piątek, 4 stycznia 2013

Wiktor Zawada - Kaktusy z Zielonej ulicy

Pierwsza część cyklu o przygodach chłopców z Zamościa w czasie II wojny światowej. Tak, o przygodach, bo jest to wspaniała przygodówka właśnie.
Wiktor Zawada to pseudonim dziennikarza i pisarza Witolda Eugeniusza Welcza, zmarłego 6 lat temu. W młodości Welcz był lekkoatletą, a potem zajmował się dziennikarstwem sportowym. Cykl powstał w drugiej połowie lat 60-tych i najwyraźniej cieszył się wielką popularnością, skoro egzemplarz przeze mnie czytany to było V wydanie.

Kończy się lato 1939 roku i chłopcy z ulicy Zielonej szaleją do upadłego, wykorzystując resztki wolnego od nauki czasu. Oprócz ulubionej zabawy w Indian Delawarów pojawiają się inne, niecodzienne: oto pan Bronisław Cent, ojciec Dzidka, przynosi z pracy do domu maskę gazową. Chłopcy puszczają więc "gazy" z rozpalonej puszki z dziurkami i pławią się w kłębach dymu, dopóki nie zostaną posądzeni o chęć puszczenia z dymem zabudowań. Wkrótce mają jeszcze lepszą zabawę - na podwórku będzie się budować schron przeciwlotniczy. Sami przyznacie, że takim 10- czy 12-letnim urwipołciom więcej do szczęścia nie potrzeba. Chłopcom dzielnie towarzyszy Milka, młodsza siostra jednego z nich, która już nieraz sprawdziła się w akcji, chociaż dziewczyna.
Cóż, kiedy któregoś poranka, gdy schron został już urządzony, naszych bohaterów zbudziła straszna nowina: podchorąży Mietek Czupryna zdradził. Odjechał nie zostawiając żadnej wiadomości, choć tak dobrymi byli dla niego żołnierzami, pięknie pucowali mu konia i uprząż. Nieporozumienie szybko się wyjaśnia, podchorąży został zmobilizowany. W karteczce, którą nie od razu zauważyli, obiecał, że wróci na swoim Wichrze z samego Berlina. Tymczasem dzieciaki mają kolejną zabawę: przyklejanie pasków papieru na szyby okienne, co miało je chronić przed wypadaniem wskutek detonacji bomb. Władczyni domowego gospodarstwa państwa Centów (czyli po prostu służąca) Polcia zwana Kapelusik robi pośpiesznie olbrzymie zapasy żywności. I właśnie podczas wyprawy z Polcią na targ po kaszę gryczaną Dzidek pierwszy raz jest świadkiem bombardowania lotniczego i pierwszy raz doświadcza, co to prawdziwy strach.

Mieszkańcy Zamościa w popłochu uciekają na wieś, ale szybko wrócą do swych zdemolowanych i obrabowanych z wszelkich mniej lub bardziej cennych rzeczy domów. Zacznie się inne, wojenne życie. U Centów pojawi się niechciany lokator - Herr Pacurek. Szkoły zostaną zamknięte. Dzieci będą świadkami rozbrajania polskich żołnierzy i odbierania im orzełków. Same zapragną zorganizować się w wojsko, a nazwę Kaktusy zyskają dzięki śmiałemu gestowi rozeźlonej Polci Kapelusik, która zrzuca na głowę Herr Pacurka doniczkę z tą właśnie rośliną. Kaktusy będą organizować psikusy w rodzaju przestawienia budki wartowniczej Niemcowi, ale spróbują też pomóc Żydowi doktorowi Goldowi, gdy ten będzie krył się przed szantażystą-Niemcem, czy pójdą pocieszać wdowę po bohaterskim żołnierzu Września. Nie zabraknie dramatycznych momentów, gdy Jasiek wpadnie w łapy żandarmów po godzinie policyjnej czy gdy gestapo uprowadzi głupiego Franka.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Styczniowa Trójka e-pik" - pierwszy to raz uczestniczę w jakowymś i nie wiem, czy powinnam tu umieścić jakiś baner czy co :) w każdym razie chodzi o powieść, której akcja dzieje się w polskim mieście. Zamość właściwie jest tu tylko bladym tłem, ulicą Zieloną, Lwowską czy Zdanowską, ale pod koniec książki autor jakby się ocknął i zaproponował spacer po mieście w towarzystwie wuja Hipolita (ojca dwójki bohaterów), gdzie mówi się co nieco o założeniu miasta, o warowni, o Ormianach i innych narodowościach licznych niegdyś w Zamościu.
O, znalazłam i tu daję banerek, żeby wymogom wyzwania stało się zadość:

Ilustrował w bardzo charakterystyczny sposób Ludwik Paczyński:

Wydawnictwo Lubelskie 1987, wyd. V, 221 stron
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 3 stycznia 2013.

Obejrzałam film włoski Nessun messaggio in segreteria (Żadnych wiadomości na sekretarce) z 2005 roku, w reżyserii duetu Paolo Genovese i Luca Miniero.
Trailer (paskudnej jakości):

Bohaterem filmu jest 70-letni samotny jak palec emerytowany urzędnik Walter, który jak sam mówi, ni cholery nie ma do roboty, a garnie się do ludzi. Toteż podejmuje się rozmaitych czynności, na przykład któregoś wieczoru postanawia zastąpić zaprzyjaźnioną z nim striptizerkę, która właśnie się przeziębiła, w peepshow:
Nie, nie proponuje rozbieranki, ma za to dużo do opowiadania :)
Kandyduje na zebraniu lokatorów na darmowego administratora kondominium, zyskując tylko jeden głos "za" - Franceski, która niedawno sprowadziła się do kamienicy wraz z 10-letnią córką Sarą. To właśnie Sara, namiętnie pragnąca znaleźć matce jakiegoś mężczyznę, który będzie brudził w domu, zostanie wierną przyjaciółką Waltera i wspólniczką w słusznej sprawie: otóż któregoś dnia Walter przeczytał w gazecie, że według najnowszych badań statystycznych na każdego młodego pracującego człowieka przypada jeden starzec, który siedzi w domu.
Wpada więc na pomysł, by odnaleźć "swojego" młodzieńca i zaopiekować się nim, pomagać mu - bo to wielka odpowiedzialność, gdy ktoś pracuje na ciebie.
Sara dzielnie asystuje w poszukiwaniach i wreszcie wybór pada na Piero, mającego co prawda dobrą pozycję zawodową, ale chorobliwie nieśmiałego. Głównym pragnieniem Piera jest zacząć żyć niebezpiecznie, to sobie codziennie pisze obok listy zakupów :)
Ich dziwna przyjaźń ma swoje wzloty i upadki, ale ryzykuje zakończeniem, gdy Piero przyznaje się Walterowi, że zakochał się. Jego wybranką jest pewna "operatorka ekologiczna" czyli po prostu śmieciarka (hm, chyba nie ma po polsku słowa na żeńską odmianę tego zawodu), którą widuje ze swego okna, gdy ta wieczorem wraz z koleżanką zbiera siatki ze śmieciami na jego ulicy i dyskutuje na temat mężczyzn, oceniając ich po zawartości śmieci.
Walter najpierw oburza się na projekty miłosne Piera, ale w końcu zgadza się mu pomóc w zdobyciu ukochanej, instruując go szczegółowo, jak ma postępować z partnerką w łóżku na przykładzie manekina (Piero pilnie robi notatki).
Co z tego wyniknie? Czy Piero przemoże swą nieśmiałość i podbije serce ukochanej? Czy matka Sary znajdzie swego mężczyznę? I co na koniec z Walterem?
Bardzo zabawna komedia ze świetną rolą Carlo Delle Piane jako staruszka, aktora baaaardzo charakterystycznego (zobaczcie jego nos!), który grał w wielu filmach mojego ulubionego Pupiego Avati. A przy tym gorzki głos na temat starości i samotności.
I jeszcze fragment filmu, gdzie Piero chce popełnić samobójstwo, ale przeszkadza mu w tym psychopatyczny właściciel wypożyczalni kaset wideo, domagający się natychmiastowego zwrotu Poszukiwaczy zaginionej arki:



Świetna wiadomość na początek roku to ta, że chłopak, który robił mi wcześniej regały na książki, zgodził się zrobić kolejne. Ma przyjść mierzyć w przyszłym tygodniu, a zrobić na około 20-tego stycznia. Z jednej strony jestem zachwycona i nie mogę się doczekać układania książek na nowych półkach, a z drugiej znam ja go już dobrze, przecherę, i wiem, jak wiecznie odkłada na później, przekłada, zmienia umówione terminy. Więc pytanie, czy się w styczniu wyrobi :)
Tymczasem ułożyłam książki - te moje nabytki zeszłoroczne nigdzie jeszcze nie rozparcelowane - na podłodze i przynajmniej ich tytuły mogę widzieć i się nimi cieszyć. Zamiast czytać - przyglądam się :)

13 komentarzy:

  1. Jak ja kochałam tę książkę! Mama mi podsunęła i to była jedna z fajniejszych lektur mojego dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety! Ale piękny stos. Moje czujne oko wypatrzyło perełką najprawdziwszą. Otóż zauważyłam, że jesteś szczęśliwą posiadaczką "Przypadków inżyniera dusz ludzkich" J. Škvorecký'ego! To prawdziwy rarytas, bo trudno zdobyć tę powieść. Nakład wyczerpany. Pluję sobie w twarz, że kiedy można było kupić, nie zrobiłam tego, bo cena mnie odstraszała. Ostatnio jedna z blogerek żaliła się na to samo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja kupiłam taniej niż w księgarni, bo w Hurtowni Taniej Jatki :) ale nie miałam pojęcia, że taka poszukiwana :) leży sobie dziewicza na razie :)

      Usuń
    2. Oj, ciesz się, że ma tę powieść:)

      Usuń
    3. Znacznie podbiłaś jej wartość w moich oczach :)

      Usuń
  3. Jest coś w tym, że przyglądamy się ksiażkom.Jest w tym coś, że lubi się po prostu wsród nich poprzebywać, poczuć ich cichą obecność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało tego - lubię mieć zawsze jakąś przy sobie, choć nieraz wiem, że nie zajrzę. Tak jak dzisiaj "na mieście" - było tak ponuro, że nawet nie wyciągnęłam książki w tramwaju... ale ważne, że ze mną była :)

      Usuń
  4. Książka nie dla mnie, ale ilustracje ciekawe no i pasują jakoś do książki. :) Bynajmniej, tak mi się wydaje ^^


    ps. Na moim blogu właśnie wystartował konkurs, w którym do wygrania "Giń" Hanny Winter.
    Szczegóły tutaj:
    http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2013/01/zimowy-konkursik-3.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja podobnie jak Książkozaur również uwielbiałem tę książkę. Czytałem ją w okresie mojej młodzieńczej fascynacji wszelkimi wojennymi opowieściami. W podobnym klimacie jest książka "Jarek i Marek na tropie szpiega" Cezarego Leżeńskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz. Kolejny tytuł do listy - a już ich trochę jest, bo tu bywalcy nawymieniali :)

      Zajrzałam do tego Leżeńskiego, co za ciekawy życiorys... i bibliografia imponująca!

      Usuń
  6. wznawiamy:) , mogę prosić o kontakt marketing@zysk.com.pl

    OdpowiedzUsuń