poniedziałek, 31 grudnia 2012

Aleksandra Marinina - Czornyj spisok

Czyli Czarna lista, a nie spisek, jak kiedyś myślałam :)
Jest to pierwsza powieść kryminalna Marininy (z 1995 roku), w której autorka zrezygnowała z postaci Nastii Kamieńskiej i głównym bohaterem - w dodatku snującym opowieść w pierwszej osobie - uczyniła podpułkownika milicji Stasowa. Czytałam ją kiedyś tam po polsku i nie spodobała mi się. Teraz zabrałam się za oryginał i już było troszkę lepiej. Zawsze urok czytania w języku, który się lubi, który się podoba - upiększa lekturę :)
Niemniej jednak pozostanę wielbicielką Nastii, która jako człowiek może wzbudzać różne uczucia :) ale jako śledczy jest genialna.

Historia Stasowa toczy się w nienazwanym mieście na południu, gdzie moskwiczanin Stasow spędza ostatni swój urlop (ma zamiar odejść z milicji) ze swoją 8-letnią córką Lilą. Jednocześnie w mieście odbywa się festiwal filmowy, a była żona Stasowa Margarita jest dziennikarką filmową i naturalnie pracuje przy festiwalu, a swe obowiązki matczyne spełnia przynosząc codziennie siatkę owoców, bo najważniejsze są witaminy.
Lila była zaniedbana przez rodziców od wczesnego dzieciństwa, toteż wcześnie nauczyła się czytać i spędza cały boży dzień i pół nocy na dokładkę nad romansami Barbary Cartland. Nie wiadomo za bardzo, co z tego rozumie :)
Stasow z córką mieszkają na prywatnej kwaterze, kuchnię dzielą z dwiema innymi wczasowiczkami, pochodzącymi z Petersburga. Do jednej z nich, Tatiany, Lila bardzo się przywiązuje i ciągle ucinają sobie pogawędki. Któregoś dnia ojciec zauważa, że Lila czyta już nie romans, ale kryminał i wtedy okazuje się, że autorką Ukradzionych snów jest właśnie Tatiana! Mało tego, Tania pracuje również jako śledczy.
Co prawda pierwsze wrażenie Stasowa dotyczące Tatiany było mało pochlebne (coś w rodzaju tłustej krowy), ale zaznajomiwszy się z nią bliżej zakochuje się w tej kobiecie, tak różnej od jego byłej żony. Tymczasem jednak na festiwalu dzieją się dziwne rzeczy: od ciosu nożem ginie znana aktorka, a wkrótce potem jej współlokatorka z hotelu, też gwiazda kina. Śledztwo prowadzi mało doświadczony miejscowy milicjant Siergiej, a Stasow usiłuje mu pomóc. Tropy wiodą do byłych wojskowych, obecnie emerytów, prowadzących patriotyczne kółka dla młodzieży w domu kultury...
Przeczytałam 31 grudnia 2012.

Kącik cytatów czyli rozwijamy się
Bohater udaje się na rynek zaopatrzony w trzy awośki i długą listę zakupów.
Awośka to typowy produkt ustroju socjalistycznego, kiedy to w sklepach brak było towarów i trzeba było zawsze być przygotowanym na to, że może coś rzucą. Wtedy wyciągamy z torebki awośkę (zajmującą tyle miejsca co nic) i mamy jak znalazł do zapakowania wszelkiego dobra. Nazwa pochodzi od słów "a nuż" (coś przyniosę).
Klasyczna awośka wygląda tak:
/zdj. z Wikipedii/
I taką też pamiętam z dzieciństwa, i mama i tata z nimi z pracy wracali. Ja tradycję awośki kontynuuję, ale w lekko zmodyfikowanej formie - jest to po prostu torba z jakiegoś cienkiego materiału, zaopatrzona w futeralik albo - jak moja aktualna - chowająca się sprytnie po złożeniu do własnej wewnętrznej kieszonki. Toteż zazwyczaj na pytanie sprzedawcy "dać siatkę?" mogę podziękować. Ach, jaka jestem (niechcący) ekologiczna!

Inna ciekawa sprawa to zdrobnienia rosyjskich imion. Temat wymaga szerszego rozwinięcia (dla osób z tzw. Zachodu - nie do ogarnięcia), dziś tylko wrzucę, że główny bohater Władysław jest nazywany: Władik, Stasik, Sława, Dima. Do wyboru, do koloru.

Marlow z Galerii Kongo w komentarzu przy notce o Kobiecie z wydm wspomniał film o Kiwaczku. Nawet nie podejrzewałam, że to znany mi doskonale Czeburaszka!
Zaraz go sobie wyciągnęłam i obejrzałam. Są to właściwie cztery animowane filmy:
- Krokodyl Giena, który czuje się bardzo samotny i poszukuje przyjaciół. Jednym z nich zostaje dziwne stworzenie Czeburaszka z wielkimi uszami, znalezione w skrzynce z pomarańczami
- Czeburaszka przynosi Gienie prezent na urodziny, a potem razem budują plac zabaw dla dzieci
- Szapoklak czyli paskudna staruszka, robiąca wszystkim na złość, która jednak zaprzyjaźnia się z bohaterami
- Czeburaszka idzie do szkoły, albowiem okazało się, że nie umie czytać


Czy oglądałam to w dzieciństwie - nie pamiętam. Za to będąc już mocno dorosłą byłam świadkiem wręczania nagrody na Krakowskim Festiwalu Filmowym dla Jurija Norsztejna, między innymi jednego z animatorów tego cyklu. On sam nazwał się wtedy starym krokodylem Gieną. Podzieliłam się tą informacją na moim ówczesnym blogu i zaraz jeden z wiernych czytelników przysłał mi płytkę z cyklem o Czeburaszce :)
Oto dwaj główni bohaterowie:
A oto Szapoklak:



Sporządziłam plan na styczeń. Piętnaście sztuk, a co się będę rozdrabniać, hurtem ich, hurtem!
1/ Dla dzieci i młodzieży: Wiktor Zawada - Kaktusy z Zielonej ulicy
2/ Dla dzieci i młodzieży: Wiktor Zawada - Wielka flaga z czarną linią
3/ Dla dzieci i młodzieży: Wiktor Zawada - Leśna szkoła strzelca kaktusa
4/ Dla dzieci i młodzieży: Wiktor Zawada - Szukam pana Kalandra
5/ Dla dzieci i młodzieży: Wiktor Zawada - Globus i pałka
6/ Reportaż: Maksymilian Berezowski - Bóg kocha Amerykę
7/ Cracoviana: Franciszek Bielak - Z odległości lat
8/ Seria KIK: Borys Wasilewski - Wiosna na kolei
9/ Literatura polska: Michał Bałucki - O kawał ziemi
10/ Projekt SIMENON: Maigret à l'école
11/ Literatura radziecka: Czingiz Ajtmatow - Dzień dłuższy niż stulecie
12/ Literatura radziecka: Czingiz Ajtmatow - Biały statek
13/ Literatura radziecka: Czingiz Ajtmatow - Dżamila
14/ Projekt MARININA: Czużaja maska
15/ Seria NIKE: Ingeborg Bachmann - Malina

To nie wszystko. Kiedyś Alicja proponowała lekturę Sagi rodu Forsyte'ów zimową porą. To może się uda.
Zależy od pogody. Bo jak będzie w miarę ładnie, to może wyjdę z domu :) a jak nie, to nie - będę czytać!

Zajrzałam do kalendarza z 2012 roku - zapisuję tam sobie wszystkie kupione książki, filmy... mam całą kolekcję zapisanych kalendarzy z wielu lat - materiał dla przyszłego biografa :)
Rezultat nieco oszałamiający: wyszło mi, że powiększyłam swoją bibliotekę o 270 książek, dużo za dużo :) stanowczo nie wygląda to teraz najlepiej:
Oczywiście większość (bo 163 sztuki) z allegro.
Z tego udało mi się od razu (to znaczy w tym samym jeszcze roku) przeczytać trzydzieści - a to już jest bardzo dobry rezultat.
Dodatkowo policzyłam wszystkie własne spośród przeczytanych w 2012 i było ich 122 sztuki, o wiele więcej niż w poprzednich latach. Z bibliotek - 87.
Niemniej jednak w 2013 planuję z zakupami przystopować.

Za to jak się wczoraj wieczorem rozpędziłam w planowaniu nowego regału dla nabytków i różnych porządków i przemeblowań, tak nie mogłam z wrażenia usnąć. Dopiero o czwartej nad ranem zgasiłam światło. Dzisiaj - w Sylwestra - padnę chyba o szóstej wieczorem :)

sobota, 29 grudnia 2012

Michaił Bułhakow - Mastier i Margarita

O czym jest Mistrz i Małgorzata, pisać nie będę. Bez przesady :) Toż nawet Wikipedia treść opowie.
Po raz drugi przeczytałam powieść w oryginale. Za pierwszym razem w strachu, czy podołam :)
Siedzę tu i dumam i dochodzę do wniosku, że nie potrafię nic napisać o swojej ulubionej książce! Ona jest za WIELKA dla mnie - w sensie, że albo pisać prawie drugą powieść na jej temat :) albo nic. Gdy czytałam ją w czasach studenckich - egzemplarz ówczesny zabrał potem mój Ślubny w ramach podziału dóbr, fakt, że to on go kupił i mi podsunął - doceniłam tylko wątek współczesny. Część dotyczącą Jeszui i Poncjusza Piłata przelatywałam zaledwie...
Odkupiłam sobie wydanie Czytelnika z 1988 roku, z paskudną okładką, no ale takie się trafiło, nie było co wybrzydzać. Nie to co teraz, widziałam w Matrasie nawet jakąś luksusową wersję, ale pozostanę już skromnie przy tym co mam, wszak nawet Woland na bal wyszedł w starym podartym chitonie :)
Przy kolejnej lekturze nabrałam upodobania do części starożytnej, doceniłam finezję, z jaką Piłat zorganizował "ochronę" Judasza...
Pozostało mi jeszcze polubić scenę balu. No do niej jednej nie mogę się przekonać. Wynika to zapewne z faktu, że s-f jest mi kompletnie obce i nie po drodze.
Marzy mi się podróż do Moskwy, spacer po Patriarszych Prudach, Gribojedow... a właśnie, od lat chciałabym też przeczytać tego słynnego Gribojedowa, ale jakoś się nie składa.

Kącik cytatów czyli rozwijamy się
Behemot - jak wiadomo - ruszył w wędrówkę po Moskwie dzierżąc pod pachą prymus.
- Nikomu nie przeszkadzam, nikogo nie ruszam, reperuję prymus.
Nie wzruszyło to enkawudzistów, którzy rozpoczęli palbę - bezskuteczną, jeśli chodzi o całość skóry Behemota, za to niezwykle bogatą w następstwa pożarowe - ale czegóż się spodziewać po nieczystej sile.
- A może ja mam pełen prymus waluty? - pytał retorycznie Behemot przy drzwiach Torgsinu.
Prymus wygląda tak:
Jak nam wyjaśnia rosyjska Wikipedia, prymus był szczególnie popularny w komunałkach, gdzie każdy trzymał we wspólnej kuchni swój i na nim gotował.
A' propos jeszcze Torgsinu - to był taki radziecki Pewex.
Tu mamy budynek moskiewskiego Torgsinu w 1931 roku, tam pewnie Behemot łykał mandarynki, a Korowiow podburzał naród demagogicznymi wywodami.
/zdjęcie z Wikipedii/

Przeczytałam 28 grudnia 2012.

Oczywiście nie obyło się bez przypomnienia sobie serialu.
Film jest dostępny w całości na YT:

Nie spodobał mi się za pierwszym razem. No jakżeż to żeby Woland był taki stary, skoro Bułhakow określa jego wygląd na czterdzieści parę lat! A potem się rozsmakowałam. I chapeau bas dla Olega Basiłaszwili. Potem jeszcze obejrzałam wcześniejszą wersję filmową z 1994 roku, z Walentinem Gaftem jako Wolandem, i ta z kolei mi nie przypadła do gustu. Widać ze mną jest tak jak w Rejsie: lubimy tylko te piosenki, które znamy :)

W piątkowy wieczór przyszła ostatnia w tym roku przesyłka z allegro.
Zaczęło się wszystko od tego Głodomorka z lewego rogu, resztę dokupiłam dla towarzystwa. A po zakupie okazało się, że jedna książka wyparowała sprzedawcy, więc na jej miejsce wzięłam Olczaka do kolekcji, bo coś tam już mam i czytałam.
Myślałam, że to koniec na ten rok, ale dziś rano wstaję, a tu z allegro mi donoszą, że jest w sprzedaży szósty tom Dziejów teatru w Krakowie, nowiusieńki świeżusieńki. Tom się pozbierała i pojechała do Księgarni Pod Globusem (bo to Wydawnictwa Literackiego). A nawet wytargowałam rabacik 10% :)
Książka sakramencko droga - 69 zł - ale nie dam się już nabrać, jak z piątym tomem Dziejów Krakowa, kiedy to chodziłam koło niego, chodziłam, czekałam, aż stanieje - a tu go wywiało ze sprzedaży i teraz, gdy się pojawia na allegro, chodzi po 3 stówki.
Leciałam świńskim truchtem dlatego, że już zawiesiłam działalność na styczeń, więc fakturę (koszty! koszty!) musiałam mieć jeszcze w grudniu. No nie wytrzymałabym czekać do lutego przecież! A tak już go sobie głaszczę i myślę, co zdjąć z półki, na której stoją pozostałe tomy tej serii, żeby całość była razem.
Mam jeszcze jedno wielkie marzenie dotyczące cracovianów, ale ono się nie spełni za mojego życia, jak sądzę. Chodzi o Katalog Zabytków Sztuki. Do tej pory wyszedł Wawel, kościoły Śródmieścia, Zwierzyńca, Kleparza i Kazimierza, zabytki żydowskie Kazimierza, mury obronne, Planty i Rynek. Gdybyż tak Podgórze, gdybyż tak Piasek, Wesoła, gdybyż tak kamienice choćby Śródmieścia na początek... ech, rozmarzyłam się.

To żegnając się z Wami - do poniedziałku, jak sądzę, wszak została mi jeszcze jedna ksiażka z planu grudniowego - zaapeluję jeszcze do tych, co z Krakowa: koniecznie wybrać się na wystawę Witolda Chomicza do Muzeum Narodowego:
Znakomity grafik (1910-1984), związany z Krakowem, co mocno odzwierciedliło się w jego twórczości, zwłaszcza tradycje i obrzędy krakowskie. Piękne są na przykład projekty witraży do Collegium Novum. Dla nas, miłośników książki, szczególnie cenna jest jego grafika książkowa - Chomicz był związany z Rycerskim Zakonem Bibliofilskim. Zabawny jeden z własnych ex-librisów: szczur wymachujący pistoletem, a drugi właśnie wyjmujący z olstrów, a pod tym napis: Ex-libris Witolda Chomicza - książek nie pożycza.
Wystawa jeszcze tylko jutro!
Ale ale - bo bym zapomniała - Muzeum Narodowe oferuje wolny wstęp przez najbliższy miesiąc na wszystkie wystawy!

środa, 26 grudnia 2012

Georges Simenon - Maigret se trompe

Czyli Maigret myli się.
Kolejny Maigret napisany przez Simenona w 1953 roku. Powieść kupiłam w antykwariacie 22 grudnia 1986 roku, ale tym razem nie mogę powiedzieć, że czekała 26 lat - bo pamiętam, że już ją kiedyś czytałam. Mało tego, do środka włożyłam wycinek z gazety o śmierci Simenona:
Z tyłu zapisałam datę: 15 października 1989 roku. Wygląda mi to na fragment "Przekroju".
Jednak z faktu, że książkę już czytałam, nie wynika, że pamiętałam :) mogłam więc spokojnie snuć przypuszczenia co do postaci mordercy.

