poniedziałek, 5 maja 2014

Natalia Dawydowa - Miłość inżyniera Izotowa

Miłości mi się zachciało. No, w literaturze, oczywiście, bo w życiu to wiecie, my z Felicjanem... to sobie człowiek chociaż poczyta. Zgarnęłam więc z półki jeden z ostatnich nabytków.
O, z tej półki:
Na tym regale:
On tak koło łóżka stoi i cały czas mnie kusi rosyjską (a właściwie radziecką) literaturą. Bez przerwy bym ją tylko czytała. A tu trzeba jakiś płodozmian przecież. Więc gdy skończyłam Miłość inżyniera Izotowa, sięgnęłam po powieść włoską, ale o tym następnym razem. Dziś - miłość.
Już czytałam jedną powieść Dawydowej - Nikt nigdy - ale ta mnie dopiero zachwyciła. Pięknie zarysowane rodzące się i zamierające uczucie na wszechobecnym tle życia zawodowego. Bo parę bohaterów łączy również praca w naftownictwie, Aleksy wdraża nowy projekt w rafinerii ropy, a Tasia robi dysertację w Instytucie Naukowym. Brzmi to może jak opis jakiegoś produkcyjniaka... ale zapewniam Was, że daj nam Boże takie produkcyjniaki :) to po prostu zapis z życia takim, jakie ono naprawdę jest: składają się na nie zarówno stosunki towarzyskie, rodzinne, jak i zawodowe. W wypadku Aleksego praca jest pasją, której poświęca dnie i noce - i ja to jestem w stanie zrozumieć. Mało tego - nie wyobrażam sobie innego podejścia... praca, która jest tylko dodatkiem do "prawdziwego" życia, to jakieś nieporozumienie. Nie rozumiem ludzi, którzy idą codziennie rano odwalić swoje osiem godzin... a raczej im współczuję, że tak im się nie poszczęściło, nie mogą z pracy czerpać satysfakcji. Inna sprawa, że mnie się udało znaleźć sobie miejsce, w którym czuję się potrzebna i zrealizowana... ale różne mam za sobą przejścia i właściwie zawsze umiałam wyszukać to coś, co pociąga, co powoduje, że rano w tramwaju myśli się z przyjemnością o tym, co będzie w ciągu dnia.

Więc praca, a na jej tle miłość. Ponieważ Aleksy dostaje propozycję wyjazdu z Moskwy do miasta gdzieś w Azji, gdzie ma udoskonalić system otrzymywania benzyny z mniejszej ilości surowca, akcja powieści przenosi się w te odległe rejony:
W swoim koczowniczym życiu Aleksy przywykł do takich miast i polubił je. Miasta te powstały w dobie pierwszych pięciolatek, a zabudowywały się na dobre już po Wojnie Narodowej. Wyrastały przy większych fabrykach i kombinatach, na miejscu jakiejś wioski, sioła, maleńkiego miasteczka, nieraz na zupełnym pustkowiu.
Rosło miasto nowoczesne, mówiono o nim: miasto socjalistyczne. Proste, szerokie aleje, place i parki obsadzone młodymi drzewami, które nie dawały cienia.
Surowa, funkcjonalna architektura, jednolity plan budowy. Powstał określony styl domów trzypiętrowych, z jasnym oblicowaniem i skwerem na podwórzu.
Ulicami szedł trolejbus, a tramwaj kursował tylko z miasta do fabryki i na przedmieścia. Zresztą to przedmieście nie było typowym przedmieściem - nie było tam drewnianych domków, wąskich uliczek i ślepych zaułków tonących w kałużach i błocku. Na przedmieściach stały nowoczesne domy, wykończone lub nie wykończone, i potężne żurawie budowlane. Kałuże i błocko były tylko tam, gdzie nie położono asfaltu.


