piątek, 28 lutego 2014

Laurie Lee - Jabłecznik i Rosie

Dawno nic nie było z serii NIKE. A przecież miałam czytać co miesiąc jedną. Tymczasem ostatnia była w październiku. Oto jak schodzą na psy wszelkie postanowienia. No ale co tam, poddajmy się życiu :)

Przystępując do lektury myślałam, że Laurie Lee to kobieta (zwłaszcza, że i tytuł taki bardziej babski), dopiero informacje ze skrzydełek naprowadziły mnie na właściwą drogę :) wtedy sobie przypomniałam, że przecież w jednej z ulubionych książek, Życie wśród dzikusów Shirley Jackson, występuje mały bohater Laurie i że to zdrobnienie od Lawrence. Ech ta pamięć, dobra, ale krótka!

Takim małym Laurie jest w autobiograficznej powieści Lee główny bohater, zarazem narrator. Hołubiony przez matkę i liczne rodzeństwo, przyrodnie i rodzone, spędza dzieciństwo wśród niewiarygodnej przyrody wioski Slad położonej w dolinie. Sceną przeprowadzki, podczas I wojny światowej, rozpoczynają się wspomnienia z tego okresu: matka wynajęła dla siebie i ośmiorga dzieci (dla pięciorga z nich była po prawdzie tylko macochą, "odziedziczyła" je po pierwszym małżeństwie swego męża, który zmajstrował jej z kolei następną trójkę, po czym udał się w szeroki świat, realizować się, jak byśmy dziś powiedzieli) obszerny dom położony na zboczu - gdzie zresztą wiecznym strachem dzieciństwa Lauriego były gwałtowne opady, bo całe błoto wlewało się do kuchni przez drzwi, umieszczone właśnie od górnej strony zbocza, a nie było drzwi w ścianie naprzeciwko, przez które mogłoby się wylać dalej w dół i cała rodzina była sterroryzowana przez matkę, że się potopią :)

Poza tym drobnym mankamentem właściwie miejsce miało same zalety - i tu zachęcam do lektury wszystkich tych, których nie odstręczają opisy przyrody - bo cała powieść jest właściwie hymnem ku czci nieokiełznanej natury, otaczającej wioskę. Życie regulowane jest porami roku i właściwymi im zmianami w przyrodzie, a tytuły rozdziałów, wyraźnie określające, o czym będzie w nich mowa, mogą sugerować bogatą akcję - tymczasem to, co się w książce dzieje, jest też zależne od przyrody, zawieszone w niej i podległe.

Urzekła mnie ta powieść, jak tylko może urzec mieszczucha książka o życiu na wsi, biednym, ale pełnym smaków, kolorów, zapachów... szkoda, że nic więcej tego autora nie przełożono na język polski... z drugiej strony to jego najbardziej znane dzieło, detalicznie zreferowane na angielskiej Wikipedii...

Początek:
i koniec:

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1975, wyd.I, 337 stron
Tytuł oryginalny: Cider with Rosie
Tłumaczyła: Krystyna Tarnowska
Seria NIKE
Z własnej półki (kupione 10 maja 2013 na allegro za 1 zł)
Przeczytałam 27 lutego 2014


NAJNOWSZE NABYTKI
Wreszcie się zdobyłam na Hoesicka! Księgarz i wydawca, popełnił 2-tomowe pamiętniki, mam tylko nadzieję, że oprócz Warszawy, będzie tam sporo Krakowa.
Niestety w paskudnej bibliotecznej oprawie... za to tanio, bo tylko za dychę na allegro.
Oprócz tego na koniec tygodnia bomba!
Kolejne dwie monografie collegiów uniwersyteckich!
Jeszcze nie ma w księgarniach. Tak mi się lapsło, że dostałam świeżutkie, prosto spod prasy :)
Mam ich już pięć i nie wiem, czy czytać, czy czekać, aż zbierze się całość (ma ich być piętnaście)...

środa, 26 lutego 2014

Daria Doncowa - Czort iz tabakierki

Maria Orzeszkowa tak mnie nakręciła swą recenzją z kolejnej Doncowej, że postanowiłam na jakiś czas odłożyć na bok nieco męczącą Marininę i dać się ponieść słowotokowi carycy rosyjskiego ironicznego kryminału. Tym bardziej, że chodziło o nowość - w sensie cyklu poświęconego Wioli Tarakanowej, z którym do tej pory nie miałam do czynienia. Jedynie układając książki na półkach :)
Bowiem oczywiście w moich zbiorach nie mogło zabraknąć kilkunastu tomików, których bohaterką jest ta postać. Jak to dobrze mieć zapasy! Teraz mogę z rozkoszą zagłębiać się w perypetie nowej bohaterki.
Wiola Tarakanowa, w momencie gdy poznaje ją czytelnik pierwszego tomu czyli Diabła z tabakierki, jest trzydziestokilkuletnią starą panną, mieszkającą z przyjaciółką z czasów szkolnych, Tamarą. Życie niespecjalnie im się ułożyło. Wiola została porzucona przez matkę w wieku trzech miesięcy (matka udała się w siną dal, co pozwala przypuszczać, że w którymś z następnych tomów jeszcze się objawi), zaś ojciec to alkoholik. Jak to u ruskich bywa, znalazła się kobieta skłonna zaopiekować się nałogowcem i jego córką, była to ciocia Raisa, która po tajemniczym zniknięciu ojca zastąpiła dziewczynce oboje rodziców. No, niestety, trzeba przyznać, że sama też lubiła wypić i wcześnie zmarła. Tymczasem Wiola zaprzyjaźniła się z koleżanką z ławki Tamarą, pochodzącą z porządnej inteligenckiej rodziny i spędzała z nią większość czasu. Nowi opiekunowie dziewczynki mieli już opracowany dokładny plan dalszego życia dziewcząt, gdy zginęli w wypadku samochodowym. Wioli przyszło przerwać studia i szukać pracy. Dziewczęta zamieszkały razem, chorowita Tamara pracowała w szkolnej świetlicy, a Wiola trudniła się rozmaitymi zajęciami, byle zarobić trochę grosza. W momencie gdy ją poznajemy, wieczorami sprząta w agencji modelek, a popołudniami udziela korepetycji z niemieckiego, który wykuła na blachę, gdy pożyczała od ojca Tamary, często jeżdżącego za granicę, kryminały w tym języku. Bowiem Wiola uwielbia czytać sensacyjne książki - a teraz ma okazję przekonać się, że jeszcze fajniej jest samej prowadzić śledztwo. Otóż wracając którejś nocy do domu spotyka na ulicy dziewczynę ubraną jedynie w luksusową halkę, która najwyraźniej nie wie, co się z nią dzieje. Straciła pamięć. Naturalnie Wiola zabiera ją do domu i postanawia odnaleźć jej krewnych... A że zaraz za chwilę będą trzy trupy - to u Doncowej nikogo nie powinno dziwić :) podobnie jak fakt, że ojciec-już były alkoholik odnajduje się po latach i zajmuje należne mu miejsce w domu córki :)


Akcentów humorystycznych dostarcza sąsiadka bohaterek, samotna matka Ania z małą córeczką Maszą, istnym diabłem wcielonym, który a to wypije szampon, a to wsadzi głowę między pręty balustrady na klatce schodowej i mamasza biegiem pędzi do Wioli i Tamary po ratunek, choć one, będąc starymi pannami, na dzieciach się nie wyznają. W kolejnych tomach trzeba będzie znaleźć inny motyw, bo w życiu bohaterek wiele się zmienia - na plus - obie wychodzą za mąż i przeprowadzają się do większych mieszkań gdzie indziej.
Wesołe jest też samo imię bohaterki, wydaje się, że na gruncie rosyjskim dość egzotyczne, a co gorsza w porównaniu z nazwiskiem (Wiola Karaluchowa), w dodatku istnieje u nich ser o nazwie Wiola i wszystkim się kojarzy... toteż nazywają ją zazwyczaj zdrobniale Wiłka (=widelec) :)

Pierwszy tom z cyklu o Wioli Tarakanowej czytało mi się luksusowo, bowiem wydany on został w twardej okładce i dużym drukiem. Przy drugim już trzeba, niestety, ślipieć...

Początek:
i koniec:

Tak się napaliłam, że z rozpędu zaczęłam podczytywać kolejny tomik z serii:
Siłom i godnościom osobistom powstrzymuję się od całkowitego w niej zagłębienia - najpierw muszę skończyć kolejną pozycję z serii NIKE, zaczętą jeszcze w niedzielę. A i trzecia książka się jednocześnie podczytuje - Historia Wenecji.

Wyd. EKSMO Moskwa 2001, 380 stron
W oryginale: Черт из табакерки
Z własnej półki
Przeczytałam 23 lutego 2014

NAJNOWSZE NABYTKI
Korzystając z cudnej, prawie wiosennej pogody i popołudniowej zmiany w robocie wybrałam się po osobisty odbiór kolejnego cracovianum z allegro:
To monografia (wydana nakładem autora) charakterystycznego dla obecnej dzielnicy, a dawnej wsi Piasek rzemiosła: rzeźnickiego mianowicie. Kiedyś pożyczałam to z biblioteki na Rajskiej, a teraz za 20 zet mam własne.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Gospodarka i budynki Uniwersytetu Jagiellońskiego od XV do XVIII wieku

Taki drobiazg machnęłam. Cała seria była wydawana z okazji rocznicy kopernikowskiej i nazywała się COPERNICANA CRACOVIENSIA, to jest tom szósty, aczkolwiek nazwanie tej publikacji "tomem" wydaje mi się grubo przesadzone, ze względu na nikłe rozmiary.
Książeczka ma dwóch autorów:
Estreicher bardzo skrótowo omawia poszczególne budynki uniwersyteckie, także te już nieistniejące, jak bursy studenckie, natomiast Michalewicz odwala takie ble ble na temat, jak by można napisać historię zarządzania majątkiem uniwersyteckim.
Przeczytałam, bo chciałam coś cienkiego do tramwaju :)

Początek:
i koniec:

Wyd. Państwowe Wydawnictwo Naukowe Kraków 1973, wyd.I, 86 stron
Z własnej półki (kupione na allegro za 6 zł)
Przeczytałam 21 lutego 2014

Na temat budynków UJ powstaje cała seria monografii, której bardzo kibicuję i natychmiast kupuję kolejny tom, gdy wychodzi. Na razie są trzy:
Nie czytam, bo czekam na całość - nie wiem, czy słusznie :)

W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film włoski BOCCACCIO '70, 4-nowelowy, w reż. Luchino Viscontiego, Mario Monicellego, Vittorio De Sica i Federico Felliniego, z 1962 roku
Tu nowela KUSZENIE DOKTORA ANTONIEGO w reż. Federico Felliniego, w całości:


2/ film czeski SZKOŁA PODSTAWOWA (Obecná škola), reż. Jan Svěrák, z 1991 roku
Trailer:


3/ film polski GANGSTERZY I FILANTROPI, reż. Jerzy Hoffman, z 1962 roku, w całości na YT:


No i kontynuuję oglądanie rosyjskiego serialu ZBRODNIA I KARA z 2007 roku (w 8 odcinkach):

piątek, 21 lutego 2014

Giovanni Mosca - Proszę do klasy!

Jedna z ukochanych książek z dzieciństwa mojej córki. A ja jej nie czytałam do tej pory, więc nadrobiłam właśnie zaniedbanie. Autor, Giovanni Mosca, opublikował ją w 1939 roku jako wspomnienia sprzed lat, gdy był nauczycielem w szkole powszechnej.
Lata faszyzmu można dostrzec z drobiazgów:
ale i ze spraw poważniejszych: oto w piątej klasie podczas końcowego egzaminu pojawiają się w tylnych ławkach jakieś wyrośnięte postaci... czterech dorosłych mężczyzn, może ojców dzieciom. Jakież dla nich znaleźć wytłumaczenie, co tutaj robią?
Duce dbał o poziom wykształcenia robotników :)

Nasz narrator jest w czasie, do którego wraca pamięcią, niewiele starszy od swych uczniów - ma zaledwie dwadzieścia lat i to jego pierwsza posada. Dzięki temu, że świetnie pamięta, jak się strzela z procy do much, zaskarbia sobie sympatię i poważanie strasznej piątej ce, ale sza! o tym nie można się wygadać przed dyrektorem! Wszak żaden ze słynnych pedagogów nie wspomina w swoich dziełach o zabijaniu much przez nauczycieli!
Taaaak, nasz pan profesor sam ma jeszcze dziecięcą duszę :) gdy spotka na ulicy po 10 latach swego dawnego ucznia, wywiąże się między nimi taka rozmowa:

Owszem, książka jest sentymentalna, jest wręcz ckliwa - te opisy biedy, ten umierający chłopaczek, ta nieśmiała nauczycielka, która zostanie żoną autora, ten stary profesor Pagliani odchodzący na emeryturę - ale przede wszystkim bije z niej miłość do dzieci, podziw dla ich niczym nie skrępowanej wyobraźni i chęć nie tłamszenia jej "dorosłymi" zasadami i wymogami. Pełna uroku dawnej szkoły - myślę, ze każdy dorosły chętnie wróci do tamtych czasów, kto wie, może nawet uroni łezkę nostalgii za tym, co nie wróci...


Giovanni Mosca (Rzym 1908 - Mediolan 1983) był dziennikarzem i humorystą, rysownikiem i pisarzem włoskim. Współpracował z wieloma gazetami, sam współtworzył wiele znanych włoskich czasopism satyrycznych. W 1936 roku wraz z Guareschim i Vittorio Metzem założył tygodnik Il Bertoldo (było to najpopularniejsze włoskie czasopismo humorystyczne, osiągało nakład 600 tys. egzemplarzy i mało nie kosztowało zesłania dla naszego pisarza, uratował go pewien oficer, jego zapamiętały czytelnik), a w 1945 roku, ponownie z Guareschim Il Candido. Ten nie ustępował popularnością poprzedniej gazecie, a Mosca z Guareschim wymyślili rubrykę Widziane z prawej i Widziane z lewej, gdzie każdy z nich wyrażał swoje poglądy na ten sam temat, doskonale się uzupełniając. Potem Mosca pracował dla Corriere della Sera, gdzie redagował Corriere dei Piccoli (Kurier Dziecięcy). Jego artykuły i karykatury ukazywały się w Corriere d'Informazione i w Il Tempo, również miały charakter sentymentalny i moralizujący, podobnie jak jego twórczość literacka. Opublikował m.in. Storia d'Italia /Historia Włoch w 200 rysunkach (1975) i Storia del mondo /Historia świata w 200 rysunkach (1978). Tłumaczył też na włoski autorów łacińskich, choćby Horacego. Miał czterech synów, trzej z nich również zostali dziennikarzami.
Giovanni Mosca z synami:

Jako autor satyryczny Guareschi miał w Polsce więcej szczęścia, znamy go chyba wszyscy. Tymczasem jedyną chyba opublikowaną u nas książką Giovanniego Mosca jest Proszę do klasy! Być może zresztą tłumaczka, bardzo zasłużona pani Zofia Ernstowa, wybrała to, co z twórczości autora było najlepsze czy choćby najbardziej uniwersalne.
W Encyklopedii Treccani znalazłam anegdotkę opowiadającą, jak Mosca został "drukowanym" rysownikiem. Dodajmy, że nieświadomym. Było to w roku 1924. Właśnie odnaleziono ciało Giacomo Matteottiego, porwanego dwa miesiące wcześniej i zamordowanego przez faszystów (mówiło się, że sam Mussolini maczał w tym place). Włochy były zszokowane. Poruszony Mosca, zaledwie 16-letni, narysował wielkiego psa policyjnego, który ciągnie karabiniera do miejsca, gdzie ukryto ciało i dodał napis «Mussolini, cave canem!», po czym przyczepił rysunek do figury Pasquino (jedna z tzw. "mówiących figur" rzymskich, na których zawieszano satyryczne teksty - stąd słowo "paszkwil"), gdzie ten wisiał przez tydzień. Zobaczył go rysownik z antyfaszystowskiej gazety Il becco giallo i opublikował na pierwszej stronie. Dumny z siebie Mosca zaniósł dziennik ojcu, który, póki był nieświadom autorstwa syna, podziwiał odważnego rysownika, ale potem podarł gazetę i rozkazał synowi nigdy nie zajmować się polityką :)

Rozpisałam się o autorze, bowiem nic o nim w polskim internecie nie znalazłam, więc chciałam zapełnić tę lukę ;)


Różne okładki tej samej książki we włoskim wydaniu:
Jak widać, polskie wydanie było wzorowane na powyższej okładce. Niestety brak informacji na temat autora ilustracji, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi zdają się wskazywać na samego pisarza.

Najukochańszy cytat mojej córki:

Jak uczeń wyobraża sobie króla. Ponieważ w jego domu nie słyszeli nawet o fotelu czy kanapie, tron widzi jako stos krzeseł nałożonych jedno na drugie :)


Przedmowa:
Początek:
i koniec:


Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1958, wyd.I, 169 stron
Tytuł oryginalny: Ricordi di scuola czyli Szkolne wspomnienia
Tłumaczyła: Zofia Ernstowa
Z własnej półki (kupione kiedyś z drugiej ręki za złotówkę)
Przeczytałam 20 lutego 2014


Miesięcznik KRAKÓW
Lutowy numer nieco mnie rozczarował, nie znalazłam tam zbyt wiele dla siebie.
Kontynuacja tekstu Rogóża o Wawelu, znakomicie ilustrowana:
Artykuł o Adrianie Baranieckim:
Wspomnienie o Wojciechu Kilarze:
I skreślona sylwetka Walerego Eliasza Radzikowskiego:
I to by było na tyle...

środa, 19 lutego 2014

Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara

Powieść w sześciu częściach z epilogiem
Bardzo zacny kryminał. Z gatunku tych, w których od razu wiemy KTO ZABIŁ, tylko nie wiemy, czy się sprawa rypnie czyli wyda :)
Miejsce akcji: Petersburg. Czas akcji: dwa tygodnie lipca 1865 roku.
Były student prawa, Rodion Raskolnikow (przerwał studia, bo nie miał na czesne; co prawda dostawał jakieś pieniądze, które matka z siostrą gdzieś w odległej guberni odejmowały sobie od ust, ale było tego mało, a w pewnym momencie wskutek filozoficznych przemyśleń odechciało mu się dorabiać choćby i korepetycjami) najpierw pisze artykuł, w którym dzieli ludzi na dwie kategorie: motłoch (ludzi słabych, zdolnych jedynie do wykonywania poleceń, życia szaro i zwyczajnie) i klasę Napoleonów (ludzi silnych, ci nie muszą przestrzegać praw moralnych, a wręcz muszą przelewać ludzką krew, jeśli to jest niezbędne do realizacji zamierzonych planów). Potem zabiera się za wcielanie w życie tej idei, wychodząc z założenia, że on należy do kategorii ludzi silnych, Napoleonów. Właściwie jednak chce sprawdzić, czy nim jest. Poznaje staruchę-lichwiarkę, opracowuje plan jej zamordowania za pomocą siekiery i realizuje go w mniej lub bardziej udany sposób. Zaciera ślady zbrodni, a zrabowane kosztowności ukrywa gdzieś pod kamieniem na pustym placu. Wydawałoby się zbrodnia doskonała... a jednak nie. Raskolnikow wpada w chorobę, majaczenia, prawie obłęd, zadręcza się przeczuciem kary, jaka go czeka, no i oczywiście sam się podkłada śledczemu - też niczego sobie postać, ten Porfiry Pietrowicz, który toczy z Raskolnikowem grę.

W ogóle ciekawych postaci tam masa: bo i matka z siostrą, i ta siostra Dunieczka, która odrzuciła zaloty żonatego Swidrygajłowa i sam prześwietny Swidrygajłow, o którym do pewnego momentu sami nie wiemy, co myśleć, a który jawi się takim pendant do postaci samego Raskolnikowa, obaj wszakże zabójcy; tylko jeden kończy samobójczą śmiercią, a drugi po odbyciu ośmiu lat katorgi zyskuje miłość Soni. I ta Sonia Marmieładowa i jej macocha Katarzyna Iwanowna, jakież to pełnokrwiste typy (Sonia trochę za idealna). Scena stypy to majstersztyk. Ciekawam tej ekranizacji z 1969 roku, która na mnie czeka. A nawet znalazłam w swoich przebogatych :) zasobach 8-odcinkowy serial z 2007 roku. Moi drodzy czytelnicy, informuję, że mam na stanie na dziś równiutko 1500 filmów rosyjskich i radzieckich. Zakładając, że oglądam jeden na tydzień, zajmie mi to 29 lat :) ale już tylko cztery lata, jak znajdę się na emeryturze i będę oglądać codziennie jeden :) naturalnie statystykę psuje mnóstwo seriali, dwa z nich mają po 255 odcinków :) Kolekcja wzrasta z każdym dniem - cóż, każdy ma jakiegoś mola, co go gryzie, ja mam ruskie filmy!

Wracając do Zbrodni i kary, przez cały czas kibicujemy głównemu bohaterowi, zamartwiamy się jego "niedyspozycją", ściskamy kciuki za powodzenie, krzyczymy "Jezus Maria!", gdy widzimy, jak głupio się podkłada, jak lezie na miejsce zbrodni, jak na samym początku śledztwa mdleje, gdy słyszy rozmowę na ten temat, ech! I dlaczego właściwie tak za nim jesteśmy? Niesympatyczny to człowiek i teoria jego napoleońska też nam się przecież nie podoba. Zresztą Raskolnikow raz mówi, że chciał się sprawdzić jako silny człowiek, a innym razem, że chciał pomóc matce i siostrze, a sam okupić późniejszymi dobrymi uczynkami swój czyn. Czyżbyśmy rzeczywiście uważali, że padł on ofiarą swych czasów, jak ten Pierre François Lacenaire, student-morderca, który miał być wzorem dla postaci Raskolnikowa, o czym można przeczytać na Wikipedii?

W mądrej książce przeczytałam, że Raskolnikow kreowany

Cóż, ja bym tak inteligentnie napisać nie umiała :)
za to znalazłam cytat dla siebie:
Zawsze tak uważałam i dlatego pierwszą rzeczą, za jaką się zabrałam w nowym mieszkaniu, było burzenie ścian i likwidacja klitek :) Powietrza! Oddechu! Mehr licht!


Początek:
i koniec:
I jeszcze koniec epilogu:


Wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1955, wyd.I, 548 stron
Tytuł oryginalny: Priestuplienije i nakazanije /Преступле́ние и наказа́ние
Tłumaczył: Czesław Jastrzębiec-Kozłowski
Z własnej półki (kupił jeszcze Ojczasty)
Przeczytałam 18 lutego 2014


NAJNOWSZE NABYTKI
Oczywiście allegro. Chodziło o to:
czyli epizod z czasu II wojny światowej. Monte to więzienie na Montelupich. Jednym słowem: cracovianum.
A przy okazji wzięte za 5 zł i to:
(może nawet obejrzę te wszystkie stare radzieckie filmy, o których tu piszą)
oraz za 2 zł to:

Też z allegro, ale z odbiorem osobistym czyli bez kosztu przesyłki, obie po 15 zł, nowiutkie, książki Bogny Wernichowskiej: