W powieści Podróż na wyspę Borneo Aleksandra Minkowskiego dwaj przyjaciele leżą w szpitalu, poparzeni po bohaterskim wyczynie uratowania dwojga dzieci z palącego się gospodarstwa. Mama jednego z nich pyta, co im przynieść do czytania. I oto słyszymy (widzimy), że Pietrek poleca Markowi lekturę książki Eugeniusza Kabatca Filip i Dżulietta.
Sięgnęłam więc i ja po tę powieść dla młodzieży, nabytą kiedyś za grosze na allegro. Autor był swego czasu radcą kulturalnym ambasady polskiej w Rzymie, toteż akcję powieści umiejscowił we włoskich realiach, egzotycznych dla Polaka, bo aż na Sardynii, gdzie wówczas nasi turyści rzadko trafiali.
Powieść idzie dwutorowo: z jednej strony opowieść snuje Ojciec - docent archeologii, który przyjechał na sardyńską wyspę brać udział w badaniach dna morskiego, gdzie być może istnieją resztki zatopionego niegdyś portu. Ojciec zabrał w tę podróż syna, 14-letniego Filipa i z jego to relacji poznajemy historię poznania 12-letniej Sardynki, dzikiej osieroconej w wyniku vendetty Dżulietty. Obaj mężczyźni mocno przywiązują się do dziewczynki i Ojciec myśli nawet o adoptowaniu jej - zawsze marzył o córce. Czy uda się pokonać piętrzące się trudności? Wszak Dżulietta ma dziadka i ciotkę, a Polacy zza żelaznej kurtyny nie są pożądanym materiałem na adopcyjnych rodziców...
Druga część powieści - Uprowadzenie Dżulietty - opowiada o typowym dla sardyńskich bandytów procederze - porwaniu dla okupu.
Z wyglądu okładki wnoszę, że kiedyś książka musiała posiadać obwolutę, mnie się niestety trafił egzemplarz bez :(
Przeczytałam 15 września 2012.
A w niedzielny wieczór przypomniałam sobie cudną Amelię - wszyscy ją znacie, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz