sobota, 9 marca 2013

Wiktor Frantz - Odłamki wspomnień


Odłamki wspomnień przez przetak pamięci przesianych - tak brzmi cały tytuł.

Wiktor Frantz znany mi był do tej pory jedynie jako autor pracy W gnieździe drukarstwa polskiego - oczywiście gniazdem owym był Kraków - rok 1473, druk Kalendarza na rok następny wykonany w klasztorze Bernardynów na Stradomiu przez Kaspara Straube. Wikipedia doniosła, że był też redaktorem w Czytelniku i Wydawnictwie Literackim. Niestety ten ostatni okres zbył Frantz w swych wspomnieniach milczeniem, zaznaczając zaledwie, że w wydawnictwach przepracował 36 lat i poświęcając im rozdział zatytułowany FACECJE EDYTORSKIE, a mówiący o rozmaitych bibliofilskich drukach. Tak że absolutnie zaliczyć tych wspomnień do cracovianów się nie da, na co przecież, pożyczając ksiązkę z biblioteki, liczyłam. No ale nic to, poczytałam i o przedwojennym Lwowie i w związku z tym taką kategorię tu dokładam, choć nie przypuszczam, żebym jeszcze kiedyś miała po coś lwowskiego sięgnąć... choć kto wie, może przeczytam Wysoki zamek Lema?

Jak więc z powyższego wynika, rzecz głównie o Lwowie i lwowskich literatach, a także uczonych. Bowiem Wiktor Frantz studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza orientalistykę. Właściwie zapisał się na polonistykę, ale jakoś tak się porobiło, że gdy zobaczył ogłoszenie o naborze na seminarium mongolistyczne natychmiast pobiegł do dziekanatu załatwić formalności. Wykłady prowadził prof. Władysław Kotwicz i to on wprowadzał Frantza w tajniki mongolskiego tekstu pisanego dziwacznym, zębatym, pile podobnym pismem. Kolega-literat i student Teodor Parnicki tak sobie z Frantza kiedyś zażartował:
Kiedy pewnego razu ukłoniłem się na ulicy Parnickiemu, który szedł ze swoją znajomą, ta zapytała go o mnie, co zacz i co studiuję. Gdy jej powiedział, że mongolski, rzekła zdziwiona:
- A cóż on chce, zostać profesorem?
- Nie - odpowiedział Teodor.
- Dyplomatą?
- Także nie.
- A więc podróznikiem?
- I to nie.
- A więc co on chce właściwie robić?
- Chce żyć bogatym życiem wewnętrznym.


Szeroko omawia autor twórczość lwowskiego młodego (naonczas) pokolenia, jego walkę ze starymi na łamach rozmaitych pism literackich, a zwłaszcza dzieje polemiki Tadeusza Hollendra z wystawą fotografii 16 "starych" poetów lwowskich, na łamach startującej gazety Wczoraj-Dziś-Jutro. Sporo też pisze, jako zapamiętały harcerz, o łamach pisma harcerskiego SKAUT, wydawanego od 1911 roku, a dziś nieposiadanego nawet przez najpoważniejsze biblioteki.

Z abstynencją harcerzy kłóci się naturalnie ten skromny wierszyk:
Takie bowiem jest już prawo,
że kto książkę kochać ma,
Ten pucharem nie pogardza,
Sączy radość z jego szkła.
Tam najłacniej i najchętniej
Ściele gniazdo Biały Kruk,
Gdzie człek szczery i pogodny
Bachusowi nie jest wróg.

/lwowiak Opałek/
Z czego i ja wzięłam przykład i przy obiadku dopiero co zjedzonym wysączyłam puchar czerwonego :) i zaraz się biorę za kończenie następnej książki czyli twórczości pana Wilka.



Z druków bibliofilskich wspomina Frantz m.in. PIĘKNIE BYĆ DYREKTOREM. Czytanka dla urzędników VI klasy II stopnia. Był tam Dykcjonarz graficzny ułożony dla wszechdrukarskiego użytku i ku pożytkowi rodzimych bibliomanów i graforobów, a w nim takie np. hasła:
BIBLIOFIL - człowiek lubiący ksiażki, zwłaszcza cudze. Najpiękniejsze biblioteki tworzą bibliofile. W takich bibliotekach każdy znajdzie coś dla siebie, coś swojego.
HABENT SUA FATA LIBELLI - zwięzłe przysłowie łacińskie na oznaczenie nakładu, który się nie rozszedł
MAKULATURA - nakład książek in crudo. To samo zbroszurowane, stanowi pozycję bibliograficzną. Po paru latach z kolei pozycja bibliograficzna staje się znów makulaturą.

Z cracovianów: Naczelny Wydawnictwa Literackiego Henryk Vogler (którego 3-tomowe wspomnienia czekają na lekturę) na zjeździe literatów zażartował, że literatura polska jest obecnie "prozatorska", z przejrzystą aluzją do Heleny Zatorskiej, będącej wówczas dyrektorem departamentu wydawniczego w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Ponoć kalambur mu się udał, ale nie opłacił.

Pewnie i Wy tak macie, że o czymś myślicie, rozmawiacie, czytacie - i bach! zaraz w następnej lekturze na to się natykacie. I ja tak miałam przy okazji wspomnień Frantzowych. Ledwie przy ostatniej notce zamieściłam zdjęcie nabytej dopiero co książki Druga brama Haliny Górskiej, a tu czytam głosy zachwytu w Odłamkach wspomnień:
Kiedy przeczytałem powieść Górskiej "Druga brama" - jasnym się dla mnie stało, że to właśnie przez tę drugą bramę szła Halina-Krysia (bo bohaterka ma na pewno cechy autobiograficzne) do swoich błękitnych audycji, do swoich chłopców z ulic miasta, do sprawy Marii Kubiak... i jeszcze przez cztery strony na ten temat. Ponoć audycje Górskiej w lwowskim radiu na temat miejskiej biedoty były wstrząsające. Zapisuję, żeby Drugą bramę przeczytać w kwietniu.


Chciałabym tu parę skanów zamieścić, ale wydarzyło mi się w pracy nieszczęście: w czwartek rano komputer ukazał czarne oblicze, po zresetowaniu był jakby w miarę normalny, ale mysz, choć się poruszała wedle mej woli po pulpicie, nie otwierała żadnych dokumentów, a zresetowany raz jeszcze komp powiedział DZIĘKUJĘ BARDZ (jak mawiała pierwsza moja dyrektorka) i nie reagował więcej na żadne zachęty jako też kopy. Przyjechał fachowiec i zabrał go bez słowa NA ZAKŁAD. I teraz sobie czekam, przebierając nóżkami. Mam tam sporo prywaty, w tym filmów ostatnio przybyłych, więc bardzo proszę się nie wygłupiać, tylko oddawać mi go w stanie nadającycm się do użytku.
Swoją drogą to ostatnio usiłowałam wykonać następujący numer. Wyczaiłam pewiem serial, w ilości 260 odcinków (tak, 260!), który jakiś nie powiem idiota wstawił w jednym file'u 116 GB. Zrobiłam gigantyczne porządki na drugim dysku, uwolniłam znakiem tego 150 GB i dawaj na serial! A tu mi mówi: BRAK WYSTARCZAJĄCEJ ILOŚCI WOLNEGO MIEJSCA, CZY KONTYNUOWAĆ. Bardzom się wkurzyła. Koleżanka mówi, żeby kontynuować, najwyżej ostatnich odcinków nie będzie. Natomiast kolega twierdzi, że program potrzebuje 2x tyle miejsca dla pamięci operacyjnej. No i ja już głupia jestem. Czy w związku z tym komp się zbiesił? Ale ja mu nic nie kazałam...


A' propos filmów jeszcze, córka wróciła mi do domu zachwycona Rzezią Polańskiego, ale ja tu w międzyczasie coś wyczytałam u Wilka o Domu wariatów Konczałowskiego, więc może to najpierw obejrzę.

Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1972, wyd.I, 292 strony
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 8 marca 2013

7 komentarzy:

  1. Uczyć się mongolskiego, żeby mieć "bogate życie wewnętrzne" - bardzo inspirujące :)

    Niestety kolega miał rację: jeśli system operacyjny i inne programy są zainstalowane na tym samym dysku, co przechowywane pliki, to zawsze trzeba zostawić co najmniej 1 GB wolnego miejsca. Nie wolno zapełniać go do cna, bo komputer się prostu nie uruchomi... Mam nadzieję, że historia skończy się dobrze, bez konieczności czyszczenia dysków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parnicki istota złośliwa ;)

      Według mojej (malutkiej) wiedzy, wszelkie programy zainstalowane są na dysku C, a to wolne miejsce naszykowane zostało na dysku D, w dodatku w ilości znacznie przekraczającej wymaganą... no ale niezbadane są drogi różnych tam bajtów...

      Czekam na nowy tydzień z niecierpliwością, co się wyjaśni.

      Usuń
  2. Niewiele późniejszy był mój rodzinny Malbork - w 1492 r. Jakub Karveyse wydał "Żywot świętej Doroty, patronki Prus" autorstwa jej spowiednika Jana z Kwidzyna (w rzeczywistości Dorota jest "tylko" błogosławioną), której zamurowanie żywcem wykorzystał Mickiewicz w "Konradzie Wallenrodzie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malbork z Krakowem prawie łeb w łeb :)

      Usuń
    2. W końcu to też tak jak Kraków dawna stolica :-)

      Usuń
  3. Ależ masz przygody:) Ja tez bym się lekko powiedziawszy zdenerwowała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to udawanie w pracy, że coś się robi. No bo głupio tak siedzieć i NIC, choć przecież kompa nie ma, więc niby CO.

      :)

      Usuń