NABYTKI
Skusiłam się na tego Kawierina głównie po tytule...
... tymczasem okazuje się, że to nie powieść, tylko wspominki literackie (tytułowym zwrotem posługiwał się Gorki). Allegro, 4 zł.
PLAN NA MAJ 2013
1/ REPORTAŻ: Jarosław Iwaszkiewicz - Książka o Sycylii
2/ LITERATURA WŁOSKA: Italo Svevo - Jedno życie
3/ CRACOVIANA: Andrzej Klominek - Życie w "Przekroju"
4/ SERIA KIK: Marcello Venturi - Ostatni żaglowiec
5/ LITERATURA POLSKA: Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie
6/ Projekt SIMENON: Georges Simenon - Un échec de Maigret
7/ Seria NIKE: John Steinbeck - Pastwiska niebieskie
8/ Projekt MARININA: Aleksandra Marinina - Swietłyj lik smierti
Zapomniałam dołożyć książkę dla dzieci/młodzieży. Tym razem będzie to cykl Cezarego Leżeńskiego o bliźniakach Jarku i Marku - i to w pierwszej kolejności, bo 8-go maja muszę zwrócić do biblioteki.
No. To szkielet już mamy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Władcę much czytałem już dawno temu ale pamiętam też byłem pod wrażeniem, potem jeszcze parę razy spotykałem się z Goldingiem ale to już nie było to.
OdpowiedzUsuńA ja nic innego Goldinga nie znam, choć sporo tego wyszło u nas, z tego co widzę na Wikipedii.
UsuńBardzo chcę przeczytać, gdyż lubię prawdziwe i mocne powieści. Nie staram się wyrzucać ich z pamięci, bo wówczas ich czytanie byłoby dla mnie bezcelowe.
OdpowiedzUsuńJest w tym jakaś racja :) ale ja lubię czytać dla samego czytania TEŻ :)
UsuńJak na razie kiedyś przypadkiem liznęłam trochę kadrów filmowych kończących film, które wiały grozą. Było bojno. Ciekawe czy książka też by mnie tak straszyła.)
OdpowiedzUsuńNo więc ja czytając miałam te straszne obrazy przed oczami, bardzo plastycznie. A filmu chyba nie oglądałam nigdy.
UsuńNakręcono dwie adaptacje. W 1963 i 1990 r. Ta druga jest u nas bardziej znana (pojawia się regularnie na kanale MGM), ale pierwsza jest podobno lepsza (choć czarno-biała). Dziękuję za polecenie książki. Niedługo się do niej zabiorę, choć również nie przepadam za dołującymi lekturami :(
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZastanawiam się, czy ja jednak kiedyś dawno temu którejś z nich nie widziałam, skoro tak bardzo miałam przed oczami straszne sceny z wyspy... i ta świńska głowa i ten frenetyczny taniec kończący się morderstwem...
UsuńMiałem podobne odczucia dotyczące "Władcy much". Pomimo, że dobrze napisana, nie spodobała mi się. Lubię oderwać się od rzeczywistości i aby to nie bolało, natomiast Golding przypomina nam jacy jesteśmy i to nie jest miłe wyobrażenie.
OdpowiedzUsuńTak, stanowczo wolimy to lepsze wyobrażenie o sobie :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOn sam nie wyjaśnia, dopiero ktoś mądry na wiki mię objaśnił :)
UsuńJa sobie skromnie myślę, że jako nauczyciel szkolny dzieci raczej lubił (no kto inaczej wybrałby ten zawód - bodajbyś cudze dzieci uczył etc.), tylko też znał je i zdawał sobie sprawę, do czego są zdolne. Zastanawia mnie, dlaczego nnie ma wśród nich dziewczynek - no, może po prostu ewakuowano męską szkołę?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziewczynki mogłyby wnieść element łagodności i porządku :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAnka (która ma czytanki) zwróciła mi kiedyś uwagę na związki "Władcy much" i "Orkanu na Jamajce". Rzeczywiście nie da się ich dostrzec, i mimo że książka Goldinga bardziej pochłania czytelnika, to jednak fakt, że nie jest tak oryginalna to się wydawało sprawia, że wrażanie jakby było ciut mniejsze.
OdpowiedzUsuńJa tego Faulknera nie czytałam, więc trudno mi się wypowiadać. Ale kwestia wtórności czy wręcz plagiatu w literaturze to bardzo obszerny temat :) Moim zdaniem pisarz ma prawo pociągnąć na swój sposób coś, co było już rozpatrywane przez innego twórcę... o wyniku przesądzą czytelnicy :)
OdpowiedzUsuń"Władca much" na pewno nie jest plagiatem a i zarzut wtórności też by się nie utrzymał, powiedziałbym raczej, że był inspirowany :-)
OdpowiedzUsuńPS. Nie masz czego żałować, że nie czytałaś więcej Goldinga miał przebłyski np. w "Trylogii morskiej" ale bez szału. Nic nie straciłaś.
Czuję się rozgrzeszona, tym bardziej że i tak nic więcej Goldinga w domu nie mam :)
UsuńOhoho, czytałam "Władcę much", ale jakoś mnie nie zgnębił. Bardzo dobra książka. "Orkan na Jamajce" też niezły, ale nie ma tej siły wyrazu.
OdpowiedzUsuńAle ja nie o tym tak naprawdę chciałam, bo chciałam się zapytać, co to jest, to o Przekroju?
Ja też :)
UsuńAndzrej Klominek był zdaje się sekretarzem redakcji i napisał swoje wspomnienia, na pewno będzie o czym czytać, kiedyś już to kartkowałam wyrywkowo.
UsuńRzecz wyszła w 1995 roku, więc to żadna nowość :)
UsuńDonoszę, że pod wpływem Twojej notki właśnie zaopatrzyłam się w "Życie w przekroju". :) Już te rysuneczki na okładce wyglądają obłędnie. Chyba będę musiała sobie reglamentować wejścia na Twojego bloga, bo to się zwykle kończy zakupowym szałem. :)
UsuńW Biblionetce wyczytałam, że "Teatr" Maughama to powieść. Nieźle się zapowiada.
:)
UsuńNa pewno będziesz zadowolona, lektura się szykuje pierwszorzędna!
A co do Maughama - no jak mogłam nie pomyśleć, że przecież sztuki teatralnej w serii NIKE nie opublikowali :)
"Przekrój" to miłe wspomnienie mojego dzieciństwa. Babcia i mama zaczytywały się, było też rytualne wspólne rozwiązywanie krzyżówki. :) Tak mi się właśnie wydaje, że ta książka może być hitem. Dzięki Tobie mam już parę niezłych skarbów. :)
UsuńI wzajemnie :)
Usuń