Dzisiejsza notka będzie miała chyba z kilometr długości, nazbierało się, a to przez to, że książkę czytałam prawie cztery dni - raptem 350 stron, ale mało casu, panie.
Autor już znany, bo w październiku czytałam jego Listy z Capri. Tamta była z 1954 roku, a Aktor powstał w 1970, w Polsce opublikowano go już w trzy lata później, w 1973 roku, w tej nowszej serii Nike.
Podobnie jak Listy z Capri, jest to powieść psychologiczna, studium tytułowego aktora.
Oto zwięzła notka ze skrzydełka:
Narrator - alter ego autora (też jest reżyserem) - pewnego dnia czekając na lotnisku na odprawę spostrzega mężczyznę, który wydaje mu się znajomy. Obserwuje go, gorączkowo usiłując dopasować do twarzy nazwisko czy bodaj zawód. Dopiero widząc go z tyłu, rozpoznaje go jako aktora, skądinąd dość głośnego. Po wypukłości siedzenia, które stanowiło punkt ciężkości tej osoby. Pisarz wysuwa tezę o pewnej współzależności między systemem nerwowym działającym na kręgi ogonowe, a powołaniem i zawykami typowego aktora.
Bohater od pewnego czasu mieszka w Mediolanie, ale trzydzieści lat swego życia zawodowego i prywatnego spędził w Rzymie. Właśnie leci do stolicy Włoch na rozmowy w RAI (telewizji włoskiej) w celu zrealizowania pewnego projektu telewizyjnego. Wieczorem spacerując w dzielnicy, gdzie niegdyś mieszkał, odnajduje uliczkę, przy której za dawnych czasów działała restauracyjka "Martwy Pies". Tam spotykali się na wspólnych kolacjach ludzie filmu. Wśród nich był Enzo Melchiorri, dużo starszy od narratora, aktor teatralny, a później filmowy. Narrator przypomina sobie pewien epizod z tamtych czasów, gdy Melchiorri pożyczył mu (na wieczne nieoddanie) sporą sumę. Na fali nostalgii zagląda też do hotelu, w którym wówczas mieszkał - i tam okazuje się, że Melchiorri, o którym nawet nie wiedział, czy jeszcze żyje, właśnie go szuka. Niespodziewane spotkanie po latach.
Aktor potrzebuje pomocy narratora: nie pracuje już od dawna, a ze względu na żonę-hazardzistkę, która spędza prawie wszystkie wieczory w kasynie, pilnie potrzebuje pieniędzy. Czyli pracy. Narrator jako reżyser, z kontaktami w telewizji, może mu znaleźć zatrudnienie. I rzeczywiście zapala się do tego projektu, chcąc wesprzeć Melchiorrego, który jest mu bardzo sympatyczny, nie wspominając o dawnym długu wdzięczności.
Tak zaczyna się cała historia, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i napięcia.
Przeczytałam 15 listopada 2012.
I jeszcze mały cytacik, który dał mi do myślenia:
Odnoszę to do siebie i swojej (nie)wydolności jako matki. Za miętka byłam, dla własnej wygody... znaczy za mało kochałam?
Dla zainteresowanych zawartość drugiego skrzydełka (nie mam nic z tego i już raczej nie zamierzam mieć, serii NIKE wystarczy mi na długo).
A teraz DROGI PAMIĘTNICZKU.
Poleciałam po fajrancie do Muzeum Farmacji i zanabyłam inną publikację prof. Gajdy, w dużej części dublującą "O ulicy Kopernika w szczególności...", ale oj tam oj tam. Obrazki są i w ogóle (to takie albumowe wydawnictwo).
Następnego dnia w drodze do roboty wstąpiłam do antykwariatu na Jabłonowskich, pytając o Opowiadania Girtlera. Girtlera nie było, ale za to stały sobie na półce Dzieci Jerominów, omawiane już nieraz na blogach, więcem ściągnęła sprawdzić cenę. A tu - OSIEM ZET! No jak było nie brać!