Takie opisy budzą we mnie jakieś tęsknoty. Mówcie co chcecie, ale olbrzymim ludzkim wysiłkiem dokonano gigantycznego kroku naprzód. Pewnie, wszystko to było kolosem na glinianych nogach i rozpadło się w momencie przełomu, a dzisiaj - sądząc przynajmniej z rosyjskiego kina - te wszystkie budowane wówczas z takim entuzjazmem nowe domy stały się slumsami, zamieszkałymi przez rozpite, zubożałe do granic nędzy społeczeństwo, zaś fabryki pozostają w ruinie, strasząc zardzewiałymi konstrukcjami... a jednak żal, że się nie udało (wiem, że z ekonomicznego punktu widzenia nie mogło się udać), że piękne idee nie wystarczyły, by zbudować państwo dobrobytu. Nie pochodzę z tamtych czasów, a jednak, gdy oglądam zdjęcia moich rodziców z czasów ich młodości, pochody pierwszomajowe, gdy czasem zerknę na kroniki filmowe z tamtych lat, gdy posłucham głosu Andrzeja Łapickiego entuzjazmującego się budową Nowej Huty - to czegoś mi żal...

Takie oto refleksje wzbudziła we mnie książka o miłości :) i pozostała niezaspokojona ciekawość dalszych losów Aleksego i Tasi. Koniec co prawda daje nadzieję na ich dalsze wspólne życie, ale jak też ono się potoczy. Można wybaczyć, ale niełatwo jest zapomnieć o zdradzie zaufania.
Tu można przeczytać powieść w oryginale. Mało tego, są jeszcze inne, a ponieważ nie były tłumaczone na język polski (poza Całe życie i jeszcze dwie godziny), kusi mnie, by spróbować :)

A tu zapowiedź innej radzieckiej prozy. Nie mam, niestety, ale może kiedyś się trafi, tak jak to było z Miłością inżyniera Izotowa, nie przypuszczałam, że tak szybko ją znajdę na allegro, gdy czytałam o niej na okładce Nikt nigdy.

Początek:
i koniec:

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1961, wyd.I, 258 stron
Tytuł oryginalny: Lubow inżyniera Izotowa /Любовь инженера Изотова
Tłumaczyła: Ewa Dmowska
W własnej półki (kupione na allegro 2 kwietnia 2014 za 5 zł)
Przeczytałam 3 maja 2014


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film rosyjsko-francuski RASPUTIN (Raspoutine/Распутин), 2013, reż. Josée Dayan
Jest cały na YT po rosyjsku:

Fabularyzowana historia ostatnich lat życia Grigorija Jefimowicza Rasputina. Opowiada okres od około 1905 do 1916 roku gdy 30 grudnia (wg nowego stylu)został zamordowany przez spiskowców. Film zajmuje się głównie jego działalnością na dworze Romanowów i jego wpływem na rodzinę carską,która zmagała się z wieloma problemami, i które w końcu doprowadziły do jej upadku.

2/ film włoski WYWIAD (Intervista), 1987 reż. Federico Fellini
Na YT cały w oryginale:

Ten fikcyjny dokument w większości rozgrywa się we wnętrzach Studia nr 5 (słynne studio Felliniego Cinecitta) - tu właśnie przyjeżdża ekipa z japońskiej telewizji, aby zrobić wywiad z Fellinim, który rozpoczął właśnie zdjęcia do filmowej adaptacji "Ameryki" Franza Kafki. Włoski reżyser wstrzymuje jednak pracę, aby oprowadzić Japończyków po swoim studiu, czyli własnym mikroświecie wypełnionym postaciami, rekwizytami i symbolami z jego filmów. Studio nr 5 odwiedza również Marcello Mastroianni, ulubiony aktor Felliniego, przebrany w kostium Magika Mandrake'a. Jego przybycie przypomina twórcy o Anicie Ekberg, która partnerowała Mastroianniemu w głośnym "Słodkim życiu" - Fellini, wraz z aktorem i japońską ekipą, postanawia odwiedzić Anitę w jej domu i tam właśnie, na rozciągniętym płótnie, obejrzeć fragmenty "Słodkiego życia". Poruszający temat sztuki i rozliczenia z własną twórczością "Wywiad" to nie tylko obraz podsumowujący dorobek Federico Felliniego, ale też niezwykłe, finezyjne formalnie i przejmująco szczere dzieło, które doceniono m.in. w Cannes (decyzję o nagrodzie przyznano jednogłośnie) i na festiwalu w Moskwie.

