niedziela, 28 października 2012

Hanna Muszyńska-Hoffmannowa - Czupiradełko

Książka stała się mi znaną za sprawą Lirael, która poświęciła jej recenzję, a potem mi ją podarowała - być może chcąc pozbyć się ze swoich zbiorów socrealistycznego produkcyjniaka :)
Tymczasem... tymczasem dalej nie wiem, co to takiego było, ten produkcyjniak, bo jeśli to właśnie TO, to nie mam nic przeciwko :)

Jest to historia kilku dziewcząt, które najpierw kończą kurs zawodowy w Bielawie, a potem przyjeżdżają do Zambrowa, do słynnych Z.Z.P.B. czyli Zambrowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego. I stają się prządkami. Czy raczej - jak same się nazywają - szpinerkami lub szpulkami. Pieczę nad nimi obejmuje pani Ela, kierowniczka Domu Młodej Robotnicy. Panienki - ledwie szesnastoletnie - zagospodarowują pokój, a w ramach upiękniania go składaja się nawet na piękne landszafty, malowane na atłasie :D

Narrację prowadzi najstarsza z nich - ruda Nastka "Czupiradełko"., która nie znała innego życia jak zbiorowe: ojciec zginął pod kołami pociągu, a matka z tęsknoty za nim zabrała się "na mogiłki" w kilka miesięcy później. I tak Nastka znalazła się w zakładzie prowadzonym przez siostry zakonne, skazana na wieczne miłosierdzie i wieczne dziękowanie. Toteż przyjmuje pierwszą propozycję wyjazdu-ucieczki z zakładu, właśnie na szkolenie dla przyszłych tkaczek. W sierocińcu zostawia tylko jedna przychylną sobie duszę - siostrę Leokadię, którą po kryjomu nazywała mamą i którą obiecuje sobie zabrać kiedyś do siebie, jak już będzie urządzona.

Świeżo przybyłe do Zambrowa dziewczyny są różne: jest wśród nich poważna i stateczna Celina, ze szlacheckiej okolicy, z Wąsoszy, z tych co to zawsze w mitenkach pieliły ogródek. Są siostry-bliźniaczki Anka i Joanka, które cywilizują się szybko, przechwytując najnowsze mody, choćby ondulację na głowie i pragną wyrwać się do dużego miasta - w końcu rzeczywiście wyjeżdżają do Łodzi. Jest Justyna, która potem okazuje się Dorotą: takie imię ksiądz proboszcz nadawał nieślubnym córkom (chłopcy zostawali Bartkami). Poznajemy innych mieszkańców Zambrowa. Ponoć Muszyńska jest znaną autorką powieści osadzonych na tle historycznym - i to widać w opowiadaniu o pani Zuzannie Bonieckiej i jej romansie z młodych lat. Wyraźnie inne rejestry.

A co do upolitycznienia książki...
No tak, faktycznie pani Ela przytacza jako przykład towarzyszki partyjnej Nadieżdę Krupską. Faktycznie Nastka staje się radną i wreszcie zgłasza akces do partii - nie chciała przychodzić z pustymi rękami :) Faktycznie dużo się tu wspomina o sprawach kombinatu.
Ale ja Czupiradełko przyjmuję z całym dobrodziejstwem inwentarza: jako czytadełko (bo nie czytadło, to zaledwie 120 stron), obciążone pewnymi naleciałościami z tamtych czasów. Powieść powstała w 1962 roku i obejmuje osiem lat z życia dziewcząt. Czyta się lekko, autorka potrafi zainteresować czytelnika przeżyciami swych bohaterek... a kilkanaście lat później powstanie kontynuacja pod tytułem Córki. O niej w następnym poście.

Notka biograficzna ze skrzydełka:
Deczko zafałszowująca rzeczywistość, bo Muszyńska zadebiutowała jako pisarka jeszcze w 1934 roku, powieścią Rodaczka z Kamerunu. Widać Wydawnictwo Lubelskie w 1962 roku wolało ten niewygodny fakt przemilczeć :)

Lirael książkę kupiła na allegro, a wcześniej należała ona do zbiorów biblioteki szkoły podstawowej w Wiżajnach:

Przeczytałam 25 października 2012.

8 komentarzy:

  1. Chciałam Ci tylko sprawić przyjemność, a nie pozbywać się produkcyjniaka, bo on nie ma szczególnie obszernych kształtów. :) I jak widzę, chyba udało mi się, bo mimo zastrzeżeń książka Ci się podobała bardziej niż mnie.
    Czy czytałaś wcześniej coś Muszyńskiej-Hoffmannowej? Ja tak ("Róże dla pensjonarki") i różnica poziomów była dla mnie znaczna. Trudno mi było się z tym pogodzić. Miałam wrażenie, że autorka na siłę zmusza się do czegoś, co tak naprawdę nie do końca jej odpowiada. Faktem jest, że "Róże..." powstały później, w 1969 roku. Ciekawa jestem, czy też odniosłaś wrażenie, że w wątku historycznym w "Czupiradełku", zresztą zabawnym i sympatycznym, pisarka przemawiała zupełnie innym głosem, według mnie o wiele lepiej.
    Z lekturą obiecanej recenzji "Córek" wstrzymam się do czasu, aż je przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Otóż ja faktycznie nie znam twórczości tej pani, więc brak mi punktu odniesienia. Ale rzeczywiście już w "Czupiradełku" widoczne jest, że lepiej się czuje w klimatach historycznych, choćby one sięgały tylko przedwojnia. Dlatego napisałam o "innych rejestrach".
      Jeszcze bardziej się to uwypukla w "Córkach".

      PS. Ja w ogóle tę Muszyńską-Hoffmanową myliłam do tej pory z Klementyną z Tańskich Hoffmanową :) a raczej nie tyle myliłam, co myślałam o jednej osobie :)

      Usuń
  2. Tutaj znalazłam ciekawe wspomnienie o pani Hannie i jej mężu. Tym razem przemilczano "Czupiradełko". :)
    Bardzo mnie zaintrygowała "Rodaczka z Kamerunu", ale to chyba stuprocentwy biały kruk nie do zdobycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha. Też to znalazłam i zamierzałam dołączyć do postu o "Córce" :) i też zauważyłam brak "Czupiradełka"...
      Ja sobie tę "Rodaczkę" wyobrażam jako powieść w realiach przedwojennych, oczywiście, o Murzynko-Polce przyjeżdżającej do kraju. Że ojciec był Polakiem. I że... sama nie wiem, co :)

      Usuń
    2. No właśnie ja też umieram z ciekawości, o jaką rodaczkę może chodzić. :)
      Czyżby jakaś misjonarka? Zupełnie nic mi nie wiadomo o polskiej emigracji do Kamerunu. A może polska podróżniczka, która zakochała się w Kameruńczyku i postanowiła związać swoje losy z Afryką?

      Usuń
    3. Ta ostatnia hipoteza to już zbyt wyemancypowana jest :)
      Możemy sobie w każdym razie pogdybać...

      Usuń
  3. Ciekawie się zapowiada, może będzie w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marne szanse, bo podobno i na allegro rzadko się pojawia... ale nigdy nic nie wiadomo!

      Usuń