czwartek, 28 lutego 2013

Aleksandra Marinina - Nie mieszajtie pałaczu

Dwunasty w kolejności chronologicznej tom z zapisem śledztwa prowadzonego przez major Anastazję Kamieńską.
Nie wiedziałam, co znaczy tytuł (Nie przeszkadzajcie palaczowi? choć kojarzyłam, że palacz to koczegar czy coś w tym rodzaju, mam nawet film pod takim tytułem), chcąc nie chcąc trzeba było zerknąć do słownika... okazuje się, że pałacz to kat, oprawca, a więc - NIE PRZESZKADZAJCIE KATU.

Historia dość wciągająca: z kolonii karnej właśnie ma wyjść po 2 latach odsiadki Paweł Sauliak, agent generała Bułatnikowa, persony znanej w całej Rosji, powiązanej z władzą i biznesem, a uprzątniętej właśnie dwa lata wcześniej. Wkrótce potem Sauliak schronił się w zonie, sprowokowawszy chuligański incydent. Teraz czekają już na niego - zbliżają się bowiem wybory prezydenckie i były agent może się bardzo przydać ze swymi wiadomościami niejednej frakcji wysuwającej swojego kandydata. Istnieje domniemanie, że Sauliak może nawet nie zdołać dojechać do Moskwy, toteż Nastia Kamieńska podejmuje się trudnego zadania towarzyszenia mu i ustrzeżenia przed płatnymi zabójcami.
Wkrótce potem Kamieńska zaczyna śledztwo w sprawie serii zagadkowych zabójstw, których ofiarą padają... winni morderstw staruszków, kobiet i dzieci, których prawo nie zdołało dosięgnąć.



Od razu mi się skojarzyło z Dexterem - tam też bohater, pracujący zresztą dla policji jako specjalista od krwi, "zabawia się" indywidualnym wymiarem sprawiedliwości na tych, którzy nie zostali ukarani przez sąd.
Po raz pierwszy w kryminale Marininy pojawiło się na początku zastrzeżenie, że wszelkie zdarzenia są płodem wyobraźni, a zbiegi okoliczności z rzeczywistymi - czysto przypadkowe. Nie bez kozery - wszak mowa o powiązaniach najwyższej władzy z grupami przestępczymi i z kapitałem kryminalnego pochodzenia. Rzecz mogłaby się wydawać nudnawa - ja w każdym razie od spraw politycznych wolę trzymać się z daleka - ale tak nie jest, napisane z werwą, pełne ciekawych historii, pilnujące realiów lat 90-tych zarówno w Moskwie jak i na prowincji.
Stanowczo wolę kryminały Marininy od skandynawskich i cieszę się, ze jeszcze mi ich wiele zostało :) piętnaście w domu, a może jeszcze uzupełnię w międzyczasie braki :)

Przy okazji pisałam do włoskiej przyjaciółki o tym i weszłam na ichnią Wikipedię sprawdzić, czy Marinina jest tam obecna: i wot siurpriz, okazało się, że bardziej niż u nas! Na włoski przetłumaczono już 15 jej powieści, a na polski jedenaście. Przyjaciółka obiecała, że uda się do biblioteki poszukać :)


Wydawnictwo EKSMO Moskwa 1997, 556 stron
Seria RUSSKIJ BESTSELLER
Z własnej półki (kupione 19 października 2009 roku za 6 zł na allegro)
Przeczytałam 28 lutego 2013



NAJNOWSZE NABYTKI

Trzy cracoviana, m.in. monografia Grębałowa, niegdyś wioski podkrakowskiej, dziś dzielnicy Nowej Huty, kiedyś tam spacerowałam z aparatem i jakiś miejscowy chłopek-roztropek, wracający właśnie z piwem ze sklepu, udzielał mi różnych informacji; powiedział też wtedy o tej publikacji, no ale nigdzie jej nie było, wyszła w 1997 roku - a tu pojawiła się na allegro. To był odbiór osobisty, ludzie, mówię Wam, te kamienice to jest jedna wielka ruina, najadłam się strachu, bo już się ściemniało, gdy poszłam po pracy. W bramie ohydne ściany z liszajem, nawet bym nie próbowała macać w poszukiwaniu kontaktu, jakoś wyszłam na podwórko, bo mieszkanie znajdowało się w oficynie, a tam - jeszcze gorzej. Lumpy i slumsy. Oczywiście samo mieszkanie najzupełniej normalne, tylko otoczenie takie okropne. Właściciel ma w de, wyjaśniła mi dziewczyna. Chyba ma rację moja córka, która twierdzi, że NIGDY W ŻYCIU by w kamienicy nie mieszkała (nikt jej nie proponował jeszcze).
Przebojem ku wiedzy to wspomnienia jednej z pierwszych studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego, kiedyś to z biblioteki pożyczałam, a tu się trafiło za 7 zł. Obwoluta postrzępiona, ale cieszę się, że w ogóle jest, bo biblioteczny egzemplarz nie miał wcale, a taka ładna.
Ostatnia rzecz to wspomnienia z Moskwy lat 50-tych, gdzie autorka pojechała na studia muzyczne, no nie mogłam przejść obojętnie.