Tego samego dnia dostałam od osoby z konszachtami na UJ dwa wydawnictwa uniwersyteckie związane z rusycystyką, zajrzy się:
Zaś wczoraj przyszły dwie pozycje z allegro. Szymon to po linii zawodowej, a pamiętniki Leszczyńskiego były cytowane przez Gajdę w O ulicy Kopernika, więc postanowiłam sobie rozszerzyć.
Przy okazji prezentuję zawartość jednej z szafek u mnie na zakładzie. Syćko to leży tutaj, bo nie mam przecież miejsca w domu. I nawet nie pamiętam co tu mam.
W drodze z allegro jeszcze 3 przesyłki, hm. Jak policzę, ile tego naściągałam w tym roku, to... to chyba powinnam przestać.
Obejrzałam włoski film La giusta distanza (Właściwy dystans) z 2007 roku, reż. Carlo Mazzacurati.
Na YT jedynie zajawka:
Oto główni bohaterowie: włoska prowincja w regionie Veneto, jej mieszkańcy i Nowa.
Nową jest Mara, młoda nauczycielka przysłana na zastępstwo i wzbudzająca zrozumiałe zainteresowanie, głównie wśród męskiej połowy lokalnej społeczności.
Niewątpliwie zainteresowany Marą jest Hassan, mechanik samochodowy pochodzący z Tunezji, ale zadomowiony we Włoszech i ceniony przez sąsiadów. Hassan niestety podgląda Marę, która wynajęła dom w dość odludnym miejscu.
Podgląda też Marę (a nawet czyta jej pocztę elektroniczną) 18-letni Giovanni, aspirujący do zostania dziennikarzem i pod pseudonimem piszący artykuły do IL CARLINO.
Po pierwszym nieporozumieniu, związanym z odkryciem przez Marę, że jest po kryjomu obserwowana, Hassan zdobywa zaufanie i przyjaźń nauczycielki: nawiązują romans.
Marą jest też żywo zainteresowany miejscowy bogacz Amos, co prawda żonaty z Rumunką znalezioną w katalogu, ale chętny na wspólną z Marą wycieczkę do Egiptu.
Nagle film obyczajowy - obraz życia prowincji włoskiej na początku XXI wieku - zmienia się w kryminał: Mara ginie zamordowana i wszystko wskazuje na Hassana. Toteż po szybkim procesie Tunezyjczyk zostaje skazany na 15 lat... i odbiera sobie życie w więzieniu, zostawiając jedynie liścik, zapewniający o niewinności.
Dotrzeć do prawdy postanawia jedynie Giovanni, rzucając w oczy adwokatowi Hassana:
- Skazaliście go z góry, bo tak wam pasowało!
Cóż, imigrant, choćby nie wiem jak zintegrowany, zawsze pozostanie imigrantem, obcym, na którego najwygodniej zwalić wszelkie winy.
A na koniec niespodzianka od Zbyszekspira z blogu W zaciszu biblioteki. Zadał mi 11 pytań.
Matko Boska.
1. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Zdecydowanie „Dzieci z Bullerbyn”. Kocham po dziś dzień. Sielska atmosfera, mimo że autorka nie omija trudnych tematów. Kwintesencja szczęśliwego dzieciństwa.
2. Jaka książka non-fiction zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Oj, nie odpowiem na to pytanie. Dziś robi na mnie wrażenie to, a za miesiąc co innego. Księgi życia nie mam. Nie zafiksowuję się na jednej pozycji.
3. Jakie 3 książki zabrałbyś/-łabyś ze sobą na bezludną wyspę?
Na pewno „Mistrza i Malgorzatę”. A dalej nie wiem. Często podają w takich przypadkach Biblię. Mnie to nie nęci. O, może zabrałabym siedem tomów Prousta i wreszcie je skończyła? Ostatecznie to jeden tytuł przecież!
4. Jakie pytanie zadałbyś/łabyś swojemu ulubionemu pisarzowi?
Nie mam ulubionego pisarza, więc…
5. Co sądzisz o e-bookach i audiobookach?
Że nie dla mnie one :) Wolę papierową książkę. Poza tym jestem wzrokowcem i nie umiem skupić się na samym słuchaniu. Ładnych kilka razy zaczynałam odsłuchiwanie „Doktora Faustusa”, którego raz nabyłam w Taniej Jatce, wiedziona jakimś dziwnym przekonaniem, że dam radę. I… zasypiam :)
6. Czy lubisz kryminały i fantastykę i dlaczego tak lub nie?
Kryminały tak, fantastyki nie. Sensacji też nie. Czysty kryminał, owszem. Minęłam się z powołaniem, bo chciałabym być detektywem. Acz nie mam takich zdolności dedukcji i łączenia faktów oraz przede wszystkim dobrej pamięci jak Nastia Kamieńska. Z s-f kiedyś, w młodości, spróbowałam czegoś, ale wybitnie mi z nią nie po drodze. Jestem przyziemna i lubię realia.
7. Czy uważasz, że praca tłumacza jest tak samo ważna jak pisarza? Jacy tłumacze i jakie ich tłumaczenia są według ciebie najlepsze?
Hm, sporo akurat myślałam (nie najlepiej) o tłumaczce przy okazji ostatnio czytanej książki. Ale mogłam sobie na to pozwolić, bo znam język oryginału i wychwytywałam żywcem przeniesione (dosłownie) na język polski wyrażenia idiomatyczne. Praca to z najtrudniejszych – tłumacz literatury pięknej jest (powinien być) sam twórcą. Odwieczny problem traduttore – traditore (tłumacz – zdrajca)…
Podziwiam na pewno Boya za jego wkład w przyswojenie Polakom literatury francuskiej.
8. Czy zdarza ci się nie pamiętać treści przeczytanej książki?
Ba. Dzięki temu mogę w kółko czytać kryminały :)
9. Które książki są według ciebie przereklamowane?
Staram się unikać takich ocen. Bo coś, co mnie nie podeszło, może być świetną książką dla innych. Ja być może po prostu nie zrozumiałam. Ogólnie unikam nowości, o których wszyscy piszą i które wszyscy czytają. Te właśnie wydają mi się przereklamowane, ale w sensie dosłownym.
10. Jaki jest Twój ulubiony cytat pochodzący z książki, którą kiedyś przeczytałeś?
Nie zapisuję sobie cytatów do kajecika, a tak z głowy nie potrafiłabym podać. Ech, ta moja głowa…
11. W jakim celu piszesz swojego bloga?
Początki były inne, ale teraz głównie interesuje mnie zapełnianie luk w Internecie :) Poza tym, jest to fantastyczny sposób na kontakt z innymi, też „zarażonymi”. No i dokumentacja pewnego okresu mego życia. To już zresztą czwarty prowadzony przeze mnie blog - toteż bez internetu nie wyobrażam sobie życia.
Tradycyjnie już (bo drugi raz) nie kontynuuję zabawy z powodu braku kreatywności. Mam taką koleżankę, która pod tym względem jest niezła i ciągle bierze udział w konkursach, gdzie trzeba coś wymyślić (typu hasło reklamowe, wierszyk) i nawet dostaje nagrody. Ja - buahaha.
Faktycznie post dłuuugi.Ja też mam grzechy jako matka i teraz to wychodzi na jaw, że za miękka byłam i z wygody i z dobroci serca.
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję Dzieci Jerominów - nie znam autora, ale jakoś do mnie ten tytuł przemówił i jeszcze do tego te dwa tomy.Czy to jakaś saga rodzinna.
Skoro @Zbyszekspir Cię wytypował to znaczy, że ceni Twój blog, a to w sferze blogowej coś znaczy gratuluję i pozdrawiam.)
