sobota, 6 kwietnia 2013
Leszek Mazan - Kraków na słodko
Na fali lektury książki Miry Michałowskiej sięgnęłam po Mazana. Mazan jaki jest - każdy widzi: bałamut z niego i lubi pleść różne banialuki, byle chwały ukochanemu Krakowowi dodać i przyczynić, jako pierwszorzędny krakauer.
Takimi też banialukami wypełnił dziury w swej historii fabryki A. Piasecki SA, bowiem jest to kolejna rzecz napisana niejako na zamówienie, z okazji stulecia firmy, która od czasów powojennych funkcjonuje jako Wawel. Przy czym od razu się zastrzegam, żeby nie było nieporozumień: lektura to lekka, łatwa i przyjemna. Mazan snuje swoją historię czekolady w Krakowie poczynając od sławetnego spławienia stolicy do Warszawy w 1596 roku, po pożarze Wawelu, kiedy to dwórka królowej Urszula Meyerin podaje swej pani garnuszek z konfiturami ocalałymi z rabunku spiżarni podczas zamieszania wywołanego pożarem :) Sam Zygmunt III nie zaznał zbyt wielu słodyczy w swoim ciężkim dzieciństwie spędzonym, jak to zapewne pamiętamy, w szwedzkim więzieniu, ale małżonka jego opowiadała, że niegdyś na wiedeńskim dworze kosztowała cudownego napoju, zwanego czekoladą. Może w Warszawie będzie jej bliżej?
Jan III Sobieski był już mocno rozsmakowany w wonnym napitku, ponoć afrodyzjaku i często zamykał się z Marysieńką w komnacie po degustacji :) Zaś Stanisław Poniatowski zostawił na nakastliku w sypialni na Wawelu, gdzie zawitał w 1787 roku, tabliczkę czekolady, rzecz nigdy tu wcześniej nie widzianą. Taka tabliczka służyła do zestrugania, wióry wrzucane były do garnuszka i zamieniały się w aromatyczny napój - w innej postacie wówczas czekolady nie używano. Ta właśnie pozostawiona przez króla, zapewne w pośpiechu odjazdu, tabliczka czekolady jest eksponatem nr 5879 w Muzeum Collegium Maius.
Filiżankę czekolady wypijał codziennie przybyły do Krakowa w 1790 roku Goethe, zamieszkały w pensjonacie "Pod jeleniem" w Rynku Głównym. Ale już dwadzieścia lat wcześniej powstaje pierwsza w Krakowie kawiarnia, założona przez Mariannę Sendrakowską, w której, zgodnie z najlepszymi wzorami, blaszane łyżeczki przymocowane były do stołów metalowymi łańcuszkami - kłania się "Miś".
Po tym godnym i historycznym wstępie przenosimy się do Bieganowa, nota bene gdzieś w moje rodzinne okolice, blisko rejowskich Nagłowic. Tam w 1873 roku urodził się syn rządcy majątku Morstinów, agronoma Antoniego Piaseckiego. Ponieważ przyszedł na świat w Wigilię, dostał imiona Adam i po ojcu Antoni. Ochrzczony został kilka dni później w parafialnym kościele w Dzierzgowie. Rodzinny dworek po wojnie stał się, ówczesną koleją rzeczy, siedzibą ośrodka zdrowia, potem spółdzielni rolniczej i domu starców, aż po przemianie ustrojowej przeszedł w ręce prywatne i został pieczołowicie odrestaurowany. Ojciec wcześnie odumarł małego Adama i jako 12-letni młodzian został on umieszczony na praktyce w cukierni pana Mullerowicza w Kielcach. Praca nie była lekka, na nogach od świtu do późnej nocy, ale Adam Piasecki rozkochał się w słodkich klimatach, a po śmierci pryncypała przeniósł się do Warszawy, gdzie przez sześć kolejnych lat terminował w firmach cukierniczych. Na zawsze zapamiętał zmęczenie, jakie mu wówczas towarzyszyło i gdy sam stał się pryncypałem, zasłynął z umiejętności godzenia ostrej dyscypliny pracy z ludzkim stosunkiem do podwładnych.
Po zdaniu egzaminu czeladniczego w 1893 roku Adam Piasecki przenosi się do Krakowa, zatrudnia jako cukiernik, a w wieku 25 lat podejmuje wielkie ryzyko: otwiera własną cukiernię przy ul. Długiej 20. Ponieważ naczelną zasadą była doskonała jakość surowców, sklep zyskał szybko świetną renomę i już w 1901 roku został przeniesiony do większego lokalu przy Długiej 10. Tam stanęła pierwsza maszyna, co upoważniało według norm austriackich do używania dumnego tytułu "fabryki". Zresztą prawdziwa fabryka też wkrótce powstała, przy ul. Szlak, a także sklep firmowy w nader prestiżowym miejscu, bo przy linii A-B, w dawnym Hotelu Drezdeńskim.
Przysmaki z firmy A. Piasecki zyskiwały coraz większą popularność i sprzedawane były w całej Polsce. Któż wówczas nie znał etykiet czekolad z krakowskimi motywami, rozmaitych karmelków, kukułek, homarków, raczków? Nawiasem mówiąc, karmelki w pełni zmechanizowanym obecnym zakładzie w Dobczycach jako jedyne są jeszcze produkowane ręcznie. Ale chyba najsłynniejszym wyrobem Piaseckiego stał się batonik Danusia, jak twierdzą jedni świadectwo jego zauroczenia jedną z pracownic, inni zaś sądzą, że chodziło o popularność powieści Krzyżacy Sienkiewicza i istniał kiedyś również batonik Zbyszko. Jak było, tak było, w każdym razie Danusia święci triumfy do dziś. Pomieszczenia fabryczne przy Szlaku już nie wystarczały i Piasecki zakupił i przystosował budynki przy ul. Wrocławskiej, niegdyś wzniesione dla browaru Goetza-Okocimskiego.
O dalszym dziejach zarówno samej fabryki jak i jej twórcy i właściciela proponuję poczytać samemu :) choć nie będzie z tym łatwo: książki nie ma w sprzedaży. Ja trafiłam na egzemplarz w bibliotece, ale być może ktoś go po prostu podarował. Na stronie wydawcy (który z uporem godnym lepszej sprawy we wszystkich kolejnych publikacjach twierdzi, że mieści się przy ul. Sereno Fenn'a - moim zdaniem Sereno Fenna, ale może się mylę?) figuruje jako wyczerpana. Chętnie bym się w nią zaopatrzyła na własność, bo jest bardzo bogato ilustrowana. Przypuszczam, że większość nakładu zagarnęły zakłady Wawel, skoro to panegiryk na ich cześć :) właśnie wpadłam na pomysł, że się z nimi skontaktuję, może uda mi się coś wyżebrać :)
Wyd. Anabasis Kraków 2010, 144 strony
Z biblioteki na Królewskiej
Przeczytałam 5 kwietnia 2013.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zachwyciła mnie prezentowana tu książka. Jakie piękne wydanie! I treść "słodka".
OdpowiedzUsuńJeśli Wawel odpowie w sprawie książki poproszę o info. Sama byłabym zainteresowana.
Dużych nadziei nie mam, ale nigdy nie wiadomo :)
UsuńNa pewno wielkim atutem książki-albumu są właśnie ilustracje, m.in. cała masa kartek i etykiet ze zbiorów państwa Sosenków.
Bardzo, bardzo lubię takie książki, a tu nakład wyczerpany. Za to dowiedziałam się o zupełnie nowym wydawnictwie:)
OdpowiedzUsuńA może kiedyś jakieś wznowienie?
UsuńKsiążka rzeczywiście bardzo smaczna :) A kupić ją można (przynajmniej jeszcze niedawno można było) właśnie w sklepie firmowym przy krakowskim Rynku.
UsuńW "Wawelu" powiedziano mi, że dostanę ją na... Wawelu, w tamtejszej kawiarni. I rzeczywiście była!
UsuńW razie szklanego blatu w kuchni, świetnie nadaje się na podkładkę pod mysz komputerową. Polecam
OdpowiedzUsuń