sobota, 8 grudnia 2012

Aleksander Minkowski - Sekrety prominentów

Aleksander Minkowski, żyjący wszak z pisania, a nie z jakiejś stałej posady, w 1989 roku wpadł na pomysł popełnienia dzieła, które mogło liczyć wówczas na powodzenie wśród czytelników. Mianowicie opisać sekrety prominentów. Ja naiwna myślałam, że tytuł jest jakiś metaforyczny, tymczasem jest on jak najbardziej dosłowny i dokładnie oddający to, co między okładkami. No cóż, nie moja to działka i zakres zainteresowań... zmusiłam się jednak do przeczytania, chcąc wywiązać się z tego zobowiązania, jakim było podjęcie projektu MINKOWSKI ;)

W ramach projektu do tej pory przeczytałam dziewiętnaście pozycji (Wikipedia wymienia drugie tyle), w znakomitej większości adresowanych do młodego czytelnika - i twierdzę, że tu Minkowski umiał się odnajdywać, choć zauważam w jego "młodzieżowej" twórczości pewien schemat, obecny prawie we wszystkich powieściach. Ale to niekoniecznie jest minus - wszak czytelnik, któremu spodobała się jedna książka Minkowskiego, chętnie sięgnie po następną i być może z przyjemnością odnajdzie w niej znajome nutki. Zapewne jednak autor w pewnym momencie poczuł wewnętrzną potrzebę zwrócenia się do czytelnika dorosłego.... choć jednak pozostanę przy zdaniu, iż cel był jedynie komercyjny.
Nie wiem, na ile blisko władzy stał Minkowski, na ile to, co opisał, jest owocem jego wyobraźni, a na ile mogło być zgodne z faktami. Niewątpliwie pisarz interesował się problemami polityki już wcześniej, bo i w młodzieżowych książkach trafiały się dylematy młodych bohaterów związane z wyborami politycznymi ich rodziców.

W Sekretach prominentów sytuacja jest taka: mamy zamknięty Ośrodek położony wśród lasów, obok malowniczego jeziora. To miejsce wypoczynku elity władzy. Właśnie przyjechał Naczelny ze swoją świtą. Kierownictwo partyjne (choć nigdy się o partii nie wspomina) musi wypocząć, zregenerować siły. Temu służą wszystkie udogodnienia i luksusy, cicha obsługa, wspaniałe wyżywienie, wygodne apartamenty i wszelkie rodzaje rozrywek, łącznie z polowaniem na dziki (naturalnie przywiezione do miejscowego lasu). Całości dogląda komendant Ośrodka, Major, oddany bez reszty Naczelnemu i obdarzony małżonką o bujnych kształtach, Brygidą, do której od wielu lat wzdycha leśniczy Rem. Albowiem czego jak czego, ale seksu w Ośrodku nie brakuje, Minkowski lubuje się z opisach seksualnych ekscesów niczym Nienacki w Skiroławkach, zresztą parokrotnie wspominanych.

Nie mogę się też powstrzymać, by nie zacytować kilku fragmentów dotyczących jedzenia - Minkowski ma na tym punkcie prawdziwą obsesję, chłopcy w jego młodzieżowych powieściach zawsze świetnie gotują :)

Brygida doniosła kabanosów i półmisek łososiowych zawijasków, wypełnionych rakowych kremem, z cytrynką i pomidorkami, na zielonej sałacie [...]
Na obiad podano kilka tac z przekąskami, potem była zupa pistacjowa z groszkiem i do wyboru: udziec barani po mongolsku, cielęce sznycelki, polędwice mieszane pod beszamelem i dziczyzna. Kuchmistrz wniósł osobiście półmisek z kaczką upieczoną na złocisty brąz, oplecioną wieńcem kartofelków, pomidorków, papryczek zielonych i żółtych. Oddzielnie na talerzykach ogórki małosolne i marynowany czosnek.

Po obiedzie, sfinalizowanym brawurowo lodowym tortem w czaszach orzecha kokosowego, że świeżymi daktylami i plasterkami banana [...]
W waszym bigosie eksportowy bekon, szynka "Krakus", krakowska sucha, drobno siekane kabanosy, polędwice różne i na okrasę kapusty co nieco wyselekcjonowanej, podlanej koniaczkiem francuskim [...]
Kuchmistrz zaanonsował śniadanie egzotyczne: drumble faszerowane krewetkami w sosie pistacjowym, mou-shou-pork z dumplingsem, przepiórcze jaja na miękko i szynkę z szympansa pod beszamelem.
[...]
Obiad podano w ogrodzie, w cieniu wiązów przy cichych dźwiękach kameralnej orkiestry, która ukryta była w latance za drzewami. Na przekąskę pod kieliszek żytniej kuchmistrz zaserwował półmisek płonących kabanosów i sałatkę z duszonych kałamarnic w różowym majonezie. Potem, do wyboru, zupę żółwiową z ptysiami albo grochówkę na wędzonce [...] Pod okiem kuchmistrza wniesiono królewskie szaszłyki, przeplatankę z trzech różnych polędwic, dzielonych bekonem i cebulką, zapieczonych na brąz. Serwowano je z pomidorami, w ostrym sosie kaukaskim z dodatkiem cząbru i kolendry. Do tego ryż na sypko z kaparami i oscypkiem. Do tego po kryształowym pucharze czerwonego burgunda.