3/ film czeski KUSICIELKI (Ženy v pokušení) 2010, reż. Jiří Vejdělek
Trailer:

Czterdziestoletnia Helena, uznana ekspertka w dziedzinie rozwiązywania problemów małżeńskich, pewnego dnia odkrywa, że znalazła się w sytuacji charakterystycznej dla swoich pacjentów. Jej dotychczas kochany i kochający mąż zostaje przyłapany in flagranti z młodszą kobietą. Helena bezradnie stoi na progu nowego etapu życia.

4/ film amerykański BLUE JASMINE, reż. Woody Allen, 2013
Na YT trailer:

Jasmine przywykła do wygodnej egzystencji u boku męża-biznesmena Hala. Do świata luksusowych rezydencji i limuzyn, kolacji w najdroższych restauracjach Nowego Jorku i zakupów w butikach topowych projektantów. Jednak kiedy Hal zostaje zatrzymany pod zarzutem malwersacji, a konta małżeństwa zablokowane, jej uporządkowane życie z dnia na dzień zmienia się nie do poznania. Żeby ukoić skołatane nerwy i uniknąć kłopotliwych spotkań ze znajomymi z nowojorskiej elity, Jasmine przenosi się do San Francisco, by tymczasowo zamieszkać u swojej siostry Ginger. Szybko popada w konflikt z Chilim, prostolinijnym narzeczonym siostry. Szukając mężczyzny dla siebie, postanawia przy okazji uszczęśliwić Ginger i znaleźć jej odpowiedniejszego partnera. Wkrótce siostra pozna rozrywkowego Ala, a o względy Jasmine zaczną zabiegać temperamentny lekarz i szarmancki dyplomata Dwight, zafascynowany jej urodą i arystokratycznym szykiem. Zawiłe relacje męsko-damskie staną się okazją do popisów błyskotliwego poczucia humoru Woody'ego Allena, który z właściwą sobie przenikliwością i inteligencją punktuje ludzkie słabości swoich bohaterów.

Opisy z Filwebu

18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, mam ten film. Trzeba będzie włączyć do repertuaru!
      A Rasputina gra Nowy Ruski, uprzedzam :)

      Usuń
    2. To i ja chyba się skuszę na "Rasputina".
      Podziwiam też półki pełne książek.

      Usuń
    3. To mój ulubiony widok przed zaśnięciem :)

      Usuń
  2. W łeb sobie strzelę. Ta książka jest na Allegro jedna i strasznie poniszczona, więc na listę do szukania idzie. A Maria Orzeszkowa przypomniała mi o Grekowej i już w ogóle spać nie będę.
    Idę płakać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      No już cicho, cicho. Nie wszystko od razu.

      Powiedziała ta, co chwilę wcześniej weszła na allegro i kupiła:
      1/ Dawydowa - Całe życie i jeszcze dwie godziny
      2/ Ażajew - Daleko od Moskwy
      3/ Trifonow - Niecierpliwość

      Ta sama, co sobie obiecywała, że nic w maju nie będzie kupować.

      PS. Mail do Ciebie poszedł jakiś czas temu z jednym pytaniem.

      Usuń
  3. "...On tak koło łóżka stoi i cały czas mnie kusi rosyjską (a właściwie radziecką) literaturą. Bez przerwy bym ją tylko czytała...",dlaczego?co takiego jest w tych książkach,że tak je pani lubi?wyciąga pani z lamusa autorów i tytuły,o których dziś nikt nie ma pojęcia a pani jest taka nimi zachwycona,dlaczego?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by było zrobić rachunek sumienia... Jakiś ten kraj bliski mi bardzo. Najbardziej lubię współczesne powieści, w sensie, powiedzmy, XX-wieczne. Interesuje mnie wyciąganie szczególików, drobiazgów związanych z codziennym życiem. Gdy oglądam radzieckie filmy, przyglądam się zawsze urządzeniu domów, ubraniom, książkom leżącym na stole (jeśli je pokazują). Tego samego szukam w powieściach. Szukam różnic i podobieństw między naszymi narodami. Odbieram Rosjan jako ludzi bardzo ciepłych, serdecznych - może błędnie? Może ich mitologizuję? Może należałoby się tam wybrać na rekonesans :)
      Z drugiej strony dzisiejszej Rosji się boję i nie wiem, czy taka podróż by mnie ucieszyła. Chyba szukam czegoś, czego już nie ma. Pewnie łatwiej to znaleźć w książkach niż w życiu.

      A w ogóle - czyż łatwo jest powiedzieć, ZA CO się kocha? Prościej chyba wyjaśnić, MIMO CZEGO się kocha. Tak to jakoś na mnie przyszło i niech pozostanie. Dobrze mi z tym.

      Usuń
    2. pisze pani"... Chyba szukam czegoś, czego już nie ma...",ja tak robię,kiedy się gdzieś wybieram(mam na myśli europę),z wykształcenia jestem historykiem i jeśli już gdzieś jadę,to chcę zobaczyć,coś z tego o czym przez lata tylko czytałam,chcę znaleźć jakąś namiastkę tego świata,który mnie tak fascynuje,co do rosjan,też czuję jakiś respekt przed nimi ale równocześnie żywię do nich jakąś sympatię,studiowałam filologię rosyjską i byłam pilotem wycieczek,co roku,odbywa się u nas"tydzień kultury beskidzkiej",rosjanie i ukraincy są na tych koncertach moimi ulubieńcami-anna

      Usuń
    3. przyniosłam sobie dziś z biblioteki"pisane łapą..."mariana orłonia-anna

      Usuń
    4. Zazdroszczę wykształcenia: i historia i filologia rosyjska, to daje pojęcie o tym kraju, które u mnie jest czysto intuicyjne :)
      Ja podróżuję już tylko po własnym mieście, ale też szukam tu śladów przeszłości. Córka ostatnio jechała autobusem do znajomej i miała wysiąść na przystanku Ojcowska-Dworek. Od razu postanowiłam, że też się wybiorę na wyprawę tym autobusem i zbadam sprawę dworku (czy jeszcze istniejącego czy już tylko w tradycji?) na miejscu :)

      Usuń
  4. Polecam "Przeprowadzkę" Autora Nieznanego i "W pół drogi do księżyca" Autora Nieznanego. Obie pozycje mówią o inteligencji rosyjskiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dumam i dumam, co to za Autor Nieznany, niczym jakiś Poeta Bezdomny :)
      Na szczęście internet podpowiedział, że ta druga pozycja jest autorstwa Wasilija Aksionowa. Ja już go trochę zgromadziłam, ale tego nie mam.

      Usuń
  5. Kolekcja imponująca, zresztą porządek na regale też. U mnie taki groch z kapustą, że wstyd pokazać "z której półki zdjęłam książkę". A co do fisia na punkcie lit. ros. - cierpię na to samo, nie wiem o co chodzi, też wielokrotnie się zastanawiałam dlaczego właśnie autorów rosyjskich czyta mi się najlepiej i nic nie wymyśliłam. Może to coś w genach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha u mnie grochu (z kapustą) też nie brakuje! Tu niby ustawiłam rosyjskie, ale zaraz jakaś czeska się wplątała, dla której nie ma miejsca gdzie indziej... a z boku leżą cracoviana, które są już wszędzie.
      Gdyby tak spadł mi z nieba dom, no powiedzmy domek, i mogłabym ustawić na nowo regały w wystarczającej ilości i gabarytach (nie tak jak teraz, że dużą książkę muszę dać tylko koło dużych, choć tematyka zupełnie inna) - to bym poszalała. I wreszcie wiedziała, gdzie co mam i co w ogóle mam, bo książki już się przede mną ukrywają i nieraz kupię podwójne ;)

      Usuń
    2. Ha. Mi jeszcze w książkach dzieciaki robią cały czas remanenty, nie ma nawet sensu układać, ograniczam się tylko do tego, że cenniejsze egzemplarze ustawiam na wyższych półkach. I jeszcze mam ikeowskie expedity, czyli książki są na nich poustawiane podwójnie - znaleźć coś to jak totka wygrać.

      Usuń
    3. Oj, mam ślady łapek mojego dziecięcia sprzed lat i ja! Nie było fajniejszej zabawy niż obrywanie grzbietów obwolut, gdy już została zaopatrzona w chodzik i zaczęła samodzielne ekskursje po mieszkaniu :)

      Usuń
  6. Imponująca kolekcja, zwłaszcza tych starszych wydań. A "Miłość inżyniera Izotowa" to świetna książka.

    OdpowiedzUsuń