Trzecia część cyklu Wiktora Zawady o okupacyjnych przygodach chłopców z ulicy Zielonej w Zamościu.
Pierwsza - Kaktusy z Zielonej ulicy
Druga - Wielka wojna z czarną flagą
O ile poprzednie tomy, zwłaszcza pierwszy, mówił rzeczywiście o przygodach, traktując je z lekka w konwencji komediowej, atmosfera w tomie trzecim robi się gęsta. To już nie wesołe harce i figle czynione Szkopom, tu rzeczywistość okupacyjna objawia się w całej pełni, a nasi bohaterowie doświadczają wielu okrutnych przeciwieństw losu. Mamy tu i konsekwencje wysiedleń na Zamojszczyźnie i czarną rzeczywistość obozu dla wysiedlonych i przymusowe rozstania matek z dziećmi (matki wysyłane do pracy w Niemczech, a dzieci przeznaczane na zniemczenie bądź eksterminację, w zależności od warunków fizycznych) i dramatyczne warunki życia "na swobodzie" chłopców pozbawionych rodziców i pacyfikacje wsi w odwecie za niewypełnianie kontyngentów czy akcje partyzanckie i wegetację wysiedlonych ludzi w ziemiankach w lesie i wreszcie sam pobyt Jaśka wśród leśnych ludzi, co jest znakomitym pretekstem dla ukazania działalności partyzantów.
Jasiek dorośleje wśród śmierci swych przyjaciół. Przechodzi ciężką zaprawę "wojskową" pod bacznym okiem sierżanta Łóżko, ucząc się, że wojsko to nie tylko bezpośrednia walka z wrogiem, ale i dyżury w kuchni i pędzenie wieprzka ze wsi dla zaopatrzenia obozu. Że nie wolno znęcać się nad wrogiem, jeśli nie chcemy być tacy jak oni. Że nie strzela się w plecy, nawet największemu nieprzyjacielowi. Że toczy się walkę z okupantem nie dla prywatnej zemsty, ale dla wyswobodzenia kraju i odzyskania wolnej ojczyzny.
(No, jak to już z tą wolną ojczyzną potem było, to inna sprawa)
Zastanawiam się, który z tomów chciałabym wybrać, gdyby miał stać się lekturą obowiązkową w szkole. Czy ten pierwszy, skupiający się na żartach i psikusach, choć też sygnalizujący, co się w kraju działo podczas wojny - czy też ten ostatni, tak dramatyczny i okrutny, tak obnażający ówczesną rzeczywistość? A Wy jak myślicie?
Nawiasem mówiąc, oddawałam wczoraj na Rajskiej poprzednie Kaktusy i niechcący pożyczyłam cykl Cezarego Leżeńskiego o dwóch bliźniakach Jarku i Marku, wspomniany przez Charliego Librariana w komentarzu do pierwszej notki. Też wojenne losy, ciekawam jak tym razem opisane.
Ilustrował Ludwik Paczyński, dokładnie w tym samym stylu, co poprzednie tomy, więc nie zamieszczam dodatkowych zdjęć.
Wydawnictwo Lubelskie, 1989, wyd. IV, 279 stron
Z biblioteki na Królewskiej
Przeczytałam 9 stycznia 2013.
Z KINA
Obejrzałam - po raz kolejny - film radziecki Osiennij marafon/Jesienny maraton, z 1979 roku, w reż. Gieorgija Danieliji.
Осенний марафон
Nosi on podtytuł "pieczalnaja komedia"/smutna komedia - i taki właśnie jest.
Przepiękny, melancholijny, polecam!
Bohaterem jest Andriej Buzykin, zdolny tłumacz, mężczyzna po czterdziestce, uwikłany w... uwikłany w życie: bo i dwie kobiety i koleżanka-tłumaczka, której ciągle pomaga i stosunki w pracy i ten profesor z Danii, z którym trzeba uprawiać jogging i córka, która źle wyszła za mąż, jego zdaniem...
Buzykin całe życie biegnie. Stąd ten tytułowy maraton (a jesienny, bo wkroczył już w jesień życia, ma zdaje się 43 lata). Od żony do kochanki, z jednej pracy do drugiej, od wydawnictwa na uczelnię. Buzykin jest uzależniony od budzika w ręcznym zegarku i od telefonu.
Ciągle goni od budki telefonicznej do innego aparatu: dzwoni od kochanki do żony, że jest jeszcze na zebraniu na uczelni, a potem z domu do kochanki, że nie da rady się już dziś wyrwać.
Żony już chyba nie kocha, ale nie potrafi jej zostawić, odejść.
Kochanka urządza sceny, jest jeszcze młoda i chciałaby ułożyć sobie z Buzykinem życie, chciałaby mieć z nim dziecko, byłoby takie inteligentne po ojcu.
Buzykin wszystko to rozumie, wie, że powinien podjąć decyzję w którąś stronę, ale nie potrafi nikomu sprawić przykrości, nikomu odmówić.
Nie odmawia koleżance, która w teorii też jest tłumaczem, ale zna się na tym jak kura na pieprzu i bezustannie wzywa pomocy Andrieja. Kończy się to tak, że zamiast poprawek - robi on całe tłumaczenie na nowo - wszystko to z przyjaźni i dlatego, że ... oczywiście, nie potrafi odmówić.
Nie potrafi odmówić profesorowi Hansenowi z Danii, który właśnie tłumaczy na swój język Dostojewskiego i dosłownie zalągł się u Buzykina, w dodatku zmusza go do codziennych porannych biegów po osiedlu. - Wy gotow? - pyta, pojawiając się o świcie. Buzykin wsiegda gotow - spełniać ludzkie prośby.
Nie potrafi wyrzucić za drzwi sąsiada (świetny Jewgienij Leonow), który poznawszy u niego profesora natychmiast proponuje wódeczkę dla wzmocnienia przyjaźni. Siedzą, piją, lulek nie palą, choroszo sidim - stwierdza w ramach konwersacji prosty sąsiad.
Następstwem wódeczki jest grzybobranie, a następstwem grzybobrania dla profesora - pewien przybytek użyteczności publicznej, dzięki któremu Hansen poznaje nowe słowo - wytrezwitiel :)
Gdy Buzykin spóźnia się na samolot, którym odlatywała na dwa lata gdzieś na Wschód córka z mężem, żona ma już serdecznie dość i postanawia odejść. Wydaje się, że jest to jakieś rozwiązanie dla Andrieja - ktoś podjął za niego decyzję, więc wszystko się ułoży, nowe życie z kochanką - choć sercem jesteśmy za żoną, ale właściwie obu kobiet żal. Koniec jednak nie wróży dobrze, żona wraca i chyba znów będzie wszystko po staremu...
Świetny Oleg Basiłaszwili jako Buzykin i Natalia Gundariewa jako żona.
Film szczególnie mi bliski, bo ja też jestem trochę buzykinowata.
Na portalu kino-teatr.ru film ma 2400 komentarzy :) chciałoby się je kiedyś wszystkie przeczytać, bo to wiele rozjaśnia i pozwala lepiej zrozumieć film... ech, czemu tego czasu ciągle w życiu mało!
NAJNOWSZE NABYTKI
Kolejna pozycja na temat Piwnicy Pod Baranami. Nie miałam pojęcia, że takie coś wyszło, a znalazłam w antykwariacie, w dodatku za przystępną cenę 36 zł (w porównaniu do księgarskiej - 55 zł).
Jak widać z zajawki na okładce, dopuszcza się możliwość kolejnych książek na temat Piwnicy... chyba jeszcze Encyklopedii brakuje :)
Przy okazji zadumałam się, że przydała by się taka strona w internecie, gdzie umieszczano by info o wszelkich wychodzących w Polsce publikacjach. No bo niby można studiować dział NOWOŚCI na stronach wydawnictw, ale ludzie, kto by to ogarnął. W dodatku są różne takie wydawnictwa, o których człek nie słyszał, choćby to właśnie - TRIO. A może taka strona istnieje, tylko ja o niej nie wiem?
Przyszła też paczka z allegro, z książkami zakupionymi jeszcze w grudniu:
Uzupełniony Wil Lipatow i cykl Siemionowa, jedna węgierska (mniam mniam) i jedna słowacka - mam straszny sentyment do tej serii Pisarzy Czeskich i Słowackich od czasów dzieciństwa, kiedy to czytałam Szwejka w tym właśnie wydaniu (zaginęło, niestety, odkupiłam sobie już inne).
A tu rezultat wczorajszego zajrzenia do antykwariatu na Jabłonowskich:
Wspomnienia aktora Leszka Piskorza z jego dzieciństwa spędzonego na Grzegórzkach - do tej pory obchodziłam z daleka, ale cenę 12 zł uznałam za "do przyjęcia" :) A ten przewodniczek obok to już w ogóle - za 2,50.
Tak, wiem, miałam się hamować - ale to cracovianów w żadnej mierze nie dotyczy. Mało tego, na jutro planuję następne zakupy. Otóż we wtorki spotykam zazwyczaj takiego luźnego znajomego, który też bywa na odczytach w Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. No i tak się jakoś utarło, że zawsze chwalimy się nabytkami. I wczoraj pokazał mi ów znajomy pewną pozycję wydaną przez Politechnikę Krakowską. Zaraz po powrocie do domu weszłam na stronę tej uczelni, wyszukałam publikacje (tę i parę innych) oraz informację, że można je nabywać nie tylko na PK, ale również w Głównej Księgarni Naukowej na Podwalu i tamże się wybieram w czwartkowe popołudnie, w drodze na Zlot Czarownic (spotkanie kobitek), coby połączyć przyjemne z pożytecznym.
Z FRONTU NOWYCH REGAŁÓW
Dziś się obiecywał Pan Stolarz na branie miary. Oczywiście już nie będzie dziś, ale jutro - ale też nic pewnego, bo będzie dzwonił. A ja już naprawdę chcę rozkładać na półkach tę serię KIK i inne :(
No proszę:)
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam to książka Leżeńskiego jest trochę bardziej "na poważnie".
Utrzymana w klimatach mocno patriotycznych.
Ale nie pamiętam dokładnie, bo czytałem ją w czasach zamierzchłych, kiedy jeszcze dinozaury korzystały z Internetu za pomocą krzemiennych kręgów:)
:)
UsuńJeszcze czwarty był: "Marek na wyspie nadziei", ale nie wystarczyło mi już karty :)
Jeśli chodzi o nowości to nie znam żadnej strony, która byłaby pomocna. Ja zaglądam na strony wydawnictw, ktore publikują ksiażki o tematyce, która mnie interesuje. Ale ile nowości ucieka, o których się nie wie, bo nakład mały, a dystrybucja ogranicza się np. do lokalnego terenu.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Jakieś kompletnie nieznane wydawnictwa się trafiają. W moim wypadku to jeszcze powinnam przeglądać strony uczelni różnych, okazuje się.
OdpowiedzUsuńJa wczoraj weszłam na stronę Księgarni Akademickiej w Krakowie i... już zakup dokonany, czekam teraz na przesyłkę.
UsuńPamiętniki pensjonarki?
Usuń:)
Dokładnie tak:))) Nawet mam już na biurku, wlaśnie przyszła przed chwilką. Jakaś ekespresowa dostawa:)) Gdy przeczytam podzielę się refleksajmi na blogu.
UsuńJak to łatwo wyczaić, gdy się czyta czyjś blog :)
Usuń