A następnego dnia wstąpiłam do antykwariatu na Szpitalnej i wreszcie kupiłam tę książkę o architekturze lat 60-tych w Krakowie, co to się jej nie mogłam jakoś dorobić już od paru lat (wydana w 2006 roku).




PLAN NA MARZEC 2013

1/ Literatura dla dzieci i młodzieży: Mikołaj Nosow - Przygody Nieumiałka i jego przyjaciół
2/ Reportaż: Mariusz Wilk - Dom nad Oniego
3/ Cracovaian: Krystyna Zbijewska - Z muzami pod rękę
4/ Seria NIKE: D.H.Lawrence - Kobieta i paw
5/ Projekt SIMENON: Georges Simenon - Maigret chez le ministre
6/ Projekt AJTMATOW: Czingiz Ajtmatow - Golgota
7/ Seria KIK: Władimir Sangi - Wesele Kewongów
8/ Projekt AJTMATOW: Czingiz Ajtmatow - Twarzą w twarz
9/ Projekt MARININA: Aleksandra Marinina - Stilist
10/ Literatura polska: Michał Bałucki - Pańskie dziady
11/ Wspomnienia: Odłamki wspomnień Wiktora Frantza


środa, 27 lutego 2013

Robert Musil - Trzy kobiety

Biorąc się za kolejną książkę austriackiego pisarza Roberta Musila, po niezbyt udanej pierwszej próbie z Niepokojami wychowanka Törlessa, byłam pełna obaw.
Czy obawy ustąpiły przyjemności lektury? Nie w pełni. Nie pomogła, nie uspokoiła zajawka ze skrzydełka obwoluty:

Ten wstęp napisał Egon Naganowski, znany specjalista od Musila i Joyce'a. Jego nazwisko znałam od dzieciństwa, bo w domu już od mego urodzenia był obecny Telemach w labiryncie świata :) Zdaje się, że i Podróż bez końca - właśnie o Musilu - też jest, ale to pojawiło się, gdy ja już z domu wybyłam, a więc nie towarzyszyło mi w podróży przez życie :)
Nawiasem mówiąc, to niesamowite, ile książek "znam" jedynie z tytułów, wyuczonych na pamięć w dzieciństwie, gdy szperałam w ojcowskiej bibliotece w namiętnym poszukiwaniu czegoś dla siebie. Potem, gdy biblioteka jako mebel została skasowana, bo nie mieściła już wszystkich książek, pokój ten został przeznaczony dla mnie i brata i podzielony na dwie części przy pomocy dwustronnie dostępnego regału wysokiego aż do sufitu. Łóżko moje znalazło się właśnie przy tym regale, toteż z tytułami swojej strony byłam obeznana jak mało kto... nazwijmy to kieszonkową erudycją :)
I teraz powiedzcie mi, jak to jest możliwe, że moja córka wychowana w takich samych warunkach nie przejęła tych samych nawyków: szperania wśród książek, wyciągania ich z półki i przeglądania... a wreszcie czytania? Geny drugiej połówki?

Ale wracajmy do tzw. ad remu, dość tych jojczeń :)
Całość składa się z trzech nowel.
Trywializując:
To opowieść o tym, jak bohater wysyła do uzdrowiska żonę z chorym synkiem, a sam przyjmuje propozycję przystąpienia do spółki, zamierzającej uruchomić prace w starej kopalni złota gdzieś w górach. Udaje się w te malownicze okolice, flirtuje z chłopkami, aż wreszcie nawiązuje stosunek z jedną z nich, Grigią.

Pan von Ketten żeni się z egzotyczną Portugalką, bo ród ten nie miał w zwyczaju spokrewniać się ze szlachtą zamieszkałą w sąsiedztwie, wolał sprowadzać żony z daleka. Von Ketten zajęty całe życie walką z biskupem niewiele zwraca uwagi na żonę, ta walka jest solą jego życia. Gdy się skończy, zabraknie sensu, trzeba wyszukać innych wrogów: wilka, kotka, domniemanego amanta żony... lub czekać na śmierć.

Młody bohater, choć sam pochodzi z tzw. dobrego domu, jeszcze w dzieciństwie miewa do czynienia z upadłymi kobietami, a dorastając nawiązuje romans z sierotą Tonką, prostą, niewykształconą dziewczyną pracującą w składzie tkanin. Udaje mu się ją wkręcić na pannę do towarzystwa dla starej babki, a po jej śmierci postanawia sam się nią zaopiekować. Opieka młodego paniczyka prowadzi oczywiście do wspólnego nędznego życia, gdy rodzina odcina go od funduszy (on poświęca się studiom naukowym, ona zarabia na życie posadą w sklepie), co kończy się zajściem Tonki w ciążę, a także jej chorobą weneryczną. Od tej pory on bez przerwy się zadręcza, z kim go zdradziła, skoro on chory nie jest, a ona do niczego się nie przyznaje. Przy tym wszystkim nie ma w nim miłości, choć deklaruje chęć małżeństwa.
"Lecz wcale nieprosta to była sprawa, kochać taką prostaczkę".
"I w owej chwili zrozumiał ją wreszcie zupełnie. Była płatkiem śniegu, samotnie spadającym pośród letniego dnia. Lecz już w następnym momencie okazało się, że nie jest to żadne wyjaśnienie, a może po prostu była tylko dobrą dziewczyną..."
"Wówczas krzyknęło w nim wspomnienie: Tonka! Tonka! Poczuł ją od ziemi aż po czubek własnej głowy, poczuł całe jej życie. Wszystko, czego nigdy nie wiedział, stanęło przed nim w owej chwili, przepaska ślepoty zdała się opadać z jego oczu."

Ta ostatnia nowela była jedyną, która mnie zainteresowała, wciągnęła, wywołała jakieś skojarzenia, przypomnienia, reminiscencje... trochę na przykład ze Staroświecką historią Magdy Szabó. Plastyczne sylwetki, uroda świata... a jednak pozostałe opowiadania znudziły mnie setnie.
NIE MÓWCIE MI WIĘCEJ O MUSILU!
(fakt, to ja zaczęłam)

Naganowski konkludował swoją przedmowę:
"Rozpoczynając lekturę dzieł Musila od Trzech kobiet, od trzech historii o miłości i śmierci, o niemożności nawiązania prawdziwego kontaktu między kochankami czy małżonkami, polski czytelnik zapozna się nie tylko z jedną z najbardziej przystępnych książek austriackiego autora, ale zarazem zyska dobry punkt wyjściowy dla apercepcji niesłychanie trudnego Człowieka bez właściwości, w którym prawie wszystkie zasadnicze motywy z wcześniejszych utworów pisarza [...] pojawiają się, rozrastają w głąb i wszerz i ukazują nam się w najrozleglejszych perspektywach filozoficzno-psychologicznych, społeczno-politycznych i artystycznych, stanowiących o wielkości o znaczeniu tego dzieła. W porównaniu z nim Trzy kobiety są tylko drobnymi klejnocikami prozy, lecz już na pierwszy rzut oka widać, że oszlifowała je ręka mistrza."
Co ku przestrodze zamieszczam :)

O, może jeszcze to:
"Przy lekturze Człowieka bez właściwości czytelnik zadaje sobie chwilami pytanie, czy książka jest olbrzymim esejem z partiami powieściowymi, czy też olbrzymią powieścią z partiami filozoficzno-spekulatywnymi, w których fabuła stanowi jedynie wątlutki zaczep lub też w ogóle zanika."
To smacznego!


Tytuły serii NIKE przewidziane na 1963 rok:
Mam jeszcze Babla i Carpentiera - i będę czytać. Natomiast Śmierci Wergilego nie zmogłam za pierwszym podejściem w zeszłym roku, ale nie daję za wygraną :)

Wyd. Czytelnik Warszawa 1963, wyd.I, 167 stron
Tłumaczyły: Teresa Jętkiewicz, Maria Kurecka i Walentyna Kwaśniakowa
Tytuł oryginalny: Drei Frauen
Seria NIKE
Z własnej półki (kupione w antykwariacie za 130 zł jakoś tak chyba w 1984 roku)
Przeczytałam 26 lutego 2013 roku



Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik:
Własna książka, która na półce czeka już zbyt długo




NOWE KSIĄŻKI nr 2/2013
Zorientowałam się, że nie pokazałam lutowego numeru Nowych Książek, nadrabiam więc zaległość, póki miesiąc się nie skończył.

Szybkie zajawki o różnych omówionych pozycjach.
Besali Zygmunt Stary i Bona Sforza:

Listy Aliny Szapocznikow i Ryszarda Stanisławskiego:

Marek Kwiatkowski - Moja pasja architektura:

Doroty Kudelskiej biografia Malczewskiego:

Stanisława Różewicza wspomnienia:

Radosława Romaniuka pierwszy tom biografii Iwaszkiewicza:

Wojciecha Lipowskiego o sztuce widzenia i pisania Kornela Filipowicza:

I rzecz, która się już przewinęła przez blogi czyli Podróż słonia Saramago:

poniedziałek, 25 lutego 2013

Michał Rusinek - Opowieści niezmyślone

Rzuciłam się na te wspomnienia jak szczerbaty na suchary i caluśką niedzielę, poza 3-godzinną "przerwą obiadową", spędziłam w objęciach pana Rusinka. No, właściwie to on był w moich objęciach... dobra, nie będziemy tu dzielić włosa na czworo - spędziliśmy razem kilka godzin w łóżku. Kto by przypuszczał, że będzie tak miło, wszak to już wiekowy staruszek?

Oto autor sportretowany przez Witkacego:


Michał Rusinek był pisarzem i przede wszystkim działaczem kultury. Założę się, że nikt z Was (poza polonistami może) nie słyszał o nim ani w pierwszym ani w drugim charakterze. Popełnił jakąś trylogię o Krzysztofie Arciszewskim, no, to będzie rzecz dla amatorów. Ja zaś chcę poszukać innej jego powieści, zatytułowanej Pluton z dzikiej łąki, ze wspomnień wynika, że rzecz dzieje się w Krakowie, a kończy wymarszem Legionów.


Jak widzimy powyżej, autor wywodził się ze skromnego rodu. Rodzice wkrótce po ślubie postanowili przenieść się ze wsi do Krakowa i tutaj szukać szczęścia, nie posiadając roli. Znaleźli przystań przy ul. Św. Jana 12 - miejscu szczególnie mi bliskim, bo obecnie siedzibie Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. Wówczas była to własność znanego adwokata Klemensa Bąkowskiego, u którego ojciec Rusinka spełniał obowiązki palacza, odźwiernego, gońca i woźnego. Cała rodzina, złożona z ojca, matki i czterech synów (najmłodszy Michał miał być wreszcie dziewczynką i matka długo nie mogła mu przebaczyć spłatanego przy narodzinach psikusa) zamieszkała w sklepionej izbie w oficynie kamienicy. Ojciec, a potem owdowiała przedwcześnie matka dokładali wszelkich starań, by zapewnić swoim dzieciom wykształcenie, mimo - a może właśnie dlatego - że ojciec był przez całe życie półanalfabetą, a matka czytała głównie książkę do nabożeństwa.

Kolejne etapy kształcenia małego Michała prowadziły od szkoły elementarnej przy cichej uliczce Loretańskiej, gdzie pracowicie skrobał rysikiem po czarnej tabliczce pierwsze litery i śpiewał hymn Gott erhalte, Gott beschütze unsern Kaiser, unser Land poprzez gimnazjum Św. Jacka, kiedy to sprawiono mu piękny mundurek i pierwsze w jego życiu długie spodnie aż do prawa na uniwersytecie, które to studia niezamożny Rusinek łączył jednocześnie z pracą w Starostwie Górniczym przy ul. Karmelickiej, jako urzędnik jedenastej kategorii - niżej stali już tylko woźni i kanceliści z dwunastą kategorią.
W międzyczasie była jeszcze I wojna światowa, i krótki, bo 3-miesięczny, epizod "zabawy w wojsko" podczas wojny 1920 roku, i kolportowanie gazet dla zarobku, i pierwsze dawane korepetycje, i pierwsze próby literackie, wiersz wystukany chyłkiem na panaadwokackiej maszynie do pisania, i pierwsze uniesienia miłosne, przeżywane głównie podczas lekcji pobieranych na kursach tańca salonowego u Gruszczyńskiego w Sali Saskiej...
I wreszcie intensywne życie literackie w czasach studenckich, działalność w Jamie Michalikowej, w grupce skupionej wokół dodatku literackiego popularnego Ikaca. Wśród wielu postaci pojawia się oczywiście Adam Polewka, Kazimierz Czachowski, Leon Kruczkowski, Tadeusz Kudliński, Jan Wiktor czy patron tej literackiej młodzieży, Karol Hubert Rostworowski. Nie brak rozdziału traktującego o roli sportu w życiu młodych ludzi (głównie piłka nożna i wioślarstwo), a w nim zabawna historia pewnego wyjazdu na mecz do Tarnowa, kiedy to krakowska drużyna zainkasowała... trzynaście goli :)

Z czasem młodzi postanowili założyć krakowskie pismo literackie - w owym czasie liczyły się tylko warszawskie Wiadomości Literackie, które nikogo spoza sitwy na swe łamy nie dopuszczały. Pismo zyskało tytuł Gazeta Literacka i było miesięcznikiem. Niestety na przeszkodzie jego rozwojowi stał brak funduszów i wątła liczba prenumeratorów.
Nadszedł rok 1932 i niespodziewana propozycja z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, pod które swego czasu podczepiono Wydział sztuki, w miejsce zlikwidowanego przed laty Ministerstwa Sztuki: Rusinek miał objąć posadę w referacie literatury i teatru.

Zakładałam wprawdzie, że przeczytam cracovianum, a tymczasem na stronie 161 zaczęło się varsavianum.



O dziwo jednak, opowieść warszawska okazała się równie ciekawa,a wręcz pasjonująca. Bo też obracał się Rusinek w kręgu ludzi z najwyższej półki, przez długie lata zawiadował biurem Akademii Literatury pod bezpośrednim nadzorem Kadena-Bandrowskiego: w zalinkowanym artykule znajdziecie szereg nazwisk akademików - o każdym z nich mówi się we wspomnieniach. Cymesik i palce lizać!
Niezwykle interesująca jest też opowieść wojenna: tułaczka po ucieczce z Warszawy z żoną i małym dzieckiem czy tragiczne dzieje powstania i pobytu w obozie w Mauthasen.
Z wielką przykrością przeczytałam, jak powitał Kraków Rusinka wracającego z obozu. Żona z dwójką dzieci mieszkała wówczas w Domu Literatów przy Krupniczej.

Ech, ta małostkowość krakowska, ta biurokracja i czysto austriackie trzymanie się litery prawa... Nic dziwnego, że przy pierwszej nadarzającej się okazji Rusinek wrócił do Warszawy.

Na końcu tradycyjnie zamieszczam spis treści dla ewentualnego zapoznania się przed zakupem :)





Egzemplarz nabyty na allegro pochodzi z Książnicy Miejskiej w Toruniu i jak widać po zreprodukowanej niżej karteczce, nie cieszył się w bibliotece dużym wzięciem. A żal!



Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1969, wyd. I, 526 stron
Z własnej półki (kupione 7 sierpnia 2012 za 7 zł na allegro)
Przeczytałam 24 lutego 2013




Miesięcznik KRAKÓW
W telewizji tramwajowej zobaczyłam reklamę miesięcznika KRAKÓW. Kiedyś tam w parę numerów się zaopatrzyłam, ale nie zachęciły mnie one do stałego kupowania, za dużo w nich było polityki... No ale setny numer, zobaczmy, co tam wymodzili. Udałam się więc do kiosku.

Za 6 zł będzie co poczytać :)
Na razie rzuciłam tylko okiem (i migawką), ale w najbliższych dniach planuję solidną, systematyczną lekturę.
Prof. Markiewicz opowiada o Życiu Literackim:

Szereg wspomnień przyjaciół o Wisławie Szymborskiej:






Ciekawa prezentacja ulicy Kanoniczej w ujęciu Jana Rogóża:





O koligacjach rodzin krakowskich:


Pierwsza część cyklu o pomnikach krakowskich:


Jeszcze jedno wspomnienie o Marku Eminowiczu:


Fotoreportaż o Koryznówce czyli Muzeum Jana Matejki w Wiśniczu Nowym:



I jeszcze o Jerzym Turowiczu w rocznicę urodzin: