czwartek, 7 marca 2013

Władimir Sangi - Wesele Kewongów


Władimir Sangi to pierwszy pisarz niwski, wynalazł nawet ich alfabet i tłumaczył rosyjskich klasyków na język swych przodków. Sam pisał również po rosyjsku i właśnie z rosyjskiego ta powieść została świetnie przełożona na polski. Autorką tłumaczenia była Marta Okołów-Podhorska, stała tłumaczka Ajtmatowa, zaprzyjaźnionego z Sangim - zadedykował mu nawet swą opowieść o Niwchach na morzu - Łaciaty Pies biegnący brzegiem morza.
Tymczasem ta powieść - Wesele Kewongów - została zadedykowana synowi autora - pierwszemu Niwchowi urodzonemu w Moskwie. Wyobraźcie sobie, co to za mały naród, że są w stanie dokładnie określić takie sprawy...


Niwchowie żyją z rybołówstwa i myślistwa, a wyglądają tak:

Zdjęcie z Wikipedii

Niestety, powieść mnie nudziła w czytaniu. Raptem 180 stron, a zabrało mi to trzy wieczory. Oczywiście ma duże walory poznawcze, jest tu mnóstwo opisów życia i zwyczajów Niwchów, ale trochę to wszystko odstręczające. Ciągle tylko łowią te ryby, suszą jukołę, zabijają reny, polują na głuszce i... jedzą. Opisy jedzenia są najgorsze - flaki się literalnie wywracają:
Było bardzo dużo ryb, więc gdy złapali gorbuszę, odgryzali jej smaczny chrząstkowaty nos, a resztę wyrzucali do wody.

Wrzuciła duże głowy do zimnej wody, szybko zmyła gęsty śluz, zabrała się do rozcinania. Zręcznie oczyściła nożem wieczka oskrzelowe i szczęki z dużymi zakrzywionymi zębami. Oddzieliła je od głowy. Tymczasem herbata się grzała. Kaskazik włożył do ust płatki najdelikatniejszych mięśni żuchwy z drobnymi miękkimi chrząstkami. Potem przeżuwał mięsiste policzki, a następnie duże, przecięte na pół oczy. W chwili, gdy się dobrał do największego przysmaku - dużych chrap nosa - zagwizdał imbryk.
No weźcie!
Herbatę zreszta też najczęściej pili z huby. Byli praktycznie narodem samowystarczalnym, nieliczne towary sprzedawali im za sobole skórki rosyjscy kupcy.

Wspomniany Kaskazik jest głową rodu Kewongów, od Ke-wo czyli Górnej Osady. Ród liczy trzech członków właściwie, no bo żona i córka się nie liczą ;) tylko ojciec i dwóch synów. Właśnie dla młodszego syna, jako tego bardziej kochanego, Kaskazik chce znaleźć żonę. Kwestia ta jest rozstrzygającą dla dalszego istnienia rodu - potrzebne są dzieci, więc wszyscy mężczyźni: Kaskazik, Naukun i Ykiłak zbierają wykup: skórki sobole, lisie, wydrze i inne bogactwa. Sami chodzili w ubraniach sporządzonych z rybiej skóry, byle odłożyć na wykup jak najwięcej. Wydaje się, że sprawa jest załatwiona z pobliskim rodem Awongów (A-wo - Dolna Osada), gdzie dawno już przyobiecano dla Ykiłaka córkę Łańguk. Cóż, kiedy w paradę wchodzi inny ród - Ngakswongów, dysponujący dużą ilością araku, który szybko spija nieprzyzwyczajone do ognistej wody głowy Awongów. Nie całkiem udane będzie wesele Kewongów, do którego tak się szykowali i z którym takie wiązali nadzieje...

Ludzka historia, tyle że osadzona w egzotycznych dośc realiach - ale jakoś mnie nie wciągnęła. Podziwiałam za to pracę tłumaczki i to w czasach przedinternetowych, kiedy znajdowanie polskich odpowiedników różnych słów musiało być nie lada kłopotem.

Tytuły KIK w 1980 roku przedstawiały się skromnie:


Było ich mało, ale za to wydawca wpadł na pomysł opisania ich w środku:




Wyd. PIW Warszawa 1980, wyd.I, 184 strony
Seria KIK
Tytuł oryginalny: Żenit'ba Kiewongow /Женитьба Кевонгов, 1975
Tłumaczyła: Marta Okołów-Podhorska
Z własnej półki (kupione 8 listopada 2012 za 1zł na allegro)
Przeczytałam 6 marca 2013.


NAJNOWSZE NABYTKI


Tu się proszę nie śmiać, bo znalazłam tam bardzo ciekawe rzeczy, na przykład o kanałach pod Śródmieściem. Ledwie kilka dni temu wyszukałam to na allegro, ale kosztowało 40 zł, więc się wstrzymałam, tyle że dołożyłam do newslettera allegrowego i zaraz pojawiła się następna aukcja, tym razem za 28 zł i z odbiorem w Krakowie, więc wydatkowałam, a niech tam :)


Przedwczoraj dotarła przesyłka od Alicji2010 - zaoferowała się z Białym statkiem Ajtmatowa po tym, jak czytałam go z biblioteki i proszę, o ile ładniejszy egzemplarz, przede wszystkim z obwolutą, której tamtemu brakowało.


Dotarł też rezultat lutowych jeszcze szperań w dziale LITERATURA PIĘKNA ROSYJSKA I RADZIECKA na allegro. I oto wyższość Poczty Polskiej nad wszelakimi kurierami - pan przybył po 18.00, kiedy już byłam w domu i jakoś nie płakał, że oni pracują w tych samych godzinach, co wszyscy.
Wartość przesyłki - 6,90 zł (wszystko po złotówce, tylko Włóczędzy za 1,90)
Koszt paczki - 15 zł, ha ha, ponad dwa razy tyle.
Jaromira Johna grubaśnego Czecha wzięłam, bo mnie zaciekawił opis. Tudzież Drugą bramę Górskiej, bo uwielbiam tę serię ze Złotym Liściem.

13 komentarzy:

  1. Te opisy jedzenia, które przytoczyłaś, należą do najwstrętniejszych, jakie zdarzyło mi się spotkać w literaturze. Przeżuwanie rybich oczu, chrap nosa... a fuj. Chyba dzisiaj zrezygnuję z jedzenia drugiego śniadania :)
    Z tytułów KIK-u na rok 1980 czytałam "Nagrodę literacką". Całkiem ciekawa powieść o niemieckim pisarzu, miłośnicy starszych książek mogą śmiało po nią sięgnąć :)
    Ciekawa jestem, czy Ci spodobają się "Włóczędzy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tutaj sobie w pracy przyrządzamy taki zielony koktajl i własnie w trakcie degustacji czytałam koledze ten opis, mało nie zwrócił :)

      Co do niemieckiej ksiązki, śmieszy mnie trochę w opisie ten absmak w stosunku do inteligencji - jej konformizmu i dążenia do wygodnego życia. Na Boga, jedno je tylko mamy, co w tym złego, że chcemy, aby było jak najwygodniejsze!
      Ale sama ksiązka mnie pociąga i pewnie poszukam kiedyś w bibliotece.

      A Włóczęgów wzięłam, przeczytawszy, że to o bezprizornych... pamiętam coś z dzieciństwa o nich.

      Usuń
    2. Ojtam, ojtam, mnie to jakoś nie odraża. Z KIKU 1980 czytałąm tylko pogodę dla bogaczy, strasznie jestem mainstreamowaPPP.

      Usuń
    3. Iza, dzięki Tobie sprawdziłam wreszcie, co to znaczy MAINSTREAMOWA i już wiem :)

      Usuń
    4. Zacznę chyba walczyć z anglicyzmami w tym co pisze, bo skończę jak pan Wilk:).

      Usuń
  2. Raczej na taką literaturę bym nie miała ochoty, ale na tego grubego Czecha i owszem. Będę czekać co napiszesz.Allegro to kopalnia darmowej książki, takiej której niewiele osób czyta. Też korzystam i nie mogę się czasem oprzeć wystawionym w antykwariatach ksiązkom. )

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh mon Dieu! Dobrze, że właśnie wróciłam do biurka PO spożytym obiadku :) nic mi już nie odbierze apetytu, skoro jest po fakcie.

      Swoją drogą, wczoraj w Taniej Jatce widziałam jakąś 4-tomową rzecz o zesłaniu na Syberię. Się dzielnie powstrzymałam.

      Usuń
    2. Nawet nie kuknęłąś co tam napisano.)

      Usuń
  4. Przeczytałem właśnie jedno z opowiadań Władimira Sangi i odstręczające opisy jedzenia znalazły się i w nim. Niewielki fragment:
    "Matka podawała nam jeszcze ciepłą krwistą wątrobę, rozcinaliśmy ją swoimi nożami na małe kawałki i nie spiesząc się jedliśmy, maczając w roztworze soli. Matka i siostra siadały przy drugim stole, zatapiały palce w rozłupanej czaszce łachtaka i wybierały z niej delikatny mózg. Ku wielkiej radości siostry głowa łachtaka była ogromna, prawie jak pół wiadra".
    Mniam! :D

    OdpowiedzUsuń