Ogłaszam zwolnienie obrotów. Jestem w kiepskiej kondycji i NIC mi się nie chce, nawet napisać paru zdań. Co prawda gdy wyszłam z 'nieprzyjemnego badania' świat wydał mi się nagle piękny, ale był to jedynie CHWILOWY przypływ euforii, która szybko opadła. W dodatku mama znowu w szpitalu, a ja sama przed perspektywą tej nieszczęsnej operacji za miesiąc. Och, gdyby tak był już wrzesień!
Jeszcze się łudziłam, że może jak weekend przyjdzie, to coś z siebie wykrzeszę, ale gdzie tam...
Tak więc ograniczam się jedynie do zasygnalizowania, że tak, coś tam jeszcze czytam, ale pisać o tym, co przeczytałam nie mam siły. Nic sensownego nie ciśnie się pod pióro (palce na klawiaturze), myśli rozbiegają się na wszystkie strony i tak to.
Szkoda, bo ta książka zasługuje na szerszy opis.
A jakie piękne ilustracje!
Początek:
i koniec:
Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1969, 298 stron
Z własnej półki (kupione 12 czerwca 2015 roku za 9 zł na allegro)
Przeczytałam 14 czerwca 2015 roku
Operacja? kiedy? Rzadko ostatnio zaglądam, nadrabiam posty tez wyrywkowo, coś mi umknęło :(
OdpowiedzUsuńU mnie w wolnych mikrochwilach marazm totalny, już nawet nie chce mi się tego komentować. Wierzę, że nadejdzie kiedyś taki czas, iż będę mogła wrócić do swych pasji, zrobić coś więcej, niż tylko zasuwać w kieracie ;-)
Zdrowia moc, trzymaj się dzielnie,
Saxony
Operacja ostatniego dnia lipca. Każdy mówi, a tam, laparoskopowo, to nic takiego. A ja i tak się boję - wszystkiego, poczynając od zwykłego dyskomfortu bycia nagim w trakcie operacji (błe) poprzez to, jak zniosę narkozę, do dziur w brzuchu i jak się to będzie goiło i jak się będę myła, skoro nie mam wanny, aż po najgorsze - dietę do trzymania potem. Jakoś nikt mnie nie uświadomił w tej kwestii, zanim się na operację zapisałam (teraz dopiero internet). Nie umiem gotować - umiem sobie coś usmażyć - no to nie wiem, czym będę żyła.
UsuńEch, tak to jest... Chęć poprawy stanu zdrowia pcha nas do takich działań. Sama w zeszłym roku zdecydowałam się na reperowanie tych diabelnych zatok. Nie przewidziałam, że zajmowanie się małym dzieckiem podczas rekonwalescencji to niemały wyczyn, że odporność leci na łeb na szyję (ospa!), że dochodziłam do siebie tyle czasu. Ale efekt finalny jest, więc mam nadzieję, że i u Ciebie te wszystkie niedogodności przeminą szybko i niepostrzeżenie :)
UsuńA propos gotowania, kupiłam jakiś czas temu 'Gotowanie na parze' i mimo żem wielbicielką smażeniny wszelakiej, całkiem miło zaskoczyła mnie różnorodność tych dań. No i że, o dziwota, są jadalne!
Od poniedziałku zaczynam urlop, kieruję się na Wybrzeże z dziecięciem. Nie liczę zbytnio na wielkie czytanie, ale może chociaż zakończę te rozgrzebane i porzucone ;-)
saxony
Yyy... na parze... nie mam żadnego ustrojstwa do tego... próbowałam kiedyś tak rybę sporządzić, kładąc ją w durszlaku na garnku z gotującą się wodą... ależ była ohydna, nie ma porównania z usmażoną w panierce :)
UsuńŻyczę udanego wypoczynku, nawet jeśli bez lektur :)
No ja wiem, że może mało to znaczy (zwłaszcza od zupełnie obcej osoby), ale ja też przesyłam mnóstwo pozytywnych myśli i życzenia zdrowia:)
OdpowiedzUsuńA Szancer? Miał diabełka za skórą, ale jego ilustracje- boskie!
W sumie robię tę operację na własne życzenie i to jest najgłupsze w tym wszystkim. Przecież nie powinnam stękać!
