czwartek, 21 grudnia 2023

Hanif Kureishi - Moja piękna pralnia

To takie nieporozumienie, ale małe 😉 Nieporozumienie z gatunku nie czytam, co na okładce, a potem się dziwię czyli mój stały numer. Mianowicie jak byk stoi słowo SCENARIUSZ - tyle że jakoś go nie zauważyłam 🤣 Zgarnęłam tę książkę ze stolika w bibliotece na Królewskiej, święcie przekonana, że to POWIEŚĆ, na kanwie której powstał film. Film znany, aczkolwiek akurat nie mnie - no nie widziałam i w dodatku nawet go nie mam, żebym to mogła szybciutko nadrobić... Jak mi córka gdzieś nie wynajdzie, to... to trudno. Ale może jest gdzieś do obejrzenia online?

No więc nie powieść, tylko scenariusz. Scenariusze - moim zdaniem - warto czytać, gdy się już film wcześniej widziało i chce się coś tam ugruntować. O, przypomniało mi się, że mam na przykład scenariusze Felliniego i Antonioniego (plus nie jestem pewna co do Bergmana) i to sobie mogłabym sieknąć. Ale taki nieznany to się czyta tak sobie, niewiele wnosi, oprócz pewnego wyobrażenia samego filmu. 

Autor jest Anglikiem, ale o pakistańskich korzeniach i o tym tutaj mowa, o imigrantach w Wielkiej Brytanii, którzy nimi już nie są, bo to drugie pokolenie, tu urodzone, ale ciągle bez pełni praw i bez możliwości swoich angielskich rówieśników. Również w towarzyszących esejach, w których gubiłam się, no bo wiecie, angielska scena polityczna, Partia Pracy, konserwatyści, to jednak mocno nie moje klimaty 😀 Ale jeden z tych szkiców mówił o wpływie Beatlesów na pokolenie autora i to z przyjemnością przeczytałam. Wróciły szkolne lata 😍 A nawet wcześniejsze, bo jednym z moich nielicznych wspomnień z czasów przedszkolnych u babci - może już o tym pisałam - są zmierzchy dnia, jakieś jesienno-zimowe, gdy mrok zapadał wcześnie, a babcia zwlekała z zapaleniem światła. W coraz gęstszych ciemnościach jarzyły się tylko zielone światełka z podświetlonej skali dużego radia, a z niego dobiegało - Ob-La-Di, Ob-La-Da.

Początek:

Koniec:

Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2005, 196 stron

Tytuł oryginalny: My Beautiful Laundrette and Other Writings

Przełożyła: Małgorzata Golewska-Stafiej

Z własnej półki

Przeczytałam 17 grudnia 2023 roku


Oczywiście myślałam przy okazji o trudnej doli e/imigranckiej. I o tym, że w gruncie rzeczy miałam szczęście, nie doświadczając tego losu (głównie z braku możliwości, nie ukrywajmy; gdybym urodziła się 20 lat później, kto wie). Co nie znaczy, że potępiam osoby decydujące się na ten krok, absolutnie nie - raczej podziwiam. Że w poszukiwaniu lepszego życia (finansowo, zawodowo) potrafią przyjąć na klatę świadomość, że nigdy nie będą w stu procentach członkami tamtego społeczeństwa, bo nie sposób nadrobić dzieciństwa i wychowania w innej kulturze i innym języku. Chapeau bas!


23 komentarze:

  1. Nie znam ani ksiazki ani filmu - ale bedac 40to letnim emigrantem powiem ze nie ma sie czego bac! USA pokochalam od pierwszego wejrzenia i dalo mi bardzo dobre, wygodne zycie.
    Dobrych Swiat kochana i bardzo udanego Nowego Roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam i o Tobie przy tej okazji. Nie wiem, ile jest naszej polskiej emigracji w liczbach, ale na pewno miliony. Nie każdy się odnalazł w nowym kraju - ale przecież to samo jest i tutaj. W sensie (nie)odnajdywania się 😁
      Odwzajemniam życzenia, ale my się tu jeszcze zobaczymy przed świętami 😉

      Usuń
  2. Zgadzam się, że nie da się nadrobić dzieciństwa i wychowania w innej kulturze, w innych zwyczajach. Zawsze jakieś słowo, jakiś obraz, znak będą się kojarzyć inaczej lub wcale. Inne smaki, zapachy... Ale i bez tego da się przyjemnie i bezstresowo żyć w innym kraju. Wydaje mi się, że ważniejsze, a nawet najważniejsze jest po prostu bycie otwartym na inność, nie oczekiwanie, że w kraju, do którego się wyjechało będzie tak samo jak w kraju, który się opuściło.
    mokuren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze myślę, że przecież nie znają tamtejszych "Jolka Jolka pamiętasz" 😉
      Jeszcze drugie pokolenie, urodzone już tam, jeśli miało oboje polskich rodziców, też do pewnych kodów kulturowych może nie mieć dostępu.
      Ale masz rację - da się przyjemnie i bezstresowo żyć. Co w naszym kraju może być osiągalne tylko dla wybranych.

      Usuń
  3. Niektórzy wyjechali za pracą lub inną szansą, ale wracali, z tęsknoty lub innych powodów.
    Nie wszystkim się powiodło, wielu woli wieść życie bezdomnego, niż wracać do kraju, rozmaite są koleje losu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tęsknoty albo z poczucia obowiązku (na przykład opieka nad starymi rodzicami).
      Tak, nie wszyscy odnaleźli swoje miejsce, Głowa o tym pisał.