Wyobraźmy sobie, jak to musiało działać na czytelnika w owych biednych szarych czasach, tego czytelnika co żarł kaszankę i gulasz wołowy z kartek.

Pobyt w Ośrodku to jednak nie tylko proste rozrywki, cały czas trwają przepychanki, podchody, intrygi. Mamy początek innego świata. Przesilenie totalne. Idą na przemiał przepisy, dyrektywy, ustawy, uchwały, rozporządzenia. Nadchodzą niepokojące wieści z zewnątrz. Któregoś dnia przed bramą Ośrodka pojawiają się działacze Komitetu Ocalenia Ziemi Ojczystej z żądaniem audiencji u Naczelnego. Zbierają podpisy pod petycją w sprawie przerwania operacji przekierowywania rzeki, by zasilić wysychające jezioro - chłopom zmarnieje czarnoziem, byle tylko prominenci mogli pływać łódką po jeziorze. Gdy ich interwencja nie przynosi żadnego skutku, jedna z delegatek podpala się i płonie żywcem na znak protestu. Akcja była dobrze zaplanowana, bowiem natychmiast zostają o wszystkim powiadomione mass media i sprawa staje się głośna na cały kraj. Naczelny planuje orędzie do narodu, tylko czy aby nie ubiegł go jego własny zastępca? Nagle Ośrodek zostaje pozbawiony łączności ze światem...
Przeczytałam 8 grudnia 2012.


Obejrzałam film Tri topolia na Pliuszczichie (Три тополя на Плющихе) z 1967 roku.

Na YT jest niestety film w kolorze (po kiego takie rzeczy robią), ja oglądałam oryginalną wersję czarno-białą, na szczęście; za to dźwięk był kiepski, bardzo słaby, połowy dialogów nie słyszałam i nie rozumiałam :(
Na rosyjskiej Wikipedii jest nawet polski plakat filmu:

Gdzieś w riazańskiej wsi mieszka Niura z mężem i dziećmi. Prosta wiejska kobieta, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Poznajemy jej zwykły dzień, pracę w gospodarstwie, opiekę nad dziećmi, czuwanie nad mężem.
Mąż Grisza właściwie po całych dniach i nocach nie bywa w domu, usprawiedliwiając to swoją pracą. Jest dla Niury szorstki i lekceważący. Myśli głównie o pieniądzach.
Dzieci to córka i mały jeszcze synek. Też wydają się nie doceniać matki i jej starań.
Niura pamięta jednak dobre chwile, pamięta, jak brała ślub i co jej Grisza wówczas obiecywał.

Któregoś dnia Grisza wysyła żonę do Moskwy, gdzie mieszka jego siostra, z walizką pełną domowej szynki na sprzedaż. Niura sterczy z tą walizką przed dworcem w stolicy, aż wreszcie lituje się nad nią taksówkarz Sasza.
Akurat wiezie jakiegoś dziadeczka z Taszkientu, który przyjechał do córki w mieście, ale i Niura się zmieści.

To, co najważniejsze, rozgrywa się między dwojgiem bohaterów podczas przedłużającej się jazdy taksówką. Niura pierwszy raz spotkała człowieka, dzięki któremu zrozumiała, jak jej w życiu brakuje zwykłego ludzkiego ciepła, czyjejś uwagi...

Sasza szuka w radiu ulubionej piosenki "Нежность" (Tkliwość). Niura nie zna tego tytułu, ale mówi, że ona bardzo lubi inną i na prośbę mężczyzny śpiewa ją. Zauważcie, jak on reaguje na początku, gdy ona zaczyna śpiewać...


Mężczyzna chce przedłużyć te chwile przebywania z Niurą, proponuje nawet, że ją obwiezie po Moskwie, ale Niura spieszy się do szwagierki, ma zresztą zadanie do wykonania - sprzedać te nieszczęsne szynki.
Przy rozstaniu Sasza zdobywa się na odwagę i zaprasza Niurę do kina na wieczór - ta zaproszenie przyjmuje.

Szwagierka rozwiodła się z mężem, który bił ją i córkę. Niura dziwi się, bo zawsze to przecież mąż i ojciec, ale siostra męża opowiada jej z zachwytem o swej nowej miłości.

Nadchodzi umówiona siódma wieczorem, Sasza czeka na ulicy.
Niura w międzyczasie się zdrzemnęła, przyśnił jej się mąż, nieżyjący rodzice patrzący na nią z wyrzutem... toteż nigdzie się nie wybiera, zerka jedynie przez okno na czekającego cierpliwie Saszę. Jednak w którymś momencie w porywie uczucia rzuca się do drzwi, nie udaje jej się jednak ich otworzyć w cudzym mieszkaniu, rezygnuje. Sasza odjeżdża.