UsuńKochana. Ależ wcale nie najgłupsze, operacja to operacja, naturalne jest, że jest stres. W końcu chodzi o coś, co siłą rzeczy jest nam najbliższe - własne ciało.
UsuńTrzymam kciuki, żeby czarne myśli cię opuściły, a sam zabieg przeszedł bezproblemowo.
Postanowiłam w ramach odstresowywania się uprawiać w lipcu spacery po pracy. Tak sobie wsiąść w tramwaj lub autobus na chybił trafił, wysiąść gdziekolwiek i "pozwiedzać" :)
UsuńTrzymam kciuki za pozytywny rozwój wydarzeń i łączę się w tęsknocie za wrześniem, bo też już wtedy powinnam mieć to i owo za sobą.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jestem osamotniona w swych marzeniach :)
UsuńTrzymam więc kciuki za powodzenie operacji.
OdpowiedzUsuńSzancera kocham, jak może pamiętasz. Mam w tej chwili w mojej kolekcji 130 unikatowych tytułów książek z jego ilustracjami. Jego biografia mnie zachwyciła. Boże, mieć tę wolę życia!!! Narysować ilustracje do Baśni Andersena w czasie wojny, mieszkając tuż obok getta, głodując...
Będe myślami z Tobą, jako bratnią (siostrzaną) duszą :)
130!!! Ja nawet nie wiem, ile mam, ale przypuszczam, że nie za wiele, pewnie kilka.
UsuńWłaśnie. Ludzie przedwojenni byli solidniej skonstruowani. Wszystko potrafili znieść i przetrzymać, a tu człowiek byle zabiegiem się depresuje :(
W trochę innych okolicznościach, ale bardzo podobnym nastroju weszłam dziś wieczorem na blog, żeby ogłosić to samo... Znalazłam tylko reklamowe komentarze (jak im się chce?), których nawet nie mam siły usunąć. W ogóle najprawdopodobniej zamknę komentarze. Bardzo jestem zmęczona fizycznie, psychicznie - i dlatego nie byłam w stanie napisać czegokolwiek istotnego u Ciebie ostatnio, choć czytałam całą serię wpisów o Czechowie i inne też, przepraszam... Lato to jest dla mnie straszny czas i marzę, marzę po prostu, by już był listopad. Będę tutaj zaglądać, to jest pewne. I wiedz, że przesyłam Ci z całą empatią dużo dobrych myśli.
OdpowiedzUsuńAda
Ado, tak przypuszczałam, że nie dasz rady intensywnie prowadzić bloga w tej porze roku. Taka praca fizycznie wykańcza... ale i psychicznie, jak przypuszczam - cały czas nerwy, jak będzie. Pod tym względem powinnam się czuć o niebo lepiej, wiem, że jakoś tam przeżyję (no chyba, żeby Fabrykę zamknęli), ale taki człowiek już jest głupi, że zawsze sobie coś wynajdzie do martwienia się.
UsuńJa tez trzymam kciuki. Mysl pozytywnie i trzymaj sie!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za dobre myśli!
UsuńZdrowia, zdrowia i jeszcze raz. Jestem w tej doskonałej sytuacji, że dopiero poznaję zawartość Twojego bloga. Będę miała na uwadze pisząc komentarze.Odkryłam to miejsce, i zauważyłam, choć nie często komentuje, a jeśli już to lapidarnie, że staje się dla mnie ważne. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio odkryłam bloga pewnej dziewczyny mieszkającej z mężem i dwiema córeczkami w Niemczech i poświęciłam dwa popołudnia na jego przeczytanie od deski do deski. Fajnie tak wniknąć w czyjeś życie :)
UsuńZa życzenia i serdeczności dziękuję!
mozna link do niego?
OdpowiedzUsuńhttp://la-terra-del-pudding.blogspot.com
UsuńO matko! zajrzałam tak po prostu, z czystej ciekawości... przejrzałam cięgiem "Prenatalnie (Biskwit)"...
UsuńNo i nie mogę się otrząsnąć, bo ta historia właśnie się teraz powtarza. U mnie. Ma mnóstwo punktów wspólnych.
A ja wciąż nie wiem, jak dam radę to wszystko przeżyć.
uściski, saxony