Powieść wydana w Czytelniku w 1978 roku. W serii, którą roboczo nazywałam arabeskową, która charakteryzuje się właśnie ornamentami na sztywnej kartonowej okładce, płóciennym bordowym grzbietem i dodaną półobwolutą z nazwiskiem autora i tytułem książki. Serii tej nigdy nie miałam w wielkim poważaniu :) nigdy też nie kupiłam ani jednej pozycji w niej prezentowanej, a to, czym u siebie dysponuję, zabrałam z rodzinnego domu:
Na Schacha z Wuthenow rzuciłam się na fali entuzjazmu po przeczytaniu Effi Briest tegoż autora czyli XIX-wiecznego pisarza niemieckiego Theodora Fontane. Spodziewałam się co najmniej tak samo wartko toczącej się opowieści o uczuciach i konwenansach.
Czy się rozczarowałam?
Niestety tak.
Otóż Fontane przez dziesiątki lat, zanim zaczął pisać powieści, zajmował się publicystyką. Dopiero po sześćdziesiątce opublikował pierwszy utwór powieściowy - Przed burzą. Drugim z kolei był właśnie Schach z Wuthenow. Tomasz Mann pisał w 1910 roku, że każdy z osiemnastu wydanych tomów "na Effi Briest kończąc, jest lepszy od poprzedniego". Jasno z tej wyliczanki wynika, że Schach znajduje się na niskim szczeblu w tej powieściowej drabinie... i otóż odzywa się cała przeszłość publicystyczna. Spora część książki poświęcona jest dyskusjom i rozważaniom na tematy polityczne. Jako osoba kompletnie nie zorientowana w historii Prus czułam się dosłownie wyautowana (cóż za piękne słowo) z kilku rozdziałów.
O czym to historia?
Mamy dwie panie von Carayon, zamieszkałe w Berlinie i prowadzące salon, w którym bywa kwiat oficerów regimentu Gensdarmes. Starsza jest ciągle piękną, niespełna 40-letnią wdową, młodsza to jej córka Victoire, niegdyś śliczna dziewczynka, ale po przebytej ospie naznaczona na zawsze śladami choroby. Paniom asystuje od dłuższego czasu rotmistrz von Schach, wszyscy sądzą, że małżeństwo między nim a panią von Carayon jest już przesądzone. Również Victoire spodziewa się, że wkrótce rotmistrz oświadczy się matce. Krążą jednak słuchy, że tak jak wiele małżeństw nie doszło do skutku z powodu nie dość reprezentacyjnej matki, tak to właśnie mogłoby nie dojść do skutku z powodu niereprezentacyjnej córki. Schach jest do śmieszności wręcz uzależniony od sądów ludzkich i nie zdobędzie się na przedstawianie utytułowanym znajomym brzydkiej oszpeconej Victoire jako swojej córki.
Przeczucie tego ogarnia Victoire na pewnej wspólnej wycieczce do Tempelhofu, gdy rotmistrz spaceruje z Victoire pod rękę, póki są w szczerym polu, gdy natomiast zbliżają się do zajazdu pełnego ludzi, Schach bez słowa bierze pod ramię jej matkę.
Jednak pewnego wieczoru, gdy matka jest w teatrze, Victoire przyjmuje wizytę rotmistrza i między nimi dochodzi do zbliżenia. Dziewczyna jest pełna nadziei, w następne dni zauważa jednak z rozpaczą obojętny do niej stosunek Schacha, toteż zwierza się matce z tego, co zaszło.
Ojej, chciałam tu chyba wszystko opisać po kolei - a ktoś może jednak skusi się na lekturę i woli sam dowiedzieć się, co było dalej.
Czy Schach zachowa się honorowo i ożeni się z uwiedzioną Victoire? Co uczyni matka dziewczyny? Co wreszcie powiedzą ludzie?
To właśnie pytanie zaprząta najmocniej myśli rotmistrza... uwikłanie w staroświecką moralność i w towarzyskie konwenanse, pruski porządek...
Tylko po co te nudne jak flaki z olejem debaty na temat pokoju z Francją :)
Przeczytałam 6 października 2012.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMnie żal, że inne powieści Theodora u nas nie zostały wydane - te bliższe końca "produkcji".
Usuńjest jeszcze jedna jego powieść z lat późniejszych pt. Stina Rozdroża bezdroża.
Usuńlink do okładki http://www.antykwariat.waw.pl/ksiazka,1046600/theodor_fontane_stina_rozdroza_bezdroza,171236.html
a na biblionetce spis polskich wydań, pozdr.
O, to widzisz, nie wiedziałam. Może jeszcze kiedyś spróbuję ;)
UsuńMiałem podobnie, tzn. pod wpływem "Effi" nabrałem ochoty na więcej Fontane'a ale nie przebrnąłem więcej niż przez kilkanaście stron "Szacha". Podobnie rzecz się miała z "Mathilde Möhring". Nie bez kozery to "Effi" jest uznawana za najlepszą książkę Fontane'a.
OdpowiedzUsuńNo nie dziwię się, bo właśnie te pierwszych kilkanaście stron jest tak okropnych. W trzecim rozdziale, gdy idą do knajpy, już nie jest tak źle, bo zawsze to jakiś rys obyczajowy :)
UsuńSerię pamiętam,ale czy coś z niej czytałam już nie.)
OdpowiedzUsuńMNie ona jakoś zawsze odrzucała, "dziwne" mi się wydawały książki, które w niej wyszły :)
UsuńTo jedna z moich ulubionych serii. Żałuję, że wydano w niej w sumie niewiele książek. Pomysł graficzny rewelacyjny i ciekawy dobór tytułów.
OdpowiedzUsuńPodejrzałam, że na półce masz "Dzieci" i "Maski". To też rewelacyjna seria! Można wsiąknąć na kilka godzin. Marzą mi się "Galernicy wyobraźni", ale niestety ich nie mam. :(
Janionowska kolekcja. To jeszcze z czasów studiów, była to wtedy "gorąca" seria! Mam jeszcze "Odmieńców" i "Galerników wrażliwości" - nie zmieściły się w kadrze :)
UsuńByli też "Galernicy wyobarźni"?
Wyobraźnię pomyliłam z wrażliwością. :) Oczywiście "Galernicy wrażliwości".
UsuńTak się domyślałam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że akcja osnuta głównie wokół perypetii matrymonialnych. Wszak nie było wówczas ważniejszej sprawy dla kobiety, jak dobre wydanie się za mąż. Możemy sobie dzisiaj z przekąsem na to patrzeć, ale wtedy inaczej to, niestety, wyglądało.
Usuń