Minęło kilka dni, Niura wraca do domu.
Przygląda się, jak rodzina rozpakowuje prezenty, które przywiozła z Moskwy. W radiu zapowiadają piosenkę "Нежность". Kobieta aż cała sztywnieje - wreszcie usłyszy ten ulubiony utwór Saszy. Okazuje się, że to ta sama pieśń, którą ona mu zaśpiewała...
To wszystko, co jej zostało na resztę niewesołego życia: wspomnienie o taksówkarzu Saszy i ta pieśń.
Опустела без тебя земля, как мне несколько часов прожить - Ziemia bez ciebie opustoszała, jak mam przeżyć te parę godzin...

Piękna opowieść o miłości niemożliwej, o poczuciu obowiązku. Nie ma tu seksu (i być go zresztą nie mogło w sowieckich czasach), nie ma wielkich słów - jest czyste uczucie.

8 komentarzy:

  1. A te "Sekrety prominentów" to chyba z bibilioteki dla dorosłych, prawda? Muszę poszukać, bo mnie zaciekawiłaś nawiązaniami do Skiroławek.
    Ja ostatnio znalazłam w koszu w mojej bibliotece parę starych radzieckich książek, w tym "Białego Bima Czarne ucho" (aż boję się czytać, bo będę ryczeć jak bóbr, film doprowadzał mnie wręcz do łkania) i coś Czingiza Ajtmatowa. Znasz pewnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajtmatowa znam jedynie z nazwiska, a nie z lektury. Teraz natomiast czytam, że napisał książkę "Żurawie przyleciały wcześnie" i proszę, co za zbieg okoliczności - w piątek przyniosłam do domu film "Rannije żurawli" czyli na 100% według tej książki! Pewnie poszukam w bibliotekach. Zazdroszczę znaleziska.
      Ja w tenże piątek z kolei przywlokłam też z półki na niepotrzebne książki w bibliotece trzy powieści niejakiej Barbary Nawrockiej-Dońskiej, o powstaniu warszawskim. Obaczym, jak to się je.
      A że "Biały Bim" według książki nakręcony, to nawet nie wiedziałam. Film pamiętam, och, pamiętam.

      Minkowski oczywiście z dorosłych.

      Usuń
  2. Wzruszyłaś mnie strasznie tym filmem (bogowie, ależ mam dziś nastrój). Samym opisem, a potem na moje nieszczęście włączyłam YT i Нежность. I miałam w ogóle się do tego nie przyznawać, ale jeśli czytam powyżej "Białym Bimie..." to czuję się trochę ośmielona. Ja nie czytałam książki - i nie będę - ale widziałam film. Dzieckiem będąc jeszcze. Pamiętam potem moją biedną Maman, jak usiłowała mnie uspokoić. Że "to tylko film" - kurczę, do dziś to pamiętam. Miałam raptem parę lat a wyraźnie czułam, że to nie jest żaden argument.
    Nie na moje nerwy ta cała rosyjska literatura, Droga Pani.
    ;)
    A, i jeszcze jak przeczytałam "Idiotę" to nie mogłam przez pół roku wrócić do tzw. literatury pięknej. Reportaże, listy, wspomnienia, ok.
    Mam wspominać dalej? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mam wspominać dalej?"
      Yes, please! A raczej "da, pożałujsta" :) co rosyjskie, to miód na mą duszę...

      I to ciekawe, że akurat mówicie o "Białym Bimie"... bo chodzi za mną od pewnego czasu, żeby go sobie powtórzyć.

      Uważam, że to niesamowite, że tak na starość :) można jeszcze zyskać jakąś pasję. Życie - okazuje się - nie kończy się po czterdziestce. I kto wie, co mnie jeszcze czeka?

      Usuń
    2. To jeszcze jedno: miałam chyba 12 lat, gdy wybrałam sobie w bibliotece wspaniałą, rosyjską powieść...
      "Cichy Don" ;)
      Po tym "Wojna i pokój" czytane trochę później wydały mi się piękną bajką.
      Zaczęłam sobie wspominać i wygląda na to, że literatura rosyjska jest odpowiedzialna za parę takich czy innych skaz mojego charakteru ;)

      A ze stosunkowo niedawnych odkryć: Wieniczka Jerofiejew i jego "Moskwa-Pietuszki". A najbardziej, najmocniej i to od dawna: Brodski i Bułhakow.

      Ja tam się moją starością cieszę ;)
      No, czasem żal "chmurnej i durnej".

      Usuń
    3. "Moskwę-Pietuszki" kiedyś mi wskazał czytelnik mojego najpierwszego bloga, poszukałam jej wtedy w bibliotece. A potem, w 2008, Wydawnictwo Literackie wypuściło pięknie wydane "Dzieła (prawie) wszystkie" Jerofiejewa, tom się złakomiła.
      Są tacy, co jeżdżą elektriczką śladami Wieniczki :)

      A "Cichy Don" - w planie.

      Usuń
  3. Ależ pięknie opisałaś ten film.

    OdpowiedzUsuń