wtorek, 23 października 2012

Jan Stoberski - Każdy inny

Stoberski w pełnej krasie czyli kolejny zbiór krótkich opowiadań. Są to - jak zawsze - charakterystyki znajomych autora, którym ten nadaje śmieszne imiona i nazwiska czy wręcz czasami dziwne zawody, reprezentujący kompletny przekrój społeczeństwa :)
Wyobrażam sobie, jak Stoberski - zgodnie z tym, co o nim czytałam we wspomnieniach internetowych - spędzał dni chodząc od jednego znajomego do drugiego, odwiedzając ich w ich mieszkaniach, słuchając ich rozmów, a potem wracał do swej nory i sporządzał dokładne notatki.

Opublikowało Wydawnictwo Literackie w 1973 roku w nakładzie 5 tysięcy egzemplarzy. Wydrukowąły Krakowskie Zakłady Graficzne nr 3 przy ul. Berka Joselewicza 24. Przy tej ulicy o mało nie kupiliśmy mieszkania. Oglądaliśmy tam lokal w kamienicy, mieścił się na drugim czy trzecim piętrze, a nad nim był strych 70 metrów. Ten strych najbardziej mnie kusił. No ale... zabrakło nam właśnie na ten strych - osobno płatny. I tak wylądowaliśmy w bloku :)
Przeczytałam 21 października 2012.

Pomyślałam, że najlepiej będzie zaprezentować parę próbek stylu Stoberskiego, mam nadzieję, że w miarę będą czytelne:





Znowu trafił mi się egzemplarz z biblioteki Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego (kupiony oczywiście na allegro):
To muszą być geny, które ściągają do mnie książki stamtąd - moja Mum była nauczycielką gdzieś na zapadłej wsi - dopóki nie wyszła za mąż, nie wróciła do rodzinnego miasta i nie została... księgową (tak, mojemu dzieciństwu towarzyszył stuk drewnianych liczydeł w okresach bilansu).

A wczoraj wieczorem zapoznałam się z opisem wyciągniętych i rozłożonych artystycznie wokół trupa flaków w pewnej powieści i jakoś tak dziwnie mi się zrobiło na duszy... odłożyłam książkę i zgasiłam lampkę, choć nie było jeszcze 22.00.
Cóż, kiedy nie dane mi było zasnąć - czy zasugerowałam się czy co - zaczęło mnie kłuć w lewym boku. Rytmicznie, co minutę i 40 sekund - mierzyłam sobie czas, jakby to skurcze porodowe były :)
Wstałam więc do kompa, dowiedzieć się, czy to nie wyrostek (ach, ten Układ krążenia) i czy nie czas szykować kapcie do szpitala - na szczęście internet wypowiedział się za prawą stroną w przypadku wyrostka, więc nieco uspokojona zaległam znowu.
Córcia dotrzymywała mi towarzystwa przez trzy godziny bawiąc rozmową na tematy wszelakie (przy okazji wyszło na jaw, że nie mam dyplomu - bardzo się zdziwiła, choć nigdy nie twierdziłam, że mam; no i dlaczego; wyjaśnienie, że znudziły mnie już te studia, przyjęła z pewnym niedowierzaniem), aż wreszcie kłuć przestało... dziś jestem deczko nieprzytomna i trochę się boję wrócić do książki... a co to za książka jest? oto właśnie zagadka, prąpaństwa, zachęcam do wypowiedzenia się w tej sprawie, wrzucając małą podpowiedź: szósta to część przygód pewnego detektywa.

Dodane w środę:
Okna nie tknięte, całe środowe przedpołudnie i południe spędziłam na łożu boleści (migrena z okazji zmiany pogody), a teraz dogorywam w zakładzie... tymczasem nikt nie zgaduje detektywa :(
To dorzucę kolejną podpowiedź: zza wschodniej miedzy!

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że czujesz się już znacznie lepiej.
    Czyżby chodziło o "Dekoratora" Akunina?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było jakieś chwilowe niedomaganie :)
      I oczywiście tak, brawo, "Dekorator" Akunina!

      Usuń
    2. Informacja o wschodniej granicy była wyraźną wskazówką. :)

      Usuń
    3. :)
      NIe ma to jak mała, ale celna podpowiedź :)

      Usuń