Okazuje się, że te "Dzieci Jerominów" to prawie biały kruk, zajrzałam na allegro, a tam był tylko drugi tom za - uwaga! - 50 zł!
UsuńMarlow kiedyś pisał pięknie o tej książce i zachęcił mnie, choć nie interesują mnie specjalnie Mazury :) tak, to saga rodzinna.
Z dziećmi tak już jest, zawsze ma się sobie coś do wyrzucenia. Ja za bardzo kumpelką byłam (jestem), nie umiem narzucać komuś swego autorytetu...
To Ci się fartnęło z książką.
UsuńA co do filmu - oby to zawsze obcy a zatem pierwszy podejrzany i naszych to być może też spotyka na emigracji.)
Tak, to był zdecydowanie fart i to taki, z którego sobie nawet nie zdawałam sprawy do końca :)
UsuńWypasiona notka, taka od serca, jak ja tu lubię zaglądać:-)Dzieci Jerominów zaciekawiły mnie, nie do kupienia, ale są online, można poczytać od ręki http://www.ernst-wiechert.de/Ernst_Wiechert_Po_polsku/Ernst_Wiechert_Dzieci_Jerominow.htm
OdpowiedzUsuńTak, tę wersję onlajnową też znalazłam, no ale kto ma cierpliwość ślęczeć przez kompem godzinami. Choć oczywiście dobrze, że w ogóle jest.
UsuńDobrnęłam do końca na raty, bo mnie dziecię potrzebuje co i raz. Na temat filmu się nie wypowiadam, bo ja zacofana jestem w ogóle pod tym względem: od 4,5 roku nie oglądam. A jak chcę to mi schodzi parę tygodni na jednym.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale seria Nike jakoś mi nie podchodzi. Za mała czcionka? ów "Obraz życia..." może być bardzo ciekawy:)
Wersja odpowiedzi 11 pytań podobna, acz ja bardzo lubię nowości, tyle, że te po linii zainteresowań.
Pozdrawiam
A mnie jakoś seria NIKE od dzieciństwa się podobała... najpierw myślałam, że te małe książeczki to może dla mnie. Gdy okazało się, że nie za bardzo, obrazków wcale nie ma i jakieś takie niezrozumiałe rzeczy piszą, dałam sobie z nimi na razie spokój, ale pozostał mi głęboki do nich szacunek :)
UsuńNo to masz już trzech wiernych czytelników, którzy postanowili Cię wyróżnić w owej zabawie Liebster blog:) Oczywiście na pytania już nie odpowiadaj; ułożyłam je, bo niektórzy jednak lubią tego rodzaju zabawy.
OdpowiedzUsuńChętnie bym obejrzała przedstawiony przez ciebie film włoski.
Właśnie przeczytałam :)
UsuńStrasznie mi miło, żeś mnie tak wyróżniła!
I od razu mogłabym odpowiedzieć na pytanie JAKICH SŁÓW NADUŻYWASZ - słowa STRASZNIE :)
Film rzeczywiście wart obejrzenia. Na jakimś blogu włoskim przeczytałam negatywną recenzję... bo autorka uważa, że film pokazuje brzydką rzeczywistość, a tej już wystarczy i powinno się ją upiększać na ekranie...
Buahahaha!
Dobry wieczór :)
OdpowiedzUsuńNajpierw, gdy znalazłam Twój komentarz na blogu Montgomerry, chciałam tylko grzecznie się przywitać i podziękować nieznanej czytelniczce.
Ale po bacznej obserwacji Twoich książek, po przeczytaniu jednej i drugiej notki, coś mnie zastanowiło. Spojrzałam na Twoją półkę, gdzie piętrzą się cracoviana... i wszystko jasne.
:)
Ogromnie (STRASZNIE) się cieszę, że znalazłam Twój blog. Zaczytuję się w nim. Podziwiam.
I podpisuję się pod: 1, 5, 7, 8 i 9.
Ada, alem się uśmiała! Mój słowotok wszędzie jednaki :) i kolega niżej też mnie swego czasu rozpoznał :)
UsuńWidziałam u Ciebie, żeś mnie dała do linków, ale nie wiedziałam, żeś wykryła tożsamość :)
Ha, mam zdolności detektywistyczne :)
UsuńA ile mam teraz do czytania! Zima mi teraz niestraszna :)
No to jeszcze "jeden" do spotkania sieciowego się ostał:-)
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji: gdzieś Ci się nie przewinęło cośkolwiek o Paradzie we Wiedniu z 1908 roku?
Tej co cysorza lud Galicji na 60 rocznicę panowania fetował?
Kossak w "Pamiętnikach" po temacie ledwo co się przemknął, a z innych źródełek baaardzo niewiele wynika.
Pozdrawiam
Ps.A że nie piszę, nie znaczy że nie czytuję:-)
Oj, chyba tylko u Kossaka czytałam (jeśli to było przy tej okazji, kiedy polowanie na lisa i sam Najjaśniejszy Pan pochwalił jeździecką postawę dzielnego artysty - och, jak mnie drażnił ten czołobitny ton ;)
UsuńMaleńką wzmiankę znalazłam w czytanej ostatnio książce "Filmowy Kraków", Zbigniew Wyszyński, WL, Kraków 1975, s. 24-25. W rozdziale omawiającym repertuar kin w latach 1907-12, wśród nich - jako jedyne wartościowe - filmy dokumentalne o charakterze reportażowym.
Zacytuję fragment, bo naprawdę niewielki:
"Największą popularnością cieszył się "Żurnal Pathégo", odpowiednik dzisiejszej kroniki filmowej. W ogłoszeniach wyróżniano tematy sensacyjne oraz atrakcyjne ze względów patriotycznych. Przykładowo: [...]
Pochód jubileuszowy w Wiedniu zorganizowany dla uczczenia 60-lecia rządów cesarza Franciszka Józefa I. Pochód, który odbył się 12 czerwca 1908 roku, prezentowano w Krakowie na ekranie już od 1 lipca tegoż roku aż przez trzy tygodnie. Film stanowił niebywałą atrakcję, eksponując udział w uroczystościach grupy krakowskiej, w przygotowaniu której brali udział m.in. Włodzimierz Tetmajer, Wojciech Kossak i Henryk Uziembło. Widzowie mogli ujrzeć w kinematografie zainscenizowane w pochodzie wesele krakowskie, a ponadto prawdopodobnie fragmenty odsieczy wiedeńskiej i banderię konną krakusów."
I tyle... plus zdjęcie "Pochód jubileuszowy w Wiedniu - wesele krakowskie" (r. 1908 - repr. z prasy)
Niewiele tego, ale może dotrzesz do filmu? Ciekawe, czy ocalał.
PS
Jeszcze jeden, powiadasz? Kto wie, a nuż kiedyś go odkryję. W każdym razie odnalezienie tych Twoich książkowych zapisków to jedna z jaśniejszych stron tego listopada :)
"Filmowy Kraków" też trzeba będzie zaprezentować kiedy... mam przed sobą roboty na lata :)
UsuńAch, a ja myślałam, że powyżej to Szanowna Autorka w wersji niezalogowanej. Wdałam się tu w istną komedię omyłek ;) To pewnie dlatego, że mam detoks od kawy ;)
UsuńTak czy inaczej cieszę się, że tu trafiłam!
A ja tak czy inaczej za nawiązanie do tematu dziękuję:-)
OdpowiedzUsuńPs.Pocztówkowo temat mam całkiem obłaskawiony (włącznie z husarią, banderią krakowską W.Tetmajerem i szlachtą galicyjską) tylko źródełek mi brak:-)
Pozdrawiam
Jacek75