niedziela, 14 czerwca 2015

Antoni Czechow - Żywa chronologia

Tom trzeci Dzieł Czechowa:

Ach, jakże miły obrazek rodzinnej sielanki!

Właśnie spożyto obiad, pan domu siedzi z przyjacielem koło kominka, przy fortepianie bawi się czwórka dzieci, a w buduarze pani domu kartkuje francuski romans. Panowie omawiają życie kulturalne miasta czyli coś, co właściwie już nie istnieje... a dawniej, nie było zimy, żeby nie zawitała tu jakaś gwiazda, jak chociażby ten włoski tragik, dla którego tak wiele zrobiła małżonka gospodarza, o salę się wystarała i bilety na dziesięć przedstawień wysprzedała... uczył ją za to mimiki... kiedyż to było?
- Aniutko, ileż to lat ma nasza Ninka?
- Dziesiąty!
No właśnie. Albo gdy przyjechał ten śpiewak Przylepkin, dla którego Aniutka wystarała się o salę w resursie i on przez wdzięczność uczył ją śpiewu... chyba ze dwanaście lat temu.
- Aniutko, ileż to lat naszej Nadii?
- Dwanaście!
No, dodajmy dziewięć miesięcy, jak obszył, trzynaście lat temu.
Albo gdy Aniutka urządziła wieczór na rzecz rannych jeńców tureckich, zebrano przeszło tysiąc rubli, oficerowie tureccy całowali ją po rękach.
- Aniutko, ile to lat ma nasz Kola?
- Siedem, tatusiu - odzywa się czarniawy malec o smagłej buźce i włosach jak węgiel :)


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1957, strony 21-24
Tytuł oryginalny: Żiwaja chronołogia /Живая хронология
Przełożył: Jerzy Wyszomirski
Z własnej półki
Przeczytałam 9 czerwca 2015 roku

Na YT:
ekranizacja opowiadania gdzieś w 20-tej minucie odcinka



Oglądam sobie "Szpital na peryferiach"... a tymczasem przekonuję się o bałaganie panującym w naszej polskiej służbie zdrowia. Mama zadzwoniła dziś w porze obiadowej, że się bardzo źle czuje i chyba będzie dzwonić po pogotowie albo poprosi sąsiada, żeby ją tam zawiózł. Doradziłam telefon bezpośrednio na pogotowie. Po paru godzinach dzwonię do domu, żeby się dowiedzieć, jak się sytuacja rozwija, odbiera Ojczasty. Cud, że akurat założył aparaty i usłyszał telefon (ma je od niedawna i coś nie może się z nimi oswoić). Wyjaśnia, że istotnie pogotowie było, zrobili dwa zastrzyki, powiedzieli, że osłuchowo coś oskrzela niewyraźne i że zabierają. Dzwonię więc na oddział wewnętrzny tamtejszego szpitala. Lekarka mówi mi, że ani wczoraj ani dzisiaj takiej pacjentki nie było, sprawdziła nazwisko... i że może jest zaopatrywana na SORze. Dzwonię więc na SOR... i tu dowiaduję się, że tam też nikogo takiego nie ma. Normalnie UFO mi matkę porwało!
Dzwonię do brata, który mieszka bliżej rodziców.
- Eee, akurat nie ma, burdel tam mają. Właśnie się do szpitala wybieram, więc Ci zadzwonię.
Nie uwierzyłam mu. Jak to burdel, to niemożliwe, przecież muszą mieć wszystko zapisane.
Nie minął kwadrans, telefon. Dzwoni - mama! Z domu! Wróciła z SORu, gdzie jej dali dwie kroplówki, zrobili EKG i rentgen płuc.
Czyli świadczeń udzielili, ale w papierach nie mają?
No może szlag nie trafić?
Na razie się tylko ucieszyłam, że jest w domu, ale powoli ogarnia mnie złość na ludzką znieczulicę. Przecież mówię, że szukam mamy, że się bardzo martwię. W dupie to mają.
Zadzwoniła przyjaciółka i przypomniała mi, jak to ona całkiem niedawno szukała babci w szpitalu Żeromskiego, tu w Krakowie - przez dwie godziny nie można było ustalić, gdzie babcia jest.


5 komentarzy:

  1. Dziś w jakichś wiadomościach mówili o chłopcu, który choruje na raka jelita. Ma 14 lat. Miesięczna kuracja kosztuje 6 tysięcy złotych. Ale chłopiec nie będzie miał jej refundowanej, w ogóle nie może jej otrzymać! Bo ma 14 lat i jest JEDYNYM dzieckiem chorującym na tę chorobę. Medycyna wcześniej nie odnotowała takich przypadków. A lek jest zarejestrowany jako przysługujący dorosłym, czyli od 18 roku życia. No tośmy pięknych czasów dożyli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, w takich przypadkach LOGICZNE jest, że natychmiast zmienia się przepis. Ale kudy tam u nas do logiki :(

      Usuń
    2. U nas przepisu się nie zmienia, a wszelka pomoc w tej sytuacji będzie traktowana jako wykroczenie i będzie zagrożona karą...itd. Urzędniczy bełkot!

      Usuń
    3. W tym miejscu przewagę ma system anglosaski - gdyby tam nie było przepisu uznano by, że skoro lek jest refundowany dla dorosłych, a dziecku przysługuje prawo do opieki medycznej i teoretycznie o dzieci należy dbać nawet bardziej, to ten lek się chłopcu należy.

      Usuń
  2. Przepływ informacji na tych SORach jest powalający... Nie tak dawno pogotowie zabrało moją mamę, ja tylko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałam z 10 minut po nich. Nie mogłam jej znaleźć ani na SORze, ani na docelowym oddziale, a mamy komórka nie odpowiadała. W końcu oddzwoniła, że zawieźl ją na badania, gdzie akurat zasięgu nie było, ale czy nikt nie mógł zostawić jakiejś śladowej choćby informacji?
    Zdrowia dla mamy!

    Opowiadanie zaś cudne, ech te Aniuty ;-)

    serdeczności, saxony

    OdpowiedzUsuń