A kogóż to zamordowano? Pewnego listopadowego poranka służąca na przychodne (zresztą mająca bogatą kartotekę policyjną z czasów, gdy była młodsza i ponętniejsza) pojawia się jak co dzień w luksusowym mieszkaniu przy alei Carnot - nie muszę chyba dodawać, że książkę czytałam z planem Paryża w ręce! - i zastaje swą pracodawczynię z dziurką w głowie. Wzywa policję, ale niechętnie udziela informacji, poza podstawowymi. Jej pani to młoda Louise Filon, kiedyś też notowana z powodu prostytucji, dziś najwyraźniej czyjaś utrzymanka.
Komisarz Maigret powoli składa różne elementy tej układanki. Louise zwana w środowisku Lulu oprócz tajemniczego opiekuna ma też kochanka, saksofonistę Pierrota z jakiegoś nędznego lokalu rozrywkowego. Pierrot oczywiście dał dyla i jest poszukiwany w całym Paryżu. Okazuje się też, że opiekunem Lulu jest sławny profesor-chirurg Gouin, mieszkający piętro wyżej wraz z żoną. Żona sama zgłasza się do Maigreta, żeby mu wszystko opowiedzieć i chronić męża przed zbędnymi przesłuchaniami. Otóż to ona sama zaproponowała kiedyś, by kochankę męża zainstalować w tej samej kamienicy dla wygody profesora, by nie tracił czasu na dojazdy. Profesor wydaje się być nadludzką postacią, ustawioną na piedestale przez cały szereg kobiet (z którymi zresztą szedł do łóżka, ale to nie miało namniejszego znaczenia): żonę, asystentkę, stałą kochankę (której kiedyś uratował życie robiąc skomplikowaną operację mózgu), a nawet dozorczynię, której z kolei uratował syna.

Dopiero pod koniec zaczęłam się domyślać, kto zabił Lulu... ale niezależnie od tego, postać profesora Gouin pozostaje w pamięci jako odrażający moralnie typ, prawdziwie winien, choć nie on nacisnął spust.
Przeczytałam 25 grudnia 2012.

Pod choinką czekał na mnie 4-filmowy box Aleksandra Sokurowa, więc mogę się uznać za usatysfakcjonowaną :)

Wróciłyśmy do domu i gdy córka się kokosiła w przedpokoju, ja postanowiłam jeszcze zajrzeć do skrzynki, a tam:
To był podarunek od Kasi Eire z bloga Notatki coolturalne, szeroko znanego :)
Autorka do tej pory mi nie znana, ale ponoć kryminał z wyższej półki, a koleżanka Kasi zapewnia, że świetny!
Moje zapotrzebowanie na rosyjskość zostało dodatkowo zaspokojone w wieczór pierwszego dnia świąt, kiedy to zabrałam się za ponowną lekturę Mistrza i Małgorzaty w oryginale - stęskniłam się, a co!


Obejrzałam też kolejny radziecki film Podkidysz (Podrzutek) z 1939 roku, w reż. Tatiany Łukaszewicz.


Mama wybiera się oglądać daczę na lato i prosi synka o przypilnowanie małej Nataszy, która właśnie odbywa poobiednią sjestę.
Bratu jest to wyjątkowo nie na rękę, bo właśnie umówił się z kolegą i koleżanką, że do niego przyjdą omówić różne sprawy.

Tymczasem Natasza obudziła się i wołała mamę, trochę sobie też popłakała i wreszcie jakoś sobie poradziwszy z samodzielnym ubraniem się wymknęła się z pokoju i mieszkania i wio! w świat.
Z pomocą dobrych ludzi udaje jej się przejść przez ruchliwą ulicę i dostać do parku. A tam na początek dochrapać się balonika:
Gdy zaczyna padać deszcz, dzieci z przedszkola zabierają ją ze sobą:
Co prawda wychowawczyni po fakcie zorientowała się, że ma na stanie obce dziecko i zadzwoniła na milicję, ale Natasza już zdążyła się wymknąć - bo dzieci miały się kłaść spać po spacerze w parku, a ona przecież już spała, więc przyjdzie później :)
Trafia z kolei do samotnego geologa, którego natychmiast podbija swym wdziękiem:
Ale gdy geolog spiera się z sąsiadką z komunałki-stomatologiem, kto z nich ma lepsze kompetencje do opieki nad podrzutkiem:
Natasza znów wymyka się z mieszkania za samodzielnym kotkiem i mało nie wpada pod samochód. Wtedy znajduje kolejnych opiekunów; to bezdzietne małżeństwo: Lala i Mula.
On pod pantoflem, zainteresowany jedynie czytaną gazetą, ona - wyraźnie niewyżyta macierzyńsko - natychmiast postanawia na żadną milicję ze znalezioną dziewczynką nie chodzić, tylko zabrać ją do siebie.
Jej koronny argument:
- Mula, nie denerwuj mnie!
Właśnie jadą na daczę. On wyraźnie bojący się konsekwencji, ona twierdząca, że spełnia wolę dziecka; zadaje Nataszy pytanie: "Co wolisz, żeby ci oderwali głowę czy jechać z nami na daczę?" - odpowiedź jest do przewidzenia :)
Ona porucza Nataszę opiece męża na peronie stacji, a sama oddala się, by kupić dziecku jakąś zabawkę:
On tymczasem zagłębia się w lekturze gazety, a mała - jak zwykle czymś tam zainteresowana - znów się oddala. Porywa ją tłum kibiców, którzy przybyli na stację witać drużynę Spartaka...i tak ślad po niej ginie.
Tymczasem przerażony brat odkrywa nieobecność dziecka i rusza na poszukiwania wraz z przyjaciółmi.
No ale od czego dzielni pracownicy milicji d/s niepełnoletnich - dziewczynka zostaje odnaleziona i dostarczona mamie :)

Tylko geolog jest smutny, zdążył się już przyzwyczaić do myśli o nagłym ojcostwie:
A i niedoszła mama Lala z rozpaczą stwierdza, że już drugiej takiej dziewczynki nie znajdą...

Sympatyczny obraz z czasów, kiedy nikomu się nie śniło o pedofilach, porywaczach i mordercach.

niedziela, 23 grudnia 2012

Arkady Wasiljew : Poniedziałek - trudny dzień

Zapragnęłam lekkiej zabawnej lektury i nie zawiodłam się. Nie jest to oczywiście literatura na miarę Zoszczenki, ale sympatyczna powieść z życia sfer kierowniczych pewnego miasta, nazwanego symbolicznie Krajuchą.
Poznajemy je o poranku zwykłego roboczego dnia, kiedy tłoku jeszcze na ulicach nie ma. Kołchozowe samochody i trzy ciężarówki Rejonowej Organizacji Handlu dostarczyły już na rynek szczodre dary ziemi i przestały hałasować. Nad budzącą się Krajuchą cisza, skrzypnęły tylko drzwi izby wytrzeźwień, wypuszczając dwóch rzadkich gości i jednego stałego bywalca, byłego fryzjera, obecnie emeryta Safończykowa. Dyżurny milicjant spostrzegłszy, że Safończykow, podciągając w biegu czarne sztruksowe spodnie, pomknął swą zwykłą trasą na rynek - gdyż właśnie tam najwcześniej otwierano kiosk z piwem - ze złością zamknął za nim drzwi.
W centrum dozorcy polewają jezdnie i chodniki. Nad asfaltem, po słonecznej stronie, lekkimi obłoczkami unosi się para. Z ulicy Spalonej na główną wjechał zapóźniony przedstawiciel pewnego przedsiębiorstwa, ale słowiczy trel czujnego milicjanta zdecydowanie skierował go w objazd boczną trasą.
Z otwartych drzwi piekarni kusząco pachnie świeżymi bułkami i waniliowymi ciastkami. Ze stopni poczty zbiega wesoło gromadka dziewcząt-listonoszy - już czas roznosić wczorajsze gazety centralne i pachnący farbą dzisiejszy numer "Pracowitego Kraju"


Jest rok 1954. Wojna dawno minęła i każdy myśli o dniu dzisiejszym. Myślą o tym zwłaszcza rozmaici kierownicy różnego szczebla czyli taka małomiasteczkowa nomenklatura. Jest tego od zatrzęsienia: kierownik sekcji wyrobów garncarskich, kierownik sekcji naczyń szklanych i opakowań, zastępca przewodniczącego Miejskiej Rady Przemysłowej, naczelnik straży pożarnej, przewodniczący spółdzielni odzieżowej, kierownik wydziału oświaty ludowej, dyrektor zjednoczonych łaźni i pralni... Tytuły i funkcje mnożą się i ciągle trwają przetasowania.

Są jednak i tacy, którzy myślą nie tylko o dniu dzisiejszym, ale przede wszystkim o jutrze. Takim człowiekiem jest Jurij Andrejewicz Christoforow, dawny aferzysta, który w przedwojennych latach przebywał gdzieś za siedmioma górami na syberyjskich i dalekowschodnich obszarach. Dawni milicjanci opowiadają młodym, jak w ostatniej chwili uciekał przed nimi "człowiek czynu", zostawiając w różnych "zaopatrzeniach" i "zbytach" dokumenty stwierdzające, iż spisał na straty "zepsute w transporcie produkty", "koszty wedlug norm przewidziane", "ubytki poczynione przez gryzonie".
Christoforow ustatkował się, gdy przyszła na świat jego córka Zoja. Osiedlił się wraz z rodziną w Krajusze, żył z pensji w spółdzielni inwalidów, unikał na wszelki wypadek fotografowania się i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewien wyjazd służbowy do Leningradu. Tam napatrzył się co nieco na różne "interesiki" i postanowił takowy rozwinąć również w Krajusze. Założył mianowicie Tonap czyli Towarzystwo Udziałowe, do którego skaptował ludzi mających pewne możliwości dokonywania lewych interesów. Christoforow odłożył już w skrytce na strychu ponad dwa miliony rubli i marzy o starości w willi na Krymie. Tymczasem jednak do miasta wróciła niezwykle ideowa Maria Antonowna Korolkowa, wdowa po zasłużonym komuniście i zachodzą pewne obawy co do możliwości kontynuowania procederu. Trzeba działać!

Autor nie szczędzi drwiny biurokracji i jej wynalazkom, działaczom zarówno wysokiego jak i niskiego szczebla. Ostrze satyry wymierza także przeciw "świętym" środowiskom literatów, krytyków, malarzy i innych artystów.
Trzeba przyznać, że w Krajusze nauczono się teraz odpoczywać. Kilka lat temu dominującą formą odpoczynku był odczyt: "Rola konkretnej jednostki w historii", z pokazem epokowych, biograficznych filmów. Obecnie ten smutny okres jest poza nami, a krajuszanie mają różnorodne rozrywki. Na przykład bezpłatny wstęp do parku, gdzie robotnicom pokazuje się propozycje domu mody: kostium do samochodu czy suknia popołudniowa :)

Notka biograficzna autora z tyłu okładki (chyba nic więcej w Polsce nie opublikował):

W egzemplarzu kupionym na allegro znalazła się taka dedykacja:
Aż boję się pomyśleć o tym trudzie i wysiłku, pomyślcie tylko! Skoro tak to podkreślono w dedykacji...
Przeczytałam 23 grudnia 2012.

Kącik cytatów czyli rozwijamy się
Żona Christoforowa potrafiła kiedyś nie skrzywiwszy się wychylić szklankę wódki i zakąsić zwyczajem iwanowskim "manufakturą", tj. wycierając usta rękawem bluzki.
O takiej zakąsce nie wspominał chyba nigdy Wieniczka :)

W lewym górnym rogu okładki jest jakieś logo - człowieczek w nawiasach - nie znam takiej serii. To wydawnictwo Książka i Wiedza, 1963 rok.


Zainspirowana atmosferą letniego poranku z książki, sięgnęłam - po raz... czwarty chyba :) - po Ja szagaju po Moskwie /Chodząc po Moskwie z 1963 roku, w reż. Gieorgija Danieliji.

Я шагаю по Москве
/Należy wejść na YT i tam po prawej stronie wybrać z listy tytułów powyższy, bo to cały zestaw jest i widzę, że tu cośkolwiek nie ten pokazuje/

Cudowna opowieść z mitycznych lat sześćdziesiątych, o ludziach, których już nie sposób odnaleźć inaczej jak w filmie i literaturze. Wspaniały spacer po Moskwie, która jest głównym bohaterem filmu.
Właśnie do tej Moskwy przyleciał (przejazdem) młody początkujący pisarz z Syberii, Wołodia.
Wstaje piękny letni dzień. Na lotnisku Wołodia spotyka dziewczynę beztrosko podśpiewującą coś sobie:
Czeka na męża. Wszystko między nimi dobrze się układa. Wołodia pyta powątpiewająco, czy tak się zdarza.
- Bywajet, bywajet. Jeszczo kak bywajet.
Tymczasem Kola właśnie kończy nocną zmianę na budowie metra.
To rodowity moskwiczanin. Gdy spotkają się w tramwaju, gdzie Wołodia dopytuje o drogę, Kola zabierze go ze sobą.
Na Patriarszych Prudach pies rozszarpał Wołodii nogawkę spodni. Zabawna scena, gdy chłopcy szukają właścicielki psa w cerkwi, bo pionier, któremu dała psa do potrzymania, tam nie wejdzie: jest ateistą :)
Wołodia właśnie opublikował opowiadanie w czasopiśmie Junost i zamierza odwiedzić redaktora, który zainteresował się jego twórczością. Najpierw jednak zostawi tobołki u przyjaciół. Kola tymczasem planuje pospać po nocnej zmianie. Wkrótce jednak Wołodia pojawia się ponownie: znajomych nie ma w Moskwie. Siostra Koli zaszywa mu porwane spodnie.
Z kolei odwiedza Kolę przyjaciel Sasza - ma się właśnie żenić, a tymczasem dostał bilet do wojska. Prosi Kolę o interwencję w jego sprawie w WKU - sam jest zbyt nieśmiały.
Sasza bez przerwy wydzwania do narzeczonej Swietłany, upewniając się, że go kocha:
Na ślub potrzebny jest ciemny garnitur, młodzieńcy udają się do GUM-u na zakupy. Tam, w dziale płyt gramofonowych, odwiedzają Alionę, w której od pewnego czasu podkochuje się Kola, ale dopiero teraz nabiera śmiałości, by ją zaczepić.
Kola zaprasza dziewczynę na wesele Saszy, przedstawia jej Wołodię.
Potem Kola z Wołodią idą do pisarza - przyjmuje ich froterujący tam podłogę służący, który podaje się za gospodarza i zaczyna wygłaszać swe sądy i opinie o literaturze - świetny w tej roli Władimir Basow.
Sasza w wyniku pewnych nieporozumień postanawia jednak natychmiast wyjechać do wojska i nigdy się nie żenić, idzie nawet ostrzyc się na łysą pałę.
Pod wieczór zarówno Kola jak i Wołodia - niezależnie od siebie - szukają Aliony:
W trójkę uczestniczą w rozrywkach w Parku Kultury, ale to między Wołodią i dziewczyną rodzi się nieśmiałe uczucie, Kola zostaje odstawiony na bok:
Kolia popisuje się przed Alioną zdolnością hipnotyzowania i taki zahipnotyzowany mężczyzna oskarża potem chłopców o kradzież:
Tymczasem Aliona śledzi prawdziwego przestępcę i doprowadza do jego aresztowania:
Wyjaśniwszy całe nieporozumienie na milicji, nasza trójka udaje się na zapowiedziane wesele Saszy. Tymczasem okazuje się, że Sasza zrobił z siebie głupka, a Swietłana obraziła się i nie odbiera telefonów:
Niedoszli goście weselni tańczą na podwórzu kamienicy :)
Na szczęście Koli udaje się zażegnać kłótnię.
Nadszedł moment odjazdu Wołodii. Młodzi odprowadzają go na stację metra, jadącego na lotnisko, Aliona wsiada w wagon jadący w przeciwną stronę, by wrócić do domu, a Kola - cóż - musi jechać do pracy na kolejną nocną zmianę.
Odchodząc zaczyna podśpiewywać.
Funkcjonariuszka groźnie strofuje Kolę, że krzyczy.
Z pobłażliwym usmiechem Kola wyjaśnia, że tylko śpiewa.
To najsłynniejsza scena z filmu i chyba najbardziej znana radziecka piosenka filmowa.


Бывает все на свете хорошо
В чем дело - сразу не поймешь
А просто летний дождь прошел
Нормальный летний дождь
Мелькнет в толпе
Знакомое лицо
Веселые глаза
А в них бежит
Садовое кольцо
А в них блестит
Садовое кольцо
И летняя гроза
А я иду, шагаю по Москве
И я пройти еще смогу
Соленый Тихий океан
И тундру, и тайгу
Над лодкой белый
Парус распущу
Пока не знаю с кем
А если я по дому загрущу
Под снегом я фиалку отыщу
И вспомню о Москве

A wszystko z lekkością, urodą, wdziękiem, piękny liryczny portret miasta i jego mieszkańców. Wspaniali młodzi aktorzy: Nikita Michałkow w roli Koli, idealnie mu leżącej czy Galina Polskich jako Aliona. Piękna poetycka scena deszczu i dziewczyny idącej boso, wokół której wiruje na rowerze zaciekawiony chłopak.


Na koniec tego przydługiego postu :) pora na życzenia (klikamy na zdjęcie) dla moich szanownych Czytelników.