niedziela, 31 marca 2013

Aleksandra Marinina - Stilist


Trzynasty już tom Marininy o śledztwie prowadzonym przez Nastię Kamieńską.
Spośród 48 tysięcy przypadków rocznie zaginięć ludzi w Rosji, Kamieńskiej rzuca się w oczy dziewięć. Wszystkie wydarzyły się w Moskwie, dotyczyły młodzieńców w wieku od 14 do 19 lat, zawsze smagłych, o śniadej cerze i ciemnych włosach. Po jakimś czasie odnajdywano ich ciała, sekcja zwłok wykazywała śmierć z przedawkowania narkotyków oraz ślady seksu analnego. Czyżby jakiś homoseksualista porywał młodzieniaszków, zabawiał się z nimi przez jakiś czas jednocześnie "sadzając ich na igle", jak mówi rosyjskie wyrażenie, a potem pozbywał się wstrzykując im śmiertelną dawkę? Ale po co i jak? Zwłaszcza, że zniknięcie kolejnego chłopaka następowało, gdy jeszcze żył poprzedni porwany...

Nowy trop przynosi dociekliwy gaisznik czyli pracownik drogówki. Usiłował on zatrzymać na drodze za Moskwą Wołgę jadącą z nadmierną szybkością. Zauważył, że obok kierowcy siedział młody brunet o smagłej cerze. Wołga dała gazu i uciekła. Milicjant dał znać do następnego posterunku przy szosie, ale tam Wołga się w ogóle nie pojawiła. Jedyna możliwość skrętu to droga wiodąca do ekskluzywnego osiedla willi o nazwie "Mieczta" (Marzenie). Nastia bierze pod lupę tamtejsze domy i rodziny, w sumie 20 sztuk. W jednej z willi zamieszkuje jeżdżący na wózku inwalidzkim Władimir Sołowiow, zarabiający (i to nieźle) tłumaczeniami literatury japońskiej i chińskiej. Nastia postanawia rozbić obóz dla obserwacji osiedla właśnie w jego domu, bowiem Sołowiow był kiedyś jej kochankiem i wielką miłością. Wmawia mu, że wyszła za mąż za profesora, doktora nauk - co jest prawdą, ale Sołowiowi sugeruje oczywiście starczy wiek męża - i że rozmyśla nad powrotem do niego. A Loszy to się wcale nie podoba...



Wyd. EKSMO Moskwa 1997, 492 strony
Seria: Russkij Bestseller (z czarnym kotem)
Z własnej półki
Przeczytałam 31 marca 2013



PLAN NA KWIECIEŃ 2013
Plan na kwiecień gotowy i przedstawia się skromnie, muszę stanowczo poświęcić więcej czasu na oglądanie filmów, wzbogaciłam się na przykład ostatnio o trzy filmy według prozy Ajtmatowa i chciałabym je zobaczyć...

1/ Literatura polska: Michał Bałucki - Karykatury. Pan burmistrz z Pipidówki
2/ Seria KIK: Piero Chiara - Czwartki pani Julii
3/ Cracoviana: Leszek Mazan - Kraków na słodko
4/ Cracoviana, wspomnienia: Irena Kika Szaszkiewiczowa - Podwójne życie Szaszkiewiczowej
5/ Projekt MARININA: Aleksandra Marinina - Iluzja griecha
6/ Reportaż: Filip Springer - Miedzianka. Historia znikania
7/ Seria NIKE: William Golding - Władca much
8/ Projekt SIMENON: Georges Simenon - Maigret et le corps sans tête
9/ Literatura dla dzieci i młodzieży: Halina Górska - Druga brama
10/ Literatura radziecka: Julian Siemionow - Siedemnaście mgnień wiosny

piątek, 29 marca 2013

Czingiz Ajtmatow - Golgota


Wbrew zasadom - bo jestem dopiero w trakcie czytania - zamieszczam notkę, ale w strasznym jestem niedoczasie i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że zdołam skończyć czytanie w tym miesiącu :) Teraz więc sygnalizuję tylko, że oto nadszedł czas Golgoty - jakże a' propos.



Treść:


A zaczyna się powieść od obszernej introdukcji, mówiącej o wilkach. To by się spodobało Imani!

Właśnie rozmawiamy z kolegą z pracy, że należałoby się zakochiwać co 15 minut (to twierdzi kolega), ja na to, że ciężko byłoby żyć w takiej ciągłej adrenalinie i że po to trawka jest i że czytam akuratnie o tym, jak młodzi ludzie w Związku Radzieckim jeżdżą do Azji Środkowej, gdzie w stepie rośnie ta anasza, którą palą... a kolega na to, że anaszę to on w liceum jeszcze palił, przyjeżdżali tacy Ukraińcy na tydzień opalać się w Kryspinowie i przywozili... Człowiek wszystko zna tylko z książek, dopierom się o tej anaszy z Golgoty dowiedziała, a inni proszę :)

Wyd. PIW Warszawa 1991, wyd.I, 325 stron
Tytuł oryginalny: Płacha/Пла́ха
Tłumaczyła: Alicja Wołodźko
Seria: Współczesna Proza Światowa (tzw. czarna seria)
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam - ha ha jeszcze nie, jestem na 88 stronie dopiero


NAJNOWSZE NABYTKI

Po różnych przygodach (na które spuśćmy zasłonę miłosierdzia) odebrałam z allegro tę księgę - dla porównania położyłam obok ostatnio czytaną książkę z serii NIKE - kupioną na czuja, bowiem wcześniej jej na oczy nie widziałam. Ledwie miałam chwilę, by wieczorem ją przejrzeć: składa się głównie ze zdjęć rozmaitych pism, korespondencji, notatek i artykułów prasowych, przy czym w tym ostatnim wypadku bez podania, gdzie i kiedy zostały opublikowane ?! - no ale wydana jest niezwykle wypaśnie, na kredowym oczywiście papierze. Koszt: 25 zł (niewątpliwie okazja).
To jest tom II - Losy spuścizny. Czyli handryczenie się prezesa Witka o dziedzictwo po profesorze. Ciekawa jestem natomiast, jak wygląda i o czym traktuje tom I... może kiedyś mi wpadnie w ręce.



Ach, gdybym przewidziała to, co się dzieje za oknem, użyłabym do kartki jakiegoś zimowego zdjęcia :) Śnieg nie prószy, bynajmniej, śnieg wali ostro, cały świat rano przykrywał puchowy śniegu tren, dzieciaki chyba szykują się na sanki :)

No to Wesołego!

czwartek, 28 marca 2013

D.H.Lawrence - Kobieta i paw


Mam jakąś blokadę (nie Leningradu na szczęście, co do tamtej blokady to właśnie sobie kombinuję film i będę się katować) - owszem, czytam, ale napisać mi się nie chce. Zresztą zawsze trudniej jest pisać o zbiorach opowiadań niż o powieści, łatwiej skupić się na jednej, choćby rozwlekłej historii, niż na kilku lub kilkunastu drobnych historyjkach. Łatwiej, powiadam, z powieścią - i właśnie trudno mi jest wyciągnąć konkretne wnioski z lektury, która niespecjalnie przypadła mi do gustu. Żeby z jednej strony nie skrzywdzić pisarza, który ma swoją markę, a z drugiej nie silić się na jakieś pozy. Nie zapadły mi w serce te opowiadania - nie minęła jeszcze doba odkąd skończyłam czytanie, a już niewiele w głowie zostało: poza ogólnym wrażeniem nieustannej walki płci. To jest coś, co mnie odstręcza w gruncie rzeczy... a jeszcze takie... ekspresjonistyczne w formie?

Wacław Sadkowski napisał w posłowiu, że pasje i namiętności miłosne są dla większości bohaterów tych nowel czymś niepojętym - także dla mnie. Nie ocenił też nowel wysoko... no i tu się też z nim zgadzam, a jako świadectwo poszukiwań twórczych mało dla mnie znaczą.
Może czytaliście Kochanka lady Chatterley i odnieśliście korzystniejsze wrażenia? Choć erotyka w literaturze też mnie nie pociąga. No tak źle i tak niedobrze :)
Mam nadzieję, że następna książka da mi więcej satysfakcji.


Zbiór zawiera dziesięć opowiadań:


Czasem podobał mi się początek opowiadania.

Tyle że wolałabym, żeby ten początek prowadził do innego końca :)

Inne tytuły serii NIKE w 1971 roku:

Znam tylko (i lubię) Opowiadania wachmistrza.

Wyd. Czytelnik Warszawa 1971, wyd.I powojenne, 301 stron
Tytuł oryginalny: England, my England
Tłumaczyła: Janina Sujkowska
Seria NIKE
Z własnej półki (kupione w antykwariacie za 260 zł, gdzieś w latach 80-tych)
Przeczytałam 27 marca 2013

wtorek, 26 marca 2013

Georges Simenon - Maigret chez le ministre


Tytuł oznacza: Maigret u ministra i jak się można spodziewać po politycznym temacie, książka jest... nudnawa. Kulisy działań polityków są chyba jednakowe i dzisiaj i szczerze mówiąc niezbyt mnie ciekawią.
Historia jest taka: późnym wieczorem Maigret wraca w domowe pielesze, żonka jak zawsze otwiera mu drzwi, gdy on stawia nogę na wycieraczce (najwyraźniej spędza czas warując u drzwi, poza tym przepędzonym wśród garów na pilnowaniu rondla z mięsem, które obowiązkowo musi mijoter czyli dusić się powolutku), po czym zawiadamia go, że dzwonił kilkakrotnie nie znany mu osobiście minister prac publicznych, chcąc z nim PRYWATNIE porozmawiać. No to już wąchamy aferę. Polega ona na tym, że zawaliło się budowane przed laty z wielką pompą sanatorium dla dzieci, oczywiście o celach propagandowych, a śmierć poniosło w tej katastrofie 128 małych pacjentów. Naturalnie prowadzone jest śledztwo.

I oto do ministra zgłasza się pewien pracownik Politechniki, przynosząc raport Calame'a, zmarłego już renomowanego profesora tejże Politechniki, który przed budową sanatorium był proszony o ekspertyzę techniczną. Odniósł się do projektu nader krytycznie, co - bien sûr - nie przeszkodziło w budowie, zaś raport zatuszowano. Ten odnaleziony po latach raport w obecnej sytuacji to prawdziwa bomba. Minister zabrał raport do domu, po czym... raport zniknął. Teraz nieszczęsna ofiara manipulacji jest w kropce - nikt mu nie uwierzy w nagłe zniknięcie dokumentu, prasa i zacni koledzy rzucą się na niego jako kozła ofiarnego (nauczyłam się przy okazji, jak jest kozioł ofiarny po francusku) i jego kariera skończona. Jedyna nadzieja w Maigrecie i jego zdolnościach śledczych - czy odnajdzie tajemniczego złodzieja na czas?

Katastrofa sanatorium nie była jedyną. Czytam sobie, czytam, dochodzę do strony 62, gdzie Maigret rozmawia przez telefon ze swym przyjacielem z dawnych lat... i nagle jakieś bzdury plotą w tej rozmowie. Patrzę na numer kolejnej strony - 69! Katastrofa! Ukradli mi siedemnaście stron (jak siedemnaście mgnień wiosny)! Na szczęście z kolejnych udało się wydedukować, że w międzyczasie zaginął jedynie ten pracownik Politechniki, który dostarczył raport, i chyba niewiele więcej się zdarzyło :)



Wyd. Presses de la Cité Paris 1955, 220 stron
Z własnej półki (kupiona 8 kwietnia 1988 roku za 460 zł w antykwariacie)
Przeczytałam 26 marca 2013

Angliki zrobiły film. Francuzy też zrobiły, nawet dwa, ale nie dały na YT :)
NAJNOWSZE NABYTKI Przyszła przesyłka z allegro. Weszłam tam, żeby poszukać książeczki Coś niecoś o pewnej rodzince, o której czytałam u Lirael, a resztę dokupiłam oczywiście dla towarzystwa. I patrzcie państwo, co za pech. Oglądam tę węgierską Litość, zastanawiam się, dlaczego na grzbiecie są dwie gwiazdki, otwieram na stronie tytułowej... a tam jak byk TOM II. Nosz! Ciekawe, gdzie ja teraz pojedynczy tom I znajdę? Mało tego, ta książeczka Iljina Czarno na białym wydana przez Naszą Księgarnię to nie żadne przygody sympatycznego Wani, tylko... książka o książce... Pocieszyłam się popołudniu w bibliotece na Królewskiej, gdzie jakiś dobry człowiek wyłożył na stoliczku-nakryj-się kilka starych numerów miesięcznika KRAKÓW:

poniedziałek, 25 marca 2013

Michał Bałucki - Pańskie dziady


Podtytuł: Powieść fotografowana z natury
Fotografię zdjął Bałucki oczywiście w Krakowie, zwanym niegdyś "małym Rzymem" - mieście stu kościołów i klasztorów, którego mieszkańcy do dziś pozostają pod przemożnym wpływem kruchty (ale to się już rozszerzyło na cały kraj, vide sprawa pochówku pewnego urzędnika państwowego na Wawelu).

Satyra Bałuckiego uderza właśnie w atmosferę obłudy i obskurantyzmu, narzucaną przez próżniaczą warstwę arystokratyczną. To ona jest jednym z głównych bohaterów powieści, w osobie hrabiny Aurelii Gilskiej, wywodzącej się z tzw. hrabiów galicyjskich, nader świeżej proweniencji - była to szlachcianka, która przystroiła się w hrabiowskie piórka gdzieś za granicą i po powrocie do kraju rozwinęła ożywioną działalność w towarzystwach religijno-charytatywnych, co postawiło ją w rzędzie najbardziej pożądanych przedstawicielek świata arystokratycznego. Gilska organizuje rozmaite przedsięwzięcia typu bali czy loterii fantowych, z których dochód idzie na zasilenie biedaków. Dziwnym trafów wśród tych biedaków znajdują się pańskie dziady, zubożali szlachcice, uwieszeni u pańskiej klamki i regularnie wspomagani dotacjami dla "wstydzących się żebrać" - podczas gdy nie ulega kwestii, że wstydzą się oni przede wszystkim PRACOWAĆ.

Takimi pańskimi dziadami są Linowscy, nie wahający się nawet przed "sprzedażą" córki bogatemu starcowi czy przychylnym okiem patrzący na romans syna z o wiele od niego starszą hrabiną Gilską, skoro tylko może to przynieść jakieś profity. Jednocześnie Linowscy wysyłają drugą córkę do klasztoru, gdy ta chce wyjść za mąż z miłości - ale za rzemieślnika! Jakież nadzieje na świetny ożenek będzie miała starsza Belcia, jeśli młodsza wyjdzie za kowala! No i jaki wstyd przed arystokratycznymi znajomymi!

Trzecim bohaterem Pańskich dziadów są właśnie rzemieślnicy, ta ukochana przez Bałuckiego warstwa społeczna, opierająca swój byt na uczciwej codziennej pracy, reprezentowana w powieści przez rodzinę krawca Marcinkowskiego i kowala Knopfa. To ludzie szlachetni, nie przywykli do proszenia się o cudzą łaskę, energicznie krzątający się wokół swych warsztatów, a przy tym - gdy chodzi o młode pokolenie - nie zaniedbujący nauki i własnego rozwoju. To w ich domu skończy na starość Linowski, przygarnięty, gdy został bez własnego kąta, ale nadal dumny na tyle, by nie siadać do jednego stołu razem z czeladnikami...

Kapitalne obrazki serwuje Bałucki opowiadając o ostatnich bohaterach: ludziach z półświatka, mętach, szalbierzach, wyrzutkach społeczeństwa, w osobie oszusta Tutti-Frutti i jego, godnego ojca, synalka Józefa. Obaj są świetnie rozeznani w prawach rządzących kołtuńskim Krakowem i wiedzą, gdzie leżą konfitury i jak się koło nich zakręcić.

Ta powieść spodobała mi się najbardziej w prozatorskiej twórczości krakowskiego literata, napisana z werwą, pozbawiona dłużyzn, fakt, że operująca czarno-białą dychotomią, ale nawet mnie to za bardzo nie raziło. Miło spędzone niedzielne popołudnie, brawo, panie Bałucki, przy najbliższej okazji złożę Panu pod Jego popiersiem na Plantach jakiegoś tulipanka :)


/skan zdjęcia z książki/


Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1956, 291 stron
Tom V Pism wybranych Michała Bałuckiego
Po raz pierwszy powieść ukazała się w 1881 roku na łamach warszawskiego czasopisma "Tygodnik Romansów i Powieści"
Z własnej półki (kupione na allegro 31 sierpnia 2012 - 9 tomów za 24,90 zł)
Przeczytałam 24 marca 2013

niedziela, 24 marca 2013

Jack Kerouac - W drodze


Powieść owiana w czasach mej młodości legendą i naturalnie niedostępna - w Polsce opublikowana dopiero w 2005 roku. Któż za moich czasów czytał Kerouaca w oryginale, poza anglistami? Skąd by go miał zresztą wziąć? To nie były czasy internetu, Allegro i innych Amazonów, w realu mieliśmy tylko księgarnie radzieckie.
No ale o Kerouacu slyszał, kto miał słyszeć. Ja sama z wypiekami na twarzy czytałam Historię literatury Stanów Zjednoczonychn w zarysie, wydaną w 1982 roku (nawiasem mówiąc pełną błędów, zajrzałam tam teraz, żeby sobie zrobić podkład, zahaczyłam o Wielkiego Gatsby'ego i zobaczyłam popodkreślane te pomyłki, na przykład, że pierwotnnie Gatsby nazywał się Stan Getz - zamiast James Gatz). Może też coś w Literaturze na Świecie było, poszukałabym, ale te półki są zastawione rowerem i tak to corpus sanus wygrywa z mens sana :)

W każdym razie Jack Kerouac był przedstawicielem Beat Generation czyli ruchu buntowników z lat 50-tych, odrzucających konsumpcyjny styl życia i dążących do "objawienia" poprzez alkohol i narkotyki.

/źródło: Wikipedia/
Zajawka z okładki:


Powieść czytałam z palcem na mapie, bo to zapis ciągłych wędrówek Sala Paradise, alter ego pisarza, po Stanach ze Wschodu czyli Nowego Jorku, w kórym Sal mieszkał z ciotką (bardzo sympatyczna postać, wiecznie wspomagająca siostrzeńca i nadsyłająca czeki w najcięższych chwilach) na Zachód czyli do San Francisco (Frisco) i Los Angeles i z powrotem na Wschód oraz ostatniej podróży do Meksyku.



Wędrówki te Sal podejmował regularnie na wiosnę:
Kiedy w Nowym Jorku zjawia się wiosna, nigdy nie mogę się oprzeć podszeptom ziemi przywiewanym znad rzeki od strony New Jersey i muszę jechać.
Jedne inicjował samotnie, by odwiedzić na Wschodzie swego wielkiego przyjaciela Deana Moriarty, inne razem z nim. Dean Moriarty to zwariowana postać, żyjąca we frenetycznym rozedrganiu, pragnąca uchwycić życie i wiedzieć, co to czas. Trzykrotnie żonaty, dwukrotnie rozwiedziony, z czwórką dzieci w różnych miastach Stanów, wiecznie napalony na dziewczyny i ciągle pożądający czegoś nowego - ten człowiek mnie na początku wkurzał, w środku książki uczynił obojętną, a w ostatniej ćwierci zafascynował i stało się... na końcu się rozpłakałam.
Biedny mały sukinsyn.
I rozgrzeszyłam powieść ze wszelkich jej dłużyzn, z tego niekończącego się opisu mijanych w drodze miasteczek i miast, zabieranych na stopa trampów, ekscytacji czy to jakimś widokiem czy oczami małego Murzyniątka, halucynacyjnych stanów po trawce. W którejś chwili dociera to do samego bohatera:
Uświadomiłem sobie, że zaczynam jeździć tam i z powrotem po miastach amerykańskich jak objazdowy sprzedawca - męczące podróże, kiepski towar, zgniła fasola na dnie mojego magicznego worka; nikt nic nie kupuje.
Ale rozumiem, jakim to mogło być objawieniem dla tysięcy młodych ludzi w ówczesnych Stanach, jeszcze przed hippisami. To nie tylko bunt przeciw zastanemu społeczeństwu, to także romantyka podróży w nieznane, przygody - do dziś obecna w naszej świadomości, póki jesteśmy młodzi, choćby w postaci fascynacji koleją transsyberyjską.

Sal pokonuje kilka tysięcy kilometrów stopem, autobusem, pociągiem towarowym, czasem zabierając się z biura podróży jako pasażer dorzucający się do benzyny (gdy jest przy forsie), czasem z takiegoż biura podróży odprowadzając czyjś samochód do domu. Czasem w środku podróży zapominał, kim jest i dokąd jedzie, jeśli w ogóle kiedykolwiek to wiedział:
Nie miałem pojęcia, kim jestem. Nie czułem strachu; po prostu byłem kimś innym, jakimś nieznajomym, a całe moje życie przypominało pasmo udręki, życie upiora.
Ci beatnicy idą przez życie tak, jak ono ich prowadzi. Nie zastanawiają się zbyt długo nad tym, jak jest ich droga.
Droga świętego chłopca, droga szaleńca, droga tęczy, droga błazna, każda droga. Jest to zresztą jakakolwiek droga dokądkolwiek dla kogokolwiek. Jaka dokąd kogo?
Deanowi wszystko jedno, gdzie mieszka - zawsze spod łóżka wystaje jego kufer, zawsze jest gotów ruszyć w drogę. Sal przynajmniej ma tę ciotkę-ostoję, ma swój Nowy Jork, do którego wraca na zimę, gdzie pisze swoją powieść, gdzie nadchodzą czeki rządowe (był w czasie wojny w marynarce, przypuszczam, że to jakieś renty dla weteranów?) - ale też gotów jest podążyć dalej za swoją gwiazdą.
Wszystko po to, by uniknąć wstawania rano, aby kroczyć dumnie chodnikami życia, odbijania zegarów, nie wpisać się w drobnomieszczańskie życie.

W trakcie czytania zastanawiałam się, jak bardzo zmieniły się czasy i może dziś taka piękna męska przyjaźń nie byłaby już możliwa - bo poczytana raczej za pedalstwo... i oto czytam, że Kerouac był biseksualny i łączyły go erotyczne więzi choćby z Ginsbergiem. Pewnie, że to jego sprawa, z kim spał, ale kolejne złudzenia rozwiane :(


Wyd. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2007, wyd.II, 406 stron
Tytuł oryginalny: On the Road
Tłumaczyła: Anna Kołyszko
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 23 marca 2013

Książka przeczytania w ramach wyzwania marcowej Trójki e-pik:

/książka z listy BBC/



NOWE KSIĄŻKI nr 3/2013
Prawie pod koniec miesiąca nabyłam Nowe Książki, ale lepiej późno niż wcale.

Poniżej daję fotoreportaż z jego (wybranej) zawartości:


















Naprawdę jest co czytać!

czwartek, 21 marca 2013

Pola Gojawiczyńska - Dziewczęta z Nowolipek


Ominęła mnie Pola Gojawiczyńska w pierwszej połowie mego żywota, ale pojawiła się w drugiej, gdy szukałam rozpaczliwie książki odpowiedniej do marcowego wyzwania Trójki e-pik w temacie książka, której bohaterkami są kobiety (nie jedna, lecz kilka). Oto ona, nasza dzisiejsza bohaterka:

/skan z książki/

Okazało się, że bardzo niesłusznie Polę do tej pory pomijałam (sorry za to klepanie po pleckach, ale tak bardzo mi się imię Pola podoba). Dziewczęta z Nowolipek są po prostu świetne. Zasługa to oczywiście maestrii pióra, ale też w równym stopniu posłużeniu się własną biografią, wtedy wszystko pisane jest tak od serca, prawdziwie.

Proponuję zapoznać się z zawartością okładki:

Oraz pierwszych akapitów powieści:




Kto nie czytał, już i tak wie z powyższej notki, o czym powieść traktuje. Ja ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że napisana jest z niesłychaną werwą, zróżnicowaniem języka, mistrzowsko pokazuje świat biedy, tej zwykłej, codziennej i tej biedy ostatecznej, gdy cały świat się wali i nie sposób już zachować nawet pozorów cieniutkiego blichtru.
Dziewczęta usiłują na różne sposoby wyrwać się z zaklętego kręgu nędzy, aspirują do lepszego świata symbolizowanego przez Ogród Saski, a przede wszystkim tęsknią za miłością, każda na swój sposób. Przede mną jeszcze Rajska jabłoń, aczkolwiek trochę się jej boję - że mnie rozczaruje :( Czytaliście? Podobało się?

(a filmu nie widziałam)

Wyd. Książka i Wiedza Warszawa 1987, wyd.XVII, 205 stron
Z własnej półki (ale nie zapisałam, kiedy kupiona)
Przeczytałam 18 marca 2013.


Książka przeczytana w ramach wyzwania marcowej Trójki e-pik:

/książka, której bohaterkami są kobiety (nie jedna, lecz kilka)/


Kącik cytatów czyli rozwijamy się

Dlaczego jednak to wszystko ma się odbyć bez Kwiryny? Skłonne teraz były uważać tę wyprawę za coś pysznego, były podniecone. Puściły się kłusem w stronę Mylnej. Dobiegły zdyszane, wszystkie trzy stanęły na schodku, przyłożyły dłonie do czół i zajrzały w głąb. Kwiryny w sklepiku nie było. Jeden szary tułub (to była matka) tkwił przy szufladzie kasy - drugi (zupełnie taki sam, ale to był mężczyzna, ojciec) poruszał się leniwie przy półkach z towarem. Od zasłoniętych przez dziewczęta szyb wewnątrz, w sklepie, uczyniło się całkiem mroczno. Tułuby, rozgniewane, podniosły głowy. Patrzono na siebie: ogromne, nalane twarze z głębi i trzy drobne z ulicy jak urzeczone wpatrywały się w siebie. Ten sklepik w cichej uliczce, na uboczu, z dwoma tułubami, z których jeden strzegł kasy, a drugi półki z towarem, wydawał się straszny.

No i co to te tułuby oryginalnie? Zadałam sobie to pytanie stojąc przed regałem ze słownikami. Słownik ortograficzny powiedział mi jedynie, jak tułuba odmieniać. Słownik języka polskiego nie powiedział nic, takoż Słownik wyrazów obcych w obu posiadanych przez mnie wersjach.
Zdjęłam czwarty tom Encyklopedii Staropolskiej Glogera:

Ale może warto jeszcze zerknąć do Encyklopedii staropolskiej Brücknera?
Rzeczywiście:

Warto jednak mieć w domu słowniki, choć to już - w dobie internetu - takie passé i démodé :)



NAJNOWSZE NABYTKI
Nie ma się co śmiać.

Miałam część pierwszą, nawet nie podejrzewałam, że istnieje druga, aż tu niedawno gdzieś wykryłam, w jakiejś bibliografii. Wchodzę wczoraj do antykwariatu, patrzę na półki z cracovianami - stoją obie części Wodociągów, nowiuśkie jak spod igły. Piknięcie serca, że pewnie będą razem wycenione, sięgnięcie na półkę - na szczęście nie :)
I to szczęście kosztowało mnie 25,40 zł, ale jeśli chodzi o cracoviana, są droższe piniendzy!


A poza tym cóż, Filharmonicy Wiedeńscy napisali, że niepocieszeni są, ale nie będą się delektować moim towarzystwem 1 stycznia 2014. Nie, to nie!