Sobota była jakaś taka niesposobna do czytania, ledwo zmogłam jedną niezbyt grubą książczynę czyli kolejnego Maigreta.
Maigret a peur czyli Magret boi się. Czego boi się komisarz?
Wybrał się on na kongres policyjny do Bordeaux, a wracając - mając w perspektywie jeszcze dwa wolne dni - wstąpił do przyjaciela w Fontenay. Kiedyś, w czasach uniwersyteckich, razem mieszkali w Nantes. Maigret studiował przez dwa lata medycynę, a Chabot skończył prawo. Maigret kilka razy skorzystał z gościny kolegi w domu jego matki, ale od ostatniej wizyty upłynęło wiele lat.
Jeszcze w pociągu w drodze do Fontenay komisarz dowiaduje się, że miasteczkiem wstrząsnęła właśnie podwójna zbrodnia: od ciosów zadanych jakimś metalowym narzędziem zginął miejscowy arystokrata Robert Vernoux, a następnie w ten sam sposób poniosła śmierć stara uboga wdowa, niegdyś położna. Wydaje się, że nic tych zbrodni nie łączy poza sposobem zadania śmierci, więc w miasteczku panuje przekonanie, że to robota jakiegoś szaleńca.
Maigret nie ma zamiaru zajmować się śledztwem, wszak wpadł tylko przywitać się z przyjacielem, ale chcąc nie chcąc zostaje wmieszany w następne wydarzenia: ginie trzecia ofiara, miejscowy pijak. Wszyscy oczekują po komisarzu rozwiązania zagadki. Jednocześnie w miasteczku zagęszcza się atmosfera podejrzliwości wobec rodziny Vernoux, a zwłaszcza młodego doktora Alaina Vernoux, który zabawia się studiowaniem psychiatrii. Maigret zaczyna obawiać się samosądu...
Po polsku wyszło jako Niepokoje komisarza Maigreta. Ale przyznam się do czegoś: nigdy jeszcze nie czytałam Maigreta po polsku i nie zamierzam. Czytanie po francusku ma pewien urok, który, obawiam się, mógłby zniknąć przy lekturze po polsku :) Tak że to jest może odpowiedź na pytanie Natanny jakiego autora nie zamierzasz czytać?
Przeczytałam 10 listopada 2012.
Oraz hura hura! Przyjechał kurier z moim ZAKUPEM ROKU! Na razie nie uchylę żadnego rąbka, poza oczywistością czyli że to cracovianum. Ale cracovianum, którego szukałam od ładnych kilku lat (opublikowane w 2005 roku) bezskutecznie! I nagle trach! pojawiło się na allegro. Wygłaskałam je, wyoglądałam, w międzyczasie przeczytałam kolejną książkę z listopadowego planu (o której jutro) i przed obiadem zaczęłam wreszcie systematyczną lekturę mojej nowości. A wokół niej narasta stosik przywołanych w książce innych tytułów :)
W piątkowy wieczór dałam się skusić projekcji rosyjskiego filmu Admirał w Centrum Kultury Rosyjskiej. Film co prawda mam w domu, ale pokusa polegała na zapowiedzianych polskich napisach: ach, nie będę się męczyć z rosyjskim, wszak tam wojna, rewolucja, marynarka, może słownictwo za trudne.
Jest to film biograficzny, opowiadający o admirale Aleksandrze Kołczaku, przywódcy białych w czasie wojny domowej w Rosji.
Niestety reżyser - Andriej Krawczuk - poszedł w kierunku bardzo hollywoodzkim, począwszy od początku, kiedy staruszka Anna Timiriowa, wielka i ostatnia miłość Kołczaka, wspomina dawne czasy i całą historię - jak w Titanicu.
Film ponoć pełen jest nieścisłości historycznych, no ale tu się nie mogę wypowiadać, cóż ja wiem na ten temat.
Kołczaka zagrał Konstantin Chabienskij:
Annę Timiriową - Liza Bojarska:
A generała Kappela - Siergiej Bezrukow.
Czyli gwiazdorska obsada.
No ale wyszedł taki melodramat, bo głównie skoncentrowano się na wątku miłosnym.
A z moich chytrych planów obejrzenia filmu po polsku też wyszło... nie wiadomo co. Albowiem napisy przesłaniał... czarny pasek, którego paniom obsługującym projekcję nie udało się zlikwidować :(
Stanowczo najlepsza jest piosenka Liube :)
A kiedy będzie odtajnione, jakie to cracovianum?;) Bo ja już i tak nie będę mogła spać z ciekawości...Jak Ty je znajdujesz? A może to one Ciebie?:)
OdpowiedzUsuńWszystko opiszę :) we wtorek!
UsuńDopiero???;)
UsuńHe he, co za test na cierpliwość :)
UsuńGdyby nie moje nieodpowiedzialne lenistwo też bym mogła czytać po francusku, dzisiaj przychodzi mi tylko żałować.
OdpowiedzUsuńFilm chyba zaczęłam oglądać w tv, ale mnie drażnią filmy w hoolywoodzkim stylu. Podobnie nie podobają mi się amerykańskie lub inne poza rosyjskimi filmami opartymi na rosyjskiej literaturze.Dotyczy to min. adaptacji Anny Kareniny, ja zawsze wspominam tę z Tatianą Samojłową, chociaż do dzisiaj pamiętam, że oglądanie oglądanie tego filmu bardzo dawno temu w kinie zepsuł mi polski dubbing.Anną była Aleksandra Śląska, która przesadzała z namiętnością w głosie.)
Ależ nic straconego. Jeszcze możesz się zawziąć i do francuskiego wrócić :)
UsuńJa osobiście wiążę pewne nadzieje nawet z niemieckim, na który chodziłam chyba przez 4 semestry i z którego nic nie pamiętam. Doszłam co prawda do wniosku, że po prostu niemieckiego należy się uczyć w młodym wieku, bo w starszym to już nic do głowy nie wejdzie... ale gdzieś tam z tyłu głowy mała nadzieja jest :) Toteż pewnego dnia nabyłam na allegro zestaw 10 książek - niemieckie wydanie Reader's Digest - i one sobie teraz czekają. Częściej się zżymam, że miejsce tylko zajmują, ale czasem się jeszcze łudzę, że zastartuję...