piątek, 25 lipca 2014

Jonas Jonasson - Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

Tak to jest, jak się człowiek da nabrać na bestseller. Nigdy więcej! Żałuję każdego grosza z wydanych 16 zł na tę "brawurową historię".
Albo może poczucie humoru mi się zawiesiło? Dosłownie nic w tej opowieści mnie nie bawiło, a jedynym jej plusem było to, że... szybko się przeczytała. I z głowy. Po raz pierwszy w życiu zastanawiam się, czy nie wystąpić na allegro z drugiej strony lustra i jej nie sprzedać. Żeby śladu po niej nie zostało.
Na razie jednak stoi tutaj:
Wśród innych nowości...

Rzućmy okiem na okładkę:
i tutaj:

Po czym następuje dedykacja odautorska, całkiem sympatyczna:
Cóż z tego, gdy zaraz potem zaczyna się opowieść i wkurzanie czytelnika nieprawdopodobnymi historiami. Ja rozumiem, że dziadek lubił wymyślać, ale wnuk przesadził w jego naśladowaniu. Walizka wypchana 50 milionami koron, słoń w szwedzkiej zagrodzie, który podróżuje samolotem, a wcześniej wygodnie dla ekipy bohaterów "rozdżemieżdża" (jak się mawia w mojej rodzinie) bandytę, zamach terrorystyczny w Dżibuti, który równie wygodnie likwiduje pozostałe resztki, student o 30-letnim stażu uniwersyteckim, natychmiast porzucający swój handel, komisarz policji, który przystaje do bandy... o transportowanie zamrożonego trupa drezyną się nie czepiam, bo jak się czytało Chmielewską, to się jest uodpornionym na detale. Ale to wszystko to nic w porównaniu z clou programu czyli życiorysem stulatka, osobistego znajomego wszystkich ważnych postaci polityki XX wieku, a to dzięki swemu zamiłowaniu do dynamitu i umiejętności konstruowania bomby atomowej. Jeśli ktoś chce poczytać, jak się robi idiotów z premierów, prezydentów, przywódców partii itede - to proszę bardzo.
Czemu narzekam? Bo nawet tzw. czytadło musi mieć "coś w sobie", a tu mi tego zabrakło. Stek bzdur, w którym nie potrafiłam się dopatrzeć niczego zabawnego. No chyba, że zabawne jest to, że stuletni mężczyzna sika na swoje kapcie, bo dalej już nie może.

Eee, nie chce mi się nawet o tej bzdurze pisać... Pocieszcie mnie, że lepiej sobie wybiorę następne lektury, co?

Początek:
i koniec:


Wyd. Świat Książki Warszawa 2013, 415 stron
Tytuł oryginalny: Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann
Przełożyła: Joanna Myszkowska-Mangold
Z własnej półki (kupione w Taniej Jatce 11 czerwca 2014 roku za 16 zł)
Przeczytałam 24 lipca 2014 roku

Obejrzałam też film, ale takie samo nic, jak i książka - jeśli nie gorsze :(



NAJNOWSZE NABYTKI
Właściwie weszłam na allegro w poszukiwaniu tej Miłości Lili (druga z lewej u dołu) Rybakowa (złotóweczka) - pisząc notkę o Na wozie i pod wozem... a za nią poszły inne :)
Pożyczalskich w przestworzach wzięłam, bo w domu są dwa tomy w tym wydaniu, warto uzupełnić (a kosztowało tylko 2 zł).
A Kysz i ja na Krymie już się czyta.

No a tutaj prezencik od Psiapsióły, która mnie zaopatruje w wydawnictwa uniwersyteckie:
Mam tego autora Poczet biskupów krakowskich, który czyta się świetnie, więc mam nadzieję, że i ta pozycja jest ciekawie napisana.

Stanowczo przegięłam pałę w tym miesiącu z nowymi nabytkami. A tu jeszcze są w drodze jakieś drobiazgi... a za chwilę będę płacić za Estreichera. W sierpniu dam sobie spokój :)

15 komentarzy:

  1. Mnie też dziwi popularność "Stulatka...", bo nawet przez 10 stron nie zdołałam przebrnąć. Bicie piany - takie było moje wrażenie. Założę się, że dowolna książka z Twojej listy zakupowej przyniesie więcej pozytywnych wrażeń.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) mogę mieć pewne wątpliwości co do Zorzy polarnej - cosik o dekabrystach bodajże - ale pozostałe powinny mię zadowolić :)

      Usuń
    2. A co, dekabrysta to pies.
      to mnei zmartwiąłś, ale nei z powodu stulatka, tylko przez to, że ostatnio nabyłam inny szeroko reklamowany (choć nie aż tak) bestseller - "Jej wszystkie życia". Czuję, że to były wyrzucone pieniądze....

      Usuń
    3. Nie słyszałam. Teraz czytam jedną recenzję - bardzo entuzjastyczną - i już widzę, że nie spodobałaby mi się :(

      Trzy tomy o dekabrystach? Będzie ciężko :) Ale kupowałam kompletnie nie wiedząc, o co kaman, tyle że z działu rosyjskiej literatury i za grosze.

      Usuń
  2. Czytałam o tym Stulatku...., ale mnie nie wzięło.
    Ładnie się zaopatrzyłaś w nowe rosjany.
    A gdzie jakiś przepisik, czyżbyś nie pichciła ostatnio. Za gorąco? Może sałatka jakaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nowego nie robiłam w kuchni. Jakoś nie było czasu pogrzebać, poszukać, zrobić listy zakupów. Więc lecę znaną tropą, jak powiedziałby pan Wilk. Teraz w weekend też rybka, brokuł i kuskus, a jutro schab w sosie, kasza i sałata - więc pisać nie ma o czym :) Zobaczymy, czy mi się będzie bardziej chciało na urlopie. Byle do piątku!

      Usuń
  3. "Stulatka..." nie czytałam, choć kiedyś kupiłam go na prezent koleżance i zastanawiam się, czy nie popełniłam błędu w wyborze. :) A, zmieniając temat, jaki Ty masz porządek w biblioteczce! Podziwiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu osobom powieść się podobała, więc może nie było źle :)
      A co do porządku... hm... nie brak ci u mnie półek, gdzie upchane są książki czy zeszyty poziomo na innych... nie wspominając o tym, że nie ma już porządku w układzie książek: tu dziecinne, to radzieckie, tu cracoviana... teraz upycha się w wolne miejsca kolejne książki i tyle. Boję się, że gdybym spróbowała poukładać to bardziej tematycznie, to nie pomieściłyby się :)

      Usuń
  4. A ja tego Stulatka miałam w planach, bo samo dobro o nim czytałam. A teraz się waham, bo recenzja recenzją, wiadomo, że najlepiej przekonać się osobiście, ale zgrzytnął mi już pierwszy akapit książki (na Twoim zdjęciu), "można by...że mógł" i dwa razy "decyzja", a to tylko cztery pierwsze linijki. A kolejny akapit od "Tak więc...". Jakoś mnie to nie zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zdanie jest takie: nic nie stracisz nie czytając, bo to w końcu żadna literatura. Nie tak, że wielką jest, tylko nie każdemu podejdzie. Wręcz przeciwnie: wielu osobom się spodoba(ło), ale nic sobą nie reprezentuje :)

      Usuń
  5. Czytałam i uznałam, że to naprawdę zabawna książka, byle nie brać wszystkiego na serio. :)
    http://mcagnes.blogspot.com/2013/01/stulatek-ktory-wyskoczy-przez-okno-i.html

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja właśnie jestem po filmie i zastanawiam się nad książką. Stylistyka filmowa mi odpowiadała i mam nadzieję znaleźć chwilę na lekturę teraz. Wiem, że powinna być inna kolejność, ale jakoś tak wyszło, że od filmu tym razem zaczęłam.
    http://pudelka-zapalek.blogspot.com/2015/02/stulatek.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ci z całego serca życzę lepszych wrażeń niż moich :)

      Usuń
    2. Na pewno jest to specyficzny styl, który trzeba lubić. Ja akurat w literaturze gustuję w reportażach i poezji :P ale filmy w takim klimacie bardzo mi odpowiadają. Np. Grand Budapest Hotel czy realizacje Jeuneta.
      Ale rozumiem, że są książki i filmy nie dla każdego.

      Usuń