      Usuń
  4. Zdarzyło mi się już jakieś scenariusz czytać, nawet w nie wciągnąć. Ba, nawet próbowałam własny napisać. Jednak nadal stanowczo wolę powieści :). Na film może za to się skuszę, jak da się gdzieś ogarnąć, bo również nie znam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Online znalazłam tylko w oryginale, bez żadnych napisów, a to mnie przerasta, niestety 😉

      Usuń
  5. Fajna rzecz. Też bym zgarnął, gdybym zobaczył tytuł na stoliku.
    "Buddę z przedmieścia" Hanifa Kureishiego czytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, piszą tam, że bestseller - i znasz 😂 Mnie nawet tytuł nigdy się nie obił o uszy...

      Usuń
  6. Los emigranta - wydaje mi się, że Australia jest nieco specyficzna, migrantów tu więcej niż rodowitych mieszkańców a ci rodowici byli tu też tylko 3-4 pokolenia.
    Swoją drogą ja czuję się tu obco, ale to już nie kwestia miejsca, ale raczej czasów i samopoczucia.
    Życzę Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie, czy zawsze czułeś się obco czy też zrodziło się to z czasem (wiekiem)...

      Usuń
  7. W formie scenariusza najbardziej mi zapadł w pamięć Dekalog Kieślowskiego i Piesiewicza, czytało się dobrze.

    Mam na koncie dwa dłuzsze pomieszkiwania za granicą, ale jakiś nigdy na serio nie brałam pod uwagę, że to "na zawsze". Byłoby pewnie wygodniej, w jednym z tych krajów dużo cieplej, ale no właśnie, chyba nie byłabym w stanie czuć się tam naprawdę u siebie.
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja Dekalogu w tej formie nie znam.
      Ileż zaległości 😁 Nie nadrobię do śmierci!

      Dużo cieplej to jest plus niewątpliwie...

      Usuń
  8. Jej, ja nawet nie wiedziałam, że można kupić takie książki-scenariusze...

    OdpowiedzUsuń
  9. Od razu nasuwa się pytanie: Czy jakikolwiek emigrant, gdziekolwiek mieszkający potrafi tak zmienić nature swą, by na obczyznę uznać za ojczyznę? Chyba tylko deklaratywnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już wymaga deliberacji na temat "czym jest ojczyzna w naszym życiu", prawda?

      Usuń
  10. Mieszkając w Kanadzie ponad 41 lat (a ponad 42 poza Polską) muszę przyznać, że czuję się tutaj bardzo dobrze-chociaż Kanada się radykalnie zmienia (nie na lepsze). Sądzę, że podstawa to opanowanie języka, zdobycie dobrego wykształcenia (albo poprawienie tego z Polski), uzyskanie dobrej pracy i wmieszanie się w społeczeństwo tego kraju (zamiast obracania się jedynie "wśród swoich").

    Sporo ludzi po przyjeździe do Kanady przez lata nie wiedziało, czy zostaną, czy wkrótce powrócą. Przez to nie inwestowało w siebie (język, wykształcenie) i zazwyczaj wykonywało byle jakie prace. Poza tym niektórzy nie są skłonni do początkowego poświęcenia się-tzn. uczęszczania do szkoły, wielu godzin nauki, mieszkania w b. prymitywnych warunkach i poruszanie się publiczną komunikacją. Ja na szczęście decyzję podjąłem w 1/10 sekundy i przez pierwszych parę lat mieszkałem niesamowicie skromnie, przez 7 lat nie posiadałem samochodu i po raz pierwszy wyjechałem na dłuższe "zagraniczne" wakacje (do USA-ha, ha!) dopiero po 13 latach.

    Cóż, jest takie powiedzenie-"there's no gain without pain". I generalnie sprawdza się w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w jakim wieku przyjechałeś do Kanady? No bo wiesz, młodzi zawsze lepiej i szybciej się adaptują 😁

      Usuń
    2. 20 lat. Znałem starszych ode mnie, którzy też się świetnie zaadoptowali. Ale byli też tacy w moim wieku, którzy do tej pory angielski znają powierzchownie, z minimalnymi zasadami gramatyki (zresztą co tu ukrywać, ich polski też zostawiał dużo do życzenia!). Są osoby, które przyjechały w wieku nawet 50 lat, dały na początku z siebie b. dużo i udało się im całkiem dobrze prosperować. Moja mama przyjechała do Kanady w wieku 44 lat i też dobrze sobie radziła, a książki to jedynie czytała w języku angielskim i 90% filmów na YouTube też w tym języku. Bardzo dużo zależy od właściwego podejścia i dokonania na początku pewnych poświęceń w celu polepszenia sobie długo-planowych prospektów życia. Nie każdy jest jednak gotowy to uczynić i generalnie skutki takiej decyzji są widoczne przez całe życie.

      Usuń
    3. Ale czekaj czekaj. To znaczy, że Twoja mama też wyemigrowała?

      Usuń
    4. Tak, oboje opuściliśmy Polskę w końcu 1981 roku, zaraz przed stanem wojennym. Ona od razu do Kanady, ja do Austrii i po prawie roku przyjechałem do Kanady.

      Usuń