czwartek, 30 kwietnia 2020

Joanna Chmielewska - Lesio

Z powodu tej książki wrąbałam się w to całe odkurzanie, które mi tak bardzo daje popalić. Mianowicie ubzdurałam sobie nagle, że chcę ją ponownie po latach przeczytać, zaczęłam szukać i... kamień w wodę. Pamiętałam, gdzie stała (w drugim rzędzie) jeszcze kilka lat temu, ale w międzyczasie pozbyłam się tamtego regału i zamówiłam w jego miejsce nowy (cóż to była za cudowna decyzja, swoją drogą, nie dość, że zyskałam 6 szuflad, to jeszcze znacznie więcej miejsca na książki) i zaszło spore przemeblowanie. Szukałam więc Lesia, szukałam, aż w końcu powiedziałam sobie dość tego, wszystko dam do katalogu, który był dość zaniedbany, a przy okazji się odkurzy.
I robię to od grudnia, panie dziejku...
Dziś, gdy to piszę, jestem w połowie. Staram się teraz, podczas izolacji, odwalić jedną - dwie półki dziennie, ale różnie to idzie.
W każdym razie niedawno wyciągnęłam właśnie jedną półkę, a tam:
Znalazło się!
Pod znakiem zapytania stanęła kontynuacja całej afery :)
Ale nie, jak zaczęłam, to skończę :)
Tymczasem przeczytałam tego cudownie odnalezionego Lesia i... i rozczarowanie. Jakoś go tak lepiej pamiętałam sprzed 30 lat. Nigdy nie znalazł się w tych ukochanych Chmielewskich, tu od zawsze króluje Wszystko czerwone, ale myślałam, że będzie śmieszniejszy. Tymczasem - nudził, całe partie tekstu przebiegałam wzrokiem, byle szybciej.
W dodatku fatalne wydanie, jakość (pożółkłego) papieru i druku, że lepiej nie mówić, przy sztucznym świetle czytało się okropnie, strasznie męczyło oczy.
Niektóre powroty więcej obiecują, niż spełniają.





Wyd. Czytelnik Warszawa 1989, 221 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 29 kwietnia 2020 roku

A tutaj powinna być rubryka NAJNOWSZE NABYTKI, ale nie będzie, ponieważ:
a/ paczka z antykwariatu w Pradze została wysłana na ten adres, co zwykle czyli do pracy, mimo, że podałam adres domowy
b/ druga paczka, z drugiego antykwariatu w Pradze, całkiem dla mnie nowego, ale widzę, że porządna firma (tylko ceny wyższe), dotarła dziś i w związku z tym jeszcze ze dwa dni będzie spoczywać w kwarantannie na podłodze w przedpokoju :) Nie ma to, jak poćwiczyć się w cierpliwości! A moim skromnym zdaniem, są tam skarby... w sensie publikacji o Pradze, oczywizda!
Miejsce na to wszystko się znajdzie, gdy oddam książki do bibliotek, no ale to nie wiadomo, kiedy nastąpi?

Dopisek
Właśnie znalazłam w zdjęciach ten regał, o którym wyżej piszę :) To ostatni regał w tym domu zrobiony... to znaczy teoretycznie miałabym jeszcze jeden pomysł, też byłoby to zastąpienie starego nowym, lepiej wykorzystującym miejsce... ale nie wiem, przecież staram się nie wydawać pieniędzy od jakiegoś czasu, więc...
No, więc to jest ten najnowszy regał - fota nosi datę 23 marca 2016, regał świeżo zmontowany...
A niżej - w kilka dni później, już wszystko poukładane. I ile jeszcze miejsca! To miejsce się od tamtych czasów dokładnie wypełniło drugimi i nawet w kilku przypadkach trzecimi rzędami (przy małych formatach). Jeszcze mi się wtedy nie śniło o Pradze, wiedziałam już, że jadę za dwa miesiące, ale kto mógł przypuszczać, że tak mnie CHYCI :) A dziś siedem z tych półek to praskie właśnie.
A gdyby się ktoś zastanawiał, dlaczego drzwi od szafy są do połowy ciemniejsze, to służę wyjaśnieniem. Zaczęłam czyścić (logicznie, od dołu, prawda?), po chwili wkurwiło mnie to, że się tak popularnie wyrażę i rzuciłam to w diabły. Jakiś czas później doczyściła córka :)
Minęły cztery lata, może by znowu trzeba czyścić te lamelki? Ale nic nie widać, pewnie są równomiernie brudne :)

środa, 29 kwietnia 2020

Antoni Słonimski i Julian Tuwim - W oparach absurdu

Wykopane w ramach odkurzania książek, oczywiście.
I co dziwne - niektóre z tych tekstów znam na pamięć i cytuję przy byle okazji (jak na przykład grzyby grzane z grzebieniem i duży gorący grzyb), więc byłam święcie przekonana, że zapoznałam się z tym dziełkiem w czasach szkolnych jeszcze.
Tymczasem na okładce jest zatarta już nieco, ołówkiem zapisana cena 200 zł. Wygląda mi to na pismo mojego Ślubnego, który gdzieś tam w okolicach 1985-1986 prowadził w akademiku antykwariat.
Czyli tak naprawdę czytałam to później.
Jak to potrafią upaść złudzenia :)









Wyd. Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1975, 171 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 25 kwietnia 2020 roku

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Jiří Macht (fot.) - Praha Prague 6

Jest to jedna z tych licznie wydawanych przez poszczególne dzielnice Pragi publikacji. Tytuł dwujęzyczny, bo na końcu jest tłumaczenie na angielski wszystkich tekstów. Trzeba przyznać, że mają rozmach. Nie jest to jakaś broszurka, jak by to sobie można wyobrazić w naszych krakowskich realiach, zresztą, o czym my mówimy, nasze Rady Dzielnic to coś kompletnie odmiennego od tych praskich i na żadne takie wydawnictwa nie mają środków. Mniejsza o to.
Przeczytałam zwięzłe teksty i obejrzałam zdjęcia. Owszem, w większości z tych miejsc byłam, ale znalazły się takie, do których jeszcze nie zdążyłam albo takie, o którym nawet nie wiedziałam. Jest trochę masochizmu w oglądaniu takich albumów teraz, gdy ma się świadomość, że być może (bo kto wie tak naprawdę) do Pragi będzie się można wybrać za rok dopiero... Pokładam wielkie nadzieje w szczepionce, ale kiedy to będzie...

Jak ja uwielbiam takie lotnicze zdjęcia! Od dzieciństwa! Tak samo zresztą jak mapy. Pamiętam doskonale z podręczniku do geografii, takim pierwszym, więc może to było w IV klasie, rozrysowane mapki dla nauki symboli i znaków - już wtedy to kochałam.
Nic dziwnego, że kupiłam sobie atlas Pragi, co się nazywa ortofotomap :) czyli tak jakby sobie otworzyć google maps - tylko jest jeden szkopuł, nie da się powiększyć :) Ale co z tego, ja i tak lubię sobie do niego zaglądać. Ja wiem, gdybym miała smartfona, to w każdej chwili mogłabym etc. No, ale ciągle nie mam.







No taka cudna nowogotycka sprawa! Żebym wiedziała, że istnieje, to bym się tam wybrała! To znaczy, ja wiedziałam o istnieniu tej Hadovki, ale nie znałam jej wyglądu :)



A dziś taka sprawa. Dzwoni kolega z pracy po coś tam i tak przy okazji mi oznajmia, że u mnie w biurze czeka na mnie paczka.
Ta ciućma z Mojego Ulubionego Praskiego Antykwariatu znowu wycięłą mi numer! Mimo, iż napisałam wyraźnie, że adres pracy nieaktualny, bo jest tam zamknięte i podałam domowy - posłała paczkę do roboty. I tak cud, że się kurier dostał do środka - bo akurat wychodziła sprzątaczka.
I teraz diabli wiedzą, kiedy te książki sobie obmacam i obejrzę :(
Co za lebiega. Już kiedyś było tak z kolei, że nie podała kurierowi w adresie, że do Polski i paczka błądziła gdzieś po Czechach wedle kodu pocztowego, aż w końcu do nich wróciła :)

Wyd. Rada Dzielnicy Praga 6 w 1994 roku, 123 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 22 kwietnia 2020 roku

środa, 22 kwietnia 2020

Janek Żdżarski - Chiny 431 km/h

No, skoro mamy tu tego wirusa z Chin, to wypadało zapoznać się z pozycją kupioną niegdyś na allegro za niewielki pieniądz (na szczęście), za to ważącą coś koło tony - bo ambitnie na kredowym papierze wydaną.
Mogę o tej książce powiedzieć coś dobrego. Mianowicie ze względu na format idealnie mi się mieści na takiej niskiej, a głębokiej półce. I to by chyba było tyle :)
Nie no, stanowczo ciekawsze rzeczy na temat tego kraju na mnie czekają.
Autor, wówczas jeszcze młody człowiek, sam wspomniał w którymś momencie złotą myśl "kumpla":
Przyjedziesz do Chin na tydzień - napiszesz reportaż; przyjedziesz na miesiąc - napiszesz książkę; przyjedziesz na rok - nie napiszesz nic.
No, tak to już chyba jest...
Poczytałam z dużą ilością zniecierpliwienia, bo sporo błędów (a już znieść nie mogę zwłaszcza, gdy ktoś pisze "mi się to podoba", dżizas!). Co gorsza - ale to można oczywiście zwalić już na mój wiek - w dużej mierze musiałam czytać z LUPĄ!!! Część tekstu, ta żywcem skopiowana z autorskiego bloga, została wydrukowana kursywą i czcionką tego rodzaju, że praktycznie staje się nieczytelna. Redakcję wykonał wydawca, a co to znaczy, gdy nikt nie jest pod czymś takim podpisany z imienia i nazwiska, to się można domyślać. Nawet się nie zorientowali, że jeden tekst został wydrukowany dwa razy...








Wyd. terraQuest Warszawa 2008, 466 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 17 kwietnia 2020 roku

Stanowczo mi się nie chce czytać w tych czasach. Albo inaczej - nie mam dalej na to w ogóle czasu :) Przyzwyczajenie całego życia jest takie, że czytam wieczorem w łóżku. No a z drugiej strony staram się teraz oglądać te różne stare i nowe czeskie seriale, bo nagle zorientowałam się, że już daję radę! W sensie coraz lepszego rozumienia języka mówionego. No a oglądać mogę tylko wieczorem, mój mały projektor w dzień nie daje rady, nie posiadam aksamitnych czarnych zasłon, które by to umożliwiły przy długim już dniu (i cudownie słonecznym ciągle). Tak więc na czytanie nie zostaje już czasu.
Chyba faktycznie się przerzucę na albumy (co mi przyszło do głowy podczas tych ostatnich lektur). Tu mogę się skupić i w dzień, ba! nawet lepiej się fotografie ogląda, bo lampka nad głową nie rzuca refleksów na kredowy papier :)
W fotelu przy otwartym oknie przewracając leniwie kartki - marzenie całego życia nagle się spełnia ni z tego ni z owego :)

/marzenie jeszcze większe by było, gdyby to był fotel w ogrodzie... ale wiem przecież, że każdy robak w trawie i każdy owad brzęczący gdzieś nad głową by mi przeszkadzał/

sobota, 18 kwietnia 2020

Jiří Doležal - Praha Prag Prague

Kolejny album z odkurzanych półek.
Dostałam od znajomego, gdy się dowiedział o moim praskim szmerglu, całą furę rozmaitych wydawnictw z czasów minionych, łącznie z zestawami widokówek na różne tematy :) I teraz właśnie przy oglądaniu tych zdjęć, przydało się kolejne z nich, o czym niżej.






A to "moja" ulica, gdy zatrzymuję się u Dominikanów :) Jakże inaczej dziś wygląda, od rana do nocy zapełniona tłumami turystów...

Albo Złota uliczka. Słyszę często co prawda, że po 18.00, gdy już jest wstęp wolny (i wszystko pozamykane), nie ma tam tłumów. No ale tutaj na pewno nie jest po 18.00 :) i trzy osoby na krzyż :)

Przy tym właśnie zdjęciu się zacukałam, bo w podpisie było, że to relief na Muzeum Lenina, a ja nie miałam pojęcia, gdzie takowe było (a laptop był wyłączony). No i znalazłam tę informację w przewodniku po Pradze z 1978 roku, który też mi sprezentował Boguś :) No i oczywiście trzeba trafu, że zaraz potem w programie TV o Pradze była opowieść o tej ulicy Hybernskiej, ale obok tego budynku tylko się jakby prześlizgnął oprowadzający i w ogóle tam takiej dekoracji na fasadzie nie zauważyłam... teraz mam zagwozdkę, czy ją usunęli?
Ale właśnie, pisząc to, zleciłam córce poszukanie na google maps, więc zaraz może tę zagadkę rozwiążemy :)
Apdejt
No i nie wiem. Na google streets żadnych takich płaskorzeźb nie widać :(

To zdjęcie natomiast mnie zachwyciło, z ostatniego rozdziału poświęconego architekturze współczesnej. Parter 7-piętrowego bloku w Dejvicach (bardzo lubię tę dzielnicę... ale której ja nie lubię?). Znowu starożytna nazwa ulicy :) - aleja Lenina. Tu z kolei była mi pomocna mapa Pragi z 1979 roku, którą miałam z własnych zasobów (no, widać czułam, że kiedyś jednak do tej Pragi pojadę :))
Dziś to ul. Europejska, ale znaleźć ten dom będzie ciężko, bo to strasznie długa ulica. Myślę "znaleźć", jak już pojadę do Pragi (pewnie za rok).

Wyd. Olympia, Praha 1976 (wydanie czterojęzyczne)
Z własnej półki
Przeczytałam 12 kwietnia 2020 roku

piątek, 17 kwietnia 2020

Thomas Billhardt, Peter Jacobs - Italien mit und ohne Belcanto

Album nabyty tego samego dnia i w tej samej cenie i okolicznościach, co poprzedni o parkach. Różnica jest taka, że ten już kiedyś musiałam przekartkować, bo oglądając przypominałam sobie niektóre zdjęcia.
Niestety część z nich jest kolorowa, z taką jakością ORWO zresztą...
Nie obyło się bez podkreślenia biedy na Południu (wstrząsająca, co gorsze, gdzieniegdzie jeszcze tak jest) i sporej dawki zdjęć z festynów partii komunistycznej :)





Kilka obrazków...








Wyd. VEB F.A.Brockhaus Verlag Leipzig 1981, 182 strony
Z własnej półki
"Przeczytałam" 11 kwietnia 2020 roku


Jestem trochę zdezorientowana, bo dziś prawie skończyłam jedną ścianę w swoim pokoju (zostało mi sześć półek, ale tylko do odkurzenia i skatalogowania, a potem ustawienia z powrotem, tak jak były, więc to w miarę szybko pójdzie). Natomiast te wcześniejsze w dużej mierze przestawiałam, zlikwidowałam tam wszystkie "tyły"... i teraz zostało mi na podłodze ze dwa metry bieżące - NA KTÓRE JUŻ NIE MA MIEJSCA!!!
Nie mam pojęcia, co począć. Co prawda gdzie indziej stoją te nieszczęsne książki z bibliotek w ilości 30 sztuk, więc część pójdzie na ich miejsce (tylko kiedy, kiedy?), ale tylko część przecież :(
Są tam różne stare podręczniki do języków, nie mam serca tego wydawać, bo nigdy nie wiadomo, czy jednak kiedyś się nie skorzysta (już i tak wyniosłam masę), jest trochę dziecięco-młodzieżowych, też mi ich szkoda; trochę cracovianów (małe formaty też jeszcze gdzieś dopcham może).
Co chwilę wstaję i idę oblukać w drugim pokoju regały, czy gdzieś coś by się jeszcze nie dało wcisnąć :)
